czwartek, września 28, 2017
Przeczytania... (235) Elżbieta Cherezińska "Płomienna korona" (Wydawnictwo Zysk i S-ka)
"Łokietek Cherezińskiej jest stokroć ciekawszy od Makbeta i dużo skuteczniejszy od Ryszarda III" - czytamy jednozdaniowe uznanie prozy pani Elżbiety Cherezińskiej pióra Macieja Parowskiego. Pozwalam sobie na bardziej spokojną ocenę tego, co nam serwuje Autorka. Że niby oberwało się samemu Szekspirowi? Uwielbiam Makbeta - i tu polemizowałbym z Autorem zachwytu. Co do Ryszarda III, to Władysław Łokietek nie dał sobie wydrzeć korony, nie zafundowano mu jego bitwy pod Bosworth. Stąd uważam, że ta druga gwiazdka do chwały jest wysoko niestosowna. No to doczekaliśmy trzeciego tomu "Odrodzonego Królestwa", czyli "Płomienna korona" (Wydawnictwa Zysk i S-ka) pewnie w rękach oczekujących, ale i może wahających się. Tomiszcze przeszło tysiąca stron! Jest, co czytać.
Pierwszym rozdziałem zostaliśmy zaproszeni do poznania literackiej wizji dramatycznych losów w historii Polski, dynastii Piastów (1306-1320). Razi mnie ten kolokwializm języka Autorki, kiedy dla Niej Władysław (czemu nie Włodzisław?) staje się... Władkiem, a przyszły Kazimierz Wielki jakimś tam Kaziem. Wiem, Pisarce więcej wolno. Sama zresztą napisała o sobie: "...mnie w przeszłości fascynuje to, że potoczyła właśnie tak, choć mogła na wiele sposobów. Oto przydarzył nam się książę Władysław, któremu nie zabrakło sił i uporu, który podnosił się po każdej klęsce, nawet jeśli nie silniejszy, to niezmordowany". Mój Mistrz, sp. prof. Jacek Staszewski srożyłby się na sam dźwięk stwierdzenia "przydarzył nam się książę". Już słyszę, jak zahacza: "jakie nam?". Albośmy to urodzeni w XIII czy XIV w.? Można do pisarstwa pani Elżbiety Cherezińskiej podejść, jak najbardziej zgadzając się z inną Jej opinia: "Mówi się, że historia ocenia. Niech ocenia. Na szczęście ja, jako pisarka, zupełnie inaczej widzę swą rolę. Nie jest nią recenzja przeszłości, ale szacunek wobec niej i tamtych ludzi". I na tym poprzestańmy, choć na zamknięcie zostawię jeszcze dwa zdania z tego samego akapitu.
Pani Elżbiety Cherezińska odrobiła kawał solidnej literacko-historycznej roboty. Nie pamiętam równie opasłego powieściowego ujęcia rządów brzesko-kujawskiego książątka, który dokonał niemożliwego, a mianowicie doprowadził do wskrzeszenia Królestwa Polskiego. Pani E. Cherezińska stawia się swym dokonaniem u boku takich mistrzów pióra, jak J. I. Kraszewski czy K. Bunsch. Nikt inny nie przychodzi mi do głowy. Ciekawe, jak oceniliby to pisarstwo profesorowie G. Labuda, J. Baszkiewicz czy Z. Boras? Zresztą, jak bardzo Autorka poważnie i profesjonalnie potraktowała swój warsztat naukowy świadczy długa lista indywidualnego podziękowania.
Nie wiem ilu Czytelników skonfrontuje prozę pani E. Cherezińskiej ze wspomnianymi wyżej J. I. Kraszewskim i K. Bunschem. Dotychczas mieliśmy do wyboru tylko Ich cykle piastowskie. Teraz mamy spojrzenia Autorki z XXI wieku. Wychodzi na to, że każde kolejne stulecie musi mieć swoją wizje, która trafia do coraz to innego odbiorcy. Nie inaczej jest z "Płomienną koroną". Cud, że tym razem nikt tego tomiszcza nie przyrównał do "Gry o tron". Sugerowałoby to fabułę wyssanej z palca fantazji, a tu jednak mamy gruntowną podbudowę historyczną. I bardzo dobrze. Rozbicie dzielnicowe godne było świeżego pióra. Podziwiać należy, że Autorka porwała się na ten okres. Trudny. Skomplikowany. Dla wielu pogmatwany. Opowiedzieć to wszystko i nie czuć nudy? Coś niezwykłego. Sam fakt, że czekano na kolejny tom (tomy?) najlepiej świadczy, że leżał odłogiem ów temat. Poprzedni klasycy poszli w zapomnienie! Pani Elżbieta Cherezińska dopełniła obrazu.
Scena I: Władysław, książę kujawski, sandomierski i krakowski. Gdy słyszał, jak odźwierny zapowiada każde jego wejście do sali przyjęć, cierpła mu skóra na karku. Tyle lat na to czekał! Książę krakowski... A teraz lęk niewidzialna obręczą ściska mu pierś, bo nikt inny w Królestwie nie wie lepiej od niego, że z każdego szczytu można spaść, a każdą godność utracić.
Scena II: Henryk książę Głogowa i Starszej Polski stał w poznańskiej katedrze i patrzył, jak pomocnicy mistrza kamieniarskiego, Aldonusa z Brunszwiku, umieszczają wielki posąg króla Przemysła na cokole w jego grobowej kaplicy.
Scena III: Pałuki nosili w herbie topór z krzyżem i prawda, byli jednakowo pobożni, jak bitni. Kasztelan Trojan z Łekna, Henryk z Rynarzewa, Świętosław z Wąsoczy i ich dalsi krewni zgięli przed nim [t. ks. Władysławem Łokietkiem - przyp. KN] kolana, pochylili głowy, a miejscowy proboszcz śpiewał przy tym psalm, jakby to było wezwanie bojowe.
Scena IV: Jan Muskata biskup krakowski, przebrany za kupca korzennego skrył się tam, gdzie sam cześnik piekielny by go nie znalazł. Nieco na uboczu wioski Babice, nieopodal własnej twierdzy, kamiennego zamku w Lipowcu [...].
Scena V: Rikissa miała perłę króla i perłę królowej, dwa okruchy z piastowskich koron, ale sama została pozbawiona wszystkich praw władczyni. Z przywilejów pozostał jej tylko szacunek i odrobina życzliwości poddanych, podszyta lekiem wobec nowego pana Czech.
Scena VI: Schwarzenberg klęczał przed kamiennym ołtarzem. Kuno nie chciał mu przeszkadzać, stanął przy ścianie i zapatrzył się na pokrywające ją, jaskrawe malowidło. Na nim bracia z czarnym krzyżem na płaszczach na szczycie wysokiego wzgórza walczyli wręcz z oddziałem Prusów. Mistrz uchwycił oczywiście moment ich triumfu. Oto stosy pruskich trupów, po których depczą Krzyżacy dobijający mieczami ostatni szereg obrońców.
Scena VII: Muskata, jak zawsze Jan Muskata! Władysław musiał dokończyć to, co zaczął w dniu, w którym odarł wrażego biskupa z przywilejów. Cofając mu wszystkie niemal książęce prawa i dobrodziejstwa, Władysław mógł złamać materialną i wojenną potęgę biskupa, ale najpierw musiał siłą wyegzekwować własny wyrok, bo załogi biskupie nie zamierzały same podać jego zamków i miast. Książęce wojska uderzyły na zamki Muskaty i krok po kroku zdobywały je.
Na pewno nie przełknę namolnego powtarzania "Karzeł" pod adresem Władysława Łokietka. To jest dla mnie nie do przyjęcia! Nie godzę się na taką dowolność Autorki. Pisałem o tym przy poprzedniej części piastowskiej trylogii. Można tak ten cykl już nazywać? Swoją drogą, czy w średniowieczu funkcjonowało pojęcie "pakt o nieagresji"? Czepiam się. Ja po prostu zwracam uwagę na to, co mnie drażni w prozie pani Elżbiety Cherezińskiej.
Scena VIII: Jakub Świnka tym razem wjeżdżał do Krakowa w pełnym majestacie, nie jak ongiś, gdy w smutnych czasach Przemyślidów przybył tu jak prosty mnich pielgrzym, tylko z Gerwardem Leszczycem i kanonikiem u boku. Tym razem jego orszak był długi. Już pod Krakowem czekał na niego powitalny oddzial księcia Władysława, wiedziony przez nowego kasztelana krakowskiego, Wierzbiętę z Ruszczy, Gryfitę, co jeszcze niedawno był wojewodą.
Scena IX: Bojowy rumak miażdżył kopytami nieszczęśników. Gunterowi zakręciło się w głowie od dymu i skierował konia w boczna uliczkę, która wydawała się wolna od pożaru. Zwłoki leżały tu tylko po bokach, pod ścianami domów.
Scena X: Władysław na wieść o wypadkach gdańskich wpadł w szał. chciał kogoś skrócić o głowę, kogoś, kogo można oskarżyć o to zło, co się zdarzyło, ale nie znajdował jednego winnego, bo wina kładła się cieniem na nich wszystkich. Na nim samym.
Scena XI: Walka rozgorzała na dobre. Z jego kusz miotano w oblegających na przemian wielkimi kamieniami i bełtami. Tak, mieli przewagę, ale tylko tak długo, póki Krzyżacy nie użyli wież oblężniczych. Świeckie wojsko próbowało podpalić je płonącymi strzałami, lecz pożary tłumiły mokre skry, którymi były obciągnięte. [...] Grodowe kusze znów zagrały i wyrzucone przez nie kamienie rozwaliły wóz taborowy. Przez chwilę w obozie krzyżackim wybuchł pożar, nim go ugaszono, kłęby ognia i dymu zasłoniły widoczność, ale też dodały obrońcom siły.
Scena XII: Wylała czerwony wosk i docisnęła w nim swą majestatyczną pieczęć. Napis na otoku był porażająco wyraźny. S. ELIZABET DEI GRACIA BOHEMIE ET POLONIE BIS REGINE.
Scena XIII: Jadwiga Głogowska, opatka wrocławskich klarysek, z wielkim wzruszeniem patrzyła na orszak sióstr formujący się do wyjścia z klasztoru. Tylko jedno zdarzenie w życiu zgromadzenia pozwalało na wyjście klarysek z murów: uroczysta procesja przyjęcia nowicjuszki w poczet sióstr. To było dla nich prawdziwe święto! Odkąd została przełożoną, przyjęła wiele nowych, ale te dwie, które dzisiaj staną się pełnoprawnymi siostrami świętej Klary, były dla niej szczególnie ważne. Ich nowicjat trwał nie dwa, ale trzy lata, bo Jadwiga, będąc osobą skrupulatną, wyjątkowo długo badała powołanie obu.
Scena XIV: Nie! - gromko zaprzeczył książę. - Zaniechałem Bolesławów - uśmiechnął się rozbrajająco i dodał: Odkąd mój wnuk jest Bolko. I dałem synowi imię po mieczu. Kazimierz.
Trudno Autorze odmówić sugestywności tworzonego świata. Można pozazdrościć, że równie ujmująco opisuje dworskie życie królowej Ryksy (Rychezy, tu nazywanej: Rikissą), jak oddaje gwar wojennej potrzeby (patrz rzeź Gdańska czy obrona Świecia). Pewnie, że wybór moich cytatów, to głównie historyczność. Oddalam się od czystej prozy, żeby nie rzec fantazji Autorki.
Scena XV: Jan Luksemburski kochał rycerskie turnieje. Uwielbiał walko konne, gonitwy do pierścienia, pieśni rycerskie i romanse dworskie. Wychowywał się na dworze francuskim pod okiem Filipa Pięknego, tam zdobył szlify i pas rycerski. Jego pierwszym językiem był francuski, niemieckim owszem znał, ale go nie lubił. Kochał uczty i przyjęcia dworskie, na których damy i kawalerowie pląsali w rytm skocznej muzyki.
Scena XVI: Gerward Leszczyc biskup włocławski gnił w inowrocławskim lochu. Z jedyne towarzystwo miał swego brata, Stasia, prepozyta włocławskiego, choć chwilami, zwłaszcza w nocy, zdawało mu się, że w słomie przykrywającej posadzkę poruszają się szczury.
Scena XVII: Władysław drugi miesiąc oblegał Kraków. Pomorze utracił, Małej Polski, choćby zębami miał zdobyć miasto, nie popuści. Tam, na Wawelu, była Jadwiga i dzieci, a tu, wokół murów, on i wojska małopolskie oraz węgierskie. Książę Bolko zamknął miejskie bramy, ufortyfikował Kraków i bronił rozpaczliwie.
Scena XVIII: - Za zdradę Królestwa Polskiego! Za zdradę krwi piastowskiej! Za podział Szerszej Polski Henryk, Bolesław, Konrad, Jan i Przemko, synowie Henryka Głogowskiego, niechaj będą przeklęci! Niech nie zostanie po nich nawet szelest w przestworzach.
W katedrze uświęconej koronacjami królów: Bolesławów, Mieszka, Przemysła. W świątyni męczennika Wojciecha panowała cisza niemal wiekuista.
Scena XIX: Jan Muskata biskup krakowski gryzł palce z bezsilnej złości. Wszystko, ale to wszystko idzie źle. Wójt Albert gnije w lochu opolskim, bo nie ma nikogo, kto by za niego wpłacił okup. Owszem, obiecywał mu to i owo,ale w razie wygranej, a nie na okoliczność sromotnej klęski, psiakrew! Najpierw, jak po złości, zmarł Henryk, książę Głogowa,z którym Muskata już był po słowie. Potem Luksemburczyk nie przysłał wojsk [...].
Scena XX: - Biskup wrocławski Henryk pisze, że na Francję padł strach, bo umierający na stosie mistrz templariuszy Jakub de Molay przeklął papieża Klemensa i króla Filipa. Krzyknął, że nim rok minie, spotkają się na Sadzie Bożym, i już się ziściło...
Scena XXI: Wziął nową koronę z purpurowej poduszki na ołtarzu i wojskowym sprężystym krokiem podszedł do Władysława. Złoto i szlachetny blask drogocennych kamieni zalśniły w świetle świec. Gerward Leszczyc, Domarat Grzymała i Jan Muskata wyciągnęli ramiona w stronę jego głowy w geście błogosławieństwa. Janisław przytrzymał przez chwilę koronę nad Władysławem [...].
Na ile dwadzieścia jeden urywków zachęcą, aby być Czytelnikiem? Prawdziwy, taki z krwi i kości nigdy nie zapyta "czy dużo stron?", lecz "czy ciekawie napisane?". Pani Elżbieta Cherezińska umie snuć nić opowieści. Ja w każdym bądź razie nie nudzę się przy kolejnej lekturze Jej pracy, co nie znaczy, że bezkrytycznie oddaję się lekturze. To jest niemożliwe. Polemizować (choć nie osobiście), to rzecz godna dobrego pióra i równie dobrej książki. Niech się teraz minister od kultury wysili i sypnie groszem, aby cały cykl powieściowy znalazł się w kinie lub ekranach telewizji!
Chylę czoła wobec ogromu pracy twórczej. Jako formę zachęty postanowiłem wybrać kilka scen, które powinny zapaść w umyśle, wyobraźni, ba! po które będę sięgał na własnych lekcjach. Już od lat pokazuję tom I i wyjaśniam sens podtytułu: "Wraz z rykiem Lwa do lotu budzi się Orzeł...". Kto nie zna piastowskiej heraldyki nie pojmie sensu tego magicznego zdania.
Scena I: Władysław, książę kujawski, sandomierski i krakowski. Gdy słyszał, jak odźwierny zapowiada każde jego wejście do sali przyjęć, cierpła mu skóra na karku. Tyle lat na to czekał! Książę krakowski... A teraz lęk niewidzialna obręczą ściska mu pierś, bo nikt inny w Królestwie nie wie lepiej od niego, że z każdego szczytu można spaść, a każdą godność utracić.
Scena II: Henryk książę Głogowa i Starszej Polski stał w poznańskiej katedrze i patrzył, jak pomocnicy mistrza kamieniarskiego, Aldonusa z Brunszwiku, umieszczają wielki posąg króla Przemysła na cokole w jego grobowej kaplicy.
Scena III: Pałuki nosili w herbie topór z krzyżem i prawda, byli jednakowo pobożni, jak bitni. Kasztelan Trojan z Łekna, Henryk z Rynarzewa, Świętosław z Wąsoczy i ich dalsi krewni zgięli przed nim [t. ks. Władysławem Łokietkiem - przyp. KN] kolana, pochylili głowy, a miejscowy proboszcz śpiewał przy tym psalm, jakby to było wezwanie bojowe.
Scena IV: Jan Muskata biskup krakowski, przebrany za kupca korzennego skrył się tam, gdzie sam cześnik piekielny by go nie znalazł. Nieco na uboczu wioski Babice, nieopodal własnej twierdzy, kamiennego zamku w Lipowcu [...].
Scena V: Rikissa miała perłę króla i perłę królowej, dwa okruchy z piastowskich koron, ale sama została pozbawiona wszystkich praw władczyni. Z przywilejów pozostał jej tylko szacunek i odrobina życzliwości poddanych, podszyta lekiem wobec nowego pana Czech.
Scena VI: Schwarzenberg klęczał przed kamiennym ołtarzem. Kuno nie chciał mu przeszkadzać, stanął przy ścianie i zapatrzył się na pokrywające ją, jaskrawe malowidło. Na nim bracia z czarnym krzyżem na płaszczach na szczycie wysokiego wzgórza walczyli wręcz z oddziałem Prusów. Mistrz uchwycił oczywiście moment ich triumfu. Oto stosy pruskich trupów, po których depczą Krzyżacy dobijający mieczami ostatni szereg obrońców.
Scena VII: Muskata, jak zawsze Jan Muskata! Władysław musiał dokończyć to, co zaczął w dniu, w którym odarł wrażego biskupa z przywilejów. Cofając mu wszystkie niemal książęce prawa i dobrodziejstwa, Władysław mógł złamać materialną i wojenną potęgę biskupa, ale najpierw musiał siłą wyegzekwować własny wyrok, bo załogi biskupie nie zamierzały same podać jego zamków i miast. Książęce wojska uderzyły na zamki Muskaty i krok po kroku zdobywały je.
Na pewno nie przełknę namolnego powtarzania "Karzeł" pod adresem Władysława Łokietka. To jest dla mnie nie do przyjęcia! Nie godzę się na taką dowolność Autorki. Pisałem o tym przy poprzedniej części piastowskiej trylogii. Można tak ten cykl już nazywać? Swoją drogą, czy w średniowieczu funkcjonowało pojęcie "pakt o nieagresji"? Czepiam się. Ja po prostu zwracam uwagę na to, co mnie drażni w prozie pani Elżbiety Cherezińskiej.
Scena VIII: Jakub Świnka tym razem wjeżdżał do Krakowa w pełnym majestacie, nie jak ongiś, gdy w smutnych czasach Przemyślidów przybył tu jak prosty mnich pielgrzym, tylko z Gerwardem Leszczycem i kanonikiem u boku. Tym razem jego orszak był długi. Już pod Krakowem czekał na niego powitalny oddzial księcia Władysława, wiedziony przez nowego kasztelana krakowskiego, Wierzbiętę z Ruszczy, Gryfitę, co jeszcze niedawno był wojewodą.
Scena IX: Bojowy rumak miażdżył kopytami nieszczęśników. Gunterowi zakręciło się w głowie od dymu i skierował konia w boczna uliczkę, która wydawała się wolna od pożaru. Zwłoki leżały tu tylko po bokach, pod ścianami domów.
Scena X: Władysław na wieść o wypadkach gdańskich wpadł w szał. chciał kogoś skrócić o głowę, kogoś, kogo można oskarżyć o to zło, co się zdarzyło, ale nie znajdował jednego winnego, bo wina kładła się cieniem na nich wszystkich. Na nim samym.
Scena XI: Walka rozgorzała na dobre. Z jego kusz miotano w oblegających na przemian wielkimi kamieniami i bełtami. Tak, mieli przewagę, ale tylko tak długo, póki Krzyżacy nie użyli wież oblężniczych. Świeckie wojsko próbowało podpalić je płonącymi strzałami, lecz pożary tłumiły mokre skry, którymi były obciągnięte. [...] Grodowe kusze znów zagrały i wyrzucone przez nie kamienie rozwaliły wóz taborowy. Przez chwilę w obozie krzyżackim wybuchł pożar, nim go ugaszono, kłęby ognia i dymu zasłoniły widoczność, ale też dodały obrońcom siły.
Scena XII: Wylała czerwony wosk i docisnęła w nim swą majestatyczną pieczęć. Napis na otoku był porażająco wyraźny. S. ELIZABET DEI GRACIA BOHEMIE ET POLONIE BIS REGINE.
Scena XIII: Jadwiga Głogowska, opatka wrocławskich klarysek, z wielkim wzruszeniem patrzyła na orszak sióstr formujący się do wyjścia z klasztoru. Tylko jedno zdarzenie w życiu zgromadzenia pozwalało na wyjście klarysek z murów: uroczysta procesja przyjęcia nowicjuszki w poczet sióstr. To było dla nich prawdziwe święto! Odkąd została przełożoną, przyjęła wiele nowych, ale te dwie, które dzisiaj staną się pełnoprawnymi siostrami świętej Klary, były dla niej szczególnie ważne. Ich nowicjat trwał nie dwa, ale trzy lata, bo Jadwiga, będąc osobą skrupulatną, wyjątkowo długo badała powołanie obu.
Scena XIV: Nie! - gromko zaprzeczył książę. - Zaniechałem Bolesławów - uśmiechnął się rozbrajająco i dodał: Odkąd mój wnuk jest Bolko. I dałem synowi imię po mieczu. Kazimierz.
Trudno Autorze odmówić sugestywności tworzonego świata. Można pozazdrościć, że równie ujmująco opisuje dworskie życie królowej Ryksy (Rychezy, tu nazywanej: Rikissą), jak oddaje gwar wojennej potrzeby (patrz rzeź Gdańska czy obrona Świecia). Pewnie, że wybór moich cytatów, to głównie historyczność. Oddalam się od czystej prozy, żeby nie rzec fantazji Autorki.
Scena XV: Jan Luksemburski kochał rycerskie turnieje. Uwielbiał walko konne, gonitwy do pierścienia, pieśni rycerskie i romanse dworskie. Wychowywał się na dworze francuskim pod okiem Filipa Pięknego, tam zdobył szlify i pas rycerski. Jego pierwszym językiem był francuski, niemieckim owszem znał, ale go nie lubił. Kochał uczty i przyjęcia dworskie, na których damy i kawalerowie pląsali w rytm skocznej muzyki.
Scena XVI: Gerward Leszczyc biskup włocławski gnił w inowrocławskim lochu. Z jedyne towarzystwo miał swego brata, Stasia, prepozyta włocławskiego, choć chwilami, zwłaszcza w nocy, zdawało mu się, że w słomie przykrywającej posadzkę poruszają się szczury.
Scena XVII: Władysław drugi miesiąc oblegał Kraków. Pomorze utracił, Małej Polski, choćby zębami miał zdobyć miasto, nie popuści. Tam, na Wawelu, była Jadwiga i dzieci, a tu, wokół murów, on i wojska małopolskie oraz węgierskie. Książę Bolko zamknął miejskie bramy, ufortyfikował Kraków i bronił rozpaczliwie.
Scena XVIII: - Za zdradę Królestwa Polskiego! Za zdradę krwi piastowskiej! Za podział Szerszej Polski Henryk, Bolesław, Konrad, Jan i Przemko, synowie Henryka Głogowskiego, niechaj będą przeklęci! Niech nie zostanie po nich nawet szelest w przestworzach.
W katedrze uświęconej koronacjami królów: Bolesławów, Mieszka, Przemysła. W świątyni męczennika Wojciecha panowała cisza niemal wiekuista.
Scena XIX: Jan Muskata biskup krakowski gryzł palce z bezsilnej złości. Wszystko, ale to wszystko idzie źle. Wójt Albert gnije w lochu opolskim, bo nie ma nikogo, kto by za niego wpłacił okup. Owszem, obiecywał mu to i owo,ale w razie wygranej, a nie na okoliczność sromotnej klęski, psiakrew! Najpierw, jak po złości, zmarł Henryk, książę Głogowa,z którym Muskata już był po słowie. Potem Luksemburczyk nie przysłał wojsk [...].
Scena XX: - Biskup wrocławski Henryk pisze, że na Francję padł strach, bo umierający na stosie mistrz templariuszy Jakub de Molay przeklął papieża Klemensa i króla Filipa. Krzyknął, że nim rok minie, spotkają się na Sadzie Bożym, i już się ziściło...
Scena XXI: Wziął nową koronę z purpurowej poduszki na ołtarzu i wojskowym sprężystym krokiem podszedł do Władysława. Złoto i szlachetny blask drogocennych kamieni zalśniły w świetle świec. Gerward Leszczyc, Domarat Grzymała i Jan Muskata wyciągnęli ramiona w stronę jego głowy w geście błogosławieństwa. Janisław przytrzymał przez chwilę koronę nad Władysławem [...].
Na ile dwadzieścia jeden urywków zachęcą, aby być Czytelnikiem? Prawdziwy, taki z krwi i kości nigdy nie zapyta "czy dużo stron?", lecz "czy ciekawie napisane?". Pani Elżbieta Cherezińska umie snuć nić opowieści. Ja w każdym bądź razie nie nudzę się przy kolejnej lekturze Jej pracy, co nie znaczy, że bezkrytycznie oddaję się lekturze. To jest niemożliwe. Polemizować (choć nie osobiście), to rzecz godna dobrego pióra i równie dobrej książki. Niech się teraz minister od kultury wysili i sypnie groszem, aby cały cykl powieściowy znalazł się w kinie lub ekranach telewizji!
Chylę czoła wobec ogromu pracy twórczej. Jako formę zachęty postanowiłem wybrać kilka scen, które powinny zapaść w umyśle, wyobraźni, ba! po które będę sięgał na własnych lekcjach. Już od lat pokazuję tom I i wyjaśniam sens podtytułu: "Wraz z rykiem Lwa do lotu budzi się Orzeł...". Kto nie zna piastowskiej heraldyki nie pojmie sensu tego magicznego zdania.
"PRZESZŁOŚĆ JUŻ SIĘ DOKONAŁA, PRZED WIEKAMI,
PRZYWRACAM JĄ, POPRZEZ LOSY BOHATERÓW,
BO CHCĘ, BY SPEŁNIŁY SIĘ ICH MARZENIA
O ŻYCIU W PAMIĘCI POKOLEŃ".
Skoro PAnu się podobało, to czuję się zachęcona. Jakoś bardziej ciągnie mnie ku tej serii niż tej o Świętosławie.
OdpowiedzUsuń