sobota, marca 09, 2013

Mój Broniewski...

...kilka spotkań.
Dla wielu jego twórczość sprowadza się do dwóch utworów: "Bagnet na broń" i "Słowo o Stalinie". W minionej epoce "realnego socjalizmu" kojarzył się, jako sztandarowy poeta-rewolucjonista! Z taką etykietką został zepchnięty na głębokie zapole literatury! Nie odważę się napisać, czy dzisiejsi uczniowie uczą się jego wierszy. Jakoś nie pamiętam, aby któreś z moich własnych przyszło, abym je przepytał... aby zapytało o Władysława Broniewskiego. Bo przecież padały takie pytania, jak "Mamy Lalkę?", "Gdzie jest Pan Tadeusz?". Może i mojej w tym winy, bo wśród poetów "mego kręgu" można było znaleźć Mickiewicza, Norwida, Syrokomlę, Lenartowicza czy Gałczyńskiego z Tuwimem i Gajcym. Broniewskiego?... Niekoniecznie. Choć było miejsce dla Majakowskiego!
Jakieś dziwne zainteresowanie Jego osobą było we mnie. Słyszałem o alkoholizmie, miłości i stracie ukochanej córki Anki (Joanny). Słyszałem w radio i telewizji (w minionej epoce...) Jego chrapliwy, ciężki głos. Mogę tylko zazdrościć wujowi Telesforowi, że jako uczeń bywał w Więcborku na wieczorkach poetyckich, na które poeta przyjeżdżał (zjawił się też Słonimski!).
"Bagnet na broń" - był (chyba nie tylko dla mnie) pierwszym spotkaniem z tą niesamowitą twórczością. Nie zapominajmy, że dla kogoś, kto urodził się 18. lat po zakończeniu II wojny światowej wspomnienia z jej przebiegu było czymś normalnym i ... bliskim?  
Kiedy przyjdą podpalić dom,
ten, w którym mieszkasz - Polskę,
kiedy rzucą przed siebie grom
kiedy runą żelaznym wojskiem
i pod drzwiami staną, i nocą
kolbami w drzwi załomocą -
ty, ze snu podnosząc skroń,
stań u drzwi, Bagnet na broń!
Nas nauczano, jakby cały czas to było wezwanie do walki!... Nikt nie poprawiał nas, kiedy rzucaliśmy określenia "Szwab", "Szkop". Niemiec, to był hitlerowiec, SS-mann na rampie w Oświęcimiu, pluton egzekucyjny! Byli "dobrzy Niemcy" z NRD (DDR) i "źli Niemcy" z NRF/RFN (BRD). Nie pamiętam, aby na lekcji języka polskiego recytowano "Żołnierza polskiego". Poznałem go, kiedy przygotowywaliśmy jakąś rocznicową akademię?
Ze spuszczoną głową powoli
idzie żołnierz z niemieckiej niewoli. 
Dudnią drogi, ciągną obce wojska, 
a nad nimi złota jesień polska. 
Usiadł żołnierz pod brzozą u drogi,
opatruje obolałe nogi. 
Jego pułk rozbili pod Rawą, 
a on bił się, a on bił się krwawo, 
Szedł z bagnetem na czołgi żelazne, 
ale przeszły, zdeptały na miazgę. 
Osobiście poruszył mnie wiersz "Ballady i romanse".  W szklonym studio radiowym (radiowęźle) bydgoskiego "mechanika nr 1" pod czujnym okiem naszej wspaniałej polonistki profesor Wandy Pinkowskiej, nagrywaliśmy w 1979 r. audycję o okupacji hitlerowskiej. Wtedy poznałem "rudą Ryfkę". Wstrząsnęły mną te strofy:
I przejeżdżał bolejący Pan Jezus, 
SS-mani go wiedli na męki, 
postawili ich oboje pod miedzą, 
potem wzięli karabiny do ręki. 

 "Słuchaj, Jezu, słuchaj, Ryfka, sie Juden, 
za koronę cierniową, za te włosy rude, 
za to, żeście nadzy, za to, żeśmy winni, 
obojeście umrzeć powinni." 

 I ozwało się Alleluja w Galilei, 
i oboje anieleli po kolei, 
potem salwa rozległa się głucha... 
"Słuchaj, dzieweczko!...Ona nie słucha..."
Gdyby  te wiersze żyły w nas, może nasza historyczna wrażliwość byłaby większa? Osobiście byłbym uboższy...
Kiedy w klasie maturalnej pisałem bardzo obszerną pracę o związkach literatury z historią nie omieszkałem sięgnąć po "Słowo o Stalinie": Cytowałem fragment VIII części poematu: "Miliony ludzi Związku Rad i krajów idących drogą socjalizmu tworzą świat nowy, niosąc w sercach i na ustach imię STALIN.Ludowa armia chińska wypędza ze swego kraju przemoc obcą i niewolę pieniądza. Kroczy naprzód z imieniem STALIN. W Wietnamie, Burmie, na wyspach Malajskich bojownicy wolności, niepodległości i sprawiedliwości walczą przeciw kolonizatorom wołając: STALIN! Górnicy francuscy trwają w strajkach i wyciągają dłonie na wschód z okrzykiem: STALIN! Chłopi włoscy zajmują obszarnicze nieużytki i odpędzani gwałtem, wołają: STALIN!". Ależ ja wtedy czytałem broszury autorstwa... generalissimusa! Mój wychowawca, znając moje poglądy na tzw. bolszewię, mało nie padł trupem! Usłyszał wtedy ode mnie: "jak chce się zwalczać, to trzeba poznać przeciwnika". To już było nieludzkie!... Biedak powinien jakoś zareagować na tą jawną, uczniowską prowokację. Machnął tylko ręką...
W 1984 r. wpadłem na Broniewskiego, jakiego nie uczono w szkołach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Oto nie miałem przed sobą autora "Na śmierć rewolucjonisty", "Magnitogorska albo rozmowy z Janem" czy "Komuny Paryskiej", lecz... żołnierza Legionów Polskich, bojownika o granice wykuwanej z niewoli zaborowej Rzeczypospolitej! Nikt nawet nie pisnął przy nas, że ten sam człowiek, kry pisał: 
Cóż, że depczą? Cóż, że są siłą? 
Cóż, że miażdżą kolbami twarz? 
W mur głowami! Serca przez wyłom! 
W dni Bastylię zwycięski marsz.
Walczył w 1920 r. z Sowietami!
[Tu ostrzeżenie - dla tych, co bezgranicznie wierzą w dobrodziejstwo Internetu. Na stronie, którą cytuję  poniżej zamiast wiersza "Pionierom" (stąd powyższy cytat) jest wpisany ten pt. "Na śmierć rewolucjonisty": http://www.poezja.org/drukuj.php?akcja=wierszeznanych&drukuj=801.]
Tak, zacne wydawnictwo P.I.W. wydało  "Pamiętnik 1918-1922". To do dzisiaj jedyna w moim księgozbiorze książka wydana oficjalnie (w tzw. pierwszym obiegu?), w której zaznaczono wtrącenia cenzury. Na wielu stronach pojawiły się znaczki: [----]. Od blisko 30. lat czekam na wznowienie pamiętnika bez owych cenzorskich interwencji. Proszę sprawdzić jak różnią się między sobą "Kartki z dziennika 1955-1969" J. Zawieyskiego (PAX 1983) od "Dziennika 1955-1959" tom I ( Ośrodek Karta 2012) tegoż autora. Może takie proporcje mają zapiski młodego Broniewskiego, kawalera Virtuti Militari i Krzyża Walecznych, zdobywcy Kijowa i obrońcy Warszawy? To tam znalazłem najbardziej rewelacyjne zdanie o ważności "10 listopada 1918 r.": "Dwa dni = sto lat". Tak skwitował fakt, że nie pisał tego dnia, a właśnie Komendant wrócił! A on był na tańcach i... zaspał! Smutek ogarnia, kiedy czyta się o odwrocie spod Kijowa i parciu bolszewików w kierunku Wisły. To wtedy wpadają do tekstu, jak kule te cholerna znaczki:
[----], [----], [----]!...
Wiosna idzie! Ponoć widziano ją już za miedzą? Do Bydgoszczy już pewien bociek przyleciał kilka tygodni temu! Tego "Pierwiosnka" dedykuje każdemu, któremu zima nadajeła do żywego:
 Jeszcze w polu tyle śniegu,
jeszcze strumyk lodem ścięty,
a pierwiosnek już na brzegu
wyrósł śliczny, uśmiechnięty.

Witaj, witaj, kwiatku biały, 
główkę jasną zwróć do słonka, 
już bociany przyleciały, 
w niebie słychać śpiew skowronka.
Kiedy  pojawiła się książka Mariusza Urbanka "Broniewski. Miłość, wódka, polityka", to wiedziałem: muszę ją przeczytać, muszę ją mieć! Nie rozczarowałem się. Znalazłem człowieka! Prawdziwego! Uwikłanego w historię, zagubionego, błądzącego, dokonującego wyborów, których nie pochwalam. Nie mogłem zrozumieć, jak  żołnierz 1920 roku, więzień sowieckich łagrów, żołnierz II Korpusu Polskiego mógł później znaleźć się po "tamtej drugiej stronie" i kalać swoje pióro. To dlatego Marian Hemar poruszony upadkiem kolegi-poety, napisał wiersz "Broniewszczak":
Mój przyjaciel Broniewski
Nie byle wierszokleta,
Ale najlepszy poeta
W kraju - ba, cóż za poeta!-

Ogłosił wierszyk, czerwony
Jak sok z rozgniecionych malin.
"Jak dobrze" - tak sie zaczyna - 
"Że w Moskwie pracuje Stalin".
Jako ojca córki intrygował mnie Broniewski... o j c i e c. Jego miłość do jedynaczki! Jego dramat!  Jego czas trenów do Anki! Skądinąd mego ulubionego żeńskiego imienia, choć córce dałem Magdalena... Za rok minie równe 60. lat, jak - no właśnie, Urbanek pisze: "Do dziś nie ma pewności, czy to naprawdę był tylko wypadek. znaleziono ja martwą, leżącą w poprzek tapczanu". Za rok - 1 września!...
Gdybym mógł, powiedziałbym Ance,
po całym życiu zawiłem -
mojej jedynej kochance:
żyłem.
Żona, cytuje Urbanek, wspominała 24 listopada 1929 r.: "Tu chyba zaczęła się Władka największa, najważniejsza w życiu miłość". Autor biografii przypomina: "Była małą muzą, Joanną, Anką, Anią, Anczydłem, Anulą, córką-bzdurką". Kiedy umierał napisał do Aleksandra Zawadzkiego, przewodniczącego Rady Państwa: "Chciał, żeby Ankę ekshumować i pochować razem z nim w jednym grobie. Nie spełniono jego prośby. Leżą osobno". Trzeba być z drewna, żeby nie poruszyło nas:
Ja od roku wierszy nie umiem pisać,
bo ty nie żyjesz...
Upiory jakieś mam na rekach kołysać
w bzdurach po szyję?
Dzisiaj, 9 marca 2013 r., zaskoczenie? W księgarni książka Broniewski "Stanęła naga... powieść nieskończona" (Wydawnictwo Krytyki Politycznej Warszawa 2012). Dwie godziny czekania na "moje Panie" w pewnym markecie i... A ja powoli wchłaniałem się w książkę! Pierwsze słowa "Wstępu" przypadły mi do gustu: "Broniewski był kolekcjonerem. Liter. Zapisywał je na przypadkowych świstkach, kartkach i karteluszkach, czasem segregował w zeszytach"- napisała Wioletta Bojda. Zakończyła na stronie 33 zdaniem: "O człowieku uwikłanym w  rzeczywistość...". 
Choć Broniewski pewnie gapił się na nas w wielu klasach polonistycznych chyba tak naprawdę wiedzieliśmy o nim równie niewiele, co o M. Reju czy biskupie I. Krasickim. W "Przepisie na poezję" padają strofy, jak kamienie:
Ostrzegam naród polski:
jeszcze daleko do Polski.
Bądźmy trzeźwi, uparci, na wszystko gotowi,
nie czekając, co Historia powie.
(...)
Ostre są ostrza bagnetów, 
słuszne są wiersze poetów,
ale poezja największa
nie w wierszach, nie w rymach, nie w słowach,
 tylko: wiat swoim życie upiększać
i dumnie dać się pochować.

2 komentarze:

  1. Wpadłam z rewizytą:)
    Jakżesz podobnie odbieram Broniewskiego! Nawet po lekturze Urbanka zagadką nie przestał być. Cenię go, chociaż zwykle krytycznie wyrażam się o literatach ochoczo współpracujących z reżimem.
    Miło mi zaczytać się w Pańskim blogu. Tęsknię za historią, chociaż to moje poznawanie jest amatorskie i intuicyjne. Z braku czasu zawężam zakres do naszych dziejów. Jeszcze "gorzej", że analizuję wydarzenia od strony literatury, co dla historyków jest wysoce nieprofesjonalne. Stoję jednak na stanowisku, że nie oddziela się biografii pisarza od jego twórczości, bo każdy żył zanurzony w swojej epoce. Dobrze na tym wychodzę, ot, chociażby powyższy Broniewski wyrwany z kontekstu historycznego. Co by nas wtedy porywało? Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Porywa chyba zawsze dobra literatura. Ta obroni się przed wszystkim. Trudno godzić się na "reżimowość" wielu naszych twórców. Oddzielanie plew od ziarna? Bez kontekstu historycznego byłyby tylko słowa, słowa, słowa...
    Dziękuję za rewizytę. Pozwolę sobie na wpisanie Pani blogu pośród polecanych stron. Czytanie to moja choroba, a kolejna kupiona lub zdobyta książka, to skarb. Wyleczyć się z tego? Chyba już nie potrafię, ba! chyba bym nawet nie chciał.
    Pozdrawiam z Bydgoszczy
    K.N.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.