środa, lipca 03, 2024
...na 48-mą rocznicę śmierci Antoniego Słonimskiego - 4 VII 1976 r.
"Niech mi wolno będzie mieć nadzieję, że felietony te, pisane kiedyś z tygodnia na tydzień, oddzielone przestrzenią wielu trudnych lat, potrafią dziś jeszcze uśmiech przywołać lub myśl pobudzić" - taką myślą zaopatrzył Antoni Słonimski (1895-1976) wydane w 1956 r. przez PIW, "Kroniki tygodniowe 1927-1939". Gdyby było inaczej, to nie byłoby tego pisania i jak niektórzy twierdzą tracenia cennego czasu na kolejną moją pisaninę tego, co niewielu czyta, że o komentowaniu nie wspomnę. Nie pomny tego wszystkiego, ja zachwycony prozą Mistrza Antoniego siadam i piszę. I mógłbym zapewnić, że te pisania sprzed wielu dekad (zaraz, za cztery lata stuknie równa setka od napisania pierwszego tu cytowania) nic, a nic nie zestarzało się. Jest świeże! Jest jędrne! Jest aktualne! Inna kwestia czy jest się z czego cieszyć? Czy naprawdę n i c nie zmieniło się w mentalności, pojmowaniu siebie samego od czasów II Rzeczypospolitej i kataklizmów, jakie nastąpiły po 1939 r.?
Zastanawiałem się czy może zostawić to wygrzebywanie na listopad, kiedy to i pora odpowiednia, i rocznica urodzin Autora. Ale z moim odbiorem takiej literatury jest tak, że nagle wpadam na dany tytuł, bez z żadnego z mej strony starania się i wręcz objawia mi się, i nie ma innego wyjścia: trzeba wszystko inne rzucać, aby zabrać się do takiego, jak to pisania. Wiem, że "Kroniki tygodniowe" doczekały się w XXI w. kilkutomowego wydania. To z 1956 r. jest, moim zdaniem, wyjątkowe. Bo pierwsze! Bo wypłynęło na fali odwilży po śmierci J. Stalina! Jeszcze żył Bierut, kiedy książkę 13 stycznia oddawano do składania. Już polała się krew w Poznaniu, kiedy 29 czerwca podpisano książkę do druku. Druk ukończono 14 sierpnia, kiedy nikomu do głowy nie przyszłoby, że nastanie jednak czas, kiedy na nowo będziemy obchodzić Święto Wojska Polskiego (dzień kalendarzowo później). Zatem działo się tu nad Wisłą bardzo dużo. Aha! w tym samym czasie Antoni Słonimski został na okres trzech kolejnych lat prezesem Związku Literatów Polskich.
No to podejrzyjmy na ile proza publicystyczna, ostrość języka, cenność spostrzegawczości nie stępiły lata:
- Dowcipy starzeją się szybciej niźli ludzie.
- Wszystko odbywa się u nas w skali bardzo mizernej.
- O ile brak nam rozmachu w dziedzinie czynów, o tyle nie brakuje nam odwagi w słowach [...].
- Ludzie u nas boją sie podróży i choroby morskiej, ale nie boją się słów. Piszą, co ślina na język przyniesie.
- Największym, najpotężniejszym rozsadnikiem banalności myślenia jest (zwłaszcza w literaturze) szkoła.
- Przede wszystkim istnieją dwie prawdy o każdym zjawisku literackim - ba! bawet historycznym. Jedna to namaszczona, pompatyczna prawda podręczników, druga - to szeptana na ucho prawda wtajemniczonych.
- We wszystkich dziedzinach życia brak jest u nas ludzi.
- Literatura i poezja, która iść powinna na czele, zaskoczona zmienionym obrazem świata nie wychodzi jeszcze wciąż poza swe stare poszarzałe formy.
- Obojętność czytelnika dla literatury najnowszej jest ciężką winą właśnie tej literatury.
- Istniało u nas uwielbienie dla poezji i literatury wtedy, gdy sztuka była jedynym ujściem uczuć patriotycznych.
Zapewne dla wielu uważnych Czytelników "Kronik tygodniowych", nawet tej okrojonej wersji z 1956 r., znajdą się obrazki, które nawet teraz... zabolą. Obraz szkoły. Nie mnie się tu upajać. Pan Antoni Słonimski nie pozostawia na niej suchej nitki. Sam tkwię w systemie oświatowym od czterdziestu lat. I tu tkwi ta smutność odbioru felietonów z 1927 r., że ona (szkoła) nie zestarzała się, a metody pracy nie odbiegły od tego, co dostrzegano już w II Rzeczpospolitej! Ciekawe, co odpowiedzieliby obecni literaci na to, co obserwował Antoni Słonimski dziewięć dekad temu...
- Literatura musi mieć żywy związek z życiem, i dawno pogrzebaliśmy smrodliwe estetyzowanie.
- Właściwie pisze się dla paruset osób, które się zna osobiście, i dla paruset innych, które pozna sie przy okazji.
- Czas najwyższy rozpocząć ogień, wzmożoną kanonadę słów, żywych i trafiających.
- Nie można namówić nikogo do pisania genialnych utworów, ale można i należy kierować usiłowania pisarzy ku rzeczom istotnym.
- Prasa nasza - to szereg małych państewek, które są w ciągłej i jałowej wojnie o koryta i synekury.
- Słowo powinno stać się luksusem, czymś odświętnym i kosztownym.
- Urzędnik jest szkodliwym nieobliczalnie, gdyż zaraża mikrobem władzy ludzi prywatnych.
- Poeta urzędujący w ministerstwie nagle zmienia się w lwa.
- Wszystkie państwa europejskie powinny wysiedlić przymusowo swych biurokratów.
- Człowiek jest siłą nieobliczalną!
Powinienem być wdzięcznym Antoniemu Słonimskiemu. Warum? - zapyta sąsiad znad Elstery. Za definicję mego... czytelnictwa. Okazuje się, że wpisuję się w kategorię czytelnika zarazy! W charakterystyce takowego odczytałem m. in. to: "...chwytający za pióro. Podkreśla ołówkiem niektóre zdania, stawia znaki zapytania i na marginesie pisze komentarze". Jakby siedział teraz ze mną nad zbiorem "Kronik tygodniowych". Dalej jest jeszcze dosadniej: "Sam krowa, więc chciałby, żeby ludzie jak krowy nie zmieniały poglądów". To w 100 % o mnie! Tak mówię o sobie moim uczniom: "Ponoć krowa nie zmienia poglądów. W wielu sytuacjach wole być krową". Warto zerknąć i doczytać, do jakiej kategorii zaliczył nas Mistrz. Zaboli? Trudno. Ponoć "prawdziwa cnota krytyk się nie boi", to jak (nie-)wiadomo poeta arcybiskup gnieźnieński, Ignacy Krasicki.
- Kinematograf unieśmiertelnia najłatwiej podlegające zatracenie, kruche ciało ludzkie.
- Zdaje się już chwilami, że martwota i obojętność objęła nas i wszelkie nasze poczynania zimnym murem, że słowo drukowane kręci się w tym małym monotonnym kółku paru ulic.
- U nas, niestety, pisarze liczą się przeważnie z opinią kółka literackiego, tzn. ludzi wyjątkowo zblazowanych, małodusznych, a nawet wręcz wypranych z wrażliwości.
- Literatura w Polsce nigdy bodaj jeszcze nie stała tak nisko, nie miała tak mało jak dziś znaczenia.
- Przy całej martwocie jest głód dobrej książki, głód poezji i teatru.
- Słowo drukowane ma potęgę nieograniczoną.
- W ogóle propaganda sztuki to sprawa zawiła.
- W żadnej chyba sztuce nie stoimy tak źle, tak upadlająco nisko, jak w sztuce kinematografu.
- Dyplomacja - to urząd taki sam jak biuro paszportowe, czasem potrzebny, a czasem szkodliwy.
- Wolę jednak zawsze tych, co robią, choćby rzeczy niepotrzebne, od tych, co się tą robotą snobują.
Nie miałem pojęcia, na jaką podróż porywam się biorąc do ręki "Kroniki tygodniowe". Wykrojone z nich zdania nie oddają przecież treści całego felietonu. Bystry obserwator, jakim był Autor, pozostawił nam przede wszystkim obraz środowiska, w którym wzrastał: świata literatury. Od nazwisk robi się chwilami huczek w mózgu. Zaskoczyły odniesienia... bydgoskie. Dwa przykłady: "Wobec czytelnika, którego wzruszę i przekonam, zawsze będę miał rację, nie łudzę się jednak, że mógłbym swą poezją czy satyrą rozbroić i przekonać plutonowego z Bydgoszczy albo właściciela sklepiku spożywczego z ulicy Czerniakowskiej" i drugi "Ani czterech wioślarzy z Bydgoszczy, ani skakanie przez przeszkody nie zmieni faktu, iż wychowanie fizyczne rozpocząć trzeba od dobrego odżywiania, łaźni ludowych, kanalizacji i budownictwa". Wkurzy to lokalnego patriotę? Sam się do takowych zaliczam (po mieczu bydgoszczańskość rodziny od co najmniej 1908 r.) i powodów do obrazy, dawania satysfakcji nie widzę. Przy okazji widać z jakim sportem kojarzyło się miasto nad Brdą. A z tym polemizować nie będzie żaden rozsądny i historycznie wyrobiony bydgoszczanin.
- Rośnie nowe pokolenie, które stroni od książek, któremu kino - a co gorsza kabaret - najzupełniej wystarcza.
- Dobry pisarz, dobry tłumacz czy krytyk jest pożyteczny, i należy otaczać go opieką, ale zły pisarz, zły krytyk czy zły tłumacz powinien być tępiony, i nie należą mu się ulgi podatkowe ani bilet wolnej jazdy.
- O wartości pisarza stanowi właśnie jego odrębność, dobry pisarz musi być przywódcą.
- Każde liczniejsze spotkanie literatów podszyte jest lekkim kabotynizmem.
- Gdyby ktoś chciał paru milionów na przemalowanie morza polskiego na fioletowo i na pomalowanie Tatr w kratkę, zebrałby prędzej pieniądze niż na szkołę czy bibliotekę.
- Jeżeli ktoś ma pociąg do picia wódki, czy to również należy kultywować, czy to również jest rasową odrębnością?
- Co innego jest rozmowa, a co innego paplanina.
- Patrząc na nasze sprawy literackie ma się chwilami wrażenie, że jest to nudna partia szachów, która musi się skończyć na remis.
- Przyczyną ubóstwa naszych możliwości artystycznych jest brak ludzi.
- Są więc, jak widzimy, rzeczy złe i rzeczy gorsze.
Trudno się nie przekonać do sensu znalezionego w felietonach pana Słonimskiego. Musiałbym bym być upartym niedowiarkiem, aby kwitować, to co pisał tyle lat temu wstecz, jako banalności nie godne uwagi. Czego nas może nauczyć pisanina sprzed wojny? - wykrzywia się jeden z niezadowolonych. O takich jegomościach też tu jest. Sprawa zakładania bibliotek wraca raz po raz, sensu czytania. Takie podejście wciąż jest żywe: "...książkę może czytać człowiek bez specjalnego kostiumu. Książkę może czytać chory w szpitalu i zdrowy na koniu. Książka ma ze wszystkich sztuk największy wpływ na życie. Słowo drukowane uczy nas widzieć rzeczy, których przedtem nie dostrzegaliśmy. Słowo drukowane zmienia nas i świat dookoła nas istniejący". Prawda czy fałsz? - proszę samemu rozstrzygnąć. Ja wątpliwości nie mam. Może dla kogoś wyświechtany banał. I jeszcze garstka:
- Potrzeba nam nowych czytelników. Starzy zużyli się, sparcieli, zatęchli, i czas ich wyrzucić do zlewu.
- Kabaret stał się rodzajem gontyny narodowej, a żydowskie kawały urastają do potęgi hymnów państwowych.
- Młodzież nie ma czasu ani ochoty rzucić okiem na książkę.
- Co gorsza, przyznać trzeba, że popularność bęcwałów sportowych istotnie jest olbrzymia, a zainteresowanie książką, muzyką czy plastyką - minimalne.
- Rozdawanie pieniędzy na bujdy olimpijskie - to luksus, na który pozwolić sobie może tylko kraj bardzo bogaty.
- Nienawistnik jest zadowolony z cudzego błędu, z cudzej słabości.
- Robota recenzenta czy felietonisty polega w znacznej części na utrzymaniu linii demarkacyjnej pomiędzy sztuką a tandetą.
- Ludzie, którzy ze sobą polemizują, nigdy się wzajemnie nie przekonają.
- Aby dowieść niezbicie fałszywości artykułu, który ma sto wierszy - trzeba napisać trzysta.
- Właściwie należałoby literatów izolować już od dziecka, bo wpływy postronne mogą być przechowywane we krwi jak bakterie gruźlicy w gruczołach.
Koniec? O! jak to boli! Dopiero się rozkręcałem. A tu trzeba iść do domu? Chyba jednak na listopada wrócę do tego cennego volumenu. Warto. Uważam, że trzeba. Zostawiam rozkopaną czytaniem i ołówkowym podkreślaniem tę książkę. Wierzę, że nie zaniedbam i wrócę do tego, czego jeszcze tu nie zostawiłem, ba! znajdę kolejne ważne myśli. W roku wyborczym tu nad Wartą, Notecią i Pilicą warto przypomnieć odważne i prawdziwe zdanie, jakie w jednym z felietonów z 1932 r. zostawił pan Antoni Słonimski: "NIE MA W POLSCE PARTII, KTÓRA BY SIĘ OŚMIELIŁA NARAZIĆ KLEROWI".
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.