wtorek, grudnia 13, 2022
...na 10-tą rocznicę debiutu blogu "Historia i ja" - 15 XII 2012 r.
"Zapraszam do wspólnej wędrówki po drogach i rozdrożach historii. Aż dziw, że tak późno zasiadłem do tworzenia tego blogu" - to zdanie znalazło się na tym blogu równe dziesięć lat temu, 15 grudnia 2012 r. Już gorszej daty znaleźć nie mogłem na moje tu pisanie? W 1948 r. tegoż 15 grudnia powstała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza (PZPR). Poproście współczesnego nastolatka, aby wyjaśnił ten skrót. Oj! będzie się działo. Wiem, co piszę. Mam to na co dzień.
Dlaczego na rocznicę wybrałem akwarelę mistrza Juliusza Kossaka z księciem-wodzem Józefem Poniatowskim? Bo ten portret był pierwszym, jaki opublikowałem na blogu. Nie wiem może 2023 r. będzie ogłoszony rokiem tego wyjątkowego bohatera narodowego? W końcu będzie 260-ta rocznica narodzin i 210-ta heroicznej śmierci dzielnego Pepi. Nie, nie będzie ogłoszony. Sejm już zdecydował! Aleksandra Piłsudska, Wojciech Korfanty, Paweł Edmund Strzelecki, Aleksander Fredro, Maurycy Mochnacki, Jadwiga Zamoyska oraz Jerzy Nowosielski, ale nie ON! Pokraczność!... Widać pierwszy kawaler Virtuti Militari nie jest godny.
Powstanie styczniowe też nie zyskuje aprobaty? Ten sam karton Artura Grottgera "Bitwa/Walka" z cyklu "Polonia" też pojawiła się dekadę temu. Musi być i teraz. Za miesiąc 160-ta rocznica wybuchu tej krwawej insurekcji, w której swoją rolę odegrali moich krewni: prapradziad Stanisław Poźniak i cioteczny prapradziad Józef Głębocki z Wyhołowicz.
Wchodzę w tą samą narrację, co X lat temu? No, niezupełnie. Ale skoro to jubileuszowanie, to chcę pokazać od czego się TO zaczęło. Brzmi to może zaskakująco, ale ja naprawdę zastanawiałem się nad tym, co ja tu będę pisał. Żarty? Wiem, historia, to kopalnia bez dna. Nie poruszam tematów, na których się nie znam. Jedynym odstępstwem są książki o tematyce górskiej. Tylko, że jak zastanowimy się nad nimi, to układa się nam historia taternictwa czy himalaizmu. Zatem znowu: h i s t o r i a .
Grudzień aż roi się od rocznic! I to nie jakichś marginalnych, ale tych krwawych, strasznych: 1922, 1970, 1981! Są obecne w umysłach wielu z nas, jak zadra. Najczęstsze powroty są do tego, co stało się 13 XII, za sprawą wprowadzenia w ówczesnej Polsce stanu wojennego. Reszta z każdym rokiem blednie. Kogo dziś tak naprawdę obchodzi los pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej, Gabriela Narutowicza? A przecież to największa zbrodnia w czasach, kiedy wykuwała się polska demokracja. A właśnie szczególnie teraz winno się przypominać o tym, co rozegrało się między 9 a 16 grudnia 1922 r., aby uświadomić sobie do czego prowadzi nienawiść, nacjonalizm i bezkarność podżegaczy!
Nie chce się wierzyć, ale przez owe dziesięć lat napisałem 2255 postów/tekstów/artykułów. Ten jest 2256. Tematów nie braknie. W widocznych zakładkach wyeksponowałem tylko sześć działów tematycznych. Oczywiście jest ich więcej. Same "Przeczytania", to blisko 460 odcinków, czyli nad tyloma tytułami siedziałem, czytałem, pisałem, wypisywałem. Tu winienem przeprosić Wydawnictwa, ale gro z nadesłanych książek nie ukazało się. Musiałbym nie pracować, nie jeść, nie spać, aby zapanować nad kolejnym piętrzącym się stosem volumenów. Tak, usprawiedliwiam się i tłukę kułakiem w pierś mą cherlawą. Nie wiem na ile wpłynąłem na ilość kupionych książek. Na pewno starałem się nie zniechęcić nikogo. To by był strzał samobójczy.
Pojawiły się na tym blogu cykle, które nie rozwinęłyby się, gdyby nie wsparcie osób, które zaufały mi, bo przysłały swoje zdjęcia, relacje. Po prostu natchnęły do dalszej pracy. Takim cyklem jest "Historia przyszła do mnie sama", "Kartki z podróży", ale i ciekawy wkład w tworzenie kolejnych odcinków "Nekropoli". Blog też odegrał rolę w odbudowywaniu mego własnego drzewa genealogicznego. Starałem się pobudzać ciekawość lokalną, pisząc choćby "Smakowanie Bydgoszczy".
Archiwum fotograficzne jest bardzo bogate i pęcznieje w szwach. Nie wykorzystuję wszystkiego, co uwieczniłem. Musiałbym zapewne zamienić to pisanie w jedną wielką galerię swoich kadrów. Są zdjęcia, z których jestem dumny. Ten post pojawia się, gdy mija XLI rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Do dziś, to m o j e zdjęcie jest bydgoskim śladem tamtego ponurego okresu! Nikt nie ujawnił się, by zrobił podobne. Zatem? Ciche brawa dla mnie!
Niestety te minione X lat, to też nieodwracalne pożegnania. Bliskich. Dalekich. Krewnych. Powinowatych. Obcych sobie. Ale też radości z nowych żyć: moich obu wnuczków. Dlatego powstały "Wędrówki z Jerzykiem". Kiedy stawiałem pierwsze litery, wtedy 15 XII 2012 r., nie wiedziałem kim będzie dzieciątko, pierwszy wnuk. Jeszcze nawet płci nie znaliśmy. Wielka historia plecie się z tą drobną, naszą osobistą.
Zapowiadałem na swoim Facebooku, że zamknę blog na jego X-lecie lub odwiedzenie go przez Czytelników po raz 2 000 000. Nie wiem. Chwilami mam wrażenie, że ta formuła się przeżyła, że to bez sensu, że to szkoda czasu. Każdy ma takie dni, kiedy kapituluje, chce rzucać wszystko w diabły! A po nocy przychodzi dzień... - jak śpiewała lubelska formacja rockowa. Chyba jestem uzależniony od pisania. No to sobie piszę. Staram się sensownie, bez mądrzenia się. Że chwilami wypływa ze mnie belfer? Taka zawodowa przypadłość, bo to mój zawód od 1 IX 1984 r. "Spotkanie z Pegazem" komuś nie przypadło do gustu. Ten blog nie ma być spełnianiem życzeń, choć raz jeden tak było, gdy pewna Czytelniczka poprosiła o tekst, którego bohaterem był Bolesław III Krzywousty. Zresztą poezji jest bardzo dużo w moim pisaniu.
Niewiele brakowało, a to pisanie zostałoby przerwana raz na zawsze. 1 X 2018 r. można było przeczytać na portalu "Gazety Pomorskiej": "Kierująca Škodą, wyjeżdżająca z ulicy Cieszkowskiego na ulicę Gdańską,
skręcając w lewo, nie ustąpiła pierwszeństwa mężczyźnie na przejściu dla
pieszych. Potrącony mężczyzna został zabrany do szpitala. Kierująca
Škodą była trzeźwa. W zależności od obrażeń, jakie odniósł pieszy,
zdarzenia zostanie zakwalifikowane jako wypadek lub kolizja – informuje
podkom. Lidia Kowalska z zespołu prasowego KWP w Bydgoszczy" [1]. Tak, tym pieszym byłem ja.
2 000 000 odwiedzający bloga historia i ja kiedyś się zjawi. Czy wtedy powiem: s t o p ? Możliwe. Na razie poprzez ten wpis sobie jubileuszuję. Nie ma szampana, fajerwerków, fetowania. A jeśli za kolejną dekadę nadal będę stukał w klawiaturę swego komputera? To chyba mało prawdopodobne. Nie chcę nikomu obrzydzić historii i siebie przy okazji. Jednego jestem pewien, a mianowicie, że od 1977 r. wierny jestem jednej łacińskiej maksymie:
VERBA VOLANT, SCRIPTA MANENT.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.