poniedziałek, października 13, 2014

Przeczytania... (13) - Elżbieta Cherezińska "Korona śniegu i krwi"

Polska Piastów zajmuje sporo miejsca w mym zawładniętym historią sercu. Może to skutek oglądania w dzieciństwie widowiska "Gniewko syn rybaka" (z młodzieńczą kreacją Marka Perepeczki)? Potem przyszło zauroczenie prozą Karola Bunscha (1898-1987). Chłonąłem losy bohaterów "Dzikowego skarbu", "Braci" czy "Imiennika". Na  tym blogu zresztą zostawiłem tego ślady. Dopiero później przyszły dzieła Józefa Ignacego Kraszewskiego (1812-1887), m. in. "Masław" czy "Kraków za Łokta". Ograniczam się do tych kilku tytułów, bo inaczej to pisanie zamieniłoby się w długi bibliograficzny wywód. W moich rękach znalazły się  popularne prace np. Zdzisława Pietrasa czy Zygmunta Borasa. Największą satysfakcję ze studiowania na UMK w Toruniu historii miałem, kiedy przyszło do oceny naszych książkowych  recenzji. "Cenzor średniowieczny!" - usłyszałem z ust pana doktora opinię na mój temat. Poddałem krytyce monografię Tadeusza Grudzińskiego "Bolesław Śmiały-Szczodry i biskup Stanisław". Gdy mnie ktoś pyta o postać z historii, którą najwyżej cenię z ust moich pada zaskakująca dla wielu odpowiedź: "Mieszko IV Plątonogi". Słyszący tą odpowiedź nie wie czy żartuję czy mówię poważnie. Całkiem poważnie.
Rozbicie dzielnicowe, to czas, w którym lubiłem brodzić. Jako 17-latek wpadłem na pomysł, aby... napisać powieść biograficzną o Przemyśle II Pogrobowcu. Zebrałem trochę bibliografii i napisałem do... prof. dra Stefana Marii Kuczyńskiego (1904-1985). A właściwie tak mi się zdawało, bo posłałem list do... prof.dra Stefana Krzysztofa Kuczyńskiego (1938-2010). I od tego drugiego nadeszła odpowiedź. Liczyłem się z wsparciem dotyczącym poważnej literatury przedmiotu, a tu zaskoczenie: odesłano mnie do popularnego "Pocztu królów i książąt polskich" pod redakcją prof dra A. Garlickiego (1935-2013). Wściekłem się! I tyle było mego pisania. Po co cały ten wywód, przechwalstwo, egoocenizm? Żeby czytający wiedział, jak bardzo na sercu mi leżą czasy Piastów! Nie dość na tym: w 1981 r. w Muzeum Narodowym we Wrocławiu wykonałem (raczej bez zgody ówczesnego kustosza) zdjęcia grobowca Jego Książęcej Mości Henryka IV Probusa...
Bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że wydawnictwo  ZYSK I S-KA wydało powieść pani Elżbiety Cherezińskiej "Korona śniegu i krwi". Drapieżno-kiczowata okładka nie odstraszyła mnie. Zaintrygował podtytuł, który na niej umieszczono, a może nawet ukryto (?): "WRAZ Z RYKIEM LWA DO LOTU BUDZI SIĘ ORZEŁ...". Miłośnikom historii Wielkopolski symboliki "Lwa" tłumaczyć nie trzeba, dla większości czytelników podejrzewam może być to niezrozumiałe. Oczywiście do czasu pierwszego zetknięcia się z heraldyką Piastów, bohaterów powieści. Pisząc na tym blogu o Rogoźnie zamieściłem m. in. zdjęcia z poznańskiej katedry. Tarcza, którą przytrzymuje książę Przemysł I ozdobiona jest lwem!... Igraszki herbowe stają się niemal normą prawie każdego zamykanego "rozdziału" powieści. Proszę bardzo pierwszy tego rodzaju przykład: "Czarny półlew, rodowy znak Zarembów, uderzył ostrym ogonem w wyhaftowany na proporcu mur, który skrywał dolną część jego masywnego cielska. Chorągiew się zachwiała. Półlew odbił się potężnymi łapami od muru i jednym skokiem znalazł się przy swych panach, poświadczając składana przez niego przysięgę". Nie będę ukrywał, że te imaginacje i peregrynacje heraldyczne zupełnie mi nie smakowały. Aha! miały ubarwić sceny?... Jak ta turniejowa ze strony 131: "Widział, jak czarny orzeł przysiada na klejnocie hełmu Henryka, osłaniając jego głowę skrzydłami; widział, że masywne kopyta jego konia biegną wprost na lwa; widział, iz lew nie zmierza ustąpić i czuł, że za chwilę może być po nim". A może to Amfiteatr Flawiuszy? Do mnie te i inne fantazje nie przemawiają. Choć ta ze strony 227 może imponować: "I stało się. Lew na piersi Przemysła zaryczał tak głośno, że zbudził piastowskiego orła śpiącego na wiszącej na ścianie zasłonie. Orzeł uwolnił się z jedwabnej płachty, wzbił w powietrze i jednym płynnym ruchem przysiadł na ramieniu lwa".
Słyszałem od bliskich zarzut, że ciskam się, bo nie potrafię odróżnić powieści od podręcznika historii? Ależ, ja miałem świadomość, że to jest powieść, ale jeżeli ktoś porywa się na takie bogate poletko, jak wielkie rozbicie, to musi liczyć się z tym, że są tacy, którzy będą... wysmradzać. Jedno dla mnie nie ulega wątpliwości: czytelnik poznaje autentycznych Piastowiczów tego burzliwego okresu. Nie czarujmy się: niewielu poza Wielkopolską (ze wskazaniem na Kalisz) słyszało o Bolesławie Pobożnym; niewielu poza Dolnym Śląskiem (ze wskazaniem na Wrocław czy Opole) słyszało o Bolesławie Rogatce/Łysym czy jego synu Henryku V Grubym (tu nazywanym "Brzuchaczem"), czy synowcu Henryku IV Probusie/Prawym (oba przydomki nawet nie zaistniały w powieści), niewielu poza Gdańskiem słyszało o Mszczuju II . Za to duże brawa dla Autorki! Rozświetlenie mroku rozbicia na pewno nastąpiło. Nawet, jeśli jeden ze znanych mi czytelników "Korony śniegu i krwi" uskarżał się, że gubi się w "tych różnych książętach" itd. Tu trzeba oddać pani Elżbiecie lub Wydawcy (nie wiem na kogo spływa splendor pochwały), że umieścili uproszczone wywody genealogiczne "domów panujących" i Zarembów. Świetny pomysł! Brawooo! Jest i mapa Polski z XIII w. Brawooo! Jest też uproszczone drzewo genealogiczne (kolejne: brawoooo!). Jednak zbyt uproszczone, aby później "połapać się" kto czyim synem był, a czyim bratankiem, wnukiem, szwagrem czy dziadkiem. Czy nie powinno zachować się odpowiedniego "poziomu pokoleń"? Tak mamy jakiś piastowski kołowrotek! I oczopląs gotowy!...
Bolesław V Wstydliwy
Zupełnie nie trawiłem łóżkowych scen, którymi próbowała mnie czarować (?) Autorka. Zachodziłem w głowę o co tu chodzi, po co to komu, jaki ma cel upajanie się w jakiej pozycji kochał się Przemysł II, kogo i w jakim przydrożnym burdelu brał wrocławski Henryk IV lub jak to robił Mszczuj II. Wiem, że zerkanie pod pierzynę "wielkich świata" rozpala zmysły maluczkich. Czy jednak "Korona śniegu i krwi" ucierpiałaby, gdyby pozbawiono nas takiej pikanterii: "Rozchylił palcami wejście do niej niczym łódź ostrożnie manewrująca wśród trzciny i zaczął wpływać powoli, torując sobie drogę. (...) Czasem chybił, gubił rytm, lecz nie wyślizgiwał się z niej, przyspieszał, tylko przyspieszał, nie zwalniał". To księżna Lukardis i jej wielkopolski małżonek Przemysł II. Jakoś trudno mi uwierzyć, by niemalże święta za życia Kinga Arpadówna (dlaczego nie Kunegunda?) mogła takimi słowy wyrazić się przy równie nabożnym małżonku Bolesławie V Wstydliwym o jego krewniaku Leszku Czarnym: "Ale Leszek nie jest impotentem, wbrew temu, co ogłosiła na wiecu i co wywołało taki popłoch wśród twoich możnych. Leszka miecz staje, ale nie w jej pochwie". Czy taka dowolność wyobraźni Autorki jest do przyjęcia? Tak sobie można pogwarzyć w pubie,  "przy piwie", ale na Wawelu w XIII w.? Moja wyobraźnia tego nie kupuje! Albo Henryk IV "w akcji": "...wziął ją, niczym pies sukę, nie pozwalając nawet, by zdjęła suknie". Niemalże rodem z tandetnej powieści brukowej lub pornograficznej?
Abp Jakub Świnka
Nie rozumiem dlaczego Autorka robi ze swego głównego bohatera idiotę. Nie dość, że stworzyła jakąś "bękarcią genealogię" arcybiskupowi Jakubowi Śwince, to jeszcze wkłada w usta Przemysłowi takie zdanie: "Wybacz, Jakubie. Nie panuję nad nerwami w zamknięciu. Świnka... to jednak dość zabawne nazwisko". To książę nie wiedział, że Jakub był herbu Świnka? Czytelnik jest bombardowany tak zawiłym i podejrzanym wywodem rodowym, że tylko siąść i płakać. Tylko nie wiadomo nad kim: arcybiskupem czy Autorką? A może po prostu nic na ten temat nie wiem? I książka daje mi w rękę zatartą historię Kościoła polskiego. A na dalszych stronach przerażenie, że ma zostać arcybiskupem i wewnętrzna walka: "Ja? Ja nie mogę. Ja jestem z nieprawego łoża. Bękart, syn mnicha, syn wyklętego Piasta, króla, którego imię zostało zaprzeczone na wieki".
Skąd te fantazje na temat Bezpryma? Każdy z nas może sięgnąć po Polski Słownik Biograficzny (PSB). Na pewno tam nie przeczyta banialuków treści: "...zdjął z siebie królewska koronę i złożył przed bożkiem", jako przejaw odstępstwa od wiary Kościoła! Po co taka fantasy w tym miejscu? Mieszamy w głowach. Wiadomo, że koronę Bolesława Chrobrego i Mieszka II odesłano do Konrada II. Nie ma chyba jasności czy zrobił to Bezprym czy Rycheza.
Raz jeden... ubawiłem się po pachy! Na stronie 117 jest zdanie, które powinno być cytowane jako historyczne lub literackie kuriozum. Przemysł II mówi do Henryka IV: "Henryku! Jeden zero dla ciebie!" Czy tu chodzi o wynik meczu "Lecha" Poznań ze "Śląskiem" Wrocław? Skąd w XIII-wiecznym dialogu taka perełka? Do czego miałoby się odwoływać ono "jeden zero"?! Wyjaśnijcie mi to, bo dręczy mnie to. Brzmi nowocześnie. Ukłon w stronę młodych czytelników, aby poczuli się swojsko z poznawanymi postaciami historycznymi? Ale zdaje się to krokiem zbyt współczesnym piszącej pani Elżbiecie.
Władysław Łokietek
Usłyszałem gdzieś opinię, że "Korona śniegu i krwi" miała by być odpowiedzią na... "Grę o tron" George'a R.R. Martina? Zamysł tyle ciekawy, co zupełnie nie trafiony. W końcu powieść pani Elżbiety Cherezińskiej ma ambicje być historyczną? A pozostał mi... niesmak z udowadniania na siłę, że niejaki Władysław Kazimierzowic był KARŁEM? Czy to brzesko-kujawskie książątko ma w myśl tej prozy odgrywać  rolę Tyriona Lannistera?! Zacząłem wątpić w moją wiedzę historyczną! Rzuciłem się do poważnej literatury, m. in. "Genealogii Piastów" Oswalda Balzera, aby sprawdzić czy uparcie wtłaczane czytelnikowi "Karzeł!", "Karzeł!", "Karzeł!", "Karzeł!", "Karzeł!", "Karzeł!" ma jakieś uzasadnienie historyczne? Na pamięć o przyszłym królu Władysławie I (1320-1333) czy ów był biologicznie karłem czy tylko po prostu mężczyzna "podłego wzrostu"? To chyba zasadnicza różnica. Dla mnie - ogromna! I to nagłe "przejście na Władek"? To samo spotkało Bolesława Rogatkę, który nagle stał się "Bolkiem"? Skąd ta poufałość? Skoro Autorka chciała być tak ścisła w imionach Piastów, to trzeba było użyć formy:  Włodzisław. Albo w odniesieniu do Leszka: "Lestek" lub "Leszko". Ciekawe, że nigdy przy Przemyśle II nie pada przydomek "Pogrobowiec"?
Proszę mi wierzyć, chwilami odnajdowanie błędów rzeczowych, to straszna katusza. Dla mnie! Czemu? Bo wierzę w siłę powieści, której nie można odmówić sprawnie wykorzystanej faktografii, a dla kogoś kto nie będzie szukał dzieł naszych klasyków mediewistyki pewnie jedynym "źródłem poznania epoki". I może być bieda! Na s. 123 wdarł się błąd historyczny! Cytuję: "Bolesław [Wstydliwy - przyp. K.N.] starał się skupić, ale jego myśli wędrowały ku Leszkowi Czarnemu. Nie wątpił w oddanie synowca, w Leszku była prawość jakaś, zupełnie obca większości potomków Piastów mazowieckich". No i wracamy na s. 7 do drzewa genealogicznego Piastów. Postawię tylko jedno pytanie: Jak to możliwe, że Bolesław V będąc jedynym synem swego ojca mógł mieć brata, a dzięki temu bratanka czyli synowca? Leszek II Czarny był synem jego kuzyna Kazimierza Kujawskiego! Mały błąd? Jeśli ktoś publikuje wywody, to chyba powinien się ich trzymać. Bo wtedy lepiej pisać "Grę o tron - bis" i wtedy możemy sobie kompilować pokrewieństwa według swojej woli i uznania.
Przemysł II
W czasach, kiedy nikogo nie obrusza "zajebistość języka" , nie powinienem zatrzymywać się nad "kurwieniem" Mszczuja II? Z gdańskiego księcia taki podwórkowy równiacha? Wulgaryzacja mile widziana: "Piastówny, swoje siostry, córki i świeżo owdowiałe matki wydawali za mąż, niczym zakładniczki, parząc je, jak wymagał potrzeba chwili". Jest pewna niekonsekwencja Autorki, kiedy pisze później o tęsknocie do miłości? Dla nikogo sensacją nie jest, że dynastyczne związki kierowały się politycznym wyrachowaniem i potrzebą chwili. Twierdzenie "parząc je" jest niesmaczne. Nie zapominajmy, że jeszcze sto lat temu w domach szlacheckich mariaż był stanowiony przez rodzinę obu stron. 
Proszę zaspokoić moją ciekawość i wyjaśnić: skąd wziął się wątek homoseksualny z życia Leszka II? Miłość do niejakiego Bratomira? Nikt nie jest alfą i omegą. Intryguje mnie ten epizod? Nigdy i nigdzie nie natrafiłem choćby na cień sugestii, że książę krakowski "kochał inaczej". Chciałbym znać źródło, na podstawie którego Autorka rozwinęła ową opowieść. To coś dla mnie zupełnie nowego. Tym bardziej pali ciekawość.
Nie ukrywam, że czekałem na jedno z wydarzeń w życiu Przemysła II. "Mniemał Przemysław, że skryta jego zbrodnia, o której niewiele wiedziało osób, w wiecznym utonie milczeniu" - ale to nie proza Elżbiety Cherezińskiej, tylko Jan Długosz. Dalej "Bóg jednak zrządził inaczej; morderca bowiem słyszał aż do naszych czasów i za wieku dzisiejszego na widowiskach publicznych powtarzaną bywa. Obwiniała książęcia Przemysła o tę zbrodnię (...)". W jakiż cudaczny rytuał wprowadza nas fabuła "Korony śniegu i krwi"? Czy po 731 latach są znane jakieś inne fakty związane ze śmiercią księżnej Ludgardy? A może Autorka wie coś, czego nie znamy? Może istnieje jakaś mutacja "Kroniki wielkopolskiej" z 1283 r., w której jest opis, jaki zapożyczyła do swej powieści? 
Henryk V Gruby
Szkoda, że do epizodu rozmowy sprowadzono męki Henryka V Grubego, którego z sadystycznym okrucieństwem więził Henryk Głogowczy (Głogowski). Mnie w rozmowie Elżbiety z Przemysłem II zaskoczyła jego niewiedza! "Jezu Chryste! Elżbieto! Czy to prawda? Skąd to wiesz?" - krzyczy z niedowierzaniem do krewniaczki? Po raz drugi Autorka robi z księcia poznańskiego niedoinformowanego półgłówka? Chyba, że nie wie, że Głogowczyk nie tylko, że uwięził krewniaka w klatce, ale woził go po Śląsku. Przemysł II też by o tym nie wiedział? To jednak trochę trwało, a Śląsk nie leżał na Księżycu, aby wieści o mękach jednego, a okrucieństwie drugiego Piasta nie dotarły nad Wartę.
Literacka wizja koronacji Przemysła II, 26 czerwca 1295 r., piękna! Autorka może być pewna, że wielu nauczycieli będzie po nią sięgać na swoich lekcjach historii. Ja zapewne też do nich zaliczę się. Zamach w Rogoźnie pozostawię "w rękach" Jana Długosza. Proszę zerknąć do "Polski Piastów" Pawła Jasienicy, tam duży fragment. Zupełnie nie rozumiem dlaczego wpleciono w ten mord Przemyślidę? Wacław II (uparcie nazywany Vaclavem) w gronie organizatorów zamachu? Sensacja! Jaka zbieżność czy współpraca "trzech czynników"? A czemu dostało się tylko Zarembo/Zarębom? Czyż w literaturze nie pojawiają się również Nałęczowie? "Według podania - pisze Jasienica - Zarębowie i Nałęcze utracili odtąd prawo noszenia szkarłatnych szat i stawania w jednym szeregu z pozostałym rycerstwem polskim. Dopiero Kazimierz wielki miał zdjąć z nich tę hańbę". Ale Nałęczowie tylko są wymieniani w tekście, jak i inne rycerskie rody tych czasów. Nim porąbią zaskoczonego króla jest i łóżkowa scena tegoż z kolejną żoną: "Wzgórki piersi pod jego palcami były zaskakująco miękkie, brzuch łagodna linią prowadził go między gładkie i ciepłe uda. (...) Oddawała mu dziewictwo w rytmicznym wtórze ciepłego oddechu jak kwiat, który się otwiera przed słońcem".

J. Matejko "Zabójstwo króla Przemysła"
719 stron, to kawał roboty. Mimo wszystko napiszę: dobrej roboty. Bo powieść pani Elżbiety Cherezińskiej czyta się bardzo dobrze. Nie wiem, jak wydawnictwo ZYSK I S-KA oceni mój trud czytania i odczytywania fantazji. Miałem wyrazić swoją ocenę. To nazywa się fachowo "recenzją". Ta jest wyjątkowa, bo ze wskazaniem od Wydawcy książki "Korona śniegu i krwi" oraz określeniem czasu. Czeka na mnie drugi tom "Niewidzialna korona" z intrygującym dopiskiem "KRÓLESTWO TO WIĘCEJ NIŻ KRÓL". Nie wiem czy powieść pani Elżbiety Cherezińskiej trafi "pod strzechy", ale każdy miłośnik epoki powinien po nią sięgnąć i skonfrontować czy moje "czepianie się" ma uzasadnienie? Mogę z całą odpowiedzialnością napisać: sprawiłem, że ten tom znalazł się w zbiorach mojej szkolnej biblioteki, ba! kiedy chciałem w tygodniu do niej zerknąć, to był wypożyczony. Dla mnie tych kilka godzin czytania, to była przyjemność, bo obcowałem z bliskimi mi władcami czasów wielkiego rozbicia dzielnicowego. Warto byłoby jednak zastanowić się czy taka literatura musi skręcać ku fantasy. Jest lepszy okres dla jej tworzenia: to lata 1034-39. Brak szczegółowych źródeł może tylko uwolnić naszą fantazję! A więc do piór i komputerów! 

6 komentarzy:

  1. Ostro, ale uczciwie napisane. Brawo! Powinien Pan dostać premię od ZYSK-u. Ten doktor z UMK miał rację.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawa opinia. Osobiście jestem fanką powieści Cherezińskiej. Choć do "Korony.." od początku podchodziłam jak do literackiej fantasy właśnie, opartej jedynie na faktach, to dzięki niej zaczęłam bliżej przyglądać się innym źródłom dotyczącym, niezwykle ciekawej, jak się okazuje, historii naszego kraju. Dlatego z ogromnym zainteresowaniem wczytywałam się w tą recenzję, o tyle cenniejszą, że napisaną przez znawcę wydarzeń.
    Jestem świeżo po przeczytaniu "Niewidzialnej korony" i już czekam na Twoje zdanie w kwestii tejże lektury.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Niewidzialna korona" musi chwile poczekać, bo mam zobowiązanie m. in. względem wydawnictwa Universitatis.
    To, co piszesz jest ważne. Moje uwago dotyczą szczegółów, wobec których historyk po prostu nie może przejść obojętnie. Proza pani Cherezińskiej otwiera oczy i zainteresowania na epokę. I za to brawooo! Znam opinie, że czytelnik nie obyty w czasach gubi się wobec padających imion książąt.
    Mam nadzieje, że zrodzi się nowy cykl powieści piastowskich, a Autorka cofnie się do czasów choćby Mieszka III. Polecam u Kadłubka poruszający opis bitwy nad rzeką Mozgawą (1194 r.).
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze napisane. Cięte, ale fachowe. Tak trzeba i tak trzymać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ufff... to jednak nie tylko ja wymęczyłam się nieźle czytając to obficie zdobione dzieło :) Atrakcje fantastyczno -seksualne oraz niezbyt przekonujące portrety wiodących postaci srodze mnie wnerwiły. Szkoda dobrej historii. Pociesza mnie to że, autorka ze Świętosławą-Sygrydą obeszła się znacznie łagodniej. "Hardą" czytało się dobrze, zabieram się za "Królową".Może pisarka dojrzewa?

    OdpowiedzUsuń