niedziela, grudnia 14, 2014

Przeczytania... (23) Dariusz Zaborek "Czesałam ciepłe króliki. Rzomowa z Alicją Gawlikowska-Świerczyńską" (Wydawnictwo CZARNE)

Zbliża się Boże Narodzenie... Chciałbym z czytelniczym czystym sumieniem zaproponować wyjątkowy prezent: książkę. Ostrzegam to będzie podróż w czasie, która nie wszystkim się spodoba, ale też chyba nikogo nie pozostawi obojętnym. Sięgacie po nią na własną odpowiedzialność...
Na naszych oczach odchodzi pokolenie pamiętające II wojną światową. Więcej: uczestników tego ponurego okresu. Jeżeli zaraz nie zapytamy seniora rodu jak to było, to jutro okaże się, że jest już za późno. Z iloma pytaniami pozostaliśmy po odejściu naszych bliskich? Mamy dorzucać kolejne? Tym bardziej z zaciekawieniem powinniśmy przyjąć inicjatywę Wydawnictwa CZARNE. Mam przed sobą książkę naprawdę wyjątkową. Piszę to z historyczną odpowiedzialnością. "CZESAŁAM CIEPŁE KRÓLIKI. ROZMOWA Z ALICJA GAWLIKOWSKĄ-ŚWIERCZYŃSKĄ" autorstwa Dariusza Zaborka - to popularny w formie wywiad-rzeka. Kim jest pani Alicja Gawlikowska-Świerczyńska? Krótka notka biograficzna jest na okładce: "... urodziła się w 1921 roku w Warszawie. [...] Gdy miała osiemnaście lat - wybuchła wojna. Działała w konspiracji. Po wpadce trafiła [...] do więzienia na Pawiaku, a potem na cztery lata do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück".

Zapewne wielu z potencjalnych Czytelników to książka zaskoczy. Może zamiesza w mózgu? Może wywróci do góry nogami wyobrażenia o martyrologii? Jednego proszę się nie spodziewać: patosu! umartwiania! rozpaczy nad okrutnym losem! Bardzo szybko autorka wspomnień (numer obozowy 7805) wpędzi nas w stan... zakłopotania? Dlatego pozwoliłem sobie napisać o wyjątkowości tej książki. Bo i mnie wypowiedzi pani Alicji Gawlikowskiej-Świerczyńskiej wprawiały w stan osłupienia! I zastanowienia. Tak, ale nie nad losem nastolatki rzuconej za obozowe druty. Zachodzę w głowę: jaką historię znamy? Czy to, co nam wkładano do głów przez lata, to jakiś szablon, wymysł, nieścisłości? Ktoś powie: głos jednej z milionów? Warto jednak go wysłuchać. I skonfrontować z naszym wyobrażeniem (czy w ogóle można TO sobie wyobrazić?), obrazem utrwalonym przez literaturę i film.
Nie uwierzę, że nie zaskoczą Was takie zdania: "A ja pamiętam, jakie żarty sobie robiłyśmy w Ravensbrück. Krematorium pracowało non stop, w całym obozie był dym i śmierdziało palonymi kośćmi, a my mówiłyśmy, że z tej bedzie popiołek biały, a z tamtej niebieski, bo ma błękitną krew". Jeżeli komuś ten język przeżyć nie dopowiada, to niech odkłada książkę. Bo mnie zaintrygował! bo mnie wciągnął. Pójdę dalej, bo ja... znam takie podejście do obozowych wspomnień kogoś, kto przeżył Auschwitz i na jednym bloku leżał z  Tadkiem Borowskim. 
Jak nie ulec takiej życiowej mądrości: "Odpychać od siebie złe odczucia psychiczne i fizyczne. W każdej sytuacji znajdować moment świadczący o tym, że jest nadzieja, że ludzie nie są tacy źli". Jeżeli chcielibyśmy (o ile to w ogóle możliwe?) zrozumieć, jak można było... polubić obóz koncentracyjny?! Słuchający tych relacji (zresztą mój rówieśnik) tez osłupiał! Usłyszał swoiste oświadczenie rozbrajającej szczerości: "Uważałam, że trzeba dostosować się do obozowego życia. To umiejętność, gimnastyka życiowa". Skąd takie podejście do obozowej gehenny? Czy myślicie, że w ogóle usłyszycie termin "gehenna"? To będzie kolejna wyjątkowość tej niesamowitej lektury. Zapewniam.
Bo pani Alicja Gawlikowska-Świerczyńska nie uprawia wspomnieniowego umartwiania się. Nie nosi pamiątkowych chust w barwach pasiaka. Rzekłbym, że bardzo ostro rozprawia się z taki uzewnętrznianiem swej przynależności? Proszę posłuchać: "Chustki obozowe były białe albo kremowe, zwykła cienka szmatka, bez żadnych pasków. Ale one tak to sobie komponują, żeby było skojarzenie z obozem. Gdy mnie pytają: «Chcesz chustkę?», to ja mówię: «Nie! W życiu! Po co mi ta chustka?!»". Wręcz zarzuca swoim koleżankom-więźniarkom (głównie tym z... powstania warszawskiego): "One lubią używać reliktów obozowych i stroją się w chustki w paski. Nie odzywam się, nie chcę ranić ich uczuć, każda ma swoje hobby, ale patrzę na to ze zdziwieniem".
Ravensbrück jawi się początkowo jako miejsce nieomalże normalne? "Początkowo warunki jak na obóz były luksusowe. Miałyśmy pościel: prześcieradła, koce, poszwy, poduszeczki, każda miała sztućce, miski nie z metalu, a z tworzywa". Poziom poddenerwowania czytelnika wzrasta? Chwilami naprawdę zachodzimy w głowę czy aby na pewno czytamy o Konzentrationslager Ravensbrück. Czy to może jakieś letnisko? Niech nas to nie zwiedzie. Będzie cierpienie, pot, śmierć! 
Skąd wziął się zaskakujący tytuł tej Książki? Odpowiedź nie każe na siebie długo czekać: "Czesałam króliki. Szorowałam klatki. Karmiłam. A króliki były ciepłe. Trzymałam je i mnie gryzły". 
Bardzo ciepło wspomina główną dozorczynię obozu z lat 1941-43 Johannę Langefeld. Sama nie potrafi wyjaśnić dlaczego faworyzowała polskie więźniarki, obsadzała nimi różne funkcje? Nie dość na tym, po wojnie, kiedy odbywał się jej proces w Polsce, to Polki broniły jej! Mało tego, kiedy uciekła z przepustki, to eks-więźniarki zorganizowały na kilka lat jej kryjówkę, przerzuciły później na Zachód!
W książce znajdziemy bardzo krytyczne uwagi na temat współwięźniarek innych narodowości! Ciekaw byłbym reakcji Francuzów. Ale i tych Polek, które znalazły się w Ravensbrück po upadku powstania warszawskiego. Znajdziemy opis Czeszek, Norweżek, Holenderek, Rosjanek, Ukrainek czy Cyganek. Zwracam uwagę na relacje, jakie dzieliły "polskie" Ukrainki od swych "sowieckich" pobratymczek? Zastanawiająca różnica?... 


Zaskoczyć może nas na pewno opis relacji lesbijskich. Metamorfoza i uzewnętrznianie swoich preferencji. Tak wspomina  pani Alicja Gawlikowska-Świerczyńska jak zmieniały się fizycznie niektóre kobiety: "...nabierały męskich ruchów, męskiego mówienia niskim głosem, strzygły się na krótko, po męsku, bardzo upodabniały się do mężczyzn. I to było demonstrowane, nieskrywane".
Z tej idylli zostaniemy szybko i brutalnie wyrwani, kiedy poznamy losy "królików". Tym razem już jednak nie chodzi o sympatyczne zwierzaki. Pseudo-operacje, pseudo-eksperymenty: "...wszczepiali na przykład bakterie do nacięć na nogach, łamali kości, wycinali mięśnie, do ran wkładali odłamki szkła, drewna, metalu, to się nie goiło". Wstrząsające są wspomnienia z pożegnań z tymi kobietami, które dostawały wyrok śmierci i były rozstrzeliwane na terenie KL Ravensbrück. Czesanie włosów, aby dobrze wyglądać? Wpajano tym nieszczęsnym kobietom, aby "...nie pokazywały przed Niemcami, że się boją. To też poprawiało samopoczucie. Chodziło o to, żeby zachować twarz. [...] Z tego, co z koleżankami wiemy, to wszystkie kobiety przed egzekucją zachowywały się pięknie. Można powiedzieć, że były na poziomie". 
Wiele w tej rozmowie zwrotów! Materiał poruszający i pouczający. Nie wierzmy w obozową, totalną solidarność ofiar. I tam zdarzały się bójki, kradzieże, zawiść, podłość, zazdrość czy nienawiść. Ale też jest scena... buntu. Powód? Ekstra dokładka: "dwa, trzy krążki kiełbasy i dodatkowy kawałeczek chleba", kiedy inne głodowały? 
W kilku przypadkach pani Alicja Gawlikowska-Świerczyńska wraca do... spraw związanych z religią. O katolickości przeczytacie, kiedy wspomina o lesbijkach i kiedy jedna z więźniarek celebrowała msze świętą. Przyznała o sobie: "Na takiej mszy byłam raz, może dwa razy, więcej nie czułam potrzeby. [...] Wydawało mi się to sztuczne. [...] Na mnie to nie robiło wrażenia".
Prawda, że to bardzo intrygujący obraz obozowego życia?  Świadomie pominąłem czas więzienia na Pawiaku, losy po zakończeniu wojny. Jest cała peregrynacja w kierunku Polski, rozgromieni Niemcy i zdziczali i nieprzewidywalni Sowieci! Ale też studia, praca młodej pani doktor i... "Solidarność". I nawet osobiste szczegóły życia domowego i uczuciowego. Pani Alicja Gawlikowska-Świerczyńska, to bardzo ciekawa osoba - warto Ją poznać. A, że Jej opinie mogą chwilami szokować, to tym bardziej trzeba zaspokoić ciekawość i wczytać się w książkę  "Czesałam ciepłe króliki...". Nie można koło niej przejść obojętnie. Jeżeli wywoła dyskusje, to bardzo dobrze, to znaczy, że jeszcze coś nas w historii porusza...

PS: Ciekawostką rodzinno-genealogiczna może być pewien szczegół: pani Alicja była skoligacona z generałem Jerzym Kirchmayerem.

1 komentarz:

  1. Zaskakująca książka. Masz rację. Warta polecenia. Pozdrawiam z Opola - Dagmara.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.