niedziela, marca 30, 2014

Mrok... / Tемнота... [odsłona 1]

Sorokin zatrzasnął za sobą drzwi.
- Oszalałeś?! - Iwan Turczynow aż podniósł się ze swego fotela. Jego zwaliste cielsko nie lubiło takich nagłych porywów... Reszta oczu też spojrzała w kierunku wchodzącego z wyrzutem.
- No, co... - Sorokin mylił się, jeśli wierzył, że zyska tym choć cień wybaczenia. Tych kilka par oczu, gdyby tylko mogły, wypchnęłyby go z komnaty. Ale on opierał się już plecami o drzwi. Czuł dziwny chłód tchnący od tyłu.
- Czy wszystko gotowe? - niezręczna pauzę wypełnił niski głos Nikołaja Garyszyna.
- Tak - Turczynow jakby na potwierdzenie słów rzucił wzrokiem na rozłożona na stole broń, którą szybko zarzucił szarym szalem Wołodia Krasnoj, gdy tylko skrzypnęły drzwi. Dużo by im to dało, gdyby stanął w nich Rudecki z gwardią. Już samo wspomnienie tego olbrzyma  wpędzało zebranych w stan groźnej palpitacji serca.


- A Rudecki? - i w głosie Maszcikowa słychać było drżenie. Strach? Przecież wzrostem dorównywał mu nawet, ale jednak nie siłą... Tamten giął podkowy, jak mistrz Schultz swoje strudle. Maszcikow co najwyżej ściskał gęsie pióro. Odą, sonetem - potwora nie powaliłby. - Co z Rudeckim?! Przeklęty Litwin!
- Widziałem, jak księżna Niżyńska... - ale Sorokin nie dokończył.
- Suka! - na twarzy Turczynowa pojawił się rumieniec. Mógł pleć swoje androny o miłości do młodej zony, którą przywiózł ze swych wojaży z Danii czy tez Niderlandów, ale tylko głupiec lub skała nie ulegał ciemnym oczom księżnej...
- Ale nam sprzyjająca - małomówny Nikołaj Garyszyn należał do wąskiego grona przyjaciół tej, która jeszcze kilka lat temu była nic nie znaczącą dwórką starej imperatorowej. Tylko, że ona wolała wyjść za tego podagryka Niżyńskiego... Przebiegła suka... Teraz Goliat w jej rękach?...
- Jaka gwarancja, że usidliła to bydlę na całą noc? - sceptycyzm odbił się w głosie Gaworuchina. - Przecież...
Tym razem jednak Turczynow zapomniał się? Ryknął takim śmiechem, że trzaśnięcie drzwiami Sorokina zdało się drobiazgiem. Jego cielsko skakało, jak piłka!...
- Panowie! - Wołodia Krasnoj poprawił perukę. - Nie mamy czasu... Czy wielki ksią...
- Pan Pietrow - wtrącił szybko Maszcikow. - Pan Pietrow...
- A... tak...- zreflektował się Krasnoj. - Pan Pietrow wrócił?
- Jeszcze nie - Sorokin przystawał z nogi na nogę, jakby próbował opanować drżenie kolan. - Pchnął umyślnego, że będzie polował do świtu.
Kilkoro oczu spojrzało na stojący na kominku barokowy zegar. Oficjalnie "pan Pietrow" bawił na polowaniu. To, co miała z sobą przynieść ta noc nie mogła skalać jego dobrego imienia? Krasnoj teraz zawinił wobec sprzysiężonych nadmiernym brakiem rozwagi?
- Powiadasz "do świtu"? - Iwan Turczynow zdawał się przybierać pozę rzymskiego imperatora. - Panowie, to oznacza, że za jakąś godzinę pan Pietrow zjawi się w pałacu.
- Mamy więc...
Garyszyn rozejrzał się dookoła.
- Godzinę - dopowiedział Krasnoj. - Tylko godzinę panowie.
- A pan Nikt? - Turczynow pytającą wbił wzrok w Sorokina.
- A pan Nikt zamknął się w swoim gabinecie z Djakowem. Kazał sobie podać mapy...
- O tej porze?! - Maszcikow niemal zatrząsł się z  oburzenia. - Przecież miał być sam!
Sorokin rozłożył ręce:
- Miałem go przez okno wyrzucić?! Będzie jeszcze na to czas.
- Trudno! - uciął Krasnoj i sięgnął po broń. Zawahał się między wyborem pistoletu, a sztyletu. wolał jednak broń palną. - Obaj jeszcze tej godziny zejdą do piekieł!
Takie porównania zawsze robiły wrażenie na Turczynowie. Był doskonałym przykładem, że hrabiowski tytuł, nawet w trzecim pokoleniu nie zmywa tak szybko prostackiego pochodzenia rodu? Pozostał prostakiem, jakby był Kozakiem znad Donu. Aż dziw, że nie roześmiał się.
- Na co w takim razie czekamy? - niecierpliwość brała jednak górę nad jego niemrawymi kilogramami, które dźwigał przed sobą. - Pan Pietrow ma przybyć na gotowe. Idźmy sprawić mu tego gościńca.
- Czekamy jeszcze na Jaszyna.
- Na Jaszyna! - z ironią powtórzył Turczynow. O wzajemnej animozji każdy wiedział. Skrywana zawiść i jawna rywalizacja o względy "pana Pietrowa" była wszystkim doskonale wiadoma. Wydawało się, że sprawa położy kres animozjom. To jednak był cały czas drzemiący wulkan... Każdy sobie zdawał sprawę, że gdyby wybuchł tej nocy, to bardzo skomplikowałoby bieg wypadków. Raczej los wszystkich zebranych w tym salonie byłby przypieczętowany i pewnie skończyłoby się, jak ze strzelcami. - A bez Jaszyna się nie da?
- Daj pokój Wania! - Maszcikow w takich chwilach najlepiej nadawał się do godzenia wody z ogniem. - Wiesz doskonale, że Ilia ma usunąć wierny "panu Nikt" pułk dragonów. Te psubraty wycięłyby nas bez dwóch słów!... Chcesz gnić wypatroszony na placu Senackim?! Beze mnie!
- Panowie! - Krasnoj sprawdził czy broń jest nabita. Że miał to zrobić Gawryła? Hm... wolał w takich chwilach zaufać sobie, niż jednemu ze sług. Naciągnął kurek. - Ilia na pewno sprawił się już z dragonami. W końcu miał tam zaufanych ludzi. Siergiejew niech tylko zobaczy pełen trzos, a sprzeda świętego Jurę bez mrugnięcia okiem.
- Borys?! Na nim świat się nie kończy! - warknął Maszcikow. - A jego bracia? Andriej czy Michaił? Tak samo zgodni w cenie? Każdy wie, że cenią się, jak udzielni kniaziowie! Łby by trzeba było im porozbijać. A Schmidt?!
- To niech już zajmuje się tym Ilia - uspakajał Krasnoj. Pewnie, że pozostali bracia Siergiejewowie, to nieobliczalne sukinsyny, ale i Jaszyn wronie nie wypadł spod ogona. Gdyby był wiedział, że nie zdzierży tym zbirom, to by się chyba nie podjął ich wyeliminować. Schmidt?! To przy tych siepaczach drobny szczegół...
- Nie ma, co tu dłużej deliberować - tylko działać! - Sorokin poczuł przypływ energii. - Skoro mamy tak mało czasu do powrotu "pana Pietrowa", to nie dajmy się powodować dalszym kalkulacjom, tylko do czynów! "Pan Pietrow" może nie okazać swej wspaniałomyślności, jeśli dowie się, że Nikt spokojnie ogląda mapy.
- Tak - sapnął Turczynow i podniósł swe kilogramy z fotela, w którym się ledwo mieścił. Pozostali też wstali. Każdy brał ze stołu broń, którą uważał dla siebie za stosowną. Sorokin podszedł do drzwi. Położył rękę na klamce. Zawahał się.
- Co się stało? - Maszcikow zauważył to. - Otwieraj!
- Poczekajcie - Sorokin cofnął się. Wszyscy zamarli w bezruchu. Faktycznie zza drzwi począł dochodzić miarowy dźwięk kroków.
- Zdrada? - słowo to padło z ust Krasnoja i przebiegło dookoła, jak koszmarne echo. Groźny szmer za drzwiami umilkł. Ale tylko Sorokin słyszał, że zatrzymał się przed ich drzwiami! Klamka drgnęła. Maszcikow wysunął przed siebie pistolet. Zaraz za nim zrobił to samo Krasnoj. Drzwi otworzyły się...

[koniec 1 odsłony]

3 komentarze:

  1. Kiedy odsłona 2?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wkrótce. Może w sobotę? Proszę się nie obawiać "odsłona 2" czeka tylko na publikację.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uspokoił mnie autor.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.