środa, lutego 11, 2015

Jałta - wyrok na Polsce...

"Nie znaleźlibyśmy gorszego miejsca, gdybyśmy dziesięć lat szukali" - taką opinię o miejscu drugiej konferencji Wielkiej Trójki wyraził premier Wielkiej Brytanii, sir Winston Churchill w liście do prezydenta U.S.A. Franklina D. Roosevelta. Pluskwy nie tylko nadajęły ciału syna Albionu, ale... te techniczne czujnie śledziły każdy szmer w pokojach zaproszonych gości. O pamiętnym kongresie wiedeńskim (1814-1815) mówiono, że ściany miały uszy. Permanentna inwigilacja oplotła Anglików i Amerykanów z nakazu nowego moskiewskiego imperatora, Józefa Stalina. Czy mieli tego świadomość 70. lat temu? Świetnie ujął to w popularnym rysie dziejów dyplomacji "Za zamkniętymi drzwiami. Kulisy II wojny światowej" Laurence Ress: "Dla wielu konferencja w Jałcie stalą się symbolem brudnych interesów załatwianych pod koniec wojny. Układów, które okryły hańbą głównych uczestników skądinąd szlachetnej walki z nazistami".

Churchill + Roosevelt+Stalin
Członek brytyjskiej misji wojskowej Hugh Lunghi (na zdjęciu obok) pozostawił nam opis prezydenta U.S.A., który nie pozostawia żadnych wątpliwości, co do jego kondycji fizycznej w jakiej był w lutym 1945 r.: "...przypuszczam, iż dla Churchilla nie było taką niespodzianką, jaką było dla mnie i wszystkich innych, którzy wcześniej nie widzieli Roosevelta - zobaczyć tę wymizerowaną, bardzo chudą postać z czarna peleryną przewieszona przez ramię (...) i w filcowym kapeluszu przesuniętym do przodu. Jego twarz była w kolorze żółtego wosku, bardzo wykrzywiona. Przez dłuższy czas siedział z otwartymi ustami i patrzył przed siebie. Był to duży szok". 
Obraz gospodarza jawi się w zupełnie innych barwach. Lunghi zanotował: "Stalin był ożywiony (...).  Uśmiechał się, był jowialny wobec wszystkich. Mam tu na myśli naprawdę wszystkich, nawet personel niższego szczebla, jak ja. Podczas bankietów żartował więcej niż wcześniej". 
Bardzo trudno jednoznacznie ocenić Winstona Churchilla. Chwilami, choć to może ryzykowne, porównać go można do... Napoleona. Realizował politykę brytyjską i musiał liczyć się z brutalnymi faktami. Że sam stwarzał sytuacje, które pozwoliły na wyklucie się demona i utratę wpływu na środkową Europę Anglo-Sasów? Ale gdybym miał uczciwie odpowiedzieć na pytanie "kto w Jałcie obstawał w obronie Polski wobec zaborczości Stalina?", to musiałbym powiedzieć: "sir Winston!" Pokrętność jego polityki odczytamy w sprzecznych wypowiedziach, aż nie można pojąć, iż wypowiedziały je jedne i te same usta: "Wielka Brytania nie jest osobiście zainteresowana Polską". Straszny zgrzyt w naszych uszach, prawda? A potem dodaje: "Jej zainteresowanie jest wyłącznie natury honorowej, albowiem dobyliśmy miecza w jej obronie po brutalnym ataku Hitlera. Nigdy nie mógłbym być zadowolony z takiego rozwiązania, które nie czyniłoby z Polski państwa wolnego i niepodległego". Nie rozumiem! Nie rozumiem - czy premier Wielkiej Brytanii był tak naiwny czy tak cynicznie wyrachowany? W końcu oddawano Stalinowi nie tylko Polskę. Jak potem mógł wylewać krokodyle łzy w Fulton, kiedy mówił m. in.: "Warszawa, Berlin, Praga, Wiedeń, Budapeszt, Belgrad, Bukareszt i Sofia, wszystkie te miasta i wszyscy ich mieszkańcy leżą w czymś, co trzeba nazwać strefą sowiecką, są one wszystkie poddane, w takiej czy innej formie, wpływowi sowieckiemu, ale także – w wysokiej i rosnącej mierze – kontroli ze strony Moskwy". Niby kto takie prezenty dał gruzińskiej bestii? Krasnoludki?

Churchill & Stalin
Chyba jednak Churchill miał wątpliwości, co do "szczerości" tego jak rozgrywano nad Wisłą "polską kartę", skoro odważył się powątpiewać w działalność komunistycznego P.K.W.N.: "...rządy brytyjski i sowiecki posiadają w Polsce różne źródła informacji i otrzymują różne fakty. Być może się mylimy, ale nie uważam, aby rząd lubelski reprezentował choćby jedną trzecią narodu polskiego". Wiedział doskonale jakie "porządki" zaprowadzali siepacze N.K.W.D. / Н.К.В.Д. i jego polscy pomagierzy... Myśl kończył stwierdzeniem: "...nie uważam, aby rząd lubelski miał jakiekolwiek prawo reprezentowania narodu polskiego".  Ciekaw jestem, jak zareagował Stalin na list, który wysłał don Churchill, w którym m. in. kwestionował uznanie "rządu lubelskiego w jego obecnym kształcie", ba! wysunął propozycję sprowadzenia do Jałty przedstawicieli obu polskich "opcji"

Franklin Delano Roosevelt
Wkrótce Churchill zdobył się na publiczne wypowiedzenie takiej opinii: "Mamy 150-tysięczną armię Polaków, którzy dzielnie walczyli. Ta armia nie pogodzi się z Lublinem. Będzie postrzegać przeniesienie naszego uznania jako zdradę". Stalin kreślił optymistyczny obraz metamorfozy uczuć Polaków wobec Sowietów: "Polacy nie lubią Rosji od wielu lat, ponieważ uczestniczyła ona w trzech rozbiorach Polski. Postępy Armii Czerwonej i wyzwolenie Polski od Hitlera całkowicie zmieniło ten stosunek. Stare urazy zupełnie zniknęły (...)". Chciałoby się szepnąć w ucho moskiewskiego dyktatora: nigdy nie zniknęły!... To wmawianie Anglo-Sasom, że "wujek Joe" gwarantował w nowej Polsce wolne i demokratyczne wybory, było naprawdę dziwnym stanem wiary panów R. i Ch. Swoje zachowanie ten pierwszy skwitował w prywatnej rozmowie tak: "Wiem, Bill [tj. admirał William Daniel Leahy - przyp. K.N.] ale to jest najlepsze, co mogę zrobić dla Polski w tej chwili". Co zrobił "kaleki Demokrata"? Biernie potakiwał Stalinowi. Jeśli miałbym kogoś obarczać odpowiedzialnością oddania Polski w pazury zachłannego, krwawego gruzińskiego bandyty, to byłby nim ON! Ze smutkiem czyta się tegoż wypowiedzi: "Wiekszość Polaków, podobnie jak Chińczyków, chce zachować twarz. (...) Nie składam ostatecznego oświadczenia ale mam nadzieję, że marszałek Stalin może wykonać pewien gest w tym kierunku". 

Charlesa McMoran
Stalin musiał w duchu rżeć z naiwności Aliantów, skoro jeden z dyplomatów brytyjskich, a zarazem lekarz Churchilla,  Alexander George Montagu Cadogan był zdania: "W szczególności Józek jest wyjątkowo dobry. On jest  wielkim człowiekiem, robiącym bardzo duże wrażenie na tle pozostałych dwóch starzejących się mężów stanu". Raczej podpisałbym się pod słowami  innego Brytyjczyka, Charlesa McMorana Wilsona, pierwszego barona Morana - ten przynajmniej nie miał złudzeń: "Było jasne w Moskwie zeszłego października, iż Stalin miał zamiar uczynić z Polski kozacką forpocztę Rosji, i jestem pewien, że nie zmienił swoich zamiarów w tej kwestii". Dlaczego takiego realizmu w ocenie sojusznika-przeciwnika* (niepotrzebne skreślić) zabrakło panom R & Ch.? Przecież Moran wspominał i takie momenty: "Kiedy premier zaczyna mówić o Polakach, wiem, co się zbliża. Mógłbym mu suflować, gdyby zająknął się w swoim przemówieniu".
Na pewno sir Winston Churchill nie zyskiwał w oczach potomnych dzięki swej wypowiedzi o... aneksji przez nową Polskę ziem niemieckich, które Stalin pojmował jako rekompensatę za utracone przez Rzeczpospolitą Kresy: "...szkoda byłoby karmić polską gęś taką ilością niemieckiego jadła, mogłoby wywołać u niej niestrawność". Prawdziwy, polityczny cynizm pojawił się w rozmowie tegoż z generałem Władysławem Andersem. Jak dowódca 2 Korpusu Polskiego udźwignął zniewagę słów: "Mamy dzisiaj wystarczająco dużo wojska. Nie potrzebujemy waszej pomocy. Możecie zabrać swoje dywizje. Poradzimy sobie bez nich". 

Generał dywizji Władysław Anders
Jacek Kaczmarski dał nam taką poetycką, w całości cytowałem ostatnio,  ocenę Jałty:

Nie miejcie żalu do Churchilla,
Nie on wszak za tym wszystkim stał,
Wszak po to tylko był Triumwirat
By Stalin dostał to, co chciał.
Komu zależy na pokoju,
Ten zawsze cofnie się przed gwałtem -
Wygra, kto się nie boi wojen,
I tak rozumieć trzeba Jałtę.


70. lat temu, między 4 a 11 lutego 1945 r.,  wydano wyrok na Polskę. Triumfował naprawdę tylko jeden - ON - Stalin. Panowie R. & Ch. zawiedli na całej linii... Stojący nad grobem prezydent U.S.A. nie miał moralnego prawa decydować o losach innych narodów, skoro był smutnym odbiciem samego siebie... Premier G. B. dał za wygraną. Szkoda, że kosztem m. in. Polski. Pozostał niesmak. Na to wszystko nakłada się cyniczny uśmiech Stalina...

*      *      *


"Chcemy (...) wolnej i niepodległej Polski. Stalin obiecał nam to wcześniej, ale teraz nie wywiązuje się z tej obietnicy. Jeśli nie będziemy mogli dostać wolnej i niepodległej Polski, ucierpi na tym nasza przyszła współpraca z nim, bez względu na to, czy będziemy ją podtrzymywać czy nie".

Anthony Eden
- minister spraw zagranicznych G. B. 
(28 stycznia 1945 r.)

2 komentarze:

  1. Smutno się to czyta sir Narocz. Rzygać się chce na to, co z nami zrobili ci S, Ch i R. Taki widać los maluczkich i nieobecnych. Tym bardziej trzeba powstrzymać tego bandytę z KGB, co wykrwawia Ukrainę. Rus pozostanie groźnym Miszą dopóki nie padnie! Jeden Karol XII umiał bić tą azjatycka hołotę! Ich miejsce nad Bajkałem, w jurcie, z kumysem - kobyli pomiot!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo radykalna myśl. Trudno jednak nie zastanawiać się nad nią...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.