sobota, czerwca 03, 2023

Przeczytania (473) Alexander Mikaberidze "Wojny napoleońskie. Historia globalna" (Dom Wydawniczy Rebis)

"...dobiegła końca najdłuższa kampania wojen napoleońskich. Pokój paryski, podpisany 30 maja 1814 roku, formalnie kończył wojnę Francji z szóstą koalicją, przywracając «wieczny pokój i przyjaźń» na całym kontynencie po raz pierwszy od prawie dwudziestu dwóch lat" - zaczynać tym przygnębieniem kolejne "Przeczytanie"? To zbyt okrutne, proszę piszącego - wtrąca swoje siedem groszy ten i tamten. Dobrze, że nie zacząłem od środka, jak na egzaminie poprawkowym przed moim akademickim mistrzem, prof. Jackiem Staszewskim (1933-2013). Tak, leży przede mną tom II "Wojen napoleońskich. Historia globalna", autorstwa Alexandra Mikaberidze, w tłumaczeniu Tomasza Fiedorka. O staranność wydania postarał się Dom Wydawniczy Rebis.

 
"Mistrzowsko wykorzystując materiał źródłowy w kilku językach, profesor Mikaberidze stworzył imponujące rozmachem dzieło opisujące wojny, które zaczęły się w czasie rewolucji francuskiej i trwały do klęski Napoleona w 1815 roku. Początkowo toczone we własnej obronie, pod wpływem Bonapartego stały się narzędziem budowy globalnego imperium. Równolegle z walkami w Europie mocarstwa rywalizowały o hegemonię w obu Amerykach, Afryce, Azji i na Bliskim Wschodzie. W okresie między reformacją a wybuchem pierwszej wojny światowej to właśnie wojny napoleońskie były wydarzeniem, które w największym stopniu odmieniło świat, ich skutki zaś są widoczne do dzisiaj" - takie zachęcenie i na portalu Rebisa i na okładce książki. Jestem zdania, że dla miłośnika epoki i postaci Cesarza starczy okładka, kreska Jacques-Louisa Davida (bo przecież z jego dzieła to graficzne zapożyczenie) - i książka musi być na półce. Nie wiem, jak u innych, ale u mnie staje obok takich tuzów, jak Sz. Askenazy, M. Kukiel, A. Zahorski, R. Bielecki, A. Skowronek, M. Brandys. Przez grzeczność wymieniam tylko autorów polskich.
Nim coś od siebie dorzucę, to najpierw kilka achów i  echów, którymi podparto wydanie tomu II "Wojen napoleońskich...".
  • O wiele głębsza i obszerniejsza niż jakakolwiek dotychczasowa historia wojen napoleońskich. Prawdziwy majstersztyk - A. Roberts. 
  • Profesor Mikaberidze potwierdza, że jest jednym z najwybitniejszych współczesnych badaczy epoki napoleońskiej. Nikt nie będzie mógł studiować czasów Napoleona bez sięgnięcia po tę globalną historię - T. Lentz.
  • Wyjątkowe dzieło naukowe. Pomimo objętości, zakresu i szczegółowości narracja nigdy nie słabnie. Trudno oczekiwać, by ktoś lepiej opisał tę historię - L. Freedman. 
  • Długo oczekiwana i niezwykle potrzebna prawdziwie globalna historia wojen z lat 1789–1815. Otwiera nowe perspektywy, pozwalając zrozumieć ten punkt zwrotny światowej historii. Lektura obowiązkowa dla wszystkich badających ów okres - M. S. Neiberg.
  • Przejrzysta, dokładna, oparta na najnowszych badaniach, wzbogacona szczegółami historia wojen napoleońskich. Znajdziesz tu zarówno opis bitwy pod Austerlitz, jak i informację, ile koni stracił Napoleon w kampanii rosyjskiej- D. A. Bell.
Tak, należę dot ego grona, które czekało na tom II. Tym bardziej, że ostatnimi czasy sucho w tematyce napoleońskie. Tak, wiem, jest na rynku pewne wydawnictwo, które drukuje volumen za volumenem, ale nie chce podjąć współpracy z blogiem. Trudno. Tym bardziej chwali się krok domu Wydawniczego Rebis, że raczy nas taką ucztą, jak dwutomowe "Wojny napoleońskie...". 
Nie ma co znowu utyskiwać, że mało w tym pisaniu Polski i Polaków.  J e d n o  zdanie o ukochanym księciu-wodzu: "Tysiące żołnierzy francuskich, którzy nie zdążyli wydostać się z miasta, dostały się do niewoli. Niektórzy próbowali pokonać rzekę wpław i podobnie jak marszałek książę Józef Poniatowski, utonęli w wodach Elstery". I zamiecione. Pewnie nie zorientowany zagranicznik, ale i krajan nad Wartą czy Parsętą  pomyśli: utopił się? aha! pływać nie umiał! Nie będę dopełniał narracji. Ale trudno mi nie bez gorzkości przechodzić do kolejnych stron chwały, potęgi, upadku i klęski. Bez obaw: o Polsce, Księstwie Warszawskim nie zapomniano. Podnosi nasze ego czytanie takich zdań: "Jednym z najważniejszych źródeł napięć w relacjach między władcami obu mocarstw była Polska. Decyzja Napoleona o utworzeniu Księstwa Warszawskiego, które według słów Aleksandra było «cierniem w boku Rosji» wzbudziło rosyjskie obawy przed pełną odbudową Rzeczypospolitej i polskiej tożsamości narodowej. Napoleon nie zamierzał jednak spełnić żądań Rosjan, którzy domagali się gwarancji na piśmie, że Polska nie zostanie nigdy wskrzeszona". Decyzję o utrzymaniu Księstwa Napoleon podniósł do rangi honoru!
Nie może być dobrze skrojonej monografii historycznej bez odwołania się do źródeł. Tymi są rozkazy, ale przede wszystkim relacje, zapiski i wspomnienia uczestników walk. Nie przynosi Wielkiej Armii chluby, jeśli jeden z francuskich marszałków L. Berthier: "...mapy, jakie obecnie używamy, nie są dostatecznie szczegółowe i tak naprawdę nie wiemy, gdzie znajdują się" francuskie jednostki. To spostrzeżenie dotyczy chwil. kiedy Wielka Armia przekroczywszy Niemen rozpoczęła swój punkt zwrotny, a więc wojnę 1812 r., tzw. drugą wojnę polską. Zrobiło na mnie zacytowanie jednego z lekarzy na temat skutków epidemii dyzenterii, a tej skutkiem była m. in. biegunka "...osiągnęła tak wielkie rozmiary, iż niemożliwe jest pełnienie zwykłej służby, nie wspominając o utrzymaniu jakiegokolwiek drylu. domy są pełne chorych, a w samym bozie jest tak nieustanne bieganie w tę i z powrotem na tyłach, jakby całym pułkom zaaplikowano bieganie na przeczyszczenie". Skupiamy uwagę na wielkich kampaniach, przebiegu bitew, pochylamy nieomal nad stołami z mapami sztabowymi, ale chyba w tym wszystkim tracimy z oczu żołnierza, człowieka. Tak jest z epidemiami, które dziesiątkowały szeregi walczących stron. Po prostu nie interesuje nas to! dobrze, że A. Mikaberidze nam o tym przypomniał.
Zapewne nasze spojrzenie na epokę napoleońską siłą rzeczy skupia uwagę na sprawę polską i kropka. Czy w naszym o tym okresie myśleniu w ogóle istnieje zainteresowanie choćby Skandynawią? Wątpię. Nie pamiętam, aby zbyt wiele czytał, jak marszałek Joachim Murat reagował na sprzeciw duńskiego monarchy Chrystiana VII. Wątpię, aby przeciętny konsument historii znał jakiegoś innego władcę z dynastii Oldenburgów. Ja - nie znam. A tu znajdziemy cenna uwagę autora: "Ostrzał Kopenhagi zmienił Danię z kraju neutralnego w niezawodnego sojusznika Francji aż do samego końca wojen napoleońskich". Czy kogoś z nas zajmował los Islandii w tym okresie? Czy ktoś wiedział o obłędzie Chrystiana VII? Swoją drogą ciekawe, bo jego krewnym był Jerzy III Hanowerski, który też popadł był w obłęd. Obaj byli wnukami tego samego dziadka, Jerzego II Hanowerskiego. I znowu lektura zmusiła mnie do... przeprowadzenia pobieżnych badań genealogicznych. Warto przyjrzeć się, jak w tym okresie Finlandia znalazła się pod panowaniem niby-Romanowów. A także, jak brytyjskie, rosyjskie i francuskie plany oplatały Szwecję.
Ciekawe, jak bardzo podobna była pozycja Turcji do tej, jaką widzimy obecnie. "Po przejęciu władzy we Francji w 1799 roku Napoleon przystąpił do odbudowy tradycyjnych więzi francusko-tureckich, które zostały zerwane w poprzednich dwóch latach. rozumiał, że imperium osmańskie, pomimo swej wyraźnej słabości, może odegrać kluczową rolę w jego europejskich manewrach dyplomatycznych" - czytam za A. Mikaberidze. Ten kierunek polityczny i militarny też raczej nam umyka. To nie czasy Sadyka Paszy czy Murad Paszy. Za to spotkamy księcia Adama Jerzego Czartoryskiego! Tu w roli ministra spraw zagranicznych Rosji. Trudno powiedzieć czy czytelnik na Zachodzie wie, że był Polakiem, ba! krewnym księcia-wodza, który stawiał na Napoleona, gdy książę Adam na cara Aleksandra I. Warto prześledzić bałkańską drogę Michaiła Kutuzowa, którego kojarzymy co najwyżej z bitwą pod Austerlitz,  kampanią 1812 r., bitwą pod Borodino i oddaniem Moskwy.  
To ważne, że w książce, w której niemal nie milkną działa i słychać rżenie koni mamy aż czternaście mapek! To ważne, naprawdę. Trudno snuć opowieść nie mając przed oczyma konkretu. Jak sobie wyobrazić ruchy wojsk bez map? Moim zdaniem  to bolączka wielu książek popularnohistorycznych. Podoba mi się dobór ilustracji, choć na pewno nie ich ilość. Czarno-białe ryciny przypominają wydania książek z XIX w. Nie wiem czy takie był zamiar wydawcy, czy to ten sam zestaw ikonograficzny jak w oryginalnym wydaniu?
"Walka była zażarta, gdyż napastnicy napotkali zaciekły opór mieszkańców. W bojach o każdy dom Whitelocke stracił ponad 1500 żołnierzy, co w końcu zmusiło go do wycofania się" - trudno, aby po takim fragmencie mniej zorientowany czytelnik połapał się o jakie i gdzie walki chodzi. Ja na pewno nie podjąłbym się odpowiedzi. Tym bardziej, że nic mi nie mówi nazwisko generała Johna Whitelocke'a (1757-1833). Nie przypominam sobie, abym kiedy bądź o takowym oficerze JKM Jerzego III czytał. A to Argentyna! I walki o ujście La Platy z Hiszpanami. Jak zatem widzimy Alexander Mikaberidze patrzy na epokę bardzo szeroko. Nie skupia się tylko na walkach w Europie. Za swoje niepowodzenia w tej kampanii m. in. ów generał został postawiony przed sądem wojennym. Nam się pewnie wydaje, że flota francuska skończyła się pod Trafalgarem. Zresztą o jakich bitwach morskich wojen napoleońskich słyszy rodzimy uczeń? Abukir (1798) i Trafalgar (1805) - obie, jak wiemy, to zwycięstwa admirała Horatio Nelsona. Autor zasiewa nam garść zainteresowania tematem: "Potęga morska Francji nie skończyła się w październiku 1805 roku. Przeciwnie, w ciągu następnych dziewięciu lat Brytyjczycy mieli spore powody do obaw o swoją dominację na morzu w związku z działaniami Francuzów". Tylko w 1806 r. Francuzi zatopili blisko sześćdziesiąt brytyjskich okrętów, na łączną sumę 27,5 miliona franków. Ale Autor zaraz spieszy z pocieszeniem angielskich czytelników, pisząc, że flota liczyła ponad 19 000 okrętów. Niestety brak wyliczeń iloma okrętami dysponowała Francja, za to czytamy: "...Francuzi słono zapłacili za swoje sukcesy, gdyż połowa okrętów uczestniczących w rajdach nie powróciła do Francji". Szkoda, że Autorowi zabrakło skrupulatności statystycznej. Warto byłoby skupić uwagę na zamorskie wojny, jakie tu zostały opisane (lata 1805-1810). Nie jestem marynistą. Nie ukrywam, że ten rozdział przeczytałem ze skupieniem. Zaskoczyła mnie jedna z przyczyn dlaczego upadły plany, aby zawojować morza i oceany, a synów Albionu pozbawić ich supremacji. Cieśli potrzebnych do wznoszenia coraz to nowych okrętów po prostu powołano do wojska, bo Cesarz szykował się do inwazji na Rosję!...
Za to kompletną pustkę historyczną posiadam w kierunku Azji, a już Japonii w szczegolności. Tym bardziej moją ciekawość obudziły takie zapisy: "Wypadki w Nagasaki obnażyły zatem słabość militarną Tokugawów razem z jej szerszymi korzeniami strukturalnymi i organizacyjnymi. Główną bolączką było nie tyle zacofanie technologiczne Japonii, ile fundamentalne problemy jej administracji cywilnej i wojskowej".  Czasy szogunatu kojarzę tylko z Ieyasu Tokugawą, a potem upadkiem jego rodu i cesarzem Mutsuhito. Więcej pewnie wiem kim jest Godzilla, niż jak wyglądała polityka wobec Japonii w okresie wojen napoleońskich. Chiny? Kolejna tabula rasa lub terra incognita! Rywalizacja w tym rejonie Wielkiej Brytanii i Francji - jakby czytać o świecie z innej planety? A na morzu? "Upadek Mauritiusa oznaczał koniec ostatniej należącej do Francji kolonii na wschód od Przylądka dobrej Nadziei. Przy okazji Wielka Brytania nie tylko zdobyła ostatnie fregaty francuskie operujące w tym rejonie, ale także zyskała kluczową bazę do działań na całym Oceanie Indyjskim" - dla mnie błyskawiczna lekcja, aby dopełnić braki wiedzy.
"Wydarzenia rozgrywające się w tym okresie w hiszpańskiej Ameryce bardziej niż gdziekolwiek pokazywały globalny wymiar wojen napoleońskich" - i staje się jasne skąd wzięła się w książce miniatura El Libertadora, czyli Simóna Bolívara. Dostajemy dość obszerny, jak na objętość książki, wykład o polityce kolonialnej Hiszpanii w XVIII w. Poznajemy okoliczności konfliktów, roli Portugalii, ale i zaangażowania dyplomacji... rosyjskiej. A Ameryka rewoltowała się na potęgę: "Począwszy od roku 1809 w wielu miastach hiszpańskiej Ameryki zaczęły powstawać kolonialne junty wzorowane na tych z metropolii. Stawiały sobie one za cel zabezpieczenie hiszpańskich rządów i interesów przed ewentualnymi ingerencjami innych państw". Eskalacja konfliktów nabierała tempa. Widzimy też, jak na to wszystko nakładała się sytuacja na Półwyspie Iberyjskim. Rewolta w Meksyku (lata 1808-1811) i rola, jaką odegrał mimo tragicznego końca ksiądz Miguel Hidalgo y Costilla robią wrażenie. La guerra a muerte poprowadził ku niepodległości swoich zwolenników El Libertador! Mordowano wszystkich Hiszpanów, zwolenników Ferdynanda VII, którzy nie chcieli poprzeć rewolucji. Burzyło się Chile! Aż się nie chce wracać do Europy, aby u boku Cesarza ruszyć na Moskwę.
"Imperialne rządy napoleońskie wywołały przebudzenie narodowe we Włoszech, Holandii i państwach niemieckich, w których okupacja francuską wzbudziła reakcję patriotyczną części wykształconych elit, a w końcu zwykłego ludu" - mamy i taki obraz epoki. Dalej czytamy np.: "Reformy pruskie wykorzystały tę narastającą fale uczuć patriotycznych do wzmocnienia państwa, monarchia habsburska zaś zaaprobowała u siebie kampanię propagandy narodowej". Nagle odsłania się nam inny obraz wojen napoleońskich i skutków, jakie niosła ze sobą w różnych krajach Europy. Rok 1812 zaciążył na losach wielu narodów. "O! roku ów..." - pisał Adam Mickiewicz. "Ta sześciomiesięczna kampania obfitowała w epizody triumfu i niedoli, niesłychanej odwagi i nieokiełznanej deprawacji, ale przyniosła także wiele lekcji militarnych" - nie zdziwię się, jeśli to zdanie A. Mikaberidze na dobre zostanie przy mnie. Mapa przypomina nazwy bliskich sercu miejscowości: Wilno, Oszmiana, Smorgonie. Zachodzę w głowę, co obraz przemarszu Wielkiej Armii zostawił w pamięci mego praprapradziada Franciszka Doliwy Głębockiego z Trepałowa (1797-1894). Nigdy się tego nie dowiem. Oczywiście Autor przypomina nam jak układały się stosunku między Paryżem a Petersburgiem po traktacie w Tylży, jak blokada kontynentalna wpływała na sytuację w Rosji. "Od wiosny 1810 do lata 1812 Napoleon prowadził na niespotykaną wcześniej skalę przygotowania do wojny" - dalej A. Mikaberidze rozprawia się z mylnym przekonaniem, że Cesarz nie doceniał tego, co mogłoby zdarzyć się po przekroczeniu Niemna. Przypomina, że Bonaparte studiował historię i geografię państwa, które miał zaatakować, ale i przestrzegał przed trudnościami logistycznymi. Ważną rolę w planowaniu odegrała... Wisła. Jakoś trzeba było dostarczyć i żołnierzy, i wyposażenie tworzonej Wielkiej Armii (Grande Armée). Należało dopaść jak najszybciej przeciwnika i rozbić w jednej decydującej bitwie. "...rosyjskie armie unikały bezpośredniej konfrontacji z przeważającymi siłami przeciwnika, cofając się ciągle, co w końcu zaprowadziło je do wrót Smoleńska" - przypomina Autor. Aprowizacja wielkie Armii szwankowała od samego początku. Nie przewidziano, że Rosjanie będą stosować taktykę spalonej ziemi. Do tego wynikła kwestia... dróg! Ich kiepski stan wyeliminował użycie ciężkich wozów transportowych. Braki uzupełniano rekwirując (rabując) chłopskie furmanki?
"Borodino nie było kolejnym Austerlitz czy Wagram. [...] Bitwa nie przyniosła rozstrzygnięcia - ani militarnego, ani politycznego" - konkluzja cenna i powtarzana przez wielu historyków wojskowości. Jak również to, że Cesarza zaskoczyło oddanie bez walki dawnej stolicy carów, Moskwy. Miał pozostać w mieście przez 36. dni. I zdawał sobie sprawę, że wycofanie się z niej będzie przyznaniem się do porażki. Autor unika szerszego spojrzenia na  tragizm odwrotu i rzeczywistą masakrę tego, co pozostało z Wielkiej Armii. Odwrót (oczywiście jest wzmianka o Berezynie) kwituje takim stwierdzeniem: "Ucieczka Napoleona nie była zasługą jego geniuszu, lecz oddanych mu i dobrze wyszkolonych żołnierzy, rozsądnego dowodzenia francuskich oficerów - co najważniejsze - braku inicjatywy oraz koordynacji działań po stronie rosyjskiej". Mamy wyliczeni strat. Zwracam uwagę na tę statystykę strat: "...blisko 200 tysięcy wyszkolonych koni kawaleryjskich padło na polach Rosji. Po tych stratach [...] jazda napoleońska nigdy już w pełni się nie podniosła". A. Mikaberidze deprecjonuje znaczenia "generała Mroza", który miał dobić żołnierzy Napoleona. Jest zdania, że klęska była już wcześniej, a do tego pękała dyscyplina, brak wyszkolenia żołnierzy, jak też brak spójności w jej wnętrzu. "Jego podkomendni często wykazywali brak inicjatywy lub podejmowali niewłaściwe wybory taktyczne, które miały swoje skutki na poziomie operacyjnym". W przeciwieństwie do Rosjan, o których czytamy: "...spisywali sie nad podziw dobrze, prezentując męstwo i oddanie sprawie, generałowie zaś, pomimo częstych konfliktów oraz wzajemnej zawiści, działali dostatecznie roztropnie na szczeblu taktycznym, operacyjnym i strategicznym, żeby wygrać wojnę". No i logistyka, zaopatrzenie!  A tymczasem w Ameryce Północnej Stany Zjednoczone zaatakowały Kanadę...
Zostawiam Czytelników w kropce. Tam zza wielką wodą ma się polać krew, Aleskander I staje przy granicy i zachodzi w głowę iść dalej czy nie opuszczać matuszki Rosji, jak sugerował M. Kutuzow. Ten zresztą jest tu cytowany i wskazuje komu mogłoby zależeć na ostateczny upadku Napoleona. Wychodzi na to, że nie koniecznie Rosji. Dodam tylko uwagę o klęsce kampanii 1815 r.: "Nawet gdyby początek tamtej kampanii okazał się dla niego zwycięski, cesarz nie był w stanie zmienić twardych faktów, w tym determinacji mocarstw, aby go pokonać. Jeśli nie pod Waterloo, to poniósłby klęskę pod jakąś inną wioską w Nadrenii lub północno-wschodniej Francji". No, to już raczej spekulacje, a nie fakty. Sam tak też pisze: "Wymyślanie alternatywach wersji dziejów jest niebezpieczne. Nie sposób jednak powstrzymać się od spekulacji, czy Europa nie wyszłaby lepiej na tym, gdyby wojny napoleońskie skończyły się inaczej". Zostawiam pod własną analizę (zadanie domowe?) zaznajomienie się z kampaniami lat 1813-1815. Zamknijmy to "Przeczytanie" takim zdaniem: "Pośród niewielkiej osobistej świty upadły cesarz spędził ostatnie sześć lat życia, sprzeczając się z brytyjskimi brytyjskimi oraz prowadząc swą ostatnią, niewątpliwie najbardziej udaną kampanię - o to, jak zostanie zapamiętany przez potomnych". Ja w tym miejscu mogę odesłać choćby do przeczytania powieści Juliusza Dankowskiego "Jeniec Europy" lub zaprosić do obejrzenia filmowej adaptacji z 1989 r., w reżyserii J. Kawalerowicza, gdzie w postać Cesarza wcielił się francuski aktor Roland Blanche (1943-1999).

Brak komentarzy: