środa, grudnia 31, 2014

Sweet heart - gorzki smak zwycięstwa?...

Zamknąłem ostatecznie mój drugi blog!
To i owo warto chyba, choć łamie to konwencję tego pisania, tutaj wrzucić. Dziś Sylwester, Nowy Rok więc tym bardziej opowieść, którą zrodziła pewna ilustracja będzie na miejscu. W końcu koniec roku, początek nowego, to dobra okazja wszelkich rozliczeń?
*     *    *
Zabiłam Roba Logana.
Prawda, jakie to banalne? Grał przed chwilą na swej zdezelowanej gitarze, a teraz leży tam! O! Nieledwie, jak szmata rzucona bezładnie. Po prostu trup! Sama tego dokonałam! Tak, jestem z tego powodu dumna. Jednego parszywego bydlaka mniej!

Nie żal mi? Chyba tylko czasu, który odwlekał tą chwile. Zawsze była jakaś wymówka. A, to zakupy "U Dicka", a to urodziny jego matki... a to... Ciągle coś! A starczyło tylko pociągnąć za cyngiel tego diabelskiego rewolweru.
Ile razy wywijał mi nim przed oczyma? Straszył, że się zastrzeli... że mi zrobi dziurę w czaszce... że wyśle nas razem do piekła... Teraz sam tam się juz smaży! Trochę poczeka nim tam do niego trafię. Bo przecież śledztwo, proces, apelacja - jedna, druga... Potem miesiące w celi śmierci. Nie zdziwię się, jeśli znajdzie się jakaś nawiedzona idiotka, która pchnie pod mury stanowego więzienia tłumy, aby protestowały, aby nie zabijali Nancy Garnet!
Proste. Dlaczego dziś? Proste, bo nie jutro. On wybierał tą krwistą sukienkę. Kosztowała swoje. Ale przecież byłam jego butonierką, z którą obnosił się, jak z zabawką. Tylko, że sprężynka pękła i mechanizm rozsypał i Nancy zabiła Roba. Tak bardzo lubił, kiedy ją ubierałam.
Jak on żałośnie wygląda takie wykrwawiający się nic. Roztrzaskany mózg już nie wymyśli kolejnego świństwa, szwindlu, wredności i pospolitego chamstwa. Jego zwiotczałe ciało nie nadaje się psom na budę. A takie było gorące, wciąż nie nasycone i w każdej chwili gotowe. Nie włada już nim. Nawet nie wie, że już rozpoczął się rozkład!
Miałam ochotę zrobić to jeszcze nim skończyłam z tym robaczywym życiem. Ale, kiedy pomyślałem, jak będzie pakował we mnie swoją niepohamowaną energię dostałam nieomal torsji! Zbrzydło mi to, co on nazywał "szaleństwem chwili". Takiej chwili nie spodziewał się.
Próbował się bronić? Wzrok mu najpierw zmętniał, potem było w nim niedowierzanie, by przejść w nagłą histerię? On przestraszył się śmierci? Taki heros! Pan życia i śmierci? Miał tylko pudło swej gitary. Jak miał się nim osłonić?! Wyrzucał z siebie rwane słowa. Ale dla mnie to były pozbawione sensu samogłoski i spółgłoski. Pociągnęłam za spust! Raz, dwa!... Po wszystkim.
Zanim upadł oddałam jeszcze trzy strzały. Każdy był niczym gwóźdź wbijany do trumny! Chyba to zrozumiał. Bo po pierwszym strzale w tych jego ciemnych oczach był już tylko strach. Przy trzecim gasł. Najwyższy czas!...
Zabiłam Roba Logana!
Kto prawdziwie zapłacze nad jego trumną? Żona? Matka? Kochanka? Któreś z jego bękartciątek? Możliwe, że grabarz. Zawsze marudził o kremacji. No to będzie przesypywał się w kamiennej lub hebanowej urnie. Na wieki wieków - amen! Roba nikt naprawdę nie kochał. Za to wszyscy się bali. No to owi wszyscy teraz odetchną z ulgą. Ale tylko do czasu, kiedy nie pojawi się jakiś inny John, Diego, Bill czy Henry. Imię tu nie gra roli. Skorupa jest ta sama. 
Nie wiem jeszcze czy sama mam zadzwonić po gliny, czy zrobił to już za mnie usłużny sąsiad. Te dewoty z piętra niżej odróżniają chyba wystrzał z rewolweru od huku z rury wydechowej auta? Zawsze wścibskie, zawsze czujne... To pewnie teraz też staną na wysokości zadania. Tylko, że nie słyszę syren policyjnych wozów. Stare, pokręcone baby! Je też należałoby powystrzelać. Nie wiadomo kto z nich gorszy - one? czy on? 
Nie chcę współczucia. Nie liczę na wyrozumiałość ławy przysięgłych. Wybiorą jakichś przypadkowych durniów i będą ferować wyrok? Jakich czarów użyje adwokat, aby ratować mnie przed szubienicą? Też bym go zastrzeliła. Dawać wolność morderczyni? robić z niej idiotkę? niepoczytalne dziwadło, które staje się mięsem podrzędnej prasy?!
Nie czuję skruchy! Bo niby dlaczego? Że zabiłam człowieka? On samym swym życiem urągał człowieczeństwu. Ilu on miał na sumieniu? Wiem, to mnie nie usprawiedliwia i nie uszlachetnia. Zrobiłam dobrze! I tego będę się trzymać. Nawet, kiedy stanę przed Bogiem. Jeśli stanę przed Bogiem? Ciekawe, że pozwolił na kolejną zbrodnię? Co on wyprawia?!...
Chyba będzie padało. Deszcz? Deszcz ze śniegiem? A może najprawdziwszy śnieg? Wszystko mi jedno.
Chyba zdążę jeszcze wypić jedną kawę? Może okazji już więcej nie będzie. I dobry drink! Mocny! Taki, co zwala z nóg i wtedy nimfetki są łatwiejsze i przystępniejsze...
Jestem skończona. Ciągu dalszego nie będzie! Nie mam prawa do tego, aby było. Sama je sobie odebrałam. Nie, niczego nie żałuję. To musiało mieć taki finał. Że trąci szmirą i melodramatem? Mam to w nosie!
Pięć lat złudzeń? I co mi to dało? Jego? Sam przyznał, że gdyby  Martha kiwnęła palcem, to poszedłby za nią w ogień. To czym ja byłam dla niego, przy nim? Zapełnieniem pustki?! Czy mogłam tylko odgrywać rolę dodatkowego mebla?! Co z tego, że przepraszał za to głupie wyznanie... Tak, całował po rękach, ba! chciał obrócić w żart. Ale ja widziałam jego oczy, kiedy mówił "Martha...". One jeszcze płonęły. Może nie pożądaniem, ale... To było jeszcze gorsze: żalem za utraconym rajem. Może, to zabrzmi nieprawdziwie, ale nie wiedziałam o jej istnieniu. Teraz wiem.
Nie uwierzyłbyś, ale w radio śpiewa Patti Page.Nigdy nie rozumiałam dlaczego słuchasz takich staroci? Anita O'Day, to dobre dla babć. Zamiast Madony lub Shakiry, to ty mnie katowałeś tymi zapleśnieniami muzycznymi?! To była złośliwość? A może kolejna twoja podłość? Nie, ty naprawdę to lubiłeś. Zbierałeś płyty! A teraz, co? Śmietnik lub garażowa wyprzedaż! A może rozbiję ten cały winylowy chłam! Czy ja dobrze słyszę? "The Tennessee Waltz"! Nie mogę się mylić Rob! Przecież ty byłeś z Tennessee. Zrobić głośniej?! Jak w XXI w. można słuchać Doris Day? Wiedziałeś, że ona nazywała się... Kappelhoff? Nie lubiłeś Niemców. Zresztą niby kogo ty lubiłeś? O! Dean Martin? To jakieś pośmiertne życzenie? Dla Rity Hayworth dałbyś się pokroić w plasterki!... Jaki ty byłeś głupi.
Przecież to niemożliwe, że zrobiłeś sobie tatuaż z nutami do "Moon River". Taki śmieć?! Czy ty choć  w życiu przeczytałeś jedną książkę?! Myślałeś, że Steinbeck to model "Chevroleta". Już za to należało wpakować ci cały magazynek w ten głupi, irlandzki łeb!
Co mi teraz powiesz kochanie? Milczysz?! Pięć lat! Kolejna strata czasu? Czy moje życie naprawdę jest do niczego? Muszą mnie otaczać takie palanty, jak ty? Logan! byłeś skończonym durniem, że przy mnie wymieniłeś to imię na "M". A może to jej należało wpakować kilka kul?! Tylko gdzie miałabym szukać ten twój niezapomniany obraz pożądania? Nawet nie wiem jak się nazywała i kim była. Brunetka? Szatynka? Bo blondynek nie lubiłeś! A może ci się odmienił gust? Jak na widok tej Szwedki... A może była ruda? Jaka ja byłam głupia.
Zabiłam Roba Logana.

6 komentarzy:

  1. Na Nowy Rok dobry pomysł. Masz pomysły pozahistoryczne.Podoba mi się. Pozdrawiam na 2015 r. Czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrawiam serdecznie z Bydgoszczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na marginesie ciekawy tytuł odnajduję "Medyceusze...." Paula Stratherna, to lektura dla mnie, czy będzie kilka słów od autora "książkowego okna" na temat prezentowanego tytułu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się. Wiesz, że uwielbiam włoski renesans. Medyceusze, Sforza, Visconti to moja bajka.

      Usuń
  4. Wracam tu raz jeszcze, żeby powiedzieć, że za sprawą Twojego opowiadania i przywołanych w nim nazwisk artystów lat pięćdziesiątych Ameryki, przesłuchałam na Youtube z przyjemnością Anitę O'Day, parę razy Patti Page i Doris Day, przyjemna to muzyka dla mojego ucha, podobnie, jak dla Roba Logana i może nie był on takim durniem i palantem, jak uważała Nancy Garnet?

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne podsumowanie. Kiedy będzie można na Twoim blogu poczytać Twoje peregrynacyjne opowieści...

    OdpowiedzUsuń