sobota, marca 09, 2013

Caduta / Burza odc. 6


       Lorenzo śledził przebieg starcia przez okno książęcej sypialni. Musiał komentować, co widzi. Książę zachłannie chwytał powietrze. Widać było, że oddychanie sprawia mu problemy.
- Co... co... tam się... dzieje...
- Chia... księżniczka... Walczą... Co?! Ettore...
- Każę tego psa obedrzeć ze skóry! Żywcem Lorenzo! Żywcem! Niech tylko Chiarze spadnie włos z głowy... Na pal wbiję!... Jego łeb cisnę świniom!...
Serce zamarło w piersi Lorenza. Widział, jak Chiara dostaje się w znienawidzone ręce śmiertelnego wroga. Gdyby mógł... Rzucił wzrokiem w kierunku księcia. Usta starca tylko drżały. Nie wierzył własnym oczom. Miał przed sobą zdruzgotanego olbrzyma, któremu jedno zaklęcie odebrało całą moc. Człowiek, który bezlitośnie miażdżył każdą życiową przeszkodę, który umiał przeciwstawiać się papieżom i cesarzowi patrzył teraz w martwy punkt baldachimu, który wieńczył jego łoże. Niemoc, starość czyniła z niego jakąś bezwartościową kukłę. Nie mógł wskoczyć na konia i osobiście zdruzgotać zuchwalca, który sięgał świętokradczo po jego skarb – Chiarę. Ten, dla którego cnota niewieścia nigdy nie stanowiła wartości, dla tego który masakrował czystość wielu dziewic dopiero teraz dotarło, jak okrutne była jego bezwzględność i cynizm.
- Lorenzo... jesteś?
- Tak panie...
- Czy to kara za moje grzechy?
- Nie rozumiem panie...- Lorenzo był zaskoczony tym nagłym przypływem skrupułów i skruchy księcia. W tym starcu naprawdę coś się łamało.
- Nie udawaj durnia!- podniósł głos i gwałtownie potrząsnął rękoma, jakby wzywał do siebie waleczny hufce.- Całe moje życie było grzechem. Miałem przyzwolenie Juliusza II... Przecież Leon X nazywał mnie swoim przyjacielem. Czy to moja pani... księżna Isabella... dosięga mnie kara? Lorenzo, byłem pysznym panem...
- Ani gorszym, ani lepszym od innych...- zdobył się na odwagę. Wiedział, że w klatce pełnej drapieżnych lwów owca, a nawet wilk nie uchowają się. Musiał łypać groźnie wzrokiem, pazurami drzeć niewiniątka i podlejsze drapieżniki, ścigać innego zwierza. Jeśli on nie zabił, to jego mogli zabić. Taka była Italia szesnastego wieku. A zza Alp szczerzyły kły inne bestie: Francja i cesarz!
Książę jakby się uspokoił. Oddech wyrównał się.
- Lorenzo...
- Tak panie...
- Zniszcz...
- Co mam zniszczyć?- dostrzegł w oczach księcia iskrę szaleństwa. Stawał się, jakby nieobecny. Sięgał gdzieś, gdzie nie mógł dostrzec. Pochylił się nad księciem.
- Zniszcz ten... pomnik! Nie trzeba, żeby go robić!...
- Ale... odlew...
- Gipsowy! Wiem, mój pizańczyku! Gips! Starczy młotka, by go rozbić.
To zdanie brzmiało, jak nakaz. Pierwszy raz poczuł sympatię do tworzonego przez siebie dzieła. Nie chciał jego zagłady. Wszystko było gotowe do jego odlania i postawienia na cokole.
- Pamiętasz, co mówiła księżna?- i szybko sam dodał: Cave ne cadas! To znak od niej!
- Nie rozumiem- Lorenzo był przerażony tym, co mówił książę. Czy w jego umyśle rodził się obłęd? W tej chwili starzec chwycił go za rękę.
- Odmów ze mną...
Zanim zdążył coś powiedzieć książę usiadł na pościeli i zaczął recytację:
A teraz, Boże nasz, Boże wielki,
potężny i straszliwy,
który dochowujesz przymierza i miłosiernej wierności,
nie uważaj za mało ważną tej całej udręki,
jaka nas spotkała, nas samych, królów naszych, wodzów naszych,
kapłanów naszych, proroków naszych, ojców naszych
i wszystek Twój naród
od dni królów Asyrii aż po dzień dzisiejszy.
Lecz Ty jesteś sprawiedliwy...”
Nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Tam za oknem może dopełniał się los najpiękniejszej z pięknych, a on musiał słuchać tej nagłej modlitewnej skruchy stojącego nad grobem starca, który dopiero w obliczu własnej tragedii przejrzał na oczy?!
- Postawisz figurę Najjaśniejszej Panienki. A na moim grobowcu wypisz, co głosił Hiob: „Czemu nie wybaczysz mi błędu i nie odpuścisz winy? Gdyż legnę w prochu, a kiedy mnie poszukasz, mnie już nie będzie...”. I dodasz jeszcze: „I kiedy ulegnie zniszczeniu moja skóra, to właśnie w moim ciele zobaczę Boga”.
Lorenzo nie zdziwiłby się gdyby teraz książę zawezwał z lochu Bruno Scolariego. Zastanawiał się czy to już nawrócenie, czy chwilowa skrucha, a może odrobina słabości, na którą pozwolił sobie obłożnie chory tytan i zaraz przebudzi się z tego amoku, dosiądzie konia i będzie jego kopytami tratował świat. Książę błądził gdzieś po niedosięgłych łąkach, muskał dłonią złociste łany zbóż...

(c. d. n.)

2 komentarze:

  1. Tym razem zastanowił wizerunek nagiego starca w natchnionej pozie. Czyżby to był wizerunek świętego Hieronima? brakuje mi charakterystycznych atrybutów przypisywanych świętemu, chociaż skaliste wnętrze i wyniszczone,nagie ciało starca potwierdzałyby moje przypuszczenia.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Strzał w "100"! Identyfikacja bezbłędna. Proponuję napisanie kryminału! Dziś w Bydgoszczy +29 w cieniu!...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.