wtorek, listopada 28, 2023
Myśli wygrzebane - 140 - George Orwell
Pamięta się właściwie dwa tytuły: "Rok 1984" ("Nineteen Eighty-Four")
i oczywiście "Folwark zwierzęcy" ("Animal Farm: A Fairy Story"). Obie książki są kanonem literackim XX w. i bez wątpienia literacką próbą rozumienia czym jest totalitaryzm. Ja jednak dla potrzeby tego cyklu sięgam po książkę, jaka ukazała się przed wybuchem II wojny światowej, a mianowicie "W hołdzie Katalonii" ("Homage to Catalonia"). [1] Ciekawe, że w Polsce po raz pierwszy wydano ją dopiero w 1985 r. "Wstrząsające doświadczenie, bez którego nie powstałyby najbardziej znane dzieła Orwella" - zapewnia Wydawca, czyli Bellona. W końcu dzięki narracji Pisarza znajdujemy się w ogniu walk w zrewoltowanej Hiszpanii, kiedy to generał Francisco Paulino Hermenegildo Teódulo Franco y Bahamonde Salgado Pardo rozpętał wojnę domową (Guerra Civil Española). Krwawa historia rozpisana na lata 1936-1939. I George Orwell tam był! widział! uczestniczył! walczył! Skutnikiem książka, o której czytamy w zachęceniu: "To lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce poznać naturę reżimów totalitarnych i zrozumieć coś z polityki, także tej współczesnej".
Ile korzyści z tej lektury dla nas współczesnych? Zobaczymy. Zawsze stawiam podobne pytania. Wiele z tego, co tu wypiszę zostawi obraz ducha walki tamtej okrutnej batalii. Nie mam co do tego wątpliwości. Ale też pamiętajmy: to zawsze jest tylko ułamek całości. Pamiętajmy, że tekst powstał w 1938 r. Świat patrzył, wspierał dwie zmagające się strony, uczyniono sobie poligon doświadczalny (czytaj: Berlin, Moskwa) z tego, co działo się w największym państwie Półwyspu Iberyjskiego. Zobaczmy, jak to widział G. Orwell, przed którym dopiero było napisanie "Folwarku zwierzęcego" i "Roku 1984" (nastąpi to dopiero w 1945 i 1949).
- ...wygląd Barcelony był czymś zaskakującym i przytłaczającym. Po raz pierwszy byłem w mieści, w którym klasa robotnicza sprawowała władzę.
- Nawet pucybuci zostali skolektywizowani, a ich skrzynki pomalowane na czerwono i czarno.
- Wierzyłem też, że wszystko jest tak, jak się wydaje, że naprawdę jestem na terenie państwa robotniczego i że cała burżuazja uciekła, została wybita, albo dobrowolnie przeszła na stronę klasy robotniczej.
- Służalcze, a nawet ceremonialne formy mowy chwilowo zniknęły.
- Przede wszystkim rzucała się w oczy wiara w rewolucję i przyszłość, poczucie nagłego wejścia w erę równości i wolności.
- Dla każdego przybysza z zaciekłej, szyderczej cywilizacji ras anglojęzycznych było coś raczej żałosnego w dosłowności, z jaką ci idealistyczni Hiszpanie przejmowali oklepane frazesy o rewolucji.
- Żywność marnowano na potęgę, zwłaszcza chleb.
- Milicje robotnicze w tym czasie były motłochem o niezwykłym wyglądzie.
- Dyscyplina nie istniała; jeśli komuś nie spodobał się rozkaz, wychodził z szeregu i zaciekle kłócił się z oficerem.
- Wszyscy byli nieuzbrojeni i nikt nie był w pełnym umundurowaniu, a u większości mundur milicyjny był mocno połatany.
Obraz swoistego chaosu i nie przygotowania poznamy biorąc się za cały tekst G. Orwella. Obawiam się, że mimo wszystko budzą się refleksje (mnie one dopadają), gdy pomyślę o tym, co zgotowano Warszawie w 1944 r. Tu też znajdziemy obrazy nastoletnich żołnierzy, bez przygotowania, bez broni, pełnych zapału. I, co z tego? "...ilekroć mogłem dopaść naszego porucznika, domagałem się by przeszkolił mnie w posługiwaniu się karabinem maszynowym" - kwestia szkolenia, a właściwie jego braku raz po raz wraca w narracji G. Orwella.Samym entuzjazmem, znajomością musztry nie wygrywa się bitew i wojen! O wiedzy praktycznej i wojskowej napisał rekrutów napisał, m. in.: "...nauczyli się maszerować równym krokiem i prężyć na baczność, ale jeśli wiedzieli, z której strony karabinu wylatuje kula, tutaj ich wiedza się skończyła". Broń, jaką dostał G. Orwell nie wróżył optymistycznie: "...zawitały karabiny. Sierżant o ogorzałej twarzy rozdawał je w stajni dla mułów. Doznałem szoku gdy zobaczyłem to, co mi dali. Był to niemiecki Mauser z 1896 roku - miał ponad czterdzieści lat! Był zardzewiały, zamek nie dawał się nawet poruszyć, a jeden rzut oka na wylot lufy ujawnił, że jest skorodowana i raczej nic jej już nie pomoże".
- Okazało się, że w całej mojej drużynie nikt poza mną nie umiał nawet załadować karabinu, a co dopiero wycelować.
- Wolałem jednak być obcokrajowcem w Hiszpanii niż w większości innych krajów.
- Szczodrość Hiszpan, w potocznym znaczeniu tego słowa, bywa czasem wręcz krępująca.
- Hiszpanie bez wątpienia spisują się świetnie w wielu dziedzinach, ale nie w prowadzeniu wojen.
- Wszyscy cudzoziemcy byli jednakowo zbulwersowani ich nieefektywnością, a przede wszystkim doprowadzającą do szału niepunktualnością.
- W Hiszpanii nic, począwszy od posiłku, a na bitwie kończąc, nie odbywa się w wyznaczonym czasie.
- Teoretycznie raczej podziwiam Hiszpanów za to, że nie obchodzi ich nerwica czasowa ludzi północy, ale niestety ja na tym cierpię.
- Wyglądało na to, że nawet w Barcelonie w dzisiejszych czasach nie ma prawie żadnych walk byków; z nieznanego powodu wszyscy najlepsi matadorzy najwidoczniej byli faszystami.
- Zawsze gdy pomyślę o pierwszych dwóch miesiącach wojny, wspominam zimowe ścierniska, których brzegi były pokryte ludzkim łajnem.
- Wielu żołnierzy po drugiej stronie frontu wcale nie było faszystami, a jedynie poborowymi, którzy mieli pecha odbywać służbę wojskową podczas wybuchu wojny i za bardzo bali się uciec.
O ile ktoś idealizuje wojnę domową w Hiszpanii, to dostaje tu jej obraz bez upiększeń. "Kościół od dawna służył jako latryna..." - jeden z przykładów. Brak w tym poezji, patosu i czego tam jeszcze? Jest bród, smród, wiara w swoją nieomylność i uwikłanie po jednej lub drugiej stronie. W wielu przypadkach ludzie pozostawieni bez wyboru. "Byliśmy teraz blisko linii frontu, wystarczająco blisko, by poczuć charakterystyczny zapach wojny - z mojego doświadczenia jest to zapach ekskrementów i rozkładającego się jedzenia" - i wszystko na ten temat.
- Każda kolumna milicji miała przynajmniej jednego psa jako maskotkę.
- Wspaniałe konie hiszpańskiej kawalerii zostały schwytane w dużej liczbie podczas rewolucji i przekazane milicji, która, rzecz jasna, w krótkim czasie zmieniła je w chabety.
- Dla mnie wojna oznaczała ryczące pociski i latające we wszystkie strony odłamki stali; a przede wszystkim błoto, wszy, głód i zimno.
- Nie wyobrażacie sobie, na jaki motłoch wyglądaliśmy.
- Teraz, gdy zobaczyłem już front, byłem głęboko zniesmaczony. [...] Prawie nie mieliśmy kontaktu z wrogiem!
- Całe życie przysięgałem, że nie schylę się, gdy pierwszy raz przeleci koło mnie kula; ale ten ruch wydaje sie być instynktowny i prawie każdy uczyni tak przynajmniej raz.
- W wojnie pozycyjnej ważne jest pięć rzeczy: drewno opałowe, żywność, tytoń, świece i wróg.
- Najważniejszym zadaniem obu armii było ogrzanie się.
- Rzeczy, o których zwykle myśli się w kategoriach okropności wojny, rzadko mi się przydarzały.
- ...często znajdowałem pod ostrzałem ciężkich karabinów maszynowych, ale zwykle na dalekich dystansach.
George Orwell uczciwie przyznaje: "Powinienem wspomnieć, że przez cały pobyt w Hiszpanii widziałem bardzo mało walki". Rozumiem, że "W hołdzie Katalonii" nie jest mitologizowaniem wydarzeń, w których Pisarz uczestniczył. Znajdziemy tu szczegóły, które pewnie wielu uczestnikom czy opisującym umykały: "Niemal nigdy na niebie nie dostrzegłem ptaków. Chyba nigdy nie widziałem kraju, w którym było tak mało latających stworzeń". I może zaskakujące porównanie: "Całkiem przyjemnie było wędrować po ciemnych dolinach, z zabłąkanymi kulami latającymi wysoko nad głową, jak gwiżdżące wróble".
Wiem, że to dość nie typowe "Myśli wygrzebane". Więcej w tym samej wojny, niż myśli do przemyśleń. Ale i takie zapisy powinny się tu znaleźć. Oczywiście robię tylko wstęp do "W hołdzie Katalonii". Ten tekst powinien zjawić się na tym blogu 25 czerwca. Ale nie zjawił się. Tego dnia przypadła 120-ta rocznica urodzin George Orwella. Gruźlica zabiła go 21 stycznia 1950 r. Miał zaledwie 46. lat. Niewykluczone, że "W hołdzie Katalonii" pojawi się w cyklu "Przeczytania". Niewykluczone...
PS: Warto na YT włączyć sobie płytę pt. "Canciones de la Guerra Civil Española", w wykonaniu chilijskiego piosenkarza Rolando Alarcóna (1929-1973).
[1] Orwell G., W hołdzie Katalonii, tłum. T. Woźniak, Belona, Warszawa 2023
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.