piątek, maja 19, 2017

Rzeka krwi... - ze wspomnień pana Michała Gąsiora, świadka rzezi na wsi Rumno (woj. lwowskie) 1944 i 1945 r.

Czekałem na TO spotkanie trzy lata?
Coraz to nowe piętrzyły się trudności. 
Coraz  to kolejna przyczyna odsuwała możliwość poznania.
Przestałem wierzyć, że kiedykolwiek nastąpi. Ku memu zaskoczeniu dzień ten zdarzył się w piątek 4 listopada 2016 r. Miałem spotkać się ze świadkiem straszliwej, okrucieństwem i bezprzykładnym bestialstwem napisanej historii. Rozumiałem cz czego wypływało odraczanie tego spotkania. Ten wieczór będę do końca swoich dni wspominał, jako wyjątkowe i bardzo ważne. Bo oto ktoś mi zaufał, ktoś mnie zaprosił do swego świata wspomnień, ktoś przede mną się otwierał. Dzięki mej byłej uczennicy Natalii poznałem Jej niezwykłego Dziadka, pana Michała Gąsiora, rocznik 1930.


Leży przede mną leży brutalna statystyka zbrodni: "Lista zamordowanych Polaków przez bandę UPA dnia 1/2 VI. o VII-IX. 1944 r. we wsi Rumno pow. Rudki". 40 śmierci! 40 mordów! Krew burzy się czytając tylko ten fragment tabeli, który wykazuje sposoby dokonania mordu: zraniona bagnetem i dobita pociskiem, polana benzyną i podpalona, zarąbany siekierą, odrąbano ręce i nogi, rozszarpana granatem, bagnetem rozpruto brzuszek, rodzina zabita młotami i siekierami, odcięty język, siekierą wyłupany mózg, serduszko wyjęto na wierzch,  został zastrzelony, spalona żywcem, ucięto głowę, ręce i nogi. Wiek mordowanych, to rozpiętość lat od 2 do 62. Całymi rodzinami, jak Pater, Pańczyszyn, Wandycz, Dżugaj. Samo to zestawienie budzi grozę i strach. Jeśli ktoś miał wątpliwości skąd to odsuwanie możliwości spotkania, to teraz ma odpowiedź. 
I ja bardzo się bałem tego spotkania. Jak wspomnienia oddziałują na zapraszającego mnie pana Michała. 86 lat. To były przeszło dwie godziny autentycznej historii. Nie z książki, nie z filmu W. Smarzowskiego - chociaż każdy opowiedziany dramat, każda poznana śmierć, każda wspomniana osoba żywcem przypominały TO, co widz może obejrzeć w kinie oglądając porażający realizmem "Wołyń". Jest jedna zasadnicza różnica: pan Michał to widział! pan Michał to przeżył! pan Michał otarł się o holocaust, jaki urządzili ukraińscy sąsiedzi polskim sąsiadom!  Nawet teraz nie potrafię do końca opanować emocji, jakie wdzierały się do mego mózgu. One pozostaną. Już na zawsze. Dlatego to tak ważny ów 4 listopada 2016 r. Pewnie data dzienna kiedyś opuści moją pamięć, to co wysłuchałem - NIGDY!


"Okrucieństwo jest złem najmniej ludzkim i niegodnym cywilizowanej duszy, dzika to wściekłość - znajdować upodobanie we krwi i ranach i wyzbywszy się człowieczeństwa, zmienić się w leśne zwierzę" - nie szukałem specjalnie tego cytatu z wielkiego Seneki. On jest mottem książki "Rumno. Pomnik Pamięci 1944-1945" Tadeusza Pańczyszyna, Przemysł 1998 ("Książka została zrealizowana z budżetu Wojewody Przemyskiego i Urzędu Miasta Przemyśl" - czytamy na stronie tytułowej). Rumno (obecnie ukraińskie Grimne), to miejsce urodzenia mego Zacnego Gospodarza. We stępie do wspomnianej książki czytamy m. in.: "My jesteśmy ostatnim pokoleniem, którego nie dosięgły noże i topory oprawców ukraińskich. [...] I choć czas nieubłaganie płynie, my Polacy, byli mieszkańcy tamtych ziem przypominamy młodszemu pokoleniu o wymordowaniu przez Ukraińców setek tysięcy niewinnych ludzkich istnień polskich, zadając tym samym kłam teoriom głoszonym obecnie przez Ukraińców - być może byłych morderców, sprawców krwawych rzezi ludności polskiej".
Było coś niezwykłego w spotkaniu z panem Michałem. Nigdy nie usłyszałem słowa nienawistnej pogardy dla zbrodniarzy i morderców w końcu również Jego rodziny. Był rzeczowy przekaz świadka. Nie wiem, co działo się w duszy mego Gospodarza, naprawdę bałem się reakcji... jakieś egzaltacji... wzruszenie mogło w każdej chwili przerwać opowieść. Nic takiego nie stało się. Nie znałem chronologii zdarzeń, więc nie miało dla mnie znaczenia w jakiej kolejności poznawałem kolejne opowieści. To towarzysząca nam Rodzina mobilizowała chwilami pana Michała: a powiedz to... a jak to było... nie powiedziałeś o... I wracały wspomnienia, jak rzeka krwi, bólu i cierpienia.

My ukraińscy powstańcy,
Następcy sławnych kozaków,
Aby naród wyzwolić z kajdanów,
Bijemy komunistów i Lachów.*

"Jak my ich nie wyryżyma, to oni nas wyryżuć" - staram się odtworzyć fonetycznie zapis z nagrania. Niech mi będzie darowane, jeśli moja fonetyka odbiega od przyjętych norm. Bardziej mnie tu interesuje przesłanie jednego z popów ukraińskich (greko-katolickich), niże poprawność gramatyczna. Brutalna, okrutna i prosta logika morderców. Rumno, to wieś, w której droga stanowiła swoistą etniczną i narodową granicę. Po jednej stronie mieszkali Polacy (Lachy), po drugiej Ukraińcy (Rusini). Zerkam do książki: "Wieś to niemała, bo licząca na ówczesne jednostki 700 numerów, czyli 700 gospodarstw, w tym 200 zamieszkiwali Polacy, zaś pozostałe 500 zamieszkiwali Rusini. [...] Każda z tych nacji pielęgnowała swój odrębny język, szczególnie w potocznej mowie, jako że urzędowym był język polski. [...] Przynależność religijna i językowa była jednak tolerowana przez obie nacje. Stwierdzić trzeba, że nie stanowiło to powodów do jakichkolwiek konfliktów, nawet sąsiedzkich". A jednak podskórnie gangrena nienawiści rozlewała się po umysłach ukraińskich (rusińskich) pobratymców. Pan Michał też o tym wspominał. Czym to się objawiało? "Dzień dobry" było oczywistą formą powitania. Ale tylko do czasu. Jad dawał o sobie znać, kiedy na ustach wczorajszych kolegów zaczęło pojawiać się groźne "Śmierć Lachom!".
"Najpierw ogień, potem jęk, rżnięcie, strzały..." - to niemal wejście w potworność masakry wsi Rumno! Po chwili słyszmy opowieść, jak Ukraińcy wpadają do polskiej chałupy. Matce udaje się skryć pod łóżkiem, ale nie dziecku. Kiedy jeden z katów zamierza się z bagnetem na nie, drugi staje w jego obronie, mówić: "Szto detyna...", ale w odpowiedzi słyszy tylko "Ale polska detyna!". I rozpruł bagnetem brzuszek.

Budymo strilaty, rizaty nożem,
Z naszoi Ukrainy Lachwi prożenem.
Prożenem z Zawala proklatych Moskaliw,
Stanymo na Sanie, ne pustymo Lachiw.

"Tego nie można nazwać zabijaniem, to było mordowanie z okrucieństwem" - podejrzewam, że to zdanie pana Michała będzie do mnie wracać. Za każdym razem, kiedy wracać będzie sprawa Wołynia, losów wsi takich jak Rumno, śmierci jakie widział, o jakich świadczy każde słowo. Z usta pana Michała padają określenia: "Pohorci. Rizuny. Striłci" - ci co podpalali, ci co mordowali, ci co strzelali. Z zamierzchłej przeszłości (starczy sięgnąć po "Ogniem i mieczem" H. Sienkiewicza) wracają terminy, które w czynach UPA stały się synonimami okrucieństwa, pożogi, krwi, zemsty, śmierci!
"Ukraińska Powstańcza Armia była tak bezwzględna, że sami swoich mordowali. Jeśli nie wykonałeś jakiegoś polecenia czy rozkazu, to wyprowadzali na skraj wioski albo nad potok i strzelali. I już cię nie było" - ta dygresja zrodziła się, kiedy pan Michał opowiadał o pracy kowali, którzy w swoich kuźniach przygotowywali broń, która miała posłużyć do zadawania wymyślnej śmierci Lachom.
Proszę mi wierzyć bardzo trudno przyswoić sobie obraz tamtych wołyńskich dni! Nie chodzi, aby ten zapis epatował okrucieństwem. Jest tylko obrazem tego, co naprawdę się wydarzyło, co sąsiad uczynił sąsiadowi. O to w imię ideologii! "To potężne uderzenie ostrym narzędziem, rozpołowiło jego głowę. Ręce i nogi osłabły, a całe ciało obsunęło się na ziemie, a krew jego zlała się z krwią jego zony i córeczki, które przed nim podzieliły jego los. Leżał we krwi i w nieopisanym bólu i śmiertelnych konwulsjach uchodziło jego życie. Oczy jego szeroko otwarte, patrzyły poprzez strugi krwi przed siebie..." - czytamy w książce Tadeusza Pańczyszyna. Trudno się pozbierać po takich opisach: "Zadarł więc dziecku koszulkę i ostrym bagnetem rozpruł jej brzuszek od krocza aż po klatkę piersiową. Ugodzone dziecko raptownie wykrzyknęło w nieopisanym bólu, zaniosło się spazmatycznym płaczem, wołając nadal mamy, a malutkimi rączkami objęło zraniony brzuszek. W jej dziecięcych dłoniach znalazły się wnętrzności, które wypłynęły po zadaniu przez bezdusznego mordercę tak rozległej rany. [...] Marysia płakała, wołając mamy, wołając pomocy, która niestety nie nadchodziła. W pobliżu niej nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc, dać ratunek i utulić w tych strasznych męczarniach".
Proszę mi wierzyć bardzo trudno jest zebrać cały ten materiał i bez emocji usiąść do jego opisania. To chyba najtrudniejsze pisania na tym blogu. Trudno przyswoić sobie to wszystko, co usłyszałem w ciągu kilku godzin spotkania. Za jednym mordem, kolejny... Za okrucieństwem okrucieństwo... Niewytłumaczalna rzeź! Sięgam po inną publikację: "...w Sztuniu był jeden, on był taki dobry lekarz, pop, i jak była Rosja, tzn. jak przyszli bolszewicy, to on był cichutki, ale już jak się zaczęła ta Ukraina, no to chodziły takie słuchy, że ten pop miał mówić, że gdzie jest Polak, tam wróg, i że trzeba go niszczyć, trzeba go mordować. To on prawdopodobnie święcił noże i siekiery na Polaków, żeby to nimi szli nas mordować"**. Najbliższym pana Michała Gąsiora udało się przeżyć. Nie dość na tym: ocalenie zawdzięczali m. in. pomocy Niemców.
Na rodzinę Michała Gąsiora też czekał bydlęcy wagon. "Niedobitki" - takiego określenia użył pan Michał. Zła organizacja transportu, godziny czekanie na skład, ktoś wpada na pomysł, żeby wrócić do domu, tam w sadzie drzewa uginają się od jabłek. Piętnastoletni Michał i jego kolega Staszek Prusak wracają, rozdzielają się. "To było nierozsądne. nikt nam nie poradził, żeby nie iść" - przyznaje pan Michał. Wzięli ze sobą worki. Mieli spotkać się na rozwidleniu dróg. Narwał papierówek. A potem czekał na Staszka: "Ja czułem, że coś się musiało stać. Potem dowiedziałem się, że te zbiry pojmały go, kazali mu wykopać dół, związali mu ręce i nogi. Zakopali go żywcem". Pojedynczy mord! Jedno życie! Tak brutalnie odebrane. Za co? Za to, że był Lachem!...
Rodzina została wysiedlona za Bug, w okolice miejscowości Zbydniów! Ale potem, po wkroczeniu  1944 r. armii Berlinga, wrócili do Rumna! Na pytanie "dlaczego?" usłyszałem, że nie chcieli żyć na obcej ziemi. Tylko, że oni wrócili pomiędzy swych... ukraińskich morderców! Tak, ci sami ludzie dalej mieszkali w Rumnie, po drugiej stronie ulicy. Jakby nigdy nic? Czy nienawiść do Polaków zgasła? Nic bardziej mylnego. Nie dochodziło wprawdzie już do tak masowych pogromów, ale... Raz po raz ktoś kogoś zabijał! To były pojedyncze przypadki. Czy mniej bolesne? Absurdalnie postawione pytanie. Jak przewidywano Sowieci nie myśleli rezygnować z zagarniętych 17 IX 1939 r. polskich wschodnich Kresów.
Nie, pan Michał nie odważył się już nigdy wrócić w rodzinne strony. Rumno pozostaje w Jego sercu. Ale zna takich, co się odważyli. Relacjonowali później, że przyszło im spotkać różnych Ukraińców. Wielu wyrażało chęć dalszego... mordowania Lachów! Przeszłość tych ludzi  n i c z e g o   nie nauczyła? Porażająca świadomość.


Opuszczałem gościnny dom pana Michała Gąsiora z wiedzą, której nie potrafiłem TU pozostawić. Dalej czuję, że to mi bardzo koślawie wyszło. Chciałbym móc zamknąć oczy i powiedzieć sobie, to fabuła, to film, to niemożliwe. Nie mogę tego zrobić. Jestem bardzo wdzięczny memu Gospodarzowi za to, że mnie zaprosił, za to że się ze mną dzielił swymi przemyśleniami, za to że mnie obdarzył zaufaniem. Nie ma się, co czarować: to ostatnia chwila, aby rozmawiać ze świadkami, ofiarami. Chciałoby się powiedzieć "ciszej nad tymi trumnami". Smutne, że nad wolną Ukrainą łopoczą czarno-czerwone flagi, ba! polscy politycy nie mieli nic przeciwko temu, aby na ich tle fotografowano ich. To żaden ponury żart. A okrzyk, jaki roznosił się po kijowskim Majdanie („Слава Україні! Героям слава!”), był często ostatnim jaki słyszeli mordowani Polacy.

"MORDOWALI OD RANA DO WIECZORA, 
BYLI BARDZO ZORGANIZOWANI, 
A NAUCZYLI SIĘ TEGO OD NIEMCÓW. 
POLACY BYLI TAK SAMO BEZRADNI 
JAK ŻYDZI WOBEC HOLOCAUSTU" .
(Michał Gąsior)

* cytowane za Tadeusz Pańczyszyn, Rumno. Pomnik pamięci 1944-1945, Przemyśl 1998 
** cytat za Wołyń bez komentarza. Wywiady radiowe, wspomnienia ocalałych, dokumenty, Warszawa brw

10 komentarzy:

  1. Dramatyczny opis! Wysłuchać takiej relacji, bardzo trudne, a przeżyć i nie oszaleć,to już niewiarygodny wyczyn!
    Słyszałam opowieści o UPA, z ust mojej śp.mamy.Widziałam wiele dokumentów na ten temat, czytałam fragmenty"Malowanego ptaka",Widziałam "Wołyń"(wstrząsający,dobrze że nie byłam sama),ale nigdy nie rozmawiałam ze świadkiem tych dramatów. Teraz myślę, że to dobrze, bo trudno zachować obiektywizm dowiadując się o takim barbarzyństwie.A ja chcę wierzyć, że ludzie ( bez względu na nację, religię, czy poglądy polityczne) mogą współistnieć, żyć obok siebie bez wstrętu i nienawiści.
    (Pobożne,naiwne życzenie?Może...)

    Mona

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę mi wierzyć, to jeden z trudniejszych tekstów na tym blogu. Pierwsze zdania powstały jeszcze w listopadzie zeszłego roku. Ostatnie kilka dni temu. Nie da się ogarnąć rozumem to, co się stało na Wołyniu.Podziwiam, że pan Michał Gąsior opowiadał bez nienawiści czy chęci zemsty. Wspaniały Człowiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest brat mojej babki, babcia wspominała że ojciec Szczepan był wojskowym ale nic więcej nie wie. Mógł by pan powiedzieć gdzie szukać informacji o nim?

      Usuń
    2. Jestem wnuczką już świętej pamięci dziadka Michała. Można mnie znaleźć na Facebooku (Natalia Gąsior z Bydgoszczy). Jestem właśnie w trakcie tworzenia drzewa genealogicznego całej rodziny.

      Usuń
  3. Niewątpliwie.Jestem pełna podziwu dla takich ludzi. Doświadczyć ZŁA w najczystszej postaci i pozostać CZŁOWIEKIEM - niezwykle trudne i chwalebne!

    Mona

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam, trafilam na ten blog przez przypadek. Moj dziadek urodzil sie w Rumnie w 1930 Roku i nazywal sie Jan Gąsior - niestety juz nie zyje i nie bede miala okazji zapytac sie czy P.Michal Gąsior byl jego kuzynem. Zycze duzo zdrowia i pogody ducha dla P.Gąsiora i jego Rodziny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przekazuję ten zapis rodzinie pana Michała.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem po spotkaniu z panem Michałem. Potwierdził, że Jan Gąsior z Rumna, to Jego kuzyn. Wkrótce relacja z dzisiejszego spotkania.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wyobrażalna zbrodnia,moi dziatkowie tam sie urodzili i zamieszkiwali,jest to bardzo przykre ze o takim ludobujstwie pierwszy raz dowiedzialam sie od mojej may, nie pamiętam aby kiedy kolwiek wspominano o tym na lekcji historic, dziadek byl w polskich batalionach broniących tych miejscowosci przed Upa, Wieczny odpoczynek racz im dać Panie. ..

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziś odbył się pogrzeb wuja Michała.
    Wielka strata, cudowny człowiek...

    OdpowiedzUsuń