piątek, sierpnia 22, 2014

Smakowanie Bydgoszczy (10) - Myślęcinek!...

30 marca w poście "Wiosna! Ach to Ty!..." padło m. in. takie zdanie:  "My, bydgoszczanie Mamy taki magiczny zakątek - nazywa się: MYŚLĘCINEK!". I to jest prawda. Kiedy moja Córka była małą dziewczynką w każdy weekend pytała się: "Jedziemy gdzieś dziś?". I często sama dodawała, że do "Myścielinka"! Dziś to wyjazd również z Jerzykiem.

Smak przyrody memu pokoleniu przybliżały najbardziej dwa programy: "Zwierzyniec" z rewelacyjnymi gawędami niezapomnianego pana Michała Sumińskiego (1915-2011) oraz "Z kamerą wśród zwierząt" ówczesnych dyrektorów ZOO we Wrocławiu państwa Hanny i Antoniego Gucwińskich. Należę do ostatniego pokolenia, które pamięta w rodzinie konie. Potrafię wymienić z imienia te, które były w gospodarstwie mego Dziadka za mego dzieciństwa i dorastania. Tym bardziej mi smutno, kiedy jadę rowerem "na dziadkowe łąki" na bydgoskie Prądy i nie słyszę rżenia koni, muczenia krów. Pustka. Ale to tam, przy odrobinie szczęścia, można spotkać brodzącego bociana, podrywającego się do lotu bażanta czy dreptającą kuropatwę?... Co potwierdzają te zdjęcia, wykonane 22 lipca.

Dla nas mieszczuchów namiastką świata zwierząt pozostają... ogrody zoologiczne lub, jak u nas w Bydgoszczy, Ogród Fauny Polskiej? Pewnie, że pamiętam trudy początku z końca lat 70-tych XX w. Ciasne klatki dla wilków! Jeśli odnajdę swoje zdjęcia z 1978 lub 1979 r., to je tutaj zamieszczę.


Pewnie, że chciałbym być Włodzimierzem Puchalskim (1909-1979) i tylko w  naturze fotografować zwierzęta. Ile radości daje uchwycenie wiewiórki na Wzgórzu Dąbrowskiego czy bociana właśnie na prądowskich  łąkach. Spotkanie z jeżem czy bardzo rzadkie z kretem - urastają do rangi wydarzenia, jakbyśmy spotkali na swej drodze białego nosorożca lub samego żubra jegomościa. Naprawdę daleko nam do tego prawdziwego świata.


Spacerując po Myślęcinku często słyszymy, jak stuka dzięcioł. Ale wypatrzyć go i uwiecznić? Trudna sprawa. Może gdyby sprzęt fotograficzny był lepszy? Ale i tak ten, który posiadam (-my) pozwala na uwiecznienie piękna świata bez narażania się na kontakt z kłami, porożami czy pazurami. Bardzo żałuję, że będąc przed laty w wielkopolskich stronach rodzinnych Rysiek zawiózł mnie na żerowisko dzików. Czekaliśmy, czekaliśmy i się nie doczekaliśmy. Móc zobaczyć stado w jego naturalnym środowisku? Nie zamki nad Loarą, nie piramidy egipskie czy most na Tamizie, ale żerujące stado...


Obrońcy zwierząt powiedzą: nawet najwspanialszy wybieg nie może stanowić namiastki wolności. Kraty skutecznie tą wolność ograniczają. Wiem. Ale z drugiej strony nikt do pięknego daniela nie odda strzału. Majestatyczny łoś bez obaw może dźwigać swoje łopaty. Dzik nam nie zagrozi i nie będziemy drzeć się w lesie, jak Duduś Fąferski "Odyniec!".


Mało kto z nas juz dziś pamięta przydomowe klatki z królami. A nutrie? Wszystko hodowane dla futerka i... mięsa. Trzeba dużej fantazji, aby na naszych metrach kwadratowych zamieszkała wietnamska świnia. Ale taka fanaberia nie jest już chyba obca nad Wisłą. Jakoś nie wyobrażam sobie, aby normalnych rozmiarów locha przemykała między pokojami? Ale może to tylko moje zapleśnienie?...


PS: Kiedy oddaję "do druku" ten tekst gniazda bocianów już są puste! Smutne. Ta pustka działa na mnie... przygnębiająco, na równi z zaoranymi polami. Kolejny cykl zamknął się bezpowrotnie. Czy brodzący po prądnowskich łąkach  bociek wróci za rok? No to sobie na niego poczekamy! Byle do wiosny?...

1 komentarz: