sobota, lutego 19, 2022

Przeczytania odcinek 433: Pierre Servent "Hess. Fanatyczny wyznawca" (Prószyński i S-ka)

Kiedy w 1984 r. zaczynałem pracę w szkole zaskoczyło mnie pytanie jednego z uczniów: "Czy Hitler może jeszcze żyć?". No, nie  spodziewałem się tego. Odpowiedziałem, że teoretycznie byłoby to możliwe, bo ten miałby wtedy 95. lat. Nie wierzyłem jednak, aby ktoś kto w kwietniu 1945 r. był wrakiem siebie samego mógł udźwignąć klęskę swych zbrodniczych idei, ale... No i tu dopowiadałem o więzieniu w Spandau, że jest tam przetrzymywany wyjątkowy zbrodniarz czasów II wojny światowej, nazywa się:  Rudolf Walter Richard Heß, rocznik 1894. Rudolf Hess (taka pisownia nazwiska jest w Polsce przyjęta) zmarł w więzieniu 17 sierpnia 1987 r. 
"Jaki charakter miały relacje Hessa z Hitlerem, którego był jednym z pierwszych i najbliższych współpracowników i przyjaciół? Jaką rolę odgrywał Hess w III Rzeszy? Czy lecąc do Wielkiej Brytanii, wypełniał wolę Hitlera, czy był szalony, jak utrzymywano później w Norymberdze? Czy ukrywał tajemnice aż do śmierci w więzieniu Spandau? I wreszcie - czy odebrał sobie życie, czy mu je odebrano, bo za dużo wiedział?" - to fragment zachęcenia, jakie zamieściłem za portalem Wydawnictwa Prószyński i S-ka w cyklu "Do przeczytania jeden krok". Tak, to książce, którą napisał Pierre Servent "Hess. Fanatyczny wyznawca", a dla nas przełożyła Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak.
Dostaliśmy do rąk kolejną brunatną biografię. Wcześniej w serii "Oblicza zła" ukazały się żywoty A. Hitlera, dra J. Goebbelsa, M. Bormanna, H. Himmlera. Teraz wreszcie ten, kto w więzieniu w Landsbergu spisał pod dyktando współwięźnia jego niebezpieczne, opętańcze i zbrodnicze idee. Książka nazywała się "Mein Kampf", a współwięzień Adolf Hitler. Bez obaw i książka i jej główny autor nie dadzą o sobie zapomnieć...
Co przeciętny odbiorca historii wie o Rudolfie Hessie? Nie prowadziłem badań, ale belferskie doświadczenie podpowiada mi, że... niewiele.  Kiedy nastolatkom podsunąłem swego czasu fotografię zastępcy A. Hitlera, to nie wiedzieli kim jest mężczyzna o wyjątkowo charakterystycznym obliczu, z głęboko osadzonymi oczyma. Stąd jeden z wniosków: nigdy za wiele przypominania. Ignorancja historyczna sięga szczytów, żeby wspomnieć tylko pewną polityczną figurę, która uczyła się o tragedii katyńskiej z... przedwojennych książek.  
Tak, wiedza o Rudolfie Hessie (1894-1987) jest równa zeru! Ani nie przesadzam, ani nie demonizuję. Wiem, bardzo dużo literatury o III Rzeszy jest na półkach księgarskich. Kiedy sam otrzymuję książkę, na której okładce jest uwieczniony A. Hitler, to mam gotowe w domu małe trzęsienie ziemi. To nie żart. Książka o R. Hessie też nie wzbudziła entuzjazmu. U mnie? Jak najbardziej. Bo chcę wniknąć głębiej w świat tego zbrodniarza hitlerowskiego.  "Mało tego masz?" - słyszę zarzut. Zawsze będzie mało. Tym bardziej, że dla mnie (a pewnie, że i dla wielu czytelników), to pierwsza tak obszerna biografii RH. Zresztą nie pamiętam, abym wcześniej poznał jakąś inną. Książka, którą napisał Pierre Servant jest - pierwszą!
Na blisko pięciuset stronach życie jednego człowieka. Czy to dużo czy mało? Pięć części i czterdzieści rozdziałów, nie licząc m. in. aneksu. Jest, co czytać. Ogromny minus, że nie ma co... oglądać. Żadnego zdjęcia, żadnych faksymilia dokumentów, plakatów itp.?! Pod tym względem poglądowość biografii leży na obu łopatkach. Budzi się we mnie belfer. Bo ja zawsze zwracam uwagę na ten aspekt wydawanych książek, ze szczególnym wskazaniem na książki historyczne. Starczyć nam musi tylko fotografia z okładki, albo podglądanie internetu. Może o to chodzi? Nie ujmuje to wartości merytorycznej książki, co to, to nie. Dostaliśmy blisko pięćset stron dobrze napisanej historii.
"Cechy osobowości Hessa zostały zdominowane w najmłodszym wieku. Strach przed ojcem i - przeciwnie - równoczesny podziw dla autorytetu zaowocowały ambiwalencją, w której ścierał się ze służalczością, a to rozchwianie zaostrzała dodatkowo czuła relacja z matką" - P. Servant cytuje opinię Wulfa Schwarzwällera. Robi wrażenie zestaw wniosków, do jakich doszły ekspertki grafologii na temat RH, mamy profil psychologiczny tegoż. Pozwalam sobie na kilka przykładów (a badanie zajmuje blisko dwie strony):
  • Silna indywidualność, osobowość bogata, ale bardzo złożona, wręcz niezrozumiała. 
  • W głębi ducha irracjonalny. Germańskie okowy mocno go krępują: dyscyplina, odwaga, poczucie obowiązku, dbałość o to, by być szanowanym.
  • ...brak ugruntowanych przekonań, być może podatny na wpływy, ale również głęboko wpojone poglądy, kiedy daje się ponieść afektom i namiętnościom.
  • Zarazem ulegający wpływom, wrażliwy i poddający się atmosferze, co ułatwia mu pozorną adaptację, i bardzo subiektywny oraz nieprzejednany. 
  • Zarazem towarzyski, raczej formalista, [przejawia] szlachetność, ale też może okazać się twardy, drażliwy, pamiętliwy, zazdrosny, nie powściągnąć gniewu i skłonności do autorytaryzmu. 
  • Osobowość bardzo niespójna, nie lubi decydować ani zajmować zdecydowanego stanowiska, jednak nie kierują nim złe intencje.
  • Całym sercem i duszą służy swym pasjom, upiększa miłość, wynosi ją na piedestał; najstraszliwsze dla niego jest czuć się zdradzonym albo porzuconym.
  • Ogromna pomysłowość, bujna wyobraźnia, którą ma we krwi; introwertyczna kreatywność, gdy pozostaje w świecie wewnętrznym; interesuje się nieznanym, myśleniem magicznym, osobowościami, tym, czego nie rozumie.
  • może działać bez namysłu, kiedy coś wpadnie mu do głowy, napierać, nie argumentować, walić głową w mur, ale nie lubi, kiedy coś zepchnie go do narożnika.
Mamy już bliskie spotkanie z Rudolfem Hessem. Trafne. Ważne. Niezbędne, aby móc dalej kroczyć przez życie tego zbrodniarza. Szybko przekonamy się, że Autor umiejętnie wykorzystał dla przybliżenia epoki dostępne źródła. I mnie to, jako belfra zawsze zadowala, ba! rekompensuje brak ikonografii. Bo tak naprawdę nie interesuje mnie chwilami, jaką opinię podsuną mi autorzy książek. i nawet z różnego typu książkowych śmieci jestem w stanie korzystać, bo tam siedzi jakiś cenny, zapomniany, nieznany cytat, a ten stanowi dla mnie klucz do czasu przeszłego. I w takiej chwili zamieniam się w cytownika myśli znalezionych. Idę na łatwiznę? Nieprawda. Dobrze wybrane źródło tylko zachęci, sprawi, że nie mamy li tylko potoku słów. Tak, ktoś powie: zboczenie zawodowe starzejącego się belfra. ale mnie to nie obraża. Zdaję sobie sprawę, że bez trafnego doboru źródła (relacji, wspomnienia, opinii świadka, listów) nigdy nie zbuduję obrazu obiektywnego i zbliżonego do prawdy. Odpowiedzmy sobie uczciwie: czy byłoby możliwe, aby dotrzeć do tych wszystkich materiałów bez zamieszczenia ich w monografii? Nie, nie, nie! Oto próbka: koniec wielkiej wojny i wybuch rewolucji w Niemczech (tym samym upadek II Rzeszy):
  • Walczyłem za honor i za sztandar tak, jak powinien to oczywiście uczynić człowiek w moim wieku, a najcięższym wyzwaniem dla mnie ten brud i błoto w piekle Verdun, Artois i innych miejsc... I wszystko to na darmo? Cierpienie mojego narodu, mej tak dumnej ojczyzny, także było daremne? - Rudolf Hess.
  • W najgorszym momencie wojny wbito nam sztylet w plecy. [...] W ciągu kilku godzin obróciło się w pył pięćset lat historii; cesarza deportowano niczym złodzieja na terytorium holenderskie. Nie można było tego zrobić w większym pośpiechu, a przecież chodziło o człowieka dystyngowanego, szlachetnego i moralnie uczciwego - Ludwig Beck.
  • Byłem w tłumie. Nagle usłyszałem krzyk. Nadjechała ciężarówka, ludzie zrobili trochę miejsca, tworząc coś w rodzaju alei. Samochód przejeżdżał, a oni krzyczeli: "Liebknecht, Liebknecht!". Bili brawo - Fridolin von Spaun. 
  • Przez zwartą masę poruszających się ludzi torowały sobie drogę potężne wozy ciężarowe wypełnione żołnierzami i marynarzami wznoszącymi czerwone sztandary, wydającymi okrutne krzyki radości, a ich pasażerowie najwyraźniej starali się podburzać strajkujących, by użyli przemocy - Evelyn Stapleton-Bretherton.
Nie chodzi o to, że od teraz na pewno zapamiętamy kim był F. von Spaun czy E. Stapleton-Bretherton. Wiem, że ja na pewno będę do tych cytatów sięgał, bo już to zrobiłem, kiedy w klasie licealnej omawiałem skutki wielkiej wojny. I obok podręcznika czy prozy choćby Ericha Marii Remarque'a czy Blaise'a Cendrarsa wykorzystam te zapisy. To jest wartość dodana! Budzi się we mnie dydaktyk? Bo tak jest z czytaniem książek historycznych, gdy robi to nauczyciel historii. A Pierre Servant zrobił kawał rzetelnej roboty historycznej. Nie przesadza z nadmiarem źródeł. Wiele podpowiedzi znajdziemy w bibliografii. Na szczęście część z wymienionych publikacji mamy już dostępne w języku polskim.
"Nowy rząd zamierzał ratyfikować traktat wersalski (28 czerwca 1919 roku). Dla każdego niemieckiego patrioty traktat to straszliwa hańba, zwłaszcza z powodu artykułu 231, który obarczał Niemcy ogromną odpowiedzialnością moralną za wywołanie wielkiej wojny" - przypomina P. Servant. Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że to był argument "za" w dochodzeniu do władzy ekstremistów tej miary, co pewien Austriak, Adolf Hitler.  Emocje budzą się, moim zdaniem, kiedy Autor pisze o "obłąkańczych poglądach" radykalnych nacjonalistów, dla których już wtedy Żydzi, to Untermenschen!... Podoba mi się zdanie: "Dziś niezwykle trudno to zrozumieć, ale w sytuacji silnego lęku, narodowej rozpaczy, utraty epokowych wzorców ten tajemny, szaleńczy arsenał ideologiczny jawił się wielu jako akceptowalny i przekonujący". I dalej: "Ci najubożsi psychicznie znaleźli w nim idealny klucz do zrozumienia brutalnych czasów, gdy pozwolono, by instynkt wziął górę nad rozumem, a przekonania nad wiedzą".
Książka P. Serventa, to lektura od... myślenia.  Każdy komu bliska jest demokracja, a nie zakusy oszołomskich autorytarystów czy dyktatorskich machinacji zacznie zerkać zza książki i spoglądać na otaczającą nas rzeczywistość. Czy to, co zdarzyło się Republice Weimarskiej nie zdarzy się np. tu nad Wisłą? "Zbyt dalekie uproszczenie i wnioski" - zaperzy się ten i ów.  Czy na pewno? Ciekawie ujęto rys samego Rudolfa Hessa tej pory przełomu: "Zachowywał się jak lancknecht, który szuka wiatraka, by z nim walczyć". Jest też opinia Karla Mayra o innym bohaterze tej książki, czytamy: "Wyglądał niczym zbłąkany pies, wyczerpany szukaniem pana (...), gotów podążyć za każdym, kto okaże mu odrobinę dobroci". Dziś nie ma takich... poszukiwaczy? Rozejrzyjmy się dookoła. Z tym, że ten tu nazywał się: Adolf Hitler! Drogi Rudolfa i Adolfa szybko się, ku nieszczęściu świata, zeszły, w piwiarni Sterneckera w Monachium.  Skutek tego dnia odnotowała przyszła Erfrau Hess, Ilse: "Był odmieniony, pełen życia, rozpromieniony, wyzwolony z tego wiecznego smutku i oderwany od posępnych rozważań. Z pewnością przydarzyło mu się coś całkiem nowego, coś go zbulwersowało". Fascynacja Hitlerem odbija się w innych wspomnieniach:
  • Grożąc i błagając, z proszącymi dłońmi i pałającymi oczyma barwy stali, wyglądał jak fanatyk. Jego słowa smagały jak bat. Kiedy mówił o hańbie Niemiec, gotów byłem porwać się na każdego wroga. [...[ Ten człowiek sprawił, że zapomniałem o całym świecie. rozejrzałem się wokół i stwierdziłem, że jego magnetyzm działał dokładnie na tysiące słuchaczy - N. N.
  • Nie potrafiłbym wyjaśnić to inaczej niż ową cudowną intuicja, która podsuwała mu bezbłędną diagnozę zła dręczącego jego słuchaczy. [...] gdy atakował. wypowiadając słowa, które podsuwała mu dusza, natychmiast przeistaczał się w jednego z najwybitniejszych mówców epoki - Otto Strasser.
Naprawdę język P. Serventa (a może to skutek wnikliwego tłumaczenia?) robi wrażenie. Oto, jak skreślił entuzjazm wobec przyszłego Führera: "Miał instynkt czytającego dusze. A potem je kradł i zabierał daleko w swą ziejącą pustką wewnętrzną otchłań. Hitler nie tkwił w sobie. On mieszkał w innych. Był kukułką przebraną za orła". Nie wiem na ile jest to wierne tłumaczenie. Ale jak to się pięknie czyta. Też już zacytowałem to na swojej lekcji on-line, jaką przeprowadziłem w jednej z klas licealnych. Warto patrzeć na biografię Hessa nie tylko, jak na obraz jednego człowieka i życia, ale jak szkic charakteryzujący całe pokolenie niemieckie przełomu XIX i XX w. Na oczach którego runęła II Rzesza, potem przyszedł trudny okres Republiki Weimarskiej, by na kolejne dwanaście lat ich umysłami zawładnęła zbrodnicza III Rzesza! Widzimy jej genezę. Stoimy nieomal za plecami głównych bohaterów dramatu. Do tego język narracji: "Działania siłowe się nie powiodły, jednak idee Führera zdążyły już skazić część elit". Może nas zaskoczyć, jak bardzo Hess (jeszcze przed uwięzieniem w twierdzy Landsberg), był cieniem i dobrym duchem Hitlera. Te listy pisane przez Hessa, podpowiadanie, jak zachować się w towarzystwie, ale i całą ceremonialność jaką otoczono szefa NSDAP, to wszystko zasługa tego samego człowieka! "Sieg Heil!" - też? Określenie "Führer" - także? Bo też dwa równoległe życiorysy na naszych oczach nieomal rozkwitają. dorzucam jeszcze jedno spojrzenie na pucz monachijski: "To była totalna klęska nazistowskiej partii i jej samozwańczego lidera mesjasza. Monachium nie było Rzymem... a Hitler - Mussolinim. Hess się pomylił: Mariusz znowu przegrał z Sullą".
Obraz więziennej egzystencji Hitlera i Hessa, to jakieś nieporozumienie ówczesnego wymiaru sprawiedliwości. Jeden z odwiedzających taki zostawił nam opis celi (?) obu więźniów: "Miejsce wyglądało jak sklepik z żywnością, a mając ro wszystko, co się tam zgromadziło, można by handlować kwiatami, owocami i winem. [...] Na stole leżały szynki z Westfalii, ciasta, koniaki i cała masa różnych towarów. Chciałoby się rzec, że to zapasy wyprawy polarnej, ale fantastycznie zaopatrzonej". Ciekawe, że wtedy też pojawiają się sugestie o... intymnych relacjach między Rudolfem, a Adolfem. Faktem jest, że to znowu Hess starał się mobilizować współwięźnia do aktywności fizycznej i porzucenia niezdrowego trybu życia (patrz dieta). Docieramy do okoliczności powstawania "Mein Kampf"! P. Servant jest chwilami bezlitosny dla Hitlera: "...pisanie książki z pewnością było źródłem satysfakcji dla tego Austriaka bez dyplomu, poirytowanego wyczuwalną niezmienną wzgardą, z jaką patrzyła na niego inteligencka burżuazja niemiecka. A dowodzi tego choćby fakt, że po wydaniu Mein Kampf Hitler z dumą podawał w urzędzie skarbowym zawód pisarz...". Spodobało mi się to określenie: Austriak bez dyplomu. Proces powstawania nazistowskiego dzieła nr 1, to ciekawa ciąg zdarzeń, jak nadmiar czasu może urodzić potwora. Warto byłoby zobaczyć, jak główni zainteresowani dyskutują nad treścią, poprawiają wywody, dopisują lub skreślają to i owo. "Potem poprawiał tekst i oddawał go Hitlerowi, a ten akceptował albo odrzucał zmiany. Prawdopodobnie dlatego różni korektorzy pierwotnego tekstu dostali do opracowania coś w rodzaju patchworku" - podsumowuje Pierre Servant. Powstawaniu "Mein Kampf" i jego krytycznym wydaniom poświęcono sporo miejsca. Zrozumiałe. Na szczęście mamy też legalne wydanie tej książki w Polsce. Nareszcie.
"Myślę, że w bliskiej przyszłości wszyscy staną za Hitlerem, żeby walczyć przeciw komunistycznej pladze. Miejmy nadzieje, że wystarczająco szybko odzyska swobodę działania. [...] W  końcu osobowość Hitlera i bezpośredni oraz pośredni wpływ jego niezwykłej elokwencji przywrócą właściwy ład" - to wypowiedź samego Rudolfa Hessa na temat stanu wodza po opuszczeniu Landsbergu, który jeszcze tam siedząc zapewniał: "Kiedy stąd wyjdę, będę potrzebował pięciu lat, żeby nadrobić straty". Faktycznie, pierwotnie usunął się w cień. Jest też ciekawe spojrzenie na samego Hessa: "Hess: człowiek niezwykle dyskretny, spokojny, przyjacielski, powściągliwy i inteligentny. Sam z Hessem. Porozmawialiśmy. To dobry chłopak". Czyje to? Doktora Josepha Goebbelsa. Śmieszy trochę zwrot: dobry chłopak.  Hess był starszy od Goebbelsa o trzy lata. Zaskakująco trafnie P. Servent określa w pewnym momencie Goebbelsa (gdy cytuje jego pamiętnikarski zapis o śmierci  Geli Raubal), nazwał go: "kulawym diabłem"! I to jest to bogactwo i dla mnie wartość pracy P. Serventa: wykorzystane źródła i język. Powtarzam się? Wiem, ale narracja byłaby tylko zapisem samego Autora, a tak mamy szeroką panoramę narodzin nazizmu i ludzi, którzy go tworzyli, wspierali Hitlera w jego drodze do władzy, a później budowania III Rzeszy. Moje tu pisanie jest zaledwie wstępem do tej brunatnej historii Niemiec.
Mógłbym garściami cytować  P. Serventa. Zostawię tu kilka z nich. Warto podpatrywać, jak powinno się interesująco pisać o historii. Warto wracać do tego, co przed laty pisał Bernt Engelmann o stosunku niemieckiej młodzieży w ówczesnym BRD/RFN: "...ich ujemny sąd właściwie nie odnosi się do historii, lecz do sposobu, w jaki ich próbowano jej nauczyć" [1]. To jest też klucz do mego blogu, pierwsze ważne tu cytowanie, powtarzam to zdanie często. I tak jest z książką P. Serventa! Zanudzić czytelnika, to żadna sztuka. Ale napisać, że chce się ją zabrać ze sobą w kolejną podróż, bo zostało jeszcze tyle stron! Brawo! Zatem kilka próbek, uczmy się od najlepszych:
  • Lata 1930-1932 to czas wiecznej huśtawki w życiu partii i... Hessa.
  • Każda partia - a tych było około trzydziestu - stała się oficyną broniącą interesów grupowych. 
  • Dziwne małżeństwo we troje... gdzie Hitler płodzi dzieci za pośrednictwem wybranego przedstawiciela.
  • Prezentując diametralnie różne style ci Laurel i Hardy nazizmu umożliwiali udane połowy i uspakajali obawy bankierów i przemysłowców, których wciąż jeszcze przerażała postać zapalczywego wywrotowca. 
  • Z wyborów na wybory, w ciągłym rozchwianiu, Republika Weimarska zmierzała do swego kresu.
  • Hitler nie znosił gabinetów, wolał mówić, niż pisać, jego salonami były zadymione piwiarnie, skąd mógł niespodziewanie umknąć rozmówcom, zostawiając ich i idąc nie wiadomo dokąd...
  • Hitler wracał do domu jak szalony.
  • Dawny aptekarz Gregor Strasser, który miał w partii znaczącą pozycję, uważał, że czasem trzeba umieć się dogadać, by dojść do władzy.
  • Otto Strasser, zdecydowany, inteligentny, ukształtowany intelektualnie, wytrawny polityk, zgodził się - jak tylu innych przed nim - wyrzec się własnej woli i uległ paranoi szalonego kaprala?
"Hitler był zdruzgotany. Jego bliscy obawiali się, że targnie się na swoje życie" - to spostrzeżenie po samobójczej śmierci Gali Raubal, siostrzenicy Hitlera. P. Servant cytuje osobistego fotografa Führera: "...krzyczał do słuchawki: «Hess! Odpowiadaj dokładnie, czy ona jeszcze żyje, czy nie! Hess, daj mi oficerskie słowo honoru, nie kłam... Hess... Hess...!» Hitler wyszedł z kabiny, słaniając się na nogach. Włosy odpały mu na twarz. Miał błędnym wzrok. Potem tylko raz widziałem go takiego: w bunkrze Kancelarii w kwietniu 1945".  I zawsze pierwszy Hess? Tyle tych ról u boku swego Wodza.  Nagrodą stał się 30 I 1933 r.! Tym razem znów Autor książki: "Dawny wiedeński kloszard, samotny kapral, nawiedzony przywódca partii złożył przysięgę przed prezydentem Rzeszy". A Hess? Nie mogę nie oddać pola  P. Serventowi: "...przyglądał się tej scenie ze łzami w oczach, zajmując honorowe miejsce. [...] Nikt inny w partii nie znał tak dobrze jak on każdego splamionego krwią kamienia, którym brukowano tę drogę, nie wiedział, ile polało sie na nią łez". Bez egzaltacji. Rzeczowo. Cudownie to się czyta.
Urywam na 1933 r.? Już widzę falę oburzenia. Ufam, że i w tym miejscu rozbudziłem ciekawość całością. Biografia Hessa jest dla mnie kolejną, która dotyczy prominentnej persony III Rzeszy. Trochę ich stoi na moich półkach, nie koniecznie wydań Prószyńskiego i S-ki. Za każdym razem szukam prawdy. Za każdym razem stawiam sobie te same pytania, a to najważniejsze brzmi: jak naród, który wydał Goethego, Schillera, trzech Mannów, B. Brechta i wielu, wielu innych stał się narodem... morderców? Rudolf Hess odegrał w tym dziele znaczącą i złowieszczą rolę. Sankcjonował to, co rozpętało się z chwilą ataku na Polskę 1 IX 1939 r. Na długo przed jej wybuchem pisał: "Każda wojna to rozlew krwi, a zapach krwi budzi w człowieku wszystkie instynkty, które drzemią w nim od początku świata: brutalność, upojenie zabijaniem i wiele innych. Cała reszta to tylko czcza gadanina. Wojna prowadzona humanitarnie to wyobrażenie wysuszonych mózgów". Brutalizacja głoszonych poglądów musiała, trafiając na podatny grunt, zasiać zatruty plon, tym okrutniejszy, że przyniósł śmierć i mękę milionów! Za to też był sądzony później w Norymberdze.

________________________
[1] Engelmann B., My poddani. Anty-podręcznik historii Niemiec, tłum. B. Jodkowska, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1976, s. 15

4 komentarze:

  1. Tematy II wojny są dla mnie tyle samo przerażające co hipnotyzujące.
    Niewielka odległość w czasie, okrucieństwo, lęk przed powtórką z historii,nagromadzenie niewyjaśnionych zagadek i teorii spiskowych i postacie, antybohaterowie, którzy przy amalgamacie cech charakteru mogli być geniuszami,a stali się zbrodniarzami.
    Rudolf Hess.Czy mieszankę lęku i uwielbienia dla ojca przeniósł na Fürrera,czy łączyły ich bardziej intymne związki? Dlaczego Hess zdecydował się na lot do księcia Hamiltona bez zgody, a może za zgodą Hitlera? Dlaczego zaginął jego kombinezon lotniczy? Dlaczego jego lot przebiegał w tak dziwaczny sposób? Dlaczego numery wraku samolotu Hessa nie zgadzały się z tymi ze zdjęć tuż przed odlotem?
    Dlaczego więzienie Spandau liczone na 600osób utrzymywane było dla jednego czowieka, dla Hessa?
    Dlaczego sędziwy schorowany, czlowiek zginął tragicznie?
    Jest jeszcze wiele dlaczego.
    Czy kiedykolwiek zostanie to wyjaśnione?
    To mnie tak hipnotyzuje...
    Co kryje historia?

    OdpowiedzUsuń
  2. Biografia Hessa kryje wiele znaków zapytania. Polecam ciąg dalszy tej biografii. Naprawdę lektura godna uwagi. Hess na pewno hipnozuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pod tym samym tytułem?
    Nie mogę znaleźć...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.