środa, listopada 12, 2014
"Potop" AD 2014 - redivivus vel reaktywacja
Po 40. latach Jerzy Hoffman "funduje nam" kolejną wizytę w kinie. Powrót do przeszłości?... Mamy nowy, stary "Potop"? To fachowo (technicznie) nazywa się: redivivus? Pewnie, że poszedłem. A dokładniej zostałem zaproszony przez Syna. Takie filmowe zwieńczenie Narodowego Święta Niepodległości. Pewnie, że gnała mnie ciekawość i... niepokój. Pewnie, że cisnęło się jedno, duże pytanie: co Reżyser usunął z fabuły? Liczyłem na minimalizację przemarszu "podstępnego Szweda".
W tej kwestii nie zawiodłem się. Ile minut można było gapić się, jak Skandynawy ciągną armaty, dźwigają muszkiety i całe to militarne żelastwo i drewiastwo? Ulżono i im, i nam - widzom. Uff. Czego nie zobaczymy? Pozwolę sobie od kadrów, których straty nie opłakuję... Dzięki czemu na pewno "Potop" nabrał tempa. A choćby katusze biednego Brauna. Nie ma pyskówki w Wodoktach, kiedy to w niedzielę kompanijony Jędrusia udali się do panny Billewiczówny, aby ta dała czeladzi i Kmicica wsparła. Nie dała uparta Żmudzinka!... "Precz!" - z jej ust naprawdę smakowało, jak słodka trucizna. Nie dowiemy się, na jakich koniach ruszali "pod chorągwie" bitni Butrymy - o! Nie musimy oglądać rozwlekłych baletów w Taurogach, gdzie książę Bogusław Radziwiłł (czarujący Leszek Teleszyński) uwodził wnuczkę Imć Pana Herakliusza. Nie poznamy wątpliwości cesarskiego posła (w tej roli wielki Kazimierz Opaliński), kiedy dowiaduje się o zamiarach szwedzkich zajęcia Jasnej Góry. I na obronie tego "bożego przybytku" nożyczek nie szczędzono. Już szlachetka nie dręczy zniecierpliwionego Babinicza wypytywaniem o szczegóły swej misji! Nawet "prochowej parówki" nie ma komu przedłożyć opatowi Kordeckiemu (w tej roli Stanisław Jasiukiewicz). Miller też nad obolałym Kmicicem-Babiniczem nie oświadcza o swym uznaniu dla odwagi żołnierskiej. Szkoda. Szkoda. Bitwa pod Prostakami "przyspieszona". Wypadają drobiazgi, o których współczesny widz nie ma pojęcia, że były, a ten "wczorajszy", jak ja (50 i +) szat rwał nie będzie.
Czego mi brakowało? Bez czego nie wyobrażam sobie hoffmanowskiego "Potopu"? Powiecie: drobiazgi? Powiecie: czepia się? Ale to one budują klimat, istotę, ducha nawet epoki! Na samym początku odarto mnie z jednej z najwzruszających scen: powracający do Wołmonotowicz szlachcic klęka na progu i całuje go. Piękne, krótkie, a takie mocne. Kolejny kadr: Kmicic i jego kompanija wjeżdża do tychże Wołmontowicz. Pada taki dialog (cytuję z pamięci): "- Hej chłopie, a co to za miejscowość? / - My nie chłopi. My szlachta! / - A to witam, panie bracie!". Zwykłem tą scenę "cytować", kiedy omawiam demokrację szlachecką.
Odebrano mi możliwość bycia pod Ujściem, kiedy Tyzenhauz (Stefan Szmidt) wskazując na namiot wyrzucił z siebie "Matkę tam naszą mordują!". I jęk Imć Onufrego herbu Wczele Zagłoby. Nie widzimy sceny u Radziwiłła, kiedy sędziwy (o ile mnie matematyka nie myli, to w 1655 r. krotochwilny szlachcic miał... 75 lat; świetna kreacja Kazimierza Wichniarza) bohater deklaruje chęć walki u boku pana Michała ze Szwedem
Filmowi: Sakowicz (L. Herdegen) i ks. Bogusław (L. Teleszyński) |
Nie dane mi było widzieć smutnych oczu Charłampa (wyraziście zagrany przez Adama Perzyka), kiedy wpada do komnaty szlachta, a on klęczy u trupa zdradzieckiego hetmana wielkiego litewskiego Janusza Radziwiłła (rewelacyjny i niezapomniany Władysław Hańcza). "- Czemuś zdrajcy nie odstąpił? (pytał pan Jerzy Michał Wołodyjowski - pewnie, że mistrzowsko skrojony przez potężnego Tadeusza Łomnickiego, choć trochę utytego od roli w "Panu Wołodyjowskim") / - Bom go miłował. Rozsiekajcie mnie".
Nawet cudownie stworzonej scenie dialogu Zagłoby z Rochem herbu Korab Kowalskim (czy to nie rola życia Krzysztofa Kowalskiego? przyszłego, trzeciego wcielenia Zagłoby?) odjęto to i owo. Tak, tak wyższości rozkazów nad pokrewieństwem - nie ma! To, co że wyimaginowanego.
Szkoda, że "scena w zbożu", kiedy kanclerz Oxenstierna (epizod sędziwego Juliusza Kalinowskiego, rocznik 1888) wspomina Kircholm też popadła się pod nożyce montażysty? A propos samych Szwedów: jak mi zbrakło gonitwy za... kurą. Powiecie: bzdura? A ja w tym widziałem bezsilność Karola X Gustawa (Leon Niemczyk), który uparcie ganiał za "królewskim bratem Janem Kazimierzem" czy jak wtedy kiedy po kolana brnęli w błocisku! I ten sam Oxenstierna niesiony był na prowizorycznej "lektyce"! No, ale skoro miało być krócej...
Rawicz h. Kmicica |
Cały "śląski epizod" peregrynacji Babinicza i dworu JKM Jana II Kazimierza Wazy (ten cudowny spokój i opanowanie, chyba jednak zapomnianego Piotra Pawłowskiego) uciachany! Potem niespójny jest dialog władcy z Tyzenhauzem, kiedy ów ma szukać Babinicza po starciu ze szwedzkim podjazdem. Ale widać montażyście i reżyserowi tyle wystarczyło. I tak ma być.
Jakość HD jest ogromny walorem nowego wcielenia "Potopu"! Albo moja spostrzegawczość przez ostatnie 40. lat przytępiała się, ale ja naprawdę dopiero teraz dostrzegłem wiele intrygujących mnie szczegółów! Ozdobny ryngraf na piersi J. M. Wołodyjowskiego! Dwa piękne na nim medaliony! A na nich: święty Jerzy i święty Michał. Powiecie: logiczne. Alem tego wcześniej nie widział. Na półmiskach u Radziwiłłów (obu) owoce, jednym później zajada się Sakowicz (niezapomniany Leszek Herdeger, tak to on cudowni wyśpiewał "W stepie szerokim..." do serialu "Przygody pana Michała"). W czym dłubie? A wcina sobie granat! A chorągiew, która łopocze przed Czarnieckim ma m. in. herb "Łodzia", oczywiście tegoż wodza. No i ta gra kolorów! Jak cudownie patrzy się na "diabelskie umizgi" w refektarzu jasnogórskim Kuklinowskiego (fenomenalny Arkadiusz Bazak). Zawsze miałem jedno skojarzenie: diabeł! Ale teraz dodam: czart nad czarty!
Juliusz Kossak "Kmicic i jego kompania" |
"Potop" czy zredivivusowany czy "normalny", to obowiązkowa filmowa lektura. Jedyny seans w Bydgoszczy o 20,30? To brzmi, jak ponury żart! Ilu smakoszy w sali? Ośmiu! Dwie panie, sześciu panów. Smutne. Ogląda się dobrze. Trzeba po chwili wyłączyć myślenie nad tym, co Jerzy Hoffman usunął, bo to tylko przeszkadza. Warto to jednak przegadać po opuszczeniu sali kinowej. Szkoda, że w 1974 r. ówczesny 11-latek piszący to teraz nie prowadził zapisków...
Co smutne? Oglądamy Wielkie Gwiazdy polskiej sceny i ekranu, ale musi do nas dotrzeć: nigdy ich więcej nie zobaczymy. Czterdzieści lat, to cała epoka. Przecież przy większości z wymienionych musiałbym dopisać: "ś.p.". Kilka miesięcy temu walkę z chorobą przegrała Małgorzata Braunek, czyli Oleńka Billewiczówna. Różnie w 1974 r. oceniana. Dla mnie - wspaniała kreacja. A jakaż była "narodowa dyskusja" wokół obsadzenia Daniela Olbrychskiego, jako Andrzeja Kmicica! Jeśli znajdę "Płomyczka" z tego pamiętnego roku poświęconego "Potopowi", to podzielę się cytowanymi tam ciekawostkami z kręcenia filmu.Jedną zdradzam przy opisie fotosu poniżej. Wielkim nieobecnym już 40. lat temu był Stanisław Jasiukiewicz, który zmarł na rok przed wejściem filmu do kin. Głosu użyczył wtedy Zygmunt Maciejewski. Obaj aktorzy znaleźli się na planie "W pustyni i puszczy". Roli Władysława Terkowskiego już nie dokończono... Proszę przyjrzeć się ostatnim kadrom tego filmu.
Mogiła h. Oleńki |
Oryginalna monstrancja przeora A. Kordeckiego (S. Jasiukiewicz) |
Biorę dzieciaki i idę do kina!
OdpowiedzUsuńObowiązkowo! Musowo! Niech dzieciaki poczują klimat przeszłości i rewelacyjnej gry Wielkich Gwiazd. To smutne, że muszę podpisywać zdjęcia z imienia i nazwiska. Smutny skutek czasu?
UsuńNie wyobrazam sobie nakrecenia Trylogii przez jakiegos wspolczesnego rezysera. To by byla katastrofa, jak wiekszosc, a moze i wszystkie wspolczesne filmy. Juz Ogniem I Mieczem, przeciez Hoffmana, to nie bylo to.
OdpowiedzUsuńSerial "Przygody pana Michała" mógłbym oglądać na okrągło! Zresztą w moich zbiorach DVD serial również jest.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Nie wiem jak to jest, ale ci dawni aktorzy z prlu potrafili oddac klimat dawnych epok, nawet w przeklamanych filmach o 2 Wojnie Sw., a dzisiaj... Jak popatrzylam na plakat Miasta 44 to dziekuje. Wszystko takie plastikowo-sztuczne i mam wrazenie, ze bohaterzy filmowi, nawet pozytywni, za bardzo sympatii nie wzbudzaja.
OdpowiedzUsuńTez lubie pana Michala. Wszyscy grajacy tam aktorzy to strzal w 10.
A może wynika to stąd, że ci Prawdziwi Aktorzy, Wielkie Gwiazdy czytały "Trylogię" i rozumiał co i do kogo mówią? Te nasze współczesne serialowe aktorzynki raczej są dumne, że zdały matury bez przeczytania jednej lektury. Taka nowa rasa...
UsuńZ przyjemnością wracam do filmów, w których występują aktorzy "starej daty". Gdzie nasz patriotyzm, gdzie słowa: "najjaśniejsza Rzeczpospolita" przyspieszające bicie serca?
OdpowiedzUsuńPanie Karolu, dziękuję za tę relację, zabieram na fb, pozdrawiam :)
"Stara data" odeszła. Niestety. A i potrzeby młodszego pokolenia chyba odmienne... Ciekawe ilu dziś porusza scena, kiedy pod nogi Radziwiłła sypią się buzdygany? Dlatego tak brakowało mi sceny spod Ujścia. Do tego ta porażająca ignorancja literacka i artystyczna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Bydgoszczy