niedziela, maja 11, 2014

Generałowie wojny secesyjnej/civil war - część II - odcinek 2 - generał Jeb Stuart - The last Cavalier

Podtytuł tego postu zapożyczyłem z książki Burke'a Davisa. To w niej znajdziemy zdanie, które na pewno spodoba się wszystkim miłośnikom kawalerii, do których należy również piszący te słowa: "Zwycięstwo lub klęska armii było często w rękach kawalerzystów". A czy istniał w szeregach armii Skonfederowanych Stanów Ameryki (C.S.A.) ktoś bardziej nadający się na potwierdzenie tej tezy, jak J. E. B. Stuart? Obiecałem, że powrócę do naszego Bohatera. Miłośnicy wojny secesyjnej/civil war mają mi za złe taką posuchę? A może to ostatnio był nadmiar? Na tapecie mego komputera umieszczone są foldery: "Forrest", "Hood", "Hancock", "Beauregard" oraz pięć innych (!), które mogłyby zaprzeczyć pomówieniu o zaniedbanie? Wracam do tematu 11 maja, aby zatrzymać się nad 150. rocznicą śmierci generała Stuarta.
Słynni kawalerzyści naprawdę mieli w sobie coś z "kolorowych ptaków". Nie przypadkowo wymieniłem w lutowym poście Murata czy Wieniawę. Zresztą wizerunki Stuarta nie pozostawiają wątpliwości. Wiem, idealizują one człowieka-symbol, jedną z największych legend Konfederacji! Sam czuję do niego słabość. Choć z drugiej strony widząc tą zarośniętą twarz nie mogę pojąć, jak młodym był człowiekiem. W chwili śmierci - 31. Ktoś dorzuci "średnia wieku w XIX w. była...". Znam to. A może to dobrze, że odszedł tak młodo? Jak bardzo uskrzydla to mitologizacje postaci? Na jednej z amerykańskich stron  wręcz przyrównuje się Jeba do "postaci rodem z powieści sir Waltera Scotta". Wspomina o rycerskości Generała, podobieństwie do arturiańskich herosów! Czy znajduje uzasadnienie historyczne i źródłowe wywodzenie Jeba Stuarta od szkockiej dynastii? Nie wiem. Skoro sam w to wierzył?


Był bohaterem wielu kampanii. Podejmował się wykonywania najtrudniejszej roboty w wojsku - rozpoznanie! Generał Robert E. Lee nie dla kurtuazji mówił o swoim podkomendnym, ze był "oczami i uszami jego armii". Wielu wypomina generałowi Stuartowi zaginięcie "w akcji" w chwili największej próby, jaka była pamiętna bitwa pod Gettysburgiem (1-3 VII 1863 r.). Prawda, że nie da sie o niej zapomnieć na moim blogu? Na innej z amerykańskich stron wręcz znalazłem opinię, że  "...jego udział w bitwy pod Gettysburg jest przedmiotem wiele dyskusji i kontrowersji". Dodajmy: do dzisiaj! I na tym polega potęga historii! To nie, że było i minęło.  Wojna secesyjna/civil war wywołuje kontrowersje. w każdym bądź razie w Stanach Zjednoczonych. Pojawienie się Jeba dopiero 2 lipca? Po przekroczeniu Potomacu zapuścił się daleko na północ. Podchodził "swego Chowańskiego", jak "nasz Kmicic"? Analogie pchają się same na usta. . Ale wróćmy do roku 1863!


1 lipca kawaleria Stuarta znalazła się przeszło dwadzieścia kilometrów od pola bitwy! Nie zapominajmy, że dla Lee jego nieobecność, po bezsensownej śmierci generała Th.  „Stonewalla” Jacksona, była tym bardziej dotkliwa. Do końca nie wiedział kogo naprawdę przed sobą ma. Gdzie był Pierwszy Kawalerzysta Konfederacji? Zapuścił się w okolice Dover! Ruszył na północny zachód. Wyczerpujący marsz, potyczki ostudziły jego zamiary? A może doszedł do wniosku, że wysforował się zbyt do przodu? Wysłał kuriera w poszukiwaniu generała Lee. Ten odnalazł Armię Północnej Wirginii walcząca pod Gettysburgiem. I z taką wiadomością powrócił do Stuarta. Ten nakazał odwrót. 

Cavalry Charge Near Brandy Station 9 VI 1863
Nie wolno nam zapomnieć, że "lekkoduch" (za jakiego miano Stuarta na Południu) czuł piętno skutków bitwy pod  Brandy Station z 9 czerwca 1863 r. Zalicza się ją do największych bitew kawaleryjskich w historii Stanów Zjednoczonych! Ówczesna prasa konfederacka wyśmiewała swego herosa i pisała o upokorzeniu Stuarta... że dał się dwukrotnie zaskoczyć kawalerii jankeskiej... że kiepsko dowodził... Nie zostawiono na nim suchej nitki! Według niektórych tylko nie wykonanie rozkazu generała Josepha Hookera miało uratować szarą kawalerię od zagłady? Warto chyba przypomnieć, że skutkiem tej klęski było m. in. dostanie się do niewoli jankeskiej  (ranny w tej bitwie) Rooneya Lee (de facto William Henry Fitzhugh Lee), syna Roberta Edwarda.

Gen. R. Lee i jego synowie - po środku William H. F. Lee
W południe 2 lipca Stuart zameldował swoje przybycie przed Naczelnym Wodzem. Historycy amerykańscy zawsze podkreślają wysoka kulturę generała Lee. Na widok "syna marnotrawnego" miał tylko zapytać "Gdzie pan był generale Stuart?". A potem dodał: "Nie miałem od pana przez kilka dni żadnych wieści. A przecież jest pan oczami i uszami naszej armii". Oto wielkość zamknięta w kilku zdaniach. Nikt na nikogo nie krzyczał, nie straszył wojennym sądem!... Już trzy godziny później kawaleria generała Jeba Stuarta wzięła udział w walce! Następnego dnia została odparta przez wojska generałów Davida McMurtrie Gregga i Georgea Armstronga Custera.

Generałowie R. E. Lee & J.E.B. Stuart
Stuart stał się po bitwie pod Gettysburgiem... kozłem ofiarnym?! Znowu posypały się na niego kamienie krytyki? Jego samotny rajd na Północ stał się świetnym pretekstem do wypominania mu jego kawaleryjskiej fantazji? Dostrzeżono nagle w niej objawy niesubordynacji, ba! wojskowej nonszalancji?!  Takie argumenty padały z usta samych konfederatów! Czy Stuartowi można przypisać, jak chcą amerykańscy znawcy tematu, odpowiedzialność za bierną przyczynę klęski pod Gettysburg?
Na pytanie "dlaczego tak ostro skrytykowano Jeba Stuarta?"  znalazłem bardzo ciekawą odpowiedź: generał był poniekąd... sam sobie winien? I nie wynikało to ani z przebiegu rajdu na Północ, późnym pojawieniu się na polu bitwy, ale treści raportu, jaki... sam napisał. Nie znam jego treści. Mogę wspierać się tylko jego omówieniem! Otóż Stuart miał w nim tendencyjnie obwiniać o klęskę innych oficerów. Wręcz podaje się o "obłudności" jego argumentacji! Mało tego, odważył się zakwestionować zasadność podjęcia bitwy przez samego generała Roberta Lee?! Krytyka strategii ukochanego wodza? Duża odwaga lub szaleństwo! Skrupulatnie też jął  wyliczać ile korzyści przyniosło to, że zapuścił się na Północ. Miał wspominać o zrywanych liniach telegraficznych, odciągnięciu federalnej kawalerii, która miast stać u boku generała G. Meade szukała właśnie jego! Moim zdaniem ta polemika nie służyła Stuartowi. I tak całą odpowiedzialność wziął na siebie generał Robert Lee. Koniec końców oberwało się wielu generałom, bo i Longstreetowi, Mosbyemu, Ewellowi!... Lista widać długa. Relacje między Lee, a Stuartem ochłodziły się? Zwraca się uwagę, że Jeba ominęła promocja do stopnia generała porucznika.

Bitwa pod Wilderness 5-6 V 1864 r.
Rok 1864 miał być ostatnim w życiu dzielnego, nieobliczalnego, barwnego kawalerzysty (C.S.A.). Równe 150. lat temu armie generała U. S. Granta i generała R. E. Lee starły się pod Wilderness (5-6 maja 1864 r.). Rzeczową monografię na jej temat wydał ostatnio Mariusz Rychter "Las Śmierci. Działania w Wilderness 5-6 maja 1864". Nie będę recenzować tej pozycji. Piszący miał okazję poznać Autora i uczestniczyć w spotkaniu, jakie zorganizował w swym gościnnym domu Szymon Gołębiewski , czego potwierdzeniem jest nasza wspólna fotografia.

Spotkanie u Sz. Gołębiewskiego, w środku M. Rychter
Pod Wilderness Znowu spotkali się "starzy znajomi spod Gettysburga"? Po stronie jankeskiej m. in. G. Meade, W. Hancock, po przeciwnej m. in.  J. Longstreet, J.E.B. Stuart. Tym razem na czele Armii Potomaku stał jednak Grant! Pierwsze starcie na tyle zaskoczyło jego podkomendnych, że sam Meade pisał dość ostrożnie: "Sądzę, że nieprzyjaciel próbuje spowolnić nasz marsz. Nie sądzę by wydał nam bitwę, ale wkrótce się o tym przekonamy". U Rychtera znajdziemy bardzo ostrą ocenę bitwy, jaką sporządził podwładny Granta: "Dwa dni śmiertelnego boju. Każdy żołnierz, który był w stanie udźwignąć muszkiet rzucony do akcji. Hancock i Warren odparci, Sedgwick pobity, a teraz w defensywie za umocnieniami. Kawaleria odrzucona, tabory szukają schronienia za rzeką Rapidan, wiele tysięcy zabitych i rannych. W powietrzu czai się poczucie spotkania twarzą w twarz z katastrofą". Zwraca uwagę, że starło się blisko 170 tys. żołnierzy! Według danych podawanych przez "Encycolpedia Virginia" straty wyniosły:  wśród żołnierzy federalnych 17666 (2246 zabitych, 12.037 rannych i 3383 zaginionych i wziętych do niewoli), wśród konfederatów 11125 (1495 zabitych, 7690 rannych i 1940 zaginionych i wziętych do niewoli). Straty obu walczących stron sięgały 30 tyś.! Gdzie w tym wojennym zamieszaniu Stuart? Fakt, niewiele go było? Uparcie szukał styczności ze swym "jankeskim odpowiednikiem"? Na prawdziwego przeciwnika Jeba Stuarta wyrósł filigranowy generał Philip Henry Sheridan. Chyba nie przesadzę pisząc, że Jeba opętało, aby dopaść groźnego zagończyka, rozbić i zatriumfować nad nim - raz na zawsze. Nie mógł wiedzieć, że ma niewiele czasu...
Sztandar J. Stuarta
Sheridan sam się odnalazł? Parł na Richmond, stolicę Konfederacji! Jako wytrawny tropiciel Stuart ruszył za przeciwnikiem. Jego zamiarem było uderzenie na kolumnę federalnej kawalerii. Zaczęło się nękanie? Trochę przypominało to atak... much na psa? Wiemy, że Jeb podzieli swój oddział. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że bez  zdecydowanego uderzenia na jankesów niczego nie wskóra? To do takich sytuacji odnosi się powiedzenie o kosie, która trafiła na kamień. Sheridan okazał się wytrawnym i godnym przeciwnikiem.

Gen. Ph. Sheridan (siedzi w środku) ze swoimi oficerami
Partyzanckie ataki konfederatów miały nie tylko osłabić Sheridana, ale przede wszystkim spowolnić jego marsz ku Richmond! Zdobyty czas mógł korzystnie wpłynąć na obronę miasta. Do decydującego starcia doszło pod Yellow Tawern 11 maja 1864 r. Bardzo plastycznie ostatnie starcie opisał Jeff Shaara w "Żywych i poległych / The Last Full Measure": "Dym opłynął Stuarta, a huk salwy zlał się z jednostajnym szumem deszczu. Wokół każdego ogrodzenia, drzewa i pagórka leżały ciała zabitych unionistów i konfederatów - ale Stuart nie patrzył na nie, tylko krzyczał:
- Bijcie ich... w tamta stronę! W imię kraju...! W imię Boga...!" 
I kiedy wydało się, że załamuje się atak przeciwnika - padł ten jeden strzał. Bardzo żałuję, że nie mam żadnego źródła i muszę wypełnić brak prozą Shaara: "Stuart podniósł się w siodle, ujrzał błysk, a mocne uderzenie w brzuch zaparło mu dech w piersiach".
  Bitwa pod Yellow Tawern - 11 maja 1864 r

Dzień później, 12 stycznia 1864 r., 31-letni bohater Południa zmarł w Richmond.


8 komentarzy:

  1. NARESZCIE! Faktycznie autor kazał nam długo czekać. Myślę, że do wspominanych folderów należy zajrzeć i napisać. O Hancocku zapowiadasz już ho ho! Reklamacja! Czekam. A może jakieś opowiadanie? Coś, jak "Świt" lub ten western "Wild West"?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wieki temu czytałam o wojnie secesyjnej, warto odświeżyć wiadomości:)

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne, choć tylko fragmentaryczne.
    Confederatka Saraha

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj warto, warto. Wojna secesyjna, to smutna karta historii Stanów Zjednoczonych. W końcu doszło do wojny domowej, a secesja poniosła klęskę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Smutna,ale piękna,jak sex o poranku...
    Confederatka Sarah

    OdpowiedzUsuń
  6. I co ja mam z taką oceną zrobić?... :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Może kiedyś napiszesz o kobietach-żonach Konfederacji?
    Sarah

    OdpowiedzUsuń
  8. Postaram się, ale niczego nie obiecuję.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.