czwartek, sierpnia 18, 2016

Przeczytania... (159) Barbara Goldsmith "Wewnętrzny świat Marii Curie. Geniusz i obsesja" (Wydawnictwo Dolnośląskie)

"Jest dokładnie tym, za kogo ją zawsze uważałem - skończoną idiotką!" - przyznajmy się szczerze (pan w kraciastym kaszkiecie też!)  t a k i e j  opinii o NASZEJ największej polskiej uczonej nie spodziewaliśmy się. Tak, to o Marii Skłodowskiej Curie (1867-1934). Szybko poprawiam się ŚWIATOWEJ, największej uczonej. Proszę wskazać nam drugą kobietę-uczoną, która dwukrotnie, z dwóch dziedzin otrzymała Nagrodę Nobla:  w 1903 z fizyki i w 1911 z chemii.  Oto mamy kolejną biografię,  tym razem pióra Barbary Goldsmith "Wewnętrzny świat Marii Curie. Geniusz i obsesja" w tłumaczeniu Jarosława Szmodły. O pojawienie się książki zadbało szacowne Wydawnictwo Dolnośląskie. Polskie oko razi brak nazwiska: "Skłodowska"? Chciałbym. może nawet udałbym się z pikietą pod ambasadę francuską? Czemu tam? A jak jest wyryte na grobowcu w paryskim Panteonie? Jeśli się mylę, to proszę mnie sprostować. To nie jest opasłe tomisko. Raptem 238 (razem z przypisami, bez bibliografii, bo ta do strony 242). no chyba, że te dwie setki kogoś miałyby wpędzić w stan omdlenia. Dla kogoś, kto wiedzieć więcej o życiu Marii, to po prostu czytelniczy spacerek. Wielu z nas pokręci głową i powie: "mało!". Pewnie, że tak - zgadzam się. Ale nic to, na razie musi nam starczyć praca pani Barbary Goldsmith, o której czytamy m. in. w "okładkowej mini-biografii" (biogramie?): "...historyk, autorka bestsellerów, laureatka prestiżowych nagród, czterokrotnie otrzymała tytuł doktora honoris causa. [...] Za książkę o Marii Curie, przetłumaczoną na 15 języków, otrzymała w 2007 roku  nagrodę amerykańskiego Instytutu Nauk Fizycznych". No to zmierzmy się z tym "biograficznym tworzeniem"
Co przeciętny Polak wie o Marii Skłodowskiej-Curie? Że odkrywała polon i rad. Że była laureatką Nagrody Nobla. Że studiowała i profesorowała na Sorbonie w Paryżu. Że jedni piszą "Maria Skłodowska-Curie", a drudzy "Marii Curie-Skłodowskiej", ale są i tacy, którzy kreślą "Maria C. Skłodowska". I chyba na tym obiegowa wiedza kończy się. No, może ktoś dorzuci o grobie w Panteonie. I że jej córka  Irène Joliot-Curie też był laureatką Nagrody Nobla (chemia). Mało to czy dużo? 
Czytając już sam tylko "Wstęp" przekonujemy się, że Barbara Goldsmith  nie przypadkowo zainteresowała się życiem swojej bohaterki: "Madame Curie była dla mnie idolem i, podobnie jak w przypadku innych bożyszczy, nie trzeba było wiedzieć, czego dokonała, aby ją uwielbiać". Na korkowej tablicy miała wpięte zdjęcie Marii z córkami! Pada też pewna deklaracja, którą jest w stanie ocenić tylko ten, kto czytał kilka biografii Marii Skłodowskiej-Curie: "Moja własna obsesja polega na badaniu rozbieżności między stworzonym wizerunkiem a rzeczywistością. [...] Nie ma wątpliwości co do tego, że w ciągu ostatniego stulecia obraz życia madame Curie wyewoluował w kierunku niebywałej wręcz doskonałości, a przecież pod tym wizerunkiem kryje się prawdziwa kobieta. I to jej śladami chciałabym podążyć w tej książce".
Niezwykłe koleje rodziny Skłodowskich! Nie wiedziałem, że Maria miała "z kogo czerpać" swe  żywotne soki naukowe. Talent i pęd do nauki, okazuje się, to nie nagły przypływ chęci i starań ambitnej polskiej szlachcianki z nie istniejącego kraju...
Ubawiło mnie tłumaczenie kilku fragmentów. A wszystkie tu cytowane przykłady pochodzą z jednej strony. Niezręczność wynikła z dosłownego przetłumaczenia tego, co napisała B. Goldsmith. Proszę przeczytać i samemu ocenić: "Powstanie z 1863 roku było jeszcze większą klęską. Przez półtora roku polscy bojownicy - niektórzy uzbrojeni jedynie w rolnicze czy gospodarskie narzędzia - stawiali czoło carskiej armii"? A starczyło napisać np. kosy. Dalej jest chyba jeszcze gorzej: "W sierpniu 1864 roku stracono przywódców powstania. Ich ciała zostały powieszone na wałach obronnych Cytadeli Aleksandra, w odległości kilku ulic od domu Skłodowskich. Pozostawione w ten sposób zwłoki rozkładały się w upale przez całe lato". Taki termin, jak "Cytadela Aleksandra" nie funkcjonowała. W języku moskiewskiego oprawcy to: Александровская цитадель! Cytadela Aleksandrowska, ale nie Aleksandra. Bo niby jakiego? I czy II? Wzmiankuje się, jak rozumiem, o egzekucji z 5 VIII 1864 r. m. in. dyktatora Romualda Traugutta i członków Rządu Narodowego. "Całe lato", czy półtorej miesiąca? Czepiam się. No taka moje natura. Skoro biografia ma nas czegoś nauczyć, to powinna być korekta treści. A to - nie koniec. Jest i taka niezręczność historyczno-genealogiczna, kiedy pisze się o szlachcie: "...zdołali zachować pewne przywileje, jak herby rodowe czy wioski, których nazwy często pochodziły od ich rodowych nazwisk". Dwa byki w jednym! Po pierwsze szlachta nie mieszkała w wioskach, bo to nie chłopstwo! To były zaścianki lub okolice szlacheckie! Dwa - to od owych niby-wiosek pochodziły nazwiska, a nie na odwrót. Pewnie mógł sobie JO hetman J. Zamoyski założyć Zamość, ale to z Łosin byli Łosińscy, z Kiełpin - Kiełpińscy, z Grzybowa - Grzybowscy, a z Rodziewicz Rodziewicze.
Droga do Paryża była długa. Podziwiać tylko, że aż dwie panny Skłodowskie, wybrały się nad Sekwanę po edukację. Najpierw Bronisława, a potem Maria. Po drodze już przytrafi się pierwszy zawód miłosny. "Gdzie? Z kim? Kiedy?" - nie zdradzę, proszę poszukać w "Wewnętrznym świecie Marii Curie...". Barbara Goldsmith od czasu do czasu sięga po wspomnienia samej Skłodowskiej: "Cała swoją wolę skupiałam na studiach (...). Rozdzielałam czas między wykłady, laboratorium i pracę w bibliotece. [...] Wszystko, co widziałam nowego i czego się uczyłam, zachwycało mnie". Autorka biografii sama od siebie dodaje: "Niczym spękana ziemia wchłaniała wiedzę jak życiodajną siłę". Była jedną z dwóch kobiet, które wybrały nauki ścisłe. Bardzo bała ogłoszenia wyników z egzaminu: "W atmosferze - czytamy dalej w biografii. - wypełnionej trwożliwą ciszą do auli wkroczył jeden z egzaminatorów i zaczął wyczytywać osoby z listy - jako pierwszą Marię Skłodowską". Co to oznaczało? Że studenta rodem z Polski, której nie było, osiągnęła najwyższą notę! Nawet teraz - robi to wrażenie.
"Po [...] pierwszym spotkaniu wyraził chęć zobaczenia się ze mną znowu i porozmawiania dalej o sprawach naukowych i społecznych, na które zdawał się mieć podobne do moich poglądy" - tak, po latach, Maria wspominała spotkanie z Piotrem Curie. I chyba na... NIM kończy się nasza ogólna wiedza o naszej Noblistce! Że był Piotr, jakieś dzieci (dwie córki) i  żmudna praca w jakieś szopie nad przesiewaniem (?) ton piachu? Nobel! I śmierć Piotra. Nie wiedziałem, że młody, 12-letni Piotr (oczywiście dla Francuzów: Pierre), miał swój samarytański udział w Komunie Paryskiej. "Razem z bratem - uświadamia mnie lektura - przenosili rannych spod barykad do gabinetu swojego ojca, który udzielał im pomocy lekarskiej". Dla Skłodowskie zaskoczeniem miała być pierwsza wizyta u państwa Curie: atmosfera rodzinna niczym z domu jej rodziców!
Uwielbiam listy! Ich wykorzystanie naprawdę odsłania nam oblicze każdego bohatera. W końcu nikt chyba z nich nie pisał ich (a tym samym otwierał się w nich) z myślą, że za kilkanaście lat będą czytane pod różną szerokością geograficzną, np. w jakieś Bydgoszczy, nad Brdą. On pisał do Niej: "Byłoby to jednak tak piękne (...) gdybyśmy spędzili życie jedno obok drugiego, zapatrzeni oboje w nasze marzenia. W Pani marzenie narodowe, w nasze marzenia społeczne i nasze marzenia naukowe. Zdaje mi się, że tylko to ostatnie jest słuszne". 26 lipca 1895 r. Piotr i Maria stali się państwem Curie. Założyli wyjątkową rodzinę. Czy w jakieś innej nadano członkom tyle Nagród Nobla? Oni dwoje, córka i dwóch zięciów! Brzmi nieprawdopodobnie! Jedna Ewa (która zmarła w 103 roku życia) nie mogła się szczycić podobnym wyróżnieniem. Inny laureat Nagrody Nobla, profesor chemii na Uniwersytecie Oksfordzkim Frederick Soddy tak skwitował ten uczuciowo-naukowy mariaż: "Największym odkryciem Piotra Curie była Maria Skłodowska. Jen największym odkryciem było... promieniowanie".
Podejrzewam, że związek, który stworzyli mógłby i dziś pośród bardziej purytańskich odbiorców wywołać niesmak czy pewne zgorszenie? "Marzyło nam się życie z dala od innych istot ludzkich" - to opinia Piotra. Barbara Goldsmith, powołując się zresztą na Ewę (Ève Curie Labouisse), pisze o separowaniu się małżonków od świata: "To odseparowanie odegrało w późniejszym okresie dużą rolę w nawracających stanach depresyjnych, które nękały Marię przez większą część jej życia". Ale jest też obraz, którego chyba należało się spodziewać po "szalonych naukowcach": "Zarówno aria, jak i Piotr Curie byli bardzo zaabsorbowani swoją pracą - Piotr do tego stopnia, że często nie potrafił sobie nawet przypomnieć, co jadł na obiad lub czy w ogóle coś jadł". Odnajdujemy opis skromnego mieszkania.
Dość drobiazgowo, jak na objętość swej książki, Barbara Goldsmith zajmuje się procesem prac, który skutkiem będą odkrycia radioaktywnego polonu i radu. Czytamy o badaniach z blendą smolista/uranową. Pomiary. Kolejne próby. Zniechęcenia? Ale dlaczego znów... zgrzyt?! Historyczno-geograficzny. Już nawet nie chodzi o pisanie, że  ktoś tam jedzie do Polski? Na przełomie XIX i XX wieku? To ma pomóc zachodniemu czytelnikowi uświadomić sobie, skąd pochodziła ambitna madame Curie? Tylko, że przy okazji zniekształca się geopolitykę ówczesnej Europy. Zdanie, które mnie zaskoczyło cytuję w interesującym mnie fragmencie: "...ciężką czarną rudę wydobywaną w Jachymowie [czeskie Jáchymov - przyp. KN], na granicy Niemiec i ówczesnej Czechosłowacji". Wyraźnie stoi: "ówczesnej"! Takie państwo, jak Czechosłowacja powstało 28 X 1918 r., to jak można było je odwiedzać np. w 1898 r.? Dwadzieścia lat wcześniej? Kogo ganić za ten ewidentny, historyczny błąd?
Cenne, dla poznania samej Marii, są jej własne zapiski. Życie prywatne małżonków Curie mieszało się z zawodową pasją, nieomalże opętaniem : "Pomimo trudnych warunków pracy czuliśmy się bardzo szczęśliwi. Dnie upływały w laboratorium i często zdarzało się  nam nie wychodzić nawet na obiad. Nasza uboga szopa była przybytkiem wielkiego spokoju. [...] Żyliśmy tylko jedną myślą, jak we śnie czarodziejskim". Jak pisał cytowane powyżej prof. F. Soddy Skłodowska wykryła promieniowanie, ale nikt nie zdawał sobie sprawy ze zgubnych skutków tegoż! Zgroza bierze, kiedy czytamy o... karierze i wykorzystywaniu radu! Wielki G. B. Shaw pisał: "Świat dostał kompletnego bzika na punkcie radu, co rozpaliło naszą łatwowierność w dokładnie taki sam sposób, jak zjawy w Lourdes rozpaliły łatwowierność katolików...". Ale i postępach chorobotwórczych, choćby na osobie ukochanego Piotra (wręcz czytamy o skutkach napromieniowania, "...które spowodowało częściowy rozpad kości nóg", co mogło pośrednio przyczynić się do śmiertelnego wypadku, któremu uległ 19 IV 1906 r.). "Nawet sto lat później - czytamy w biografii. - ich osobiste rzeczy, takie jak ubrania czy dokumenty, nadal były skażone promieniowaniem". Kiedy w latach 90-tych rodzina Marii postanowiła przekazać "publikacje, pamiętniki, dzienniki oraz dzienniki pracy rodziny Curie" i wspomniano o tym, że "...dokumenty te były nadal promieniotwórcze [...], pracownicy biblioteki zapakowali każdą rzecz w plastikowy pokrowiec, co było rozpaczliwe nieodpowiednim rozwiązaniem problemu" - i jak czytamy dalej u B. Goldsmith: "Najbardziej promieniotwórcze materiały zostały zabrane do Orsay w celu ich odkażenia, przy czym proces ten zajął aż dwa lata". Świadek naukowego życia państwa Curie pisał do Piotra: "Oboje prawie nic nie jadacie. Nieraz widziałem jak za cały posiłek służyły madame Curie dwa plasterki kiełbasy, popite w pośpiechu filiżanką herbaty".
Co jakiś czas powraca wątek... płci Marii! A tym samym stosunku świata naukowego do niej i jej osiągnięć. Ten swoisty męski naukowy szowinizm będzie przez lata towarzyszył drodze Skłodowskiej. Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie uznałby tej opinii Autorki biografii: "Pani Curie, ta odważna osoba, która przeciwstawiała się dyskryminacji swojej płci, zainspirowała wiele kobiet. Jest stawiana za przykład, że kobiety potrafią wszystko - i to doskonale. Utrzymuje się, że nie tylko zrobiła spektakularną karierę, ale była także wzorcową matką, dla swych córek". Nie inaczej będzie, kiedy przyznano m. in. Marii Nagrodę Nobla! Kobiecie?! Proszę zerknąć do książki, jakie przesłanki sprawiły, że Piotr i Maria (jako pierwsi na świecie) nie odebrali osobiście Nagrody! Król Oskar II (1872–1907) wręczył ją tylko Henri Becquerel'owi. Na ile zmieniło się życie państwa Curie? Sam Piotr określił ów stan, jak "życiową katastrofę"!...
Kompletnie zaskakujące musi być dla współczesnego odbiorcy, Czytelnika również, totalna bezinteresowność ówczesnych uczonych. Komercjalizm odkrycia naukowego po prostu nie mieścił się w głowach tych ludzi! Skłodowska powiedziała mężowi: "Jeżeli nasze odkrycie miałoby być związane z jakimkolwiek zyskiem, stanie się tak przez czysty przypadek. Rad znajdzie zastosowanie w leczeniu chorób. (...) Nie wyobrażam sobie, abym mogła czerpać z niego zyski". Mąż ją tylko utwierdza, skoro był zdania: "To by było sprzeczne z duchem nauki". Ciekawe pod jakim płotem ów duch zdechł?...
Ale prawdziwa w życiu Marii Skłodowskiej-Curie nastąpiła w kwietniowy dzień 1906 roku. "To był zaledwie ułamek sekundy - relacjonuje B. Goldsmith. - Wyraźnie utykający Piotr [...] wszedł na ulicę dokładnie w chwili, gdy z Pont Neuf wyjechał rozpędzony i ciężko załadowany wóz towarowy, ciągnięty przez dwa perszerony [...]. Jeden z koni jedynie otarł się o ramię Piotra. Gdy ten próbował przytrzymać się piersi konia, starając się ustać na osłabionych nogach, nagle oba konie stanęły dęba". Daruję sobie dramatyczny finał, kiedy ciało Piotra znalazło się pod pojazdem. Autorka nas nie oszczędza. Wstrząs dla Marii! Koszmar! Świat runął pod kołami tego niefortunnego wozu... Tak, po latach opisała stan ducha matki, córka Ewa: "O chwili, kiedy te trzy słowa: «Piotr nie żyje» dotarły do jej świadomości, na zawsze okrył ją nieprzenikniony welon odosobnienia i zamknięcia się w sobie. nie tylko wdową stała się madame Curie w ów dzień kwietniowy, lecz także nieuleczalnie i żałośnie samotnym człowiekiem".  A sprawa romansu z Paulem Langevinem!
Przełom wydarzył się w 1910 r. Poznali się! Jakżeż ona musiała być zakochaną, ta zdawało się zapleśniała pomiędzy aparaturą chemiczną, niezwykła kobieta. Bo to przecież jej słowa, w liście do niego, ojca czworga dzieci, będącego w związku małżeńskim: "Naprowadził nas na siebie bardzo silny instynkt. (...) Co może wyniknąć z tego uczucia? (...) Wierzę, że możemy zyskać bardzo wiele: dobre efekty wspólnej pracy, trwałą przyjaźń, odwagę, aby żyć, a nawet piękne kwiaty miłości w najpiękniejszym tego słowa znaczeniu". Czy spodziewaliśmy się takiej poetyki słowa? Trudno, bym ze szczegółami opisywał ten niezwykły związek. Zrobiła to za mnie B. Goldsmith. Okazuje się, że  t a  sprawa mogła odbić się na nie przyznaniu Uczonej kolejnej Nagrody Nobla? W tym samy czasie "wypłynęła" sprawa opublikowania w prasie listów Marii do Paula! Komitet Noblowski odniósł się do tego wszystkiego i skierował do zainteresowanej pismo: "Jeżeli Akademia wiedziałaby wcześniej o tym, że listy te (...) są autentyczne, to najprawdopodobniej, nie przyznałaby pani tej Nagrody". Musi imponować nam charakterność zaatakowanej, skoro tak m. in. odpowiedziała uczonemu Komitetowi: "W rzeczywistości Nagroda została przyznana za odkrycie radu i polonu. Uważam, że nie ma związku pomiędzy moją pracą zawodową a realiami życia prywatnego".
Czytając biografię Marii Skłodowskiej Curie tropię... ewentualne potknięcia? Już pomijam szukania w... Polsce posady profesorskiej w chwili wybuchu romansu z P. L. Do XI 1916 r. o żadnej Polsce w Europie nie deliberowano! To, co znowu mi zgrzytnęło? Irena Curie w 1912 r. próbowała skontaktować się z Jacques'em Curie, bratem swego ojca. Nie mamy zdjęcia obu panów razem, aby ocenić czy faktycznie Jacques przypominał Piotra. Ale czy to tak trudno (starczy obejrzeć znany serial o pewnych braciach, z których jeden jej senatorem, a drugi biskupem i przekonać się jak córka tego pierwszego zwraca się do tego drugiego!) być zgodnym z tradycją i genealogią i napisać o takowym krewnym ("po mieczu"): "stryj", a nie "wuj"? Czepiam się? Taka moja natura. Nie utrwalajmy tego błędu. Wuj, to brat matki!
Maria znalazła w córce Irenie nie tylko godną następczynie na "polu nauki" i Nobla, ale też kobietę, której nie obojętny jest los kobiet. W jednym z listów do matki, którzy przytacza Autorka biografii, czytamy: "Zauważyłam, że codziennie albo prawie codziennie któryś z angielskich ministrów o mały włos nie zostaje zabity przez angielskie sufrażystki. Wydaje mi się jednak, że nie jest to najlepszy dla nich sposób na udowodnienie, że są kompetentne, aby głosować".
Życie Marii i jej córek odmienił wybuch wielkiej wojny. Tak, lubię to archaiczne określenie z czasów moich pradziadków. Nie wiem w sumie czy jestem pacyfistą. Za nastoletniości unikałem służby z pobudek ideologicznych. Nie miałbym oporów, aby podpisać się pod tym, co sto lat temu pisała Wielka Uczona: "Jedynie za pomocą pokojowych rozwiązań będziemy w stanie stworzyć idealne społeczeństwo. Aż trudno sobie wyobrazić, że po tylu stuleciach rozwoju ludzka rasa ciągle nie wie, jak rozwiązywać problemy bez uciekania się do przemocy". Czy słowa TE straciły na ważności? Czy świat zmądrzał od 1914 roku? To ONA stworzyła ruchome punkty rentgenowskie! Po prostu zapakowała sprzęt do samochodu i ruszyła na front. A córki? Chciałbym widzieć tę scenę, kiedy dziewczynki Curie między sobą rozmawiały po... polsku! Podsłuchane zostały (nie wiadomo dokładnie kim był opisany "mężczyzna"!) oskarżone, że są... niemieckimi szpiegami (urodzone 1897 i 1904)! Wyjątkowym anty-poliglotą musiał być donosiciel, skoro utożsamił język polski z niemieckim. Irena pisała do matki: "Boli mnie, jak sobie pomyślę, że biorą mnie za cudzoziemkę. (...) Kocham Francję ponad wszystko. (...) Nie mogę powstrzymać się od łez i dlatego przerywam pisanie, żeby list był czytelny". Jak podaje Autorka biografii: "Przez dwa lata Ewa i Irena rzadko widywały matkę". Zagrożenie Paryża sprawiło, że, jak czytamy w biografii: "...Maria wysłała je do l'Arcouest razem z ich polską guwernantką oraz pokojówką". Irena została pielęgniarką. W dniu 18. urodzin asystowała w jakimś szpitalu przy opatrywaniu rannych żołnierzy. Na tym nie koniec jej wojennych epizodów. Ze swej strony mogę tylko odesłać do książki. Napiszę szczerze: chciałoby się w tej chwili wziąć do ręki biografię Ireny Curie.
Maria Skłodowska-Curie w świetle jupiterów, pośród fotograficznych fleszy? Proszę zobaczyć fotografię Uczonej, kiedy przybywała do Nowego Jorku. Nie wiem czy zrobiono ją jeszcze na pokładzie "Olimpic". Szkoda, że nie zamieszczono wspólnej fotografii Marii z Ireną i Ewą. Amerykańskiej wizycie poświęcono sporo miejsca. Aż dziw, że nie dowiadujemy się nic o związkach Uczonej z odrodzoną Polską. I tu powinna być dodatkowa rola... Wydawnictwa. Dla pani Barbary Goldsmith, to znikomy epizod: wizyty w niepodległym kraju, rodzimej Warszawie. Starczy wejść na strony Narodowego Archiwum Cyfrowego. Jedno z archiwalnych zdjęć, z ostatniej wizyty 1932 r.,  jest podpisane: "Maria Skłodowska-Curie, prezydent RP Ignacy Mościcki, prof. Stefan Pieńkowski w towarzystwie niezidentyfikowanych osób podczas zwiedzania Instytutu Radowego". Pewnie podrażałoby  to koszt książki (?), ale cenne byłoby "Posłowie". Maria Skłodowska-Curie zmarła 4 lipca 1934 r. Nie doczekała noblowskiego triumfu córki Ireny i zięcia Frédérica Joliot (ten, co pisał o Irenie Joliot-Curie w wolnej encyklopedii internetowej uderzy się w pierś i doczyta, co napisał o tzw. Orderze Krzyża Grunwaldu - nie mogła go dostać w 1936 r., bo jeszcze tego komunistycznego cudaka nie ustanowiono!). "CHCĘ, ABY ZOSTAWIONO MNIE W SPOKOJU" -  to ostatnie słowa,  jakie miała wypowiedzieć. Norwid miał jednak rację:

grób twój jeszcze odemkną powtórnie,
[...]
Każdego z takich, jak ty, świat nie może
Od razu przyjąć na spokojne łoże 

No, cóż - trudno wymagać, aby Autorka "Wewnętrzny świat Marii Curie..." znała polską poezję. 20 IV 1995 r. prezydent Francji François Mitterrand tak witał w paryskim Panteonie prochy małżonków Curie: "Przeniesienie prochów Piotra i Marii do naszego najświętszego miejsca jest nie tylko aktem pamięci, ale także aktem, w którym Francja podkreśla swój szacunek dla tych, których tutaj konsekrujemy, dla ich wielkości oraz ich życia". Oto w tym godnym miejscu pochowany pierwszą w historii kobietę!
Biografia autorstwa Barbary Goldsmith "Wewnętrzny świat Marii Curie. Geniusz i obsesja", Wydawnictwa Dolnośląskiego uświadomiła mi, jak naprawdę niewiele wiemy o naszej Wielkiej Rodaczce! Żałuję, że objętościowo, to jednak niewielka książka. Czy jej ukazanie pchnie rodzimych pisarzy, aby zajęli się biografią Marii Skłodowskiej-Curie z "polskiej strony"? Jedno, co ważnego wypływa z tych 221 stron, to... D U M A . Że to jednak  N A S Z A  Maria! Polka! Komunistyczna Polska uczciła Ją m. in. umieszczając Jej wizerunek na banknocie 20 000 złotowym. Pamiętam, że pojawienie się jego w obiegu przywitałem, jako upadek rodzimej waluty. Nie wiedziałem wtedy, że będę milionerem i będzie banknot 2 000 000 zł.



Chyba do końca nie rozstajemy się z książką autorstwa B. Goldsmith. Cenne wypowiedzi Marii Skłodowskiej-Curie (1867-1934) powinny znaleźć też swoje miejsce w "Myślach wygrzebanych...". A swoją drogą ciekaw jestem kogo Sejm RP uzna patronem roku 2017? Przypadną bowiem dwie, 150-te rocznice urodzin dwóch Niezwykłości Narodowych: Marii Skłodowskiej-Curie (ur. 7 listopada 1867) i marszałka Józefa Piłsudskiego (ur. 5 grudnia 1867).

PS: Pisałem m. in. przy składance muzycznej (YT) pt. "Bonjour Paris: Best Classic French Songs (Les grandes chansons françaises)".

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.