piątek, grudnia 12, 2014

Przeczytania... (22) Karol Modzelewski "Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca" (Wydawnictwo ISKRY)

Robi wrażenie, kiedy książka historyczna wygrywa "NIKE" Nagrodę Literacką 2014 r. Tym bardziej, że jej autorem jest postać wyjątkowa: profesor Karol MODZELEWSKI. Współtwórca tamtego czasu, symbol walki z systemem komunistycznym, ba! nieomal ikona tego nierównego starcia. Losy takich ludzi uświadamiają, że walka Dawida z Goliatem na prawdę może być wygrana! Książka "Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca" wprowadza nas "od kuchni", jak tworzyła się opozycja. Nie tylko. Jak tworzył się... człowiek opozycji. Tym bardziej, że Karol Modzelewski, alias Kirył Aleksandrowicz Budniewicz, powinien był wyrosnąć na "nastajaszciego gieroja", prawdziwego "homo sovieticus". Duży ukłon w kierunku Wydawnictwa ISKRY, które dało nam możliwość wniknięcia w ten pogmatwany życiorys i losy wielu Polaków.
XXXIII rocznica wprowadzenia w Polsce Ludowej stanu wojennego sprawia, że otwieram książkę na s. 320 i wracam do podrozdziału VII "Związek nasz bratni" pt. WOJNA. Chyba młodszemu pokoleniu trzeba przypomnieć, że tytuł, to fraza pamiętnej "Międzynarodówki". Trudno mnie posądzić o jakieś pro-lewackie skłonności, ale uważam, że nieznajomość takiej pieśni, to kolejna porażka reformowanego systemu edukacji III RP! Szukamy, jak dochodzono do 13 XII 1981 r. Jak ten czas zapisał się w pamięci Karola Modzelewskiego. Oczywiście nie da się patrzeć na tamten grudzień bez powrotu do gorących dni roku '80! Że  tylko taki drobny wycinek "z całości"? Taki czas. Ale oczywiście czytamy "od deski do deski"! Bo język, jakim pisze Autor - przewspaniały!
"Rewolucja nie mieści się w racjonalnych formułkach politologów, gdyż jest zbiorowym i niecodziennym stanem ducha wielkich mas ludzkich. Ten stan ducha nie bierze się znikąd. Wyrasta z trwającej od dawna codzienności, ale jej zaprzeczeniem, aktem samowyzwolenia" - tak wspomina pamiętny sierpień 1980 r. Epoka Gierka miała runąć pod ciężarem robotniczych protestów, wtedy z uporem nazywanych "przerwami w pracy". 


Cudownie czyta się od idei wolności: "Barykada ma chronić, ale nie jest to miejsce bezpieczne ani dla bojowników, którzy ją wznoszą, ani dla ludu prowadzonego przez Wolność, ani dla narodu żyjącego w cieniu obcej potęgi. Na nic się jednak nie zdadzą mądre ostrzeżenia realistów, którzy apelują do tłumów, żeby dały sobie spokój z ta wolnością. Stan ducha milionów ludzi też jest rzeczywistością, z którą realista powinien się liczyć, jeśli chce być skuteczny".
Psycholog tłumu (o ile istnieje taka specjalność?) powinien wczytać się to, co pisze Modzelewski: "To nieprawda, że tłum jest głuchy na racjonalną argumentację. [...] Szacunek dla tłumu musi być autentyczny; zresztą tłum potrafi rozpoznać  fałsz i nie pobłaża rozpoznanym manipulatorom".  Rzadko we współczesnych ustach słyszę termin "imponderabilia". Przyznaję, że jeden Polak wracał do niego z wyjątkowym namaszczeniem. Tym kimś był marszałek Polski Józef Piłsudski. W "Zajeździmy kobyłę historii..." znajdziemy takie zdanie: "Autentyczny szacunek wymaga uznania imponderabiliów wyznaczających stan ducha zrewoltowanych tłumów". 
Wracam do podrozdziału "Wojna". Znajdujemy się w wirze późnojesiennych strajków! Koniec listopada 1981 r. Komunistyczne władze, które zyskują na... kolejnej fali strajków? Zmęczone społeczeństwo, które traci grunt i zrozumienie dla kolejnego protestu? coraz bardziej zagmatwany polityczny motek? "Takie protesty - czytamy - rozbijały nasz wielki ruch na osobne wysepki niepowiązane w żadną całość, a władze nie kwapiły się ugaszania ognisk zapalnych. Rozkręcały propagandową kampanię przeciw «Solidarności» obwinianej o anarchizację życia codziennego i działania na szkodę «wspólnego dobra»".
My zwykli, bierni obserwatorzy tamtych zdarzeń nie mogliśmy wiedzieć, jak  towarzysz generał Wojciech Jaruzelski otaczał subtelnie przeciwnika. "Projekt nowego ładu gospodarczego" był de facto krokiem zmierzającym ku ubezwłasnowolnieniu związków zawodowych, albo... "użycia armat". "Wkrótce dowiedzieliśmy się od zaprzyjaźnionych posłów, jakie armaty będą wytoczone przeciwko nam. Do sejmu wpłynął projekt ustawy o nadzwyczajnych uprawnieniach rządu. Wprowadzał on zakaz strajków i militaryzację przedsiębiorstw (...)". Jakby mało tego było: "Ustawa wprowadzała ponadto zakaz zgromadzeń, a także zakaz wyjazdu poza miejsce stałego zamieszkania bez zezwolenia władz administracyjnych. W sumie oznaczało to stan wyjątkowy". Czy są jeszcze wśród nas tak głęboko naiwni, którzy wierzę, że Generał w jedną noc (z 12 na 13 XII '81) podjął swoje decyzje?!...
Wielu z nas pamięta "sprawna akcję" odpowiednich służ, które zdobyły 2 grudnia 1981 r. zajętą przez strajkujących siedzibę Wyższej Szkoły Oficerów Pożarnictwa! To było preludium, do tego, co miało stać się za jedenaście dni. Władza pokazała Narodowi, że ma pazury, kły i... jaja! Towarzysze z bratnich krajów demoludów mogli być usatysfakcjonowani? Generał-premier W. Jaruzelski ujawnił, jak rozumie narodowe pojednanie i czym kończą się rozmowy Polaka z Polakiem. 


A potem było słynne posiedzenie w Radomiu Komisji Krajowej NSZZ Solidarności. Czary-mary montażowe sprawiły, że w radio (rzecz jasna kontrolowanym przez władzę i jedynie słuszną "siłę narodu", "przewodnią Partię"!) dostaliśmy super spot. Bohaterów owych nagrań było wielu. Mi, jako bydgoszczaninowi zapadło w pamięci, to co mówił Jan Rulewski, ale wypowiedź Karola Modzelewskiego też odpowiednia spreparowano. Proszę zerknąć na s. 324. Dorzucę tylko puentę: "...za pomocą nożyczek i kleju, wezwanie do samoobrony w obliczu śmiertelnego zagrożenia przerobiono na wezwanie do, byśmy skoczyli do gardła rządowi, który nie chce uczynić nam żadnej krzywdy". Modzelewski wręcz ta manipulację medialną nazwał: "przygotowaniem artyleryjskim poprzedzającym fizyczny atak czołgów i oddziałów ZOMO na polskie fabryki".
Cieszy mnie, że pan profesor nie zapomina w swoich wspomnieniach wystawić oceny członkom Związku. Nikt nie ma wątpliwości, że wiele "gorących głów" parło do otwartej konfrontacji. Czy naprawdę byli tak naiwni, że uwierzyli, iż "ludzie systemu" nie przenikają w ich szeregi? Serce krwawi, kiedy dziś czyta się o różnych TW. O swoich czytamy m. in. "Cokolwiek jednak myślelibyśmy o tamtej stornie, wypada zastanowić się także nad sobą. Nie spodziewaliśmy się publikacji z podsłuchu, ale przecież zakładaliśmy, że nas podsłuchują". Również wtedy zdawał sobie sprawę z wagi swoich słów, szczególnie tych skompilowanych: "Co gorsza, roztrąbienie na całą Polskę przez radiowe i telewizyjne głośniki, mogły pchnąć niejednego młodego robotnika do desperackiej walki wręcz z uzbrojonymi po zęby milicjantami".
"Samoobrona" - ten termin wraca u profesora Modzelewskiego. Wierzył, że przypominanie go władzy wyhamuje jej apetyt na zbrojną konfrontację? "Myśl, że powinniśmy zaniechać oporu lub opierać się tylko trochę [...] nie mieściła mi się w głowie. wojna ma swoja logikę, a ja - sprawny i zdeterminowany działacz «Solidarności» - byłem gotów postępować według logiki tamtego czasu". Może kogoś zaskoczyć ostatnie zdanie akapitu: "Może to i lepiej, że mnie schwytali i zamknęli na samym początku".


Szefostwo Solidarności, włącznie z samym Lechem Wałęsą, dała się wyłapać jednej nocy. Wyciągano Ich z Grand Hotelu, jak z króliczej nory. Zabrakło wewnętrznej ostrożności? "Nocą 13 grudnia wpadłem w sieć obławy przez ślamazarność demokratycznych procedur". Dlaczego? Proszę koniecznie wziąć do ręki książkę   "Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca". Lektura wspomnień prof. K. Modzelewskiego da nam wiele do myślenia. To nie jest sympatyczny spacerek po stronach. Jeżeli są wśród nas tacy (a są na pewno), którzy z uporem maniaka powtarzają, że "za komuny dobrze się działo", to dlaczego było tak źle?! Skoro nad Wisłą trwała idylla, to czemu ideowi komuniści pokroju młodego Modzelewskiego stawali do walki z systemem, który sami współtworzyli?... Znaleźć tą książkę pod choinką byłoby miłym dopełnieniem długich, grudniowych wieczorów... Czego i sobie życzę.

PS: Ilustrację zdjęciową do postu stanowią moje zdjęcia wykonane w 1981 r. na bydgoskich ulicach.

3 komentarze:

  1. Chyba nie mam wyjścia - idę kupić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę rzecz warto posiadania na wyłączność korzystania domowego! Wciąga. Nie da się ukryć, że to historia godna utrwalania. Żeby kiedyś komuś nie odbiło, że jest jeden, jedyny i nieomylny. Taki system juz przerabialiśmy, a pan profesor Karol Modzelewski był jego ofiarą...
    Przed populistycznymi zbawcami chroń nas Panie!...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kawał dobre roboty historycznej i wspomnieniowej. Naprawdę warto przeczytać. Świetnie, że o takich rzeczach pisze się na blogu. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.