poniedziałek, marca 03, 2025

Przeczytania - 516 - Sławomir Leśniewski "Piastowie. Przeklęty testament" (Wydawnictwo Literackie)

"Od dawna Mieszko Stary był jak gdyby zabytkiem z minionej epoki. Rzadko w owym czasie spotkało się starca, który by księcia Krzywoustego dobrze pamiętał,  on zaś przecież przy łożu śmiertelnem ojca stał już dorosłym młodzieńcem, on wszystkich braci przeżył, młodszych i starszych, on czterech synów pochował" - to nie ja wybrałem ten cytat, to cytat wybrał mnie. Banał? Ani trochę. Tak się otworzyło na stosownej stronie. To głos klasyka gatunku, samego Stanisława Smolki! Aż chce się zakrzyknąć: kto dziś GO czyta? Zakładam, że wielu z Czytelników tego blogu/bloga ma za sobą lekturę biografii tego wybitnego Bolesławowica, aliści nie łudzę się i mam świadomość, że komuś to nazwisko (i wiele innych, które tu wspomnę) jest zupełnie obce, a teraz je odnajduje, aby samemu sięgnąć po prace sprzed dziesiątek lat. 


Tak, pan Sławomir Leśniewski nie daje nam o sobie zapomnieć. Oto w 2025 r. wchodzimy z nową książką tegoż autora: "Piastowie. Przeklęty testament". Wydawnictwu Literackiemu brawo, że daje mu pole do popisu. Bo nikt, moim zdaniem, w ostatnim okresie tak nie przyciąga swoją narracją, jak właśnie pan Sławomir Leśniewski. To kolejny tom, który trafia w moje ręce, a tym samym do tego cyklu. Mam cały czas poczucie niespełnienia, że nie po każdej książce zostawiłem tu ślad.
No, to mamy powrót do czasów Piastów. Pamiętamy zapewne wcześniejszy plon pracy badawczej, pt. "Drapieżny ród Piastów". "To moja druga książka osadzona w czasach polskiego średniowiecza. Sukces wydawniczy Drapieżnego rodu Piastów potwierdza duże i niegasnące zainteresowanie tą arcyciekawą epoką, stanowiącą jednocześnie zachętę do poruszenia i rozbudowania wątków, które zostały jedynie naszkicowane we wspomnianym opracowaniu" - czytam za Autorem. I trzeba dorzucić: i bardzo dobrze! Brawo! Już spieszę wyjaśnić moją egzaltację.
Na sam dźwięk określenia rozbicie dzielnicowe wielu cierpnie skóra i... uciekają od tematu. Powodów może być wiele, ale dwa chyba zasadnicze da się ułowić: mnogość książąt, zawiłość różnych politycznych roszad. Tylu tam Bolesławów, Mieszków, Henryków, Konradów, Włodzisławów (Władysławów) czy Lestków (Leszków). Do tego ich żony: księżniczki ruskie (nie ma nic wspólnego z... rosyjskością), germańskie, węgierskie. Nie zrażajmy się! Żałować należy, że nie zaopatrzono narracji w drzewa genealogiczna, bo wtedy łatwiej zrozumieć zależności familijne: kto z kim, z kogo i dlaczego? Ale widać wszystkiego mieć nie można.
"Oni patrzyli na niego zupełnie inaczej, niż my to czynimy z perspektywy XXI wieku" - warto zapamiętać to zdanie pana S. Leśniewskiego. Zapewniałem, że będę wystrzegał się z nadmiernego cytowania, ale uważałem, że to jedno ze zdań-kluczy do rozumienia historii, o jakiej byśmy nie czytali czy pisali, ba! myśleli. To nie jest proste, ale nie wolno nam zapominać, że oceniać bohaterów choćby XII, XIII  czy XIV wieku należy z perspektywy tamtych czasów, a nie wiedzy nabytej. Może wtedy innym okiem zerkniemy choćby na sylwetkę Konrada Mazowieckiego. Czy ubędzie mu z okrucieństwa i podstępności? Moim zdaniem: nic a nic.
Tak, "Piastowie. Przeklęty testament" zabiera nas w czas chaosu, czas bratobójczych walk, czas podłości i cynizmu, bezwzględnej dominacji siły i brutalności. Nie wiem czy usprawiedliwieniem może być stwierdzenie: takie były czasy? "Tutaj ani syn ojcu nie okazuje uszanowania, ojciec niepomny jest syna; brat nie poznaje brata ani krewny krewniaka [...]" - to sugestywna ocena mistrza Wincentego zwanego Kadłubkiem śmiertelnego, a bratobójczego starcia nad Mozgawą w 1195 r. Na swoich lekcjach m. in. czytam o tej bitwie. To są wartości dodane tego opracowania: cytowania. Raczej orientujemy się w ocenie dzieła kronikarskiego eks-biskupa krakowskiego i jej wartości źródłowej czy dydaktycznej. W tym jednak wypadku plastyczność opisu zasługuje na jego poznanie. Ze zrozumiałych względów Autor nie mógł cytować słowo w słowo. Po to jest bibliografia! Trzeba doczytać ciąg dalszy, bo nie braknie w opisie dramaturgii. Czyta się ten fragment, jak dobrze skrojona powieść. 
To chyba wymierający szczegół wydawniczy w publikacjach popularnych i adresowanych do każdego czytelnika! Coraz rzadziej spotyka się tak starannie opracowaną bibliografię, z podziałem na źródła i opracowania. Chcę wierzyć, że pan Sławomir Leśniewski zamieścił to wszystko, bo dotarł do nich, a nie jest to tylko popis dla popisu, że im dłuższy spis książek wszelkich świadczy o naszej wiedzy. Czytelnika o dłuższym stażu ucieszy, że znajdujemy tu wspominany już powyżej  klasyk historiografii tej miary, co S. Smolka, ale też i O. Balzer, K. Szajnocha czy Z. Gloger i mistrzów, na których wychowały się pokolenia tej miary, co M. Biskup, G. Labuda, F. Koneczny, Z. Boras, H. Samsonowicz, J. Tazbir, K. Kumaniecki, B. Zientara. Z bardzo popularnych nie zabrakło piszących przed laty tej miary, co P. Jasienica czy  Sz. Kobyliński, a z nowszych K. Janickiego, S. Kopera czy J. Besala. Już od tych tylko nazwisk robi się pewien intelektualny szum i wir. Ufam, że dla wieli czytelników, to naprawdę nazwiska znane i doceniane, a może dopiero teraz poszukiwane. 
Dziwić może, że w tekście jest powoływanie się na prozę J. I. Kraszewskiego, ale brak w bibliografii czy indeksie wzmianki o pisarzu i jego "Białym księciu". Szkoda. Nie zapominajmy jaką ogromną rolę odegrały powieści historyczne i pióra takich pisarzy jak właśnie J. I. Kraszewski, K. Bunsch, T. Parnicki, A. Gołubiew, Z. Kossak-Szczucka czy w ostatnim czasie E. Cherezińska. Pozwolę na powrót do cytatu z Eustachego Rylskiego: "Na tym polega dramat historii i historyków - że wystarczy jedna dobrze napisana powieść i niewiele już mogą przekazać"
Nie piszę o faktografii? A po co? - odpowiem zuchwale pytaniem na pytanie. Mamy ją wyłożoną. I to zrobiono dobrze. Gdyby pióro zawodziło pana Sławomira Leśniewskiego Wydawnictwo Literackie zrezygnowałoby z usług podobnego nudziarza. Tu nudy nie ma! Bo być nie może. Z jednej strony, to po prostu zasługa czasów, jakie postanowiono nam przypomnieć lub na nowo ukazać. Już same przydomki panujących wtedy sprawiają, że grzechem byłaby ucieczka od wydarzeń lat 1138-1320: Sprawiedliwy, Wygnaniec, Wysoki, Plątonogi, Laskonogi, Wstydliwy, Rogatka, Gruby, Biały, Czarny, Kędzierzawy, Łokietek. Brawa dla Autora za... tytuły rozdziałów, np.: "Cień Rudobrodego nad Polską", "Rzeź w łaźni", "Rogatka - szalony Europejczyk", "Epopeja małego księcia", choć mam mieszane odczucia na "Rozpłatanego króla"
Wartością dodaną dla mnie zawsze pozostanie ikonografia! Wiem, powtarzam się, ale będę do tego wracał przy każdej okazji. Bo na tym polega m. in. budzenie ducha historii (żeby nie używać górnolotnych określeń: nauczanie). Do tego okładka! Projekt pani Kiry Pietrek - strzał w "10"! To kolejny dobry ruch Wydawnictwa Literackiego.  Bo okładki tej Autorki, to naprawdę przyciągają uwagę! Marketingowo ruch po prostu doskonały. Szyszak z umieszczoną w nim czaszką. Już jest dreszcz! No i dopełnienie narracji historycznymi rycinami, wizjami malarskimi m. in. J. Matejki, W. Gersona czy  A. Lessera. Można też odbyć szybki kurs z... sfragistyki! Cennym jest użycie mott przy każdym rozdziale. Może to zaskakujące porównanie, ale przypomniało mi to prozę... Waltera Scotta.
Blisko czterysta stron obcowania z rozbiciem dzielnicowym warte jest, aby wrócić do tego, co było skutkiem testamentu Bolesława III Krzywoustego. Zrobiono dobrą robotę, aby spopularyzować epokę. Nie zdziwiłbym się, gdyby trud Autora szczególnie dla młodego czytelnika był tym samy, co dla mnie w latach 70-tych XX w. praca Zygmunta Borasa, który przede mną otworzył magię Piastów śląskich i wielkopolskich. Potem przyszła kolej na innych autorów, ich książki, interpretacje. Wiele też dla mnie znaczyła proza Karola Bunscha. Jeśli "Piastowie. Przeklęty testament" mają być wrotami do przeszłości, burzliwych wieków średnich, to warto je otworzyć, nawet jeśli komuś na początku będzie skrzypieć. Warto. To jest doskonały krok, aby podziwiać Mieszka Plątonogiego, Henryka Brodatego, Władysława Łokietka, znaleźć się w wirze tamtych zdarzeń i wyborów, jakich dokonywali Władysław Laskonogi, Bolesław Wstydliwy czy Leszek Czarny. To nasze historyczne dziedzictwo. I cały czas wierzę, że po tych czterystu stronach czytania jednak wzrok wyłuska tytuły z bibliografii i nie pójdzie w zapomnienie dorobek mediewistów tej miary, co profesorowie G. Labuda, H. Samsonowicz czy B. Zientara. Wstydem okryje się każdy student, który nie miał ich (i innych klasyków) w ręku. 
Mogę z uczciwością starzejącego się belfra dopisać po raz kolejny: czekam na kolejny plon pracy pana Sławomira Leśniewskiego! Czym nas teraz uraczy? A może, tropem choćby Z. Borasa, zajmie się jedną z dzielnic lub konkretnym bohaterem polskiego średniowiecza albo bohaterki? 

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.