sobota, czerwca 08, 2013
"Żbik" - czyli ze wspomnień dziadka 50-latka - odsłona 2


Trochę to dziwne, że jednym okiem czytało się Tytusa-Romka i A'Tomka, a drugim śledziło losy dzielnego funkcjonariusza Milicji Obywatelskiej?... No. ale tak było.
* * *
Tego pierwszego "Żbika" nie zapomnę! "Porwanie"! Kosztował 8 zł. Kiosk, w którym go kupowałem też pamiętam. Stał przy placu Piastowskim w Bydgoszczy, nieopodal kościoła. Mój ojciec był poruszony, że jego młodszy syn (bodaj wtedy II klasa SP 39, a więc rok szkolny 1971/72) sięga po ilustrowany kryminał?! Dla niego komiks, to nie była literatura! A ja wtedy w ogóle stroniłem od słowa pisanego, jak diabeł od wody święconej!

Swego czasu w jednej z bydgoskich księgarń dostrzegłem w koszach z przecenami reedycję kilku "moich Żbików"! Oczywiście kupiłem je. Resentyment? Chętnie bym sięgnął po inne części przygód. Wśród moich kolegów nikt się nie ujawnia, aby miał jakieś odcinki.
Akacja jednego z nich rozegrała się również w Bydgoszczy. "Kryptonim Walizka" - fabuła opierała się o sprawy kradzieży luksusowych walizek w pociągach. Czy komenda wojewódzka M.O. lub K.W. P.Z.P.R. miały w tym swój udział? Taka, ówczesna promocja miasta? Nie wiem. Wiele z rysunków wyszło spod ręki śp. Jerzego Wróblewskiego (1941-1991), inowrocławianina z urodzenia, bydgoszczanina z wyboru.
Zabrzmi to niewiarygodnie, ale nigdy nie czytałem tego "dodatku", który był na ostatniej stronie okładki, gdzie opisywano historię M.O. i S.B.? Wychowawczym akcentem była prezentacja tych, którzy otrzymywali medal "Za ofiarność i odwagę". Uwierzyłem, przyznaję, w prawdziwość postaci kapitana Jana Żbika, bo kiedyś napisałem do niego list. Niestety nie dostałem odpowiedzi. Długo zerkałem do skrzynki na listy.

Nie znam żadnego z moich rówieśników, którzy by nie kupował lub nie czytał "Żbików". Poruszane sprawy wcale nie były głupie i totalnie wyssane z palca. O ideologii nikt z nas wtedy nie myślał. Po prostu jej nie rozumieliśmy. Czy czytanie tych zeszytów już ocierało się o... kolaborację z systemem?... W końcu w poszczególnych odcinkach ścigano przestępców, pospolitych bandziorów. Inny "kolorowy świat" był dla nas niedostępny. No, chyba, że ktoś dostawał paczki z Zachodu i mógł się pochwalić, że ma Tarzana, Bonanzę lub Supermena. Komiks o Janosiku był czarno-biały, w "Tytusach", co druga strona czarno-biała, nawet bajeczki z serii "Poczytaj mi mamo" na przemian miały kartki kolorowe i czarno-białe. "Żbiki", "Kloss" i "Podziemny front" były całkowicie kolorowe! Później nastała "era" choćby "Relaxu" czy "Kajko i Kokosza", "Jonki, Jonka i Kleksa".
Zerknąłem na znany polski internetowy serwis aukcyjny, to ceny niektórych "Żbików" przyprawiły mnie o zawrót głowy! Miałem je! Wszystkie! Już po okładkach jestem w stanie, choć w zrozumiałym zarysie, przypomnieć czego dotyczyła dana sprawa. Czytało się to z wypiekami na uczniowskiej twarzy. Ale jakoś kryminał, jako forma literacka mną nie zawładnął? Ostatnio wciągnęła mnie proza Henninga Mankella. Jego Kurt Wallander, to moje klimaty, ba! to jedyne (trzy!) kryminały, jakie w ogóle kupiłem w życiu. "Żbików" nie liczę.
Zerknąłem na znany polski internetowy serwis aukcyjny, to ceny niektórych "Żbików" przyprawiły mnie o zawrót głowy! Miałem je! Wszystkie! Już po okładkach jestem w stanie, choć w zrozumiałym zarysie, przypomnieć czego dotyczyła dana sprawa. Czytało się to z wypiekami na uczniowskiej twarzy. Ale jakoś kryminał, jako forma literacka mną nie zawładnął? Ostatnio wciągnęła mnie proza Henninga Mankella. Jego Kurt Wallander, to moje klimaty, ba! to jedyne (trzy!) kryminały, jakie w ogóle kupiłem w życiu. "Żbików" nie liczę.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.