wtorek, września 30, 2014

Przeczytania... (12) - Janusz Pazder "Zamek cesarski"

Każdy komu bliski jest gród Przemysła POZNAŃ musi sięgnąć po książkę Janusza Pazdery "Zamek cesarski". Ukazała się ona w serii "Poznaj Poznań", a wydana przez zacne Wydawnictwo św. Wojciecha. Ze smakiem godnym naszego zachwytu cały cykl zaprojektowała pani Ewa Wąsowska. Najlepsza treść jest tylko uszeregowanym oddziałem liter. Smaku naszej podróży dodaje bogactwo reprodukowanych pocztówek z epoki. I dlatego sięgnięcie po książkę J. Pazdery uważam za swoisty obowiązek. W końcu jestem po mieczu potomkiem wielkopolskiego rodu, który pisał swoją historię w cieniu Poznania od XIV do początków XX wieku, ba! moi krewni nadal mieszkają w Szlachcinie, Winnej Górze, Gierłatowie, Poznaniu, ich groby były lub są rozsiane między Środą a Grzybowem, Zaniemyślem a Bagrowem, Kostrzynem a Kaczanowem. Prawda, że wiele tego?
Nie da się nie zauważyć mocarnej bryły poznańskiego dworzyszcza. Ponura bryła, która miała zaspokoić próżność buńczucznego kaisera Wilhelma II Hohenzollerna - trwa! Choć gro pomników tamtego czasu, który zaczynał nadchodzić w grudniu 1918 r., odeszło w niepamięć. Książka, którą mam przed sobą wraca nam tamten cesarski czas?


Zaiste na 135 stronach zdjęć jest mnóstwo. Nie chce mi się liczyć, ale chyba dałoby się ich ilość przemnożyć przez 1 i uzyskać wynik? Metamorfoza, jaką przeszedł Schloßplatz jest niesamowita. Wcześniej Berliner Tor, a po latach promenada i zamek? Sam przecieram ze zdziwienia oczy. Jak to ujął autor: "W ciągu kilku lat [Poznań - przyp. K.N.] przeobraził się on mianowicie z miasta-twierdzy, ze wszystkimi wynikającymi stąd ograniczeniami, w miasto rezydencjonalne, jedno z zaledwie dziesięciu o tym charakterze w całej Rzeszy". Niemcy nie ograniczyli się tylko wzniesienia rezydencji władcy. Obok wyrosły tak znaczące i wtopione w krajobraz nad Wartą gmachy, jak choćby: Dyrekcji Poczty i Ziemstwa Kredytowego czy Komisji Osadniczej (dziś Collegium Maius Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza) lub Teatru Wielkiego. Wiele by się dało, aby dosiąść pegaza, który zdobi monumentalna fasadę.


Zniknął, bo ostać się nie mógł w wolnej Polsce (również w Bydgoszczy), pomnik i plac kanclerza Bismarcka. Denkmal "żelaznego kanclerza" przypomniano nam na dwóch fotografiach (poniżej reprodukuję inną kartę). Chyba nie powinna nas zaskoczyć informacja, że powstał "...z inicjatywy działaczy Hakaty, czyli Niemieckiego Związku Kresów Wschodnich". Nie wiem czy to przejaw ironii J. Pazdera czy cytat z kogoś, ale dodaje z użyciem cudzysłowów, że był  "widocznym symbolem niemieckiej wierności i wdzięczności". O ile mnie wzrok nie myli to identyczny pomnik stoi w berlińskim Tiergarten?


Zaskakująca jest swoista... gra graficzna? Mamy pocztówkę z chłopcem w marynarskim mundurku, który na tablicy, pod zdjęciem Poznania (Posen stadt) wypisuje tekst "To jest Poznań od strony nowego placu zamkowego. Wiele osób uważa, że nie jest tu ładnie, ale one się nie znają". Jest i... polskie dziecię "...w polskim stroju narodowym wskazuje na widok poznańskiego Starego Miasta od strony Warty, a tekst w języku polskim informuje o istnieniu w mieście polskiego teatru i polskiego muzeum oraz wielu «kościołów pochodzących z polskich czasów»". Żałować należy, że ograniczono się tylko do "wykrojenia" tegoż chłopca, niefortunnego "wklejenia" na środek stron 12 i 13. Szkoda, że odczytujemy pojedyncze polskie słowa, jest i "Kochanowski" i w całości jedno zdanie: "Do widzenia!".
Od strony 14 do 81 ("Przed rokiem 1918") poznajemy niemiecko-cesarski czas powstawania das Königliche Residenschloss in Posen. Możemy poznać projekty, które zrodziły się w głowie Franza Schwechtena, zobaczyć, jak "...kratownica rusztowań układa się w przyszły kształt zamku". Niemieccy włodarze miasta zadbali, aby czas budowy został utrwalony na pocztówkach. Nie przesadzę pisząc, że śledzimy etap budowy. Dopisek "im Bau" znajdziemy na trzech kartach pocztowych! Trzeba to oddać, że propaganda chyba od zawsze była mocną  strona Teutonów! Cesarski barwy Hohenzollernów (czarno-biało-czerwone) i umieszczane pompatyczne portrety Wilhelma II sygnalizują: oto zwieńczenie dzieła! I to, dzięki książce Janusza Pazdery zapamiętamy: 20 sierpnia 1910 r.! Każda bytność "rodziny panującej" nad Wartą / die Warthe została uczczona kolejną pocztówką! Tylko z jednej uśmiecha się do nas cesarzowa Augusta Wiktoria (poniżej zdjęcie gabinetu cesarzowej), kiedy cesarska para zjawiła się 26 VIII 1913 r. w Poznaniu, aby uczestniczyć w poświęceni zamkowej kaplicy, a to "...było jednym z głównych punktów programu III Dni Cesarskich [die Kaisertage in Posen - przyp. K.N.]". 


Dzięki książce Janusza Pazdera możemy swobodnie przemierzać korytarze, komnaty, gabinety obojga cesarskich małżonków, zerknąć do kaplicy, która "...została sfinansowana w większości z prywatnych środków Wilhelma II. Darem prowincji poznańskiej były natomiast prowadzące do niej drzwi z brązu (...)".


Wielka Wojna (1914-1918) nie zapomniała o Poznaniu i tamtejszym zamku?  Znajdujemy pocztówki z nadrukami "Gruß aus der Festung Posen". Przypomniano sobie o militarnym obliczu miasta? Twierdza Poznań? Jest i inny nadruk "Gruss aus der Posener Garnizon" - oczywiście ze zdjęciem zamku! Nie jestem marynistą i niech mi darują wielkopolscy krajanie, ale bez książki, którą z takim upodobaniem wertuję naprawdę nie wiedziałbym, że po morzach pływał pancernik SMS Posen? Zwodowany w 1908 r., wziął udział w pamiętnej bitwie jutlandzkiej, a po wojnie zezłomowano go w Holandii w 1922 r. Zeppelin i samoloty nad zamkiem? Raczej zadziwiający montaż. Ponure wrażenie robi "wmontowanie" zabytków Poznania w symbolikę Żelaznego Krzyża / das Eisernes Kreuz. Nie zapomniano też o... poznańskim Niemcu - Paulu von Hindenburgu! Opublikowano aż cztery takie karty "Der Befreier des Osten". Nawet znajdziemy na jednej "Geburtshaus in Posen" (poniżej druga pocztówka nie do obejrzenia w książce J. Pazdera). W końcu chodziło o bohatera spod Tannenbergu!...  "Procesowi «militaryzacji» podlegały również kartki świąteczne i noworoczne: typowe dla tego rodzaju produkcji przedstawienia zostały na nich zastąpione żołnierzami i armatami". 


Okres międzywojenny ("Lata 1918-1939") wypełniły strony od 82 do109. Nie dziwi wykorzystanie poniemieckich kart pocztowych. Ich anonimizacja, to już oddzielna historia. Zamalowywanie poprzednich napisów, skreślanie ich przez zwykłych nadawców, dodrukowywanie polskich nazw. "Jakość użytej polszczyzny pozostawiał przy tym wiele do życzenie" - podkreśla Janusz Pazdera, a stronę dalej ukazuje nam kartkę, którą opatrzył takim komentarzem: "Nie przejmowano się też chyba zanadto realiami, o czym świadczy opatrzona polskimi napisami pocztówka przedstawiająca... przemarsz pruskiego pododdziału wojskowego". I przypomina o posługiwaniu się istniejącymi, niemieckimi kliszami. Nie ukrywam, że moja wileńskość budzi się, kiedy spotykam zdjęcia Jana Bułhaka. Bo i zamek poznański stał się obiektem jego zainteresowania. Nie będę taił, że w tym rozdziale wciągnęło mnie odczytywanie treści kart pocztowych. Ciekawe, jakie były losy panny Marysi Gawędówny - nauczycielki, do której pisano z Targów Poznańskich 2 maja 1927 r. Równe 60. lat później piszący te słowa będzie wypowiadał "u św. Józefa w Bydgoszczy" sakramentalne "tak".
Dwa ostatnie rozdziały ("Lata 1939-1945" i "Po roku 1945") zaskoczyły mnie i... rozczarowały. Powód? Zgrzytnęło mi. Napiszę kilka zdań, które zapewne zmącą mój wcześniejszy entuzjazm?...


Gdzie są fotografie z czasów okupacji?! Przecież są zdjęcia "z zamkiem w tle" w czasach, kiedy niepodzielnie panoszył się nad Wartą zbrodniarz hitlerowski Arthur Greiser! A pamiętna wizyta Heinricha Himmlera 4-6 X 1943 r.? Rozumiem, że swoją mowę wygłosił w Ratuszu, ale czy nie odwiedził zamku? Chciałbym zaspokoić swoją ciekawość. Jest takie poruszające zdjęcie, kiedy Niemcy podnoszą na Wieży Zygmuntowskiej na Wawelu swoją flagę. Jakie to upokarzające. Bez problemu w Internecie znalazłem podobną łopoczącą nad poznańskim zamkiem. Dlaczego pominięto te smutne obrazy?
A po roku 1945? Tylko idylla? Mam wiele uznania dla heroinizmu tych, którzy 28 czerwca 1956 r. żądali chleba i wolności! Dlaczego ograniczono się do banalnych widoczków, które sami możemy zrobić w czasie spaceru lub wycieczki? Dlaczego nie pokazano choćby wejścia do muzeum poświęconego Poznańskiemu Powstaniu?... Poszła para z gwizdka? Rozczarowanie!...
A jednak warto, aby książka pana Janusza Pazdera "Zamek cesarski" stała na naszej półce. Bez względu czy mamy jakieś wielkopolsko-poznańskie koneksje czy nie. To doskonała lektura do czytania, a przede wszystkim oglądania. Bo to jednak taki mini-album. Inaczej podróży wokół zamku nie zrobilibyśmy. Przy okazji jest możliwość poznania kunsztu fotograficznego przez ostatnie sto lat, ba! ujrzeć malarskie i graficzne wizje zamku cesarza Wilhelma II.


PS: Wkrótce na blogu "Suplement..." fotograficzny do tego spotkania z książką J. Pazdery "Zamek cesarski", czyli moje spojrzenie wokół poznańskiego zamczyska. Mała próbka powyżej.

Brak komentarzy: