wtorek, sierpnia 13, 2019
...na 120 rocznicę urodzin Alfreda Hitchcocka - 13 VIII 1899 r.
To On uczył nas, jak... inteligentnie się w kinie bać. To On był autorem teorii, że dobry film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie powinno wzrastać. Śmiem twierdzić, że średnio inteligentny konsument kina powinien wymieć choć jeden tytuł z Jego dzieł. "Ptakiiii!" - rozlega się nieomal chór. I nawet gdyby na tym miała wyczerpać się lista, to i tak brawo. Pewnie, że wygrzebiemy ze wspomnień "Psychozę" czy "Okno na podwórze". Wielu też zapewne wspomni serial "Alfred Hitchcock przedstawia/Alfred Hitchcock Presents" i przypomina komentarze, jakie udzielał przed i po emisji kolejnego odcinka. I to oczekiwanie przy okazji każdego filmu, kiedy to Mistrz pojawi się na ekranie. Nie, żeby swą osobowością dodać mu blasku, ale żeby nagle... przejść się przed kamerą. Bo przed Jego kamerą pojawiały się przeogromne Gwiazdy kina, tej miary co: Marlena Dietrich, Grace Kelly, Ingrid Bergman, Doris Day, James Stewart, Cary Grant, Gregory Peck czy Anthony Perkins.
"...nigdy się nie pieklił, nie pokazywał niepokoju, nie krzyczał, zawsze
panował nad sobą. Na planie nie było żadnych niepotrzebnych hałasów,
zbędnych rozmów czy krzyków, bez których dało się obyć. Panowała cisza i
spokój, gdyż tak właśnie zawsze u niego było" - to wypowiedź samego Karla Maldena. Uważni Czytelnicy tego bloga pamiętają, że Hitchcock był bohaterem dwusetnego odcinka "Przeczytań..."? Tak wtedy omawiałem książkę Petera Ackroyda pt. "Alfred Hitchcock" (Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2017). Stąd ten cytat. I kolejne. Rzadko to robię, ale pozwalam sobie na wykorzystanie myśli/mott/cytatów z tamtego pisania. Nie mogę niestety sięgnąć do książki, bo jej po prostu już nie posiadam. Ofiarowałem ją jednemu z moich uczniów.
- Katolicka postawa została mi zaszczepiona. Wszak urodziłem się katolikiem, uczęszczałem do katolickiej szkoły,a dziś moje sumienie pełne jest zmagań z wiarą.
- Bałem się policji, jezuitów, fizycznej kary, mnóstwa innych rzeczy. Z tego źródła wyrastają moje dzieła.
- Trzy lata uczyłem się u jezuitów, którzy śmiertelnie mnie straszyli, czym tylko się dało, więc ja teraz to odpłacam, strasząc innych ludzi.
- Bardzo mu współczułem [czyli E. A. Poe - przyp. KN] gdyż na przekór swojemu talentowi zawsze był nieszczęśliwy.
- Jedna z pierwszych rzeczy, jakich nauczyłem się w szkole plastycznej, brzmiała: nie ma czegoś takiego jak linia, są tylko światła i cienie.
- Czyste kino sprowadza się do tego, by poskładać odpowiednio fragmenty filmu, tak jak dźwięki muzyki tworzą melodię.
- ...jedną z największych wad brytyjskiej kinematografii jest brak osób o instynkcie filmowym, takich, które myślą obrazami.
- Bierzesz jeden pomysł po drugim i eliminujesz wszystko, co osłabia tempo.
- Nic nie sprawia mi większej przyjemności niż zerwanie tej maski dobrych manier.
- Muszę starać się o to, aby mocno, zdrowo wstrząsnąć dobrym samopoczuciem widzów. Obecna cywilizacja tak nas osłania i chroni, że niełatwo teraz o prawdziwe dreszcze.
- Są tacy aktorzy, z którymi nie czuję się najlepiej, a praca z Montgomerym Cliftem okazał się trudna, ponieważ jest to aktor metodyczny, a zarazem neurotyczny.
- Jest pan zawodowcem [do K. Maldena - przyp. KN], podobnie jak ja. Oczekuję po prostu, że będzie pan wykonywał swój zawód.
Nie wiem, jak dziś jest z rozpoznawalnością filmów Mistrza i Nim samym. W przyszłym roku minie równe 40-ści lat od Jego śmierci. Cztery dekady, to wystarczająco długo, aby o człowieku po prostu zapomnieć. O ile w domu jest jakiś nastolatek na podorędziu, to sprawdźmy i zadajmy pytanie: kim był Alfred H.? Z jaki skutkiem? Cichym. Kino zdobyczy Avatara i innych hitów raczej nie przystaje do tego, co robił Mistrz. Zmarła niedawno Doris Day wspominała: "Nigdy, czy to przed rozpoczęciem sceny, podczas niej, czy po niej,
nie odezwał się do mnie ani słowem, więc myślałam, że jest ogromnie mną
rozczarowany, co mnie przybiło... Zaczęłam myśleć, że jestem najgorszą
aktorką, z jaką miał kiedykolwiek do czynienia".
- W Anglii niebo zawsze było szare, szary był deszcz, szare błoto, jak sam byłem szary.
- Zawsze byłem strasznie nieatrakcyjny, ale, co gorsza, zawsze też o tym wiedziałem.
- Nic bardziej mnie nie bawi, jak niedopowiedzenie.
- Aż mnie palce świerzbią, żeby się dobrać do tych amerykańskich gwiazd.
- Sądzę, że to naturalne, aby o postaci, która gra w filmie rolę matki, myśleć jak o własnej.
- Mój drogi chłopcze [to do G. Pecka - przyp. KN] mówiąc szczerze, figę mnie obchodzi, co myślisz. Niech twoja twarz wyraża jak najmniej, a jeszcze lepiej: niech nie wyraża nic.
- Ach, Ingrid [tj. Bergman - przyp. KN]. Taka pina. I taka głupia.
- Gdy mam zrobić ciągłe ujęcie jakiejś długiej sceny, zawsze mam poczucie, że z filmowego punktu widzenia tracę kontrolę nad całością.
- ...nauczyłem się, że znacznie lepiej jest oglądać Ingrid, niż jej słuchać.
- Nic nie może funkcjonować bez swego przeciwieństwa, które jest z nim ściśle związane...
- ...atmosfera w studiu Warnerów jest bardziej posępna niż w grobie.
- Nie odkryłem jej [tj. G. Kelly - przyp. KN] jako aktorki, ale ocaliłem ją od losu znacznie gorszego niż śmierć. Nie pozwoliłem, by na zawsze uwięzła w pozie zimnej kobiety.
Tego pisania nie miało być. Pojawiło się - nagle. Bo akurat okrągła rocznica, o której jeszcze wczoraj nie miałem pojęcia. Stąd szybka decyzja, odnalezienie tekstu sprzed dwóch lat i wpis. Zdaje mi się, że konieczne przypomnienie. Na pożegnanie jeszcze jedno wspomnienie, autorstwa kolejnej kinowej wielkości, Henry Fondy: "Hitch był zawsze bardzo zabawny. Wchodził na plan, opowiadał jakąś
zabawną historię, a potem dopiero mówił: «No dobra, kręcimy». Wszyscy
uwielbiali z nim pracować".
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.