wtorek, grudnia 07, 2021

...to nie tylko kamień i metal!

"Mitchell Joseph Landrieu is an American lawyer and politician who served as Mayor of New Orleans from 2010 to 2018. A member of the Democratic Party [...]" - cytuję za amerykańską odmianą/mutacją Wikipedii [1]. Do teraz nie miałem pojęcia o istnieniu tego polityka. Traf chciał, że sięgnąłem po książkę, z której już zrobiłem użytek wspominając prezydenta Th. Roosevelta [2].  I, co mi z tego przyszło? Trafiłem na przemówienie z 19 maja 2017 r., jakie wygłosił ówczesny burmistrz Nowego Orleanu Mitch Landrieu (rocznik 1961). I już wiedziałem, że narodzi się to pisanie. Z kilku powodów: bo akurat zbierałem się do opracowania materiału na lekcję z moimi licealistami o konfliktach społecznych; bo interesuje mnie, co się dzieje dookoła rozliczania z historią Skonfederowanych Stanów Ameryki (CSA); bo interesuje mnie wojna secesyjna/civil war i jej wpływ na współczesne Stany Zjednoczone (USA); bo popełniłem kilka artykułów/wpisów/postów na temat rozliczenia się z dawną historią Południa/Dixi/CSA na tym blogu; bo...
Przemówienie M. J. Landrieu zajmuje kilka stron. Strach je dzielić, ale trudno, abym je całe tu przytoczył, choć miałoby to sens. Dla mnie to kolejne przypomnienie, że nie tylko tu między Odrą, a Bugiem historia dzieli, leży ciemnym cieniem na współczesności, boli, porusza, jest żywa. Wiedziałem, że temat wróci. Gromadziłem w stosownym folderze zdjęcia, które tu zaraz wykorzystam. Szkoda, że nie wszystkie. 
 

Można nic nie dokładać od siebie? Ale to nieprawdzie by wyszło. Powiedzieć sobie: a niech Amerykanie się mierzą ze swoją historią, jak to ujął burmistrz Nowego Orleanu: "...są też inne prawdy o naszym mieście, którym musimy stawić czoła", co mi tam. Ale to przemówienie jest wartością uniwersalną. Tym bardziej dzisiaj, gdy tyle jadu wylewa się na innych, obcych, rzekomo groźnych. Wspomnienie plemiona rdzennych Amerykanów, Afrykańczyków, Europejczyków, którzy tworzyli ten stan, którzy byli ofiarami segregacji i okrucieństwa na tle rasowym - bardzo ważne. Wypomina: "Prawie cztery tysiące amerykańskich obywateli zostało zlinczowanych, w tymi pięciuset czterdziestu w samej Luizjanie, gdzie sądy orzekały, kierując się polityką segregacji rasowej,a działaczy praw człowieka bito do nieprzytomności". I dodaje zaraz: "Więc kiedy mówią mi, że pomniki przywódców Konfederacji to tylko historia, odpowiadam, że to, o czym właśnie wspomniałem, także stanowi część naszej historii i jest to bolesna prawda". Z Amerykanami jest podobnie, jak z nami, Polakami. Nie tykaliśmy przez lata bolesnych tematów, ba! uwierzyliśmy, że to my zawsze byliśmy tylko ofiarami, nikomu nie czyniąc zła i krzywdy. Takie zakłamanie nie może utrzymać się na wieki wieków. 
Odwaga M. J. Landrieu po prostu mi imponuje. Powiedzieć "...dlaczego nie mamy pomników statków z niewolnikami, dlaczego w przestrzeni publicznej nie upamiętniamy linczów ani niewolniczych baraków, dlaczego nic nie przypomina nam o tym rozdziale naszej historii, pełnym bólu, poświęcenia i hańby?", to po prostu odwaga. Wysłać dźwigi, aby z cokołów pościągać pomniki konfederackich generałów i polityków? To kolejna akt odwagi. "Wszystkim samozwańczym obrońcom historii i pomników chcę więc powiedzieć, że dziwi mnie ich milczenie na temat historycznej niesprawiedliwości, dziwią mnie ich kłamstwa przez zaniechanie. Albowiem jest różnica między upamiętnieniem historii a poszanowaniem dla niej". Mocne! Silne! Wspaniałe!
 

 

"...wielki naród nie ukrywa swojej historii. Stawia czoła jej uchybieniom i je naprawia" - zacytował prezydenta G. W. Busha. I kto wie, czy odtąd nie będę i ja sięgał po te słowa, bo można je kłaść również w polskiej polemice historycznej, a może nawet trzeba. Na to też trzeba odwagi. Całej populacji. Nie jednego człowieka. Wiadomo było, ze rozpalą się emocje. Decyzje administracyjne podziela mieszkańców dawnego Dixi. To przymówienie jest z jednej strony przypomnieniem historii, a zarazem usprawiedliwieniem dlaczego z placów musiano usunąć pomniki prezydenta CSA J. Davisa i generałów R. E. Lee oraz P. G. T. Beauregarda: "Jest oczywiste, że ci ludzie nie walczyli dla Stanów Zjednoczonych Ameryki - oni walczyli przeciw nim. Byli żołnierzami, ale nie byli patriotami. Te pomniki to nie tylko kamień i metal. To nie tylko niewinny sposób przypomnienia o wydarzeniach historycznych. Te pomniki upamiętniają zafałszowaną, wyidealizowaną Konfederację, a ignorując śmierć, niewolnictwo i terror, za którymi tak naprawdę się opowiadała"
 
 
Ilekroć piszę o CSA boję się jednego, aby mego zainteresowania ktoś nie wziął za... fascynację rebelią lub poparcie dla niewolnictwa itd. Nie wiedziałem, że na Południu powstał ruch społeczny (polityczny?), który nazywa się Kultem Przegranej Sprawy. Trudno oddzielić los Dixi od Ku-Klux-Klanu. Usłyszano w tym przemówieniu o płonących krzyżach: "...wzniesiono je właśnie po to, aby nikt przechodzący w ich cieniu nie miał wątpliwości, kto wciąż rządzi tym miastem". I przypomniano rasistowskie słowa wiceprezydenta CSA A. H. Stephensa (1812-1883). Zerkam na boki (czytaj do Internetu) i sprawdzam, co o nim napisano. Znowu czegoś się uczę. W przemówienie wplecione zostały słowa prezydenta B. Obamy o pewnym kamieniu, który był świadkiem... handlu niewolnikami. "...przez lata wielokrotnie przechodziłem obok takich pomników obojętnie" - przyznaje M. J. Landrieu i wspomina swego przyjaciela jazzmana Wyntona Marsalisa (rocznik 1961) i jego prośbę, aby spojrzał na konfederackie monumenty oczyma afroamerykańskiej dziewczynki. I teraz użył tego argumentu: "...wytłumaczcie swojej córce z piątej klasy, dlaczego Robert E. Lee spogląda z góry na nasze miasto. Czy możecie popatrzeć tej dziewczynce w oczy i ja przekonać, że Robert E. Lee może być dla niej zachętą, inspiracją, nadzieją?". I stawia swoim słuchaczom kolejne pytania: "Czy te pomniki pomagają jej spojrzeć na przyszłość jako szansę? Czy pomyśleliście kiedyś, ze jeśli jej perspektywy są z tego powodu ograniczone, to wasze i moje też takie są?".  
 

 

Nie mogłem nigdy zrozumieć, że władze stanowe pozwalały na pomnikowe upamiętnienie bohaterów wojny domowej/civil war, którzy ją wywołali, którzy pogrążyli swoje stany w chaosie wojny. Bo za spalenie choćby Atlanty nie odpowiada li tylko gen. W. T. Sherman. Odpowiedzialność rozkłada się również na osoby J. Davisa czy gen. R. E Lee. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. "Wiedziałem, że usunięcie tych pomników będzie trudne, ale nie wybraliście mnie, żebym robił rzeczy Łatwe, tylko słuszne, i takie właśnie robię. a więc przestawienie pomników to nie zabranie komuś czegoś. Nie chodzi tu o politykę, ani o winę, ani o zadośćuczynienie" - kolejna tłumaczenie się? Wyjaśnia jasno, co nim kierowało decydując się na ogołocenie z cokołów przegranych bohaterów: "Chodzi w tym wszystkim o pokazanie całemu światu, że jako miasto i  naród potrafimy sobie poradzić z przeszłością, zrozumieć ją i się pojednać, naprawić wyrządzone zło i wybrać lepszą przyszłość". Jako historykowi i nauczycielowi przypadło mi do gustu takie powiedzenie: "Historii nie można zmienić. Nie można jej usunąć jak pomnika. Co się stało, to się nie odstanie". Ale z nią się zmierzyć? Trudne. Naprawdę. Widzimy to na własnym gruncie. Naruszanie pewnych prawd jest bardzo niebezpieczne, ściąga na śmiałka atak(-ki).
 
 
"To czysta perwersja, prosić Afroamerykanów, albo kogokolwiek, aby przejeżdżali przez miejsca, które do nich należą, a które są zajęte przez pomniki ludzi, którzy walczyli, aby zniszczyć nasz kraj, i negowali ich ludzką naturę. To absurd" - trudno się z tym nie zgodzić. Wiem, że zaraz odezwa się głosy, że wielu secesjonistów albo w ogóle nie miało niewolników, albo traktowało po ludzku tych, których odziedziczyli. Trudny do obrony argument. Jeszcze wcześniej M. J. Landrieu powiedział: "Postawienie konfederacji - dosłownie - ma piedestale w najbardziej eksponowanych punktach naszego miasta to przekłamanie naszej historii, obraza dla teraźniejszości i zły omen na przyszłość". Innymi słowy nadszedł czas, aby ów historyczny wrzód raz na zawsze wyciąć. Odwołał się do idei jedności, dorobku Nowego Orleanu (ojczyzny jazzu). Szczególnie rodzimym decydentom polecałbym nauczenia się takiego zdania/przesłania: "Jesteśmy dowodem, że z wielości powstaje jedność - i to z jakim skutkiem! Jedność z wielości - naprawdę to kochamy". Mam chwilami wrażenie, że tu nad Wisłą o tym od kilku lat zapomniano. Nie podoba się ta konkluzja komuś prawemu i sprawiedliwemu? Trudno. Niech to przełknie, albo idzie pod swoje pomniki i poskarży się komu tam przyszło stać. Idea  p o t r z e b y  powinna kwitnąć tak nad Potomakiem, jak nad Wartą.
 

 

Usuwanie pomników konfederackich, to dobry i słuszny krok na drodze unormalnienia historii. Na szczęście nikt naszego pokolenia nie rozlicza, po której stronie stał prapradziad w 1863 r. Dopiero mielibyśmy bezwład i rozliczanko na kolejne pokolenia. Chyba, że w czyjejś głowie już się roją takie pomysły: "Jeśli nie usuniemy tych pomników i jako społeczeństwo nie staniemy się bardziej otwarci, wszystko to będzie na próżno [...] Wielu ludzi jest boleśnie świadomych, jak ponury rzucają cień. I to oni  rozumieją prawdziwe przesłanie Konfederacji i kultu przegranej sprawy". I znowu odwołał się do doświadczeń i wypowiedzi innego jazzmana, Terence Blanchard (rocznik 1962) powiedział: "Nigdy nie patrzyłem na ten pomnik [tj. gen. P. G. T. Beauregarda, poniżej na zdjęciu - przyp. KN] jako źródło dumy. Zawsze wydawało mi się, że postawili go ludzie, którzy nas nie szanują. Nigdy nie sądziłem, że tego doczekam. To znak, że świat się zmienia". Proszę zwrócić uwagę, że spotykamy się z postawami, ideami ludzi tego samego pokolenia, do którego i ja zaliczam się (rocznik 1963). Oto sześćdziesięciolatkowie sprzątają po starszym pokolenie, nierzadko swoich rodzica, dziadkach czy pradziadkach. To kolejna postawa godna podziwu i bez odwagi decyzji ani rusz. Mówca określa dziejowa chwilę, jako: czas wyboru, nie marnowanej okazji, przesłaniem dla pokoleń na dalsze trzysta i więcej lat.
 
 
"Nie wymazujemy historii, lecz stajemy się jej częścią, naprawiając zło, które te pomniki reprezentują, i dając szansę na lepszą przyszłość wszystkim  naszym dzieciom oraz kolejnym pokoleniom. [...] Konfederacja stała po złej stronie historii i człowieczeństwa. Dążyła do podzielenia naszego narodu i oddania w niewolę naszych współbraci. Nigdy nie powinniśmy o tym zapominać i nigdy nie powinniśmy stawiać jej na piedestale" - historii nie da się wymazać, znamy to z minionych lat tu w Polsce. Prowadzi to do powstawania białych plam, dualizmu historycznego. Gloryfikacja przez przemilczanie do niczego dobrego nie prowadzi. Powinni sobie to wziąć do serca ci wszyscy, którzy maja krótką pamięć i brną w taki historii zakłamywanie. Nie sądzę jednak, aby ten typ mądrali czytał przemówienie Mitchella J. Landrieu. Tym bardziej IM je dedykuję. Bez względu komu ono się spodoba czy nie. "Jako wspólnota musimy zdać sobie sprawę, że usunięcie tych pomników z nowego Orleanu oznacza oczyszczenie i rozliczenie z tą bolesną częścią naszej historii" - jak to bardzo trudne przekonaliśmy się, gdy nagle wypłynęła sprawa mordu w Jedwabnem. Tak lubimy (lubiliśmy?) powoływać się na amerykańskie pomysły, to może i niech z tej opowieści morał wypłynie. Mniej będzie boleć rozczarowanie i przebudzenie?
 
 
Dziś wraca do mnie myśl Stanisława Jana Leca: "Burząc pomniki oszczędzajcie cokoły. Zawsze mogą się przydać". To ku przestrodze obecnym stawiaczom pomników jedynie prawej i sprawiedliwej linii. Zapominają widać, że może przyjść taka dziejowa burza, która przegoni nie tylko ich, ale i ich pomniki. Z drugiej strony nie chciałbym widzieć na dawnym cokole nowego bożyszcza...

PS: Wykorzystano m. in. zdjęcia pomników z Atlanty, Nowego Orleanu, Richmond, a na nich gen. R. E. Lee, gen. Th. „Stonewall”Jackson, gen. JEB Stuart, gen. P. G. T. Beauregard, prezydent J. Davis.
______________________________
[1]  https://en.wikipedia.org/wiki/Mitch_Landrieu (data dostępu 19 XI 2021)
[2] Usher S., Przemowy niezapomniane. Słowa, które zmieniły bieg historii,  tłum. A. Kożuchowski i J. Słomczyńska, Wydawnictwo SQN, Kraków 2019, całość s. 173-180

6 komentarzy:

  1. Wojciech Kempiński7 grudnia 2021 02:00

    Jakoś zabrakło mi tu zdjęcia zdewastowanego w 2020 przez chuliganów spod znaku „BLM” pomnika Tadeusza Kościuszki z 1910 (autorstwa rzeźbiarza Antoniego Popieli) stojącego przed Białym Domem. Tak znają swoją historię ci, którym Kościuszko zapisał część swojego majątku na ich uwolnienie i wykształcenie. Mam nadzieję, że buszująca po naszych ulicach hołota spod znaku „ośmiu gwiazdek”, przy okazji innych akcji nie zdewastuje również kopii tamtego pomnika, który od 2010 r stoi przed Pałacem Lubomirskich w Warszawie, w miejscu usuniętego w 1991 pomnika zw. „utrwalaczy władzy ludowej”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwna rzecz, im mniej wielkich ludzi, tym więcej pomników i medali.
      Takie teraz czasy...

      Usuń
  2. Nie rozumiem dlaczego miałbym tu wspominać o pomniku gen. T. Kościuszki? Nie ma tu również K. Kolumba, choć i jego pomnik został zaatakowany. Rzecz i treść dotyczy pomników generałów i polityków CSA. Trudno zaliczyć do tego grona "bohatera dwóch narodów", jak określano przyszłego Naczelnika.
    Zwracam się z prośbą do Autora wpisu, aby nie uprawiał tu swojej agitacji politycznej. Mój blog nie jest miejscem dla wyładowywania swoich frustracji. Nazywanie kogokolwiek "hołotą" proszę sobie darować lub znaleźć blog lub portal, który jest Panu bliższy sercem. Podobne wypowiedzi nie będą tu tolerowane. Zostawiam ten komentarz tylko dlatego, aby Czytelnicy wiedzieli, jak nie powinno się pisać i reagować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam Pańską wrażliwość.
      Jakoś nie przeszkadza Panu wtórujący Panu anonimowy gość, który zamieszcza hejterskie polityczne komentarze np. pisząc o europosłach schizofrenikach (czytaj pisowskich) takich jak „profesor” (każdy niezakompleksiony czytelnik wie, że chodzi tu o prof. filozofii UJ), o wygadywanych bzdurach przez „broszkę” (byłą premier) , no i oczywiście obecnego premiera. W innym komentarzu pisze o „prawicy pchającej łapy w majtki kobiet”, albo o papiestwie na przykładzie Leona X. „ Mają rozmach skur..y”. Albo podaje tzw. fakt historyczny że „od rozwiązłości bardzo cierpiał jeżdżąc konno” (łatwo zgadnąć co tu sugerował). A także zachwyt nad „trafiającym do wszystkich” i „spełniającym swoją rolę” hasłem ośmiogwiazdowym.
      Po kilku moich antyośmiogwiazkowych komentarzach powiało mu już „brunatnością”. To dobrze znany "argument",gdy brak argumentów.
      Notabene, o zniszczeniu pomnika Kościuszki wspomniałem by pokazać efekt głupoty podburzonych chuliganów. Podobne chuligaństwo szerzy się teraz w Polsce. Ale jak widzę, razi Pana nazywanie hołotą chuliganów ulicznych niszczących np. zabytki sakralne, krzyże, kapliczki, pomniki JPII. Histeryczne publiczne wypluwanie z siebie wulgarnych bluzgów i to w obecności dzieci już nie razi. Nazwanie rzeczy po imieniu nazywa Pan „wyładowywaniem frustracji” i „uprawianiem agitacji politycznej”. To jak nazwać wyszukiwanie różnych negatywnych przykładów z historii lub literatury, by je na siłę przyrównywać wyłącznie do obecnie rządzących, czyli jak Pan ich nazywa „jedynie prawych i sprawiedliwych”. Jak nazwać podanie do stołu wigilijnego A.D. 2020 paszkwilu/pasztetu na Prezydenta RP okraszonego jakąś pseudokolędą i jednocześnie ubolewać nad podziałami w rodzinie. PS. Dziękuję za łaskawe potraktowanie mojej osoby i pokazanie mi gdzie są drzwi. Dziękuję. Trafię sam. Wychodzę. Na świeże powietrze.

      Usuń
    2. Wojciech Kempiński8 grudnia 2021 19:26

      Tu miało być moje nazwisko nie anonim.

      Usuń
  3. Dziękuję za ten komentarz autorowi bloga, bo lubię tu zaglądać a zaczęło być "brunatnie".
    W nawiązaniu do tematu postu przyszedł mi do głowy taki cytat:
    "Nie ma takiego pomnika ludzkiej kultury, który nie byłby zarazem świadectwem barbarzyństwa."

    OdpowiedzUsuń