piątek, września 05, 2014

Przeczytania... (9) - Jarosław Iwaszkiewicz "Podróże do Włoch"

Lato, zupełnie w tym kierunku nie planowane, stało się bardzo.... iwaszkiewiczowskie? Nawet ucieszyłem się, kiedy w bibliotece trafiłem na "Podróże do Włoch", wydane przez PIW w 1977 r. Kiedy w marcu tego roku oddawano tą książkę do druku jeszcze byłem "na bakier" z czytaniem i musiałem odcierpiać katusze, kiedy słyszałem ile to czytał mój brat... Może wreszcie, po raz trzeci (?), podejmę próbę zmierzenia się ze "Sławą i chwałą"?... Nic to jednak w zderzeniu z "Popiołami" S. Żeromskiego przez które nie przebrnąłem! Rekordem było bodaj dotarcie do 80 strony?...

Wspomnienia z włoskich peregrynacji trochę odpychało mnie swoją... formą? Może kogoś interesuje ile razy Iwaszkiewicz z żoną czy córkami pławił się w słońcu italskim, jak często stał w cieniu krzywej wieży w Pizie czy wlepiał pożądliwy wzrok w Dawida Michała Anioła. Ja Półwyspie Apeniński znam tylko z kart historii i podróży "palcem po mapie". Wstyd? Możliwe. Z każdym "echem" i "achem", jak zmieniło sie od ostatniego wędrowania Autora nabierałem przekonania, że to lektura albo dla tych, co znają te kąty (a nie dla takiego ignoranta podróżniczego, jak ja), albo dla kogoś, kto dopiero jedzie/leci nad Tybr.
Ożywienie moje nastąpiło i odwrót zniechęcenia do lektury, kiedy padło nazwisko... Jerzego Zawieyskiego? Proszę mi wierzyć, to było dla mnie cenniejsze, niż fascynacja fasadą jakieś budowli Berniniego czy kreską Caravaggia. Choć obu twórców podziwiam i wysoko cenię. A tu o "Pewnego wczesnego wieczoru późnej jesieni, kiedy przechodziłem z Szymkiem Piotrowskim z tej strony Panteonu, gdzie mieściła się przychodnia lekarska dla zwierząt (głównie psów), pod firmą doktora Gospodinoffa, natknęliśmy się na Jerzego Zawieyskiego. Była to wielka radość dla mnie (...)". Autor "Rycerzy świętego Graala" żył tylko jednym: "...czekał na audiencję u papieża [Jana XXIII - Angelo Giuseppe Roncalli przyp. K.N.]. Przywiązywał do tego faktu dużą wagę". Iwaszkiewicz, choć tego nie powiedział głośno, "czarno widział" owo spotkanie. Po prostu nie wierzył, aby Ojciec Święty miał zbyt wiele czasu, aby poświęcić go polskiemu pisarzowi katolickiemu, nawet tak ważnemu jak Zawieyski. Ocenił optymizm kolegi po fachu: "Uroczy, dobry, nie bardzo chytry człowiek, jakim był Zawieyski, trudno się orientował, do czego się bierze". Jak wypadła audiencja: "Niestety (...) była krótka i ograniczyła się do paru banalnych zdań". To, że eksponuję ten wątek, a nie opis toskańskich winnic chyba byłoby po myśli Iwaszkiewicza, który sam przyznał: "...rzymskie rozmowy moje z Zawieyskim, prowadzone zawsze w podniosłym tonie, należą do najpamiętniejszych chwil, jakie spędziłem w Wiecznym Mieście".
Moją  czytelnika i historyka uwagę skupił rozdział pt. "BARI". Powód jest jeden: królowa Bona Sforza d'Aragon (1494-1557), od 1518 r. żona JKM Zygmunta I Jagiellończyka (1506-1548). Jarosław  Iwaszkiewicz, jako  wytrawny podróżny, "zasięgał języka" u znawców epoki! Jakie to dziś proste: włączamy Internet i błąkamy sie po stosownych stronach... Ale obcować z takimi mistrzami, jak prof. Władysław Pociecha!... Sam Iwaszkiewicz przyznał się, że nosił się z zamiarem napisania powieści osadzonej w tym okresie? Cytuje nawet opis królowej: "Bona weszła do syna zupełnie sama. (...) W półcieniu Zygmunt ujrzał jej wysoką, krzepką i majestatyczną postać. Pomimo szlarek białych wdowiego czepca, oczy jej zabłysły dawnym, aksamitnym, nieco szklanym, hiszpańskim blaskiem". Zaskoczyło mnie co innego...
"Więc może nie sprowadzać jej prochów do Krakowa? Niech sobie leży we włoskiej ziemi, niech będzie tym monumentem - jakże głębokich - między dwoma krainami" - biję się w pierś, ale naprawdę nigdy (!) nie słyszałem o podobnych... ekshumacyjnych planach. Miała-że wrócić na Wawel wyjątkowa królowa, nieodrodna córka swego znamienitego rodu Sforzów?  Iwaszkiewicz dalej wspomina: "Nurtuje mnie ta idea od dawna, żeby przenieść prochy królowej Bony do Krakowa".  Opisując królewski nagrobek, napisał: "Ten samotny, obcy tu pomnik zdaje się zabłąkany z innej planety". Dalej jest jeszcze dla mnie ciekawiej: "Postanowiłem tedy w tym kościele, aby pracować nad sprawą przeniesienia Bony do Krakowa. I w tym prezbiterium kościoła Świętego Mikołaja w Bari odczuwałem ę wielką tragedię polską, tragedię nieurzeczywistnienia". Nie muszę chyba dodawać, że z tych planów nic nie wyszło. Czemu? Zabrakło wytrwałości Pisarzowi czy "klimatu nad Wisłą"? Popularny wizerunek "królowej-trucicielki" dopiero odmienił serial J. Majewskiego "Królowa Bona" z rewelacyjną Aleksandrą Śląską (1925-1989), na motywach powieści Haliny Auderskiej (1904-2000) "Smok w herbie. Królowa Bona". Trochę dalej Iwaszkiewicz wraca do osoby królowej z Bari: "Mamy w literaturze szereg jej portretów. Myślę, że wszystkie są fałszywe i nie odpowiadające prawdzie historycznej". Szuka jakby usprawiedliwienia swej porażki literackiej: "Ale to trudno przenieść się w odległe czasy, a jeszcze trudniej wcielić się w pomyślenie takiej kobiety, na której charakter i obyczaje składało się tyle tak niejednolitych elementów. Co mogła myśleć taka południowa niewiasta w wileńskich Mysikiszkach czy Sułgiedyszkach, trudno, a nawet niemożliwe jest nam sobie wyobrazić".  Jedno nie ulega wątpliwości - Jarosław Iwaszkiewicz był zafascynowany osobowością królowej Bony! Trudno zresztą nie być...
Poruszająca okazała sie podróż do Casamassima, nieopodal Bari. To drugi po Monte Cassino największy Polski Cmentarz Wojenny we Włoszech! Iwaszkiewicz zanotował: "Jest to cmentarz 2 korpusu wojsk polskich, na którym grzebano poległych i zmarłych w szpitalu wojskowym niedaleko Barletty Polaków. Są tam też pochowani ranni spod Cassino i przewiezieni do tutejszego szpitala. Cmentarz jest większy niż cmentarz na monte Cassino; pochowano tam około tysiąca żołnierzy. A opiekuje się nim mozaikowa Matka Boska Ostrobramska". Warto tu dodać, że to na tym cmentarzu spoczął w 1946 r. major Henryk Sucharski, skąd w 1971 r. ekshumowano jego szczątki i sprowadzono na Westerplatte, które to uroczystości piszący te słowa pamięta z przekazu TV.
Pewnie, że skupiłem się na pewnych polonicach "Podroży do Włoch" Jarosława Iwaszkiewicza. Uważałem, że takie ślady bardziej rozpalą naszą ciekawość nad całością 233 stron. To żadna "kobyła", która odstręcza i zniechęca. Można wybrać "swój" rozdział i znaleźć się na Półwyspie Apenińskim w doborowym towarzystwie autora "Brzeziny". Lubię takie "smaczki" wydobywane z książek. Nie spodziewamy się sensacji, a ona czai się za... rogiem! Podpowiem, że kiedy zdobędziemy się na wędrówkę po Rzymie koniecznie trzeba zaopatrzyć się w książkę Jerzego Ciechanowicza. "Rzym Ludzie i budowle" - bezcenność, spojrzenie na historię "Wiecznego Miasta" przez pryzmat wielkich budowli (również tych, których już nad Tybrem nie uświadczymy, jak Circus Maximus) i ludzi, którzy je wznosili!...

2 komentarze:

  1. Długo mnie tu nie było, obowiązki rodzinne pochłonęły bez reszty. Wpadłam, a tu proszę, temat posta, jak na życzenie. Nie czytałam "Podróży do Włoch", ale mam ją cały czas w głowie i chętnie, podpowiedzianym sposobem, przewertowałabym lekturę. Postać królowej Bony bardzo mnie interesuje, nawet jakiś czas temu słuchałam ciekawej audycji w radio TOK na temat Bony Sforzy d'Aragon. Serial telewizyjny sprzed laty zapadł w pamięci dzięki wspaniałej kreacji Aleksandry Śląskiej, zakupiłam wtedy książkę Haliny Auderskiej,o której wspominasz. Niedawno odkopałam w domu niezwykłą pozycję pt. "Historie Neapolitańskie" i dotarłam do ciekawie opisanej historii rodzinnej Sforzów z Mediolanu i Bony.Pamiętam również uroczystości sprowadzenia zwłok majora Henryka Sucharskiego z Westerplatte transmitowane w TV, choć o cmentarzu w Casamassima koło Barii nie wiedziałam- cenna informacja dla mnie. Książka " Rzym, ludzie i budowle" stoi na półce, trochę odstrasza drobny druk, ale skoro bezcenna, to zajrzę i wiedzę pogłębię. Wymieniłam myśli i zmykam. Pozdrawiam serdecznie z Italii.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i koniecznie CHŁĘDOWSKI! Jaką byłaby Rzeczpospolita, gdyby to Bona rządziła miast jej męża Zygmunta I Starego?...
    Ucieszyło mnie Twoje tu pojawienie. Pozdrawiam. Jutro cała Polska czyta TRYLOGIĘ! Oczywiście Sienkiewicza. Mam juz pierwsze czytanie za sobą, a jutro będę gościem w... przedszkolu. Uff - wybrać dla tak wymagającego Słuchacza cytaty? Wierz mi trudna sprawa.

    OdpowiedzUsuń