niedziela, maja 10, 2015

Przeczytania... (39) Andrzej Sieroszewski "Wacława Sieroszewskiego żywot niespokojny" (Wydawnictwo ISKRY)

Urokliwa, sympatyczna, fascynująca. Andrzej Sieroszewski daje nam przy okazji lekcję swoistej... pokory? Wnuk pisze o Dziadku! Bez mitologizacji! Bez klękania przed przodkiem swoim. Nie znajdziemy na kartach tej książki ani zmianeczki, że to mój Dziadek... że krew z krwi... że jestem spadkobierca idei i myśli... Zatrzymać się w wyważonym obiektywizmie? Trudna sprawa. Andrzej Sieroszewski to zrobił. Napisał naprawdę wyjątkową książkę. Trzeba tu koniecznie dodać: książkę, której nie wydał. Zmarł 25 lipca 2012 r. w 79 roku życia. Rolę tego, który dokończy przerwane dzieła podjął się Andrzej Zdzisław Makowiecki. Możemy przeto przemierzać ścieżki życia pisarza wyjątkowego. "Wacława Sieroszewskiego żywot niespokojny" starannie edytorsko przygotowało Wydawnictwo ISKRY.  Nie pierwsze i nie ostatnie zapewne to spotkanie z książkami wydanymi przez to Szacowne i Zasłużone dla naszego Księgarstwa Wydawnictwo.
Książkę, którą mamy  przed sobą należy do gatunku tych, których nie odkłada się póki nie dotrzemy do ostatniego słowa. To nieprawda, że ma w niej zagubić się miłośnik literatury (czytaj: żywota pisarza), kolejny wielbiciel historii. Jestem zdania, że po podobnych przeczytaniach sami zerkniemy w życiorysy naszych Dziadków. Dobrze, jeżeli jeszcze są z nami. Niech Wnuczka z Wnukiem ratują resztki dziadkowej pamięci i chwycą strzępy starczych opowieści. Wiem - niewielu z nas miało to szczęście mieć przodka pisarza. Pozwalam sobie otworzyć kartę życia pisarza niemal na jej końcu. Jan Parandowski (skądinąd dziadek pani Joanny Szczepkowskiej) tak wspominał jedno z ostatnich spotkań z sędziwym Sirko, przytoczył jego słowa: "Niezliczonymi drogami naszej ziemi cwałuje zły los. Widzę usta zatkane wapnem, oczy naprężone strachem śmiertelnym, widzę ręce związane drutem, doły świeżo wykopane...". Parandowski zanotował jeszcze jedna ciekawa dygresje Pisarza: "Ach, panie Janie, panie Janie [...] kiedy to się skończy, kiedy ta krwawa hołota pójdzie do diabła?".
Jestem zdania, że twórczość Wacława Sieroszewskiego (1858-1945) popadła w kompletne zapomnienie.  Tym bardziej żywot "człowieka kilku epok" godny jest poznania. Budzi zazdrość! Starczy wymienić ten niesamowity tłum ludzi, z którymi stykał się, przyjaźnił, swarzył... Toż to dopiero tłum niespokojnych duchów. Boję się ich wymieniać, aby nie uronić choć jednego nazwiska: Władysław Mickiewicz, Stefan Żeromski, Leopold Staff, Bronisław Piłsudski, Józef Piłsudski, Stanisław Witkiewicz, Stanisław Wyspiański, ba! Ludwik Waryński.
Pamiętam fotografię tego ostatniego z kobietą i dzieckiem. Skąd mogłem wtedy (to jakiś artykuł z "Perspektyw" bodaj w 1982 r.?) wiedzieć, że ta kobietą była... Anna Sieroszewska, rodzona siostra Wacława. Dzieckiem okazał się być siostrzeniec pisarza: Tadeusz Waryński. O tym wszystkim znajdziemy na kartach tej niesamowitej biografii! Ludwik nie miał z Anna ślubu, aczkolwiek syna uznał i nazwisko swoje dał. Pozwolę sobie napisać o relacjach Ludwik - Wacław: szwagrowie. Tak po latach wspominał Ludwika brat Anny: "Waryński miał śliczny aksamitny głos, w którym dźwięczała wielka namiętność i szczerość (...). Ten człowieka miał w sobie jakiś czar, jakiś wiew porywającego wichru".  Co do poglądów natury polityczno-społeczno-niepodległościowych różnili się i to bardzo: "Choć się z nim nie zgadzałem co do natychmiastowej rewolucji i międzynarodowej sprawiedliwości - nie mogłem się oprzeć urokowi jego osoby. Byliśmy w wielkie przyjaźni".  Zawiłości dotyczące relacji rodzinnych (Waryński - Sieroszewska) znajdziemy na kolejnych stronach biografii. Warto dodać, że Anna później osiadła w Paryżu, wyszła za polskiego emigranta doktora Franciszka Rojeckiego. Zmarła (będąc wdową) w szpitalu psychiatrycznym...  Tadeusz Waryński zmarł śmiercią samobójczą "...5 stycznia 1932 w Hotelu Sejmowym przy ulicy Wiejskiej 4". Zmarły był posłem z ramienia BBWR.
Rodzina! Oto klucz do nas wszystkich. Jak to powiedział wójt z Wilkowyj: "Jaka córka, taka mać. Jaka marchew, taka nać?". Znamy wiele podobnych! Często czytamy, że ten czy ów pochodził z domu o głębokich tradycjach patriotycznych. Czytając książkę A. Sieroszewskiego odnajdywałem paralele do losów tylu wielkich z XIX w. Od czasów wielkiego Napoleona poprzez powstania, w czasie których płacono daninę krwią! Wszędzie tam znaleźlibyśmy ślady Sieroszewskich! Nie zapominajmy, że Wacław należał do "pokolenia  pogrobowców 1863 r.". Mógł z takiej gleby wyrosnąć ktoś inny, jak nie zesłaniec syberyjski, więzień moskiewskich kazamatów, piewca Ojczyzny, żołnierz Wielkiej Wojny?
Cudownie bogatą kartę zapisali Sieroszewscy, a w osobie Wacława mieli godnego następcę. Ciepło i bez patosu wspominał swego dziadka, Kajetana Sieroszewskiego: "Nie pamiętam dziadka Kajetana, ale ci, co go znali, zgodnie mówili, że był to człowiek spokojny, skromny, obowiązkowy, nieubiegający się o zaszczyty ani posady". Proszę wziąć pod uwagę kim był: żołnierzem 1 Pułku Gwardii Francuskiej! Po latach, już w XX w., w jednym z listów taki nakreślił obraz dziadka: "W ogóle z papierów wyłania się figura porządnego, dzielnego i ukształtowanego człowieka. Brał udział w trzynastu bitwach, był pod Somosierrą, w trzynastej pod Berezyną dostał się do niewoli".
"Obawa przed X Pawilonem była powszechna - wspominał po latach Wacław Sieroszewski. - Opowiadano szeroko o zadawanych tam torturach, o niemiłosiernym biciu, o drzazgach wbijanych w paznokcie, o wyrywaniu zdrowych zębów, o trzymaniu w nieprzeniknionych ciemnościach". W roku, na który przypada 110 rocznica wybuchu rewolucji 1905 r. ten cytat powinien stanowić klucz do mego dalszego (i przygotowywanego) pisania. Kogo dziś porusza tamta martyrologia? A przecież Wacław nie był jedynym Sieroszewskim więzionym w tej moskiewskiej mordowni! Być w celi, którą wcześniej zajmował ojciec, odnaleźć tam jego... podpis?
W historię naszej rozbiorowej historii (czytaj: zaboru rosyjskiego) carowie i ich urzędnicy (obciążeni ciężarem orderów) wpisali straszne słowa: kibitka, zesłanie, katorga, etap, Sybir.  Przecież to nie przypadek, że Jan Pietrzak wpisał do swej pieśni-elegii "Żeby Polska była Polską" frazę: "Od Chicago do Tobolska...". Obawiam się, że wielu słuchaczy nawet nie zastanawia się "do czego pije". Po przeczytaniu książki Andrzeja Sieroszewskiego nie powinno być już żadnych wątpliwości!  Wacław Sieroszewski był zesłańcem: "...był to bez wątpienia najbardziej rozdzierający dramat, gdyż myśmy tracili na długo, może na zawsze... Ojczyznę". Tęsknota masakrowała niemiłosiernie. Nie bez wzruszenia czyta się takie słowa: "Nie wrócę tam nigdy, nie puszczą mnie ci, co zakuli w łańcuchy moją Ojczyznę... Przecież za to tu jestem, że się ośmielił targnąć słabo ten łańcuch... Czy nie lepiej usiąść wśród tego białego pola, wsiąknąć w śniegi i pozostać tu na wieki?... Nie, nie!... Za nic. To znaczy - dobrowolnie ustąpić!...".
W tych wspomnieniach jest cała golgota pokolenia, które pędzone na śnieżne rubieże krwawego Imperium niby-Romanowów. "Prócz pluskiew grasowały też wszy i pchły. Te ostatnie sięgały równie monstrualnych rozmiarów, a były może nieznośniejsze, gdyż wżerały się głęboko w ciało, tworząc swędzące, trudno gojące się rany (...)" - oto codzienność pędzonych etapami zesłańców, wrogowie chwilami bardziej dokuczliwi, niż nahajki eskortujących ich moskiewskich zwyrodnialców.
Przyznaję się do przeczytania m. in. poruszającej powieści Wacława Sieroszewskiego "Ucieczka". Dla wielu zesłańców, to magiczne słowo rodziło się w głowie i często przechodziło w czyn. Z biografii dowiadujemy się, że nie bez znaczenia była syberyjska aura. W tym wypadku sroga zima 1880/81! "Zamknięci w jurtach - czytamy cytowane wspomnienie pisarza - bezczynni, strzeżeni przez piekielne zimno i niezwykły mrok, przeżywaliśmy niesłychaną tęsknotę, która znowu nas wszystkich cokolwiek zbliżała. Już nie pamiętam, w czyjej głowie i sercu powstało namiętnie wypowiedziane pragnienie ucieczki". Co z tych planów wynikło? Nic! Sieroszewski ostał na Sybirze długie miesiące, lata, zimy! Warto poznać stan ducha, sens istnienia pośród wrogiej natury: "Po co cierpieć tak straszliwie? W jakim celu? Pytania te coraz częściej nawiedzały mnie. Broniłem się przed nimi, rozumiejąc, że niosą zgubę, lecz wymuszona bezczynność nie dawała mi żadnych środków do walki z niebezpieczeństwem rozmyślań".  Jaka poruszająca jest historia przesyłki, która po latach zesłania dotarła wreszcie do Sieroszewskiego: "Doznałem wrażenia człowieka duszącego się w letargu, do którego grobowca zastukał nagle przybysz z pożegnalnego świata". Jakuci byli zaskoczeni zachwytem, jaki wywołała skrzynia nadesłana przez Paulinę Sieroszewską do brata: "...co za czary przysłali ci w tej skrzynce, że ożył?". K s i ą ż k i ! To były książki! Konopnicka, Sienkiewicz, Prus, Kraszewski. Ibsen, "Eneida". Dla skazańca nastał czas bezwarunkowego czytania. Jakżeż pięknie określiła to Masta Slepcowa: "Dajcie mu spokój! On rozmawia z swoją ziemią".
Zesłanie, to nie tylko niewola!... Ironia polega na tym, że też... nowe życie. W Wierchojańskim Ułusie Wacław Sieroszewski poznał niejaką Annę Slepcową, Jakutkę. W 1882 r. owocem tego związku stała się córka Maria! Niestety cztery lata później trudy podróży, gruźlica zabiły ukochaną Annuszkę. Wacław Sieroszewski został sam z małą córeczkę. Los dziewczynki, dziewczyny, młodej kobiety, dorosłej pani poznamy w czasie lektury. Nie zdradzając nadto szczegółów i narracji, i biografii głównego bohatera dodam: dość skomplikowane.
Jest i inny aspekt zsyłki. Tu oddaję głos wnukowi pisarza i autorowi biografii: "...jesienią 1883 roku w dalekiej tajdze północno-wschodniej Syberii narodził się pisarz Wacław Sieroszewski". Sam Wacław tak pisał w jednym z listów do rodziny: "Drżę, gdy wspominam o tych chwilach, które przeżyłem jak we mgle... Mój Boże, może to talent?!". Nie zapominajmy, jaką ogromną rolę cywilizacyjną, kulturalną, naukową odegrali polscy zesłańcy. Trudno wręcz wyobrazić sobie rozwój Syberii bez Polaków! Wielu zasymilowało się, wynarodowiło. Wielu trwało przy polskości, jak przy ostoi - Sieroszewski również: "Co by to był dla mnie, jako Polaka, za policzek, gdyby ona [ powieść "Za kołem podbiegunowym" - przyp. KN] ukazała się pierwej po rosyjsku, a później już w mym rodzinnym języku". W innym liście, do siostry Pauliny, rozpaczał: "Chciałbym pisać po polsku! Ach siostro, jak tęsknię za polszczyzną!...".
Z tego okresu datuje się znajomość Wacława Sieroszewskiego z człowiekiem wyjątkowym, który w naszej narodowej świadomości występuję ewentualnie, jako... starszy brat Marszałka. Tak, chodzi o innego zesłańca syberyjskiego, badacza i etnografa Ajnów Bronisława Piłsudskiego.  Choć Wacław Sieroszewski nie zetknął się wtedy z Józefem, to jednak ich drogi "nakładały się", choćby w gościnnym domu Landych w Irkucku. Niestety do tekstu wkradł się... historyczny błąd. I przestraszy każdego, kto orientuje się o czym pisze Andrzej Sieroszewski (o innych "potknięciach" skreślę pod koniec tego pisania). Na s. 142 pisząc o Bronisławie autor książki podał: "...skazany w procesie uczestników zamachu na Aleksandra II w 1887 r.". JIM Aleksandr II Nikołajewicz od sześciu lat leżał już w grobie. W kolejnym wydaniu powinno być poprawione na: Aleksander III! Proszę zwrócić uwagę, jakie proceduralne kłopoty wynikły, kiedy obaj panowie (S i P) pragnęli się spotkać. Do spotkania obu doszło. Przytoczona została za Wacławem Sieroszewskim wypowiedź Bronisława, który tak sobie tłumaczył zwłokę w ich spotkaniu: "...są przekonani [Rosjanie - przyp. KN] że to jest polska intryga i że pan nie jest Sieroszewskim, lecz moim bratem Józefem, wielkim rewolucjonistą, który tu po mnie przyjechał!...". Na długie lata losy Bronisława I Wacława będą się zazębiać. Obaj do dziś uważani są za niekwestionowane autorytety w dziedzinie badań syberyjskich ludów.
Czytając o dręczącym losie zesłańców zachodzimy w głowę: czy nie było możliwości wyrwania się z tego "śnieżnego piekła"? Było. Pisano podania o łaskę. Kierowano je do gubernatorów lub nawet do najwyższego majestatu. Wacław tak kreślił do siostry Pauliny: "Wybacz, Paulino, nie zobaczą ci, którzy mię męczą i znęcają się nade mną (...) nie zobaczą oni mojej prośby, jak nie ujrzą swych własnych uszów". Co nie znaczy, że nie szukał tej formy ratunku, bo dalej stoi jak byk:. "Dziś jestem człowiekiem dojrzałym z mniej lub więcej jasno wyrobionymi pojęciami: to, co było niegdyś dzieciństwem, brakiem wyrobienia i konsekwencji w charakterze, dziś byłoby hańbą".
Zesłanie kończy się. Wacław Sieroszewski był wolny. Nie zapominajmy, że wielu zesłańców nie odważy się na "powrót do kraju". Do czego mieli wracać? Do kogo? Jak wielu pozostało na Syberii lub zatrzymało się w Rosji? Najdobitniej o tym świadczą losy różnych Ciołkowskich czy Szostakowiczów! W 1895 r. Wacław Sieroszewski pisał w jednym z listów: "Kiedy po piętnastu latach znalazłem się w ojczyźnie, miałem tak dziwne doznanie, że uszła ze mnie wszelka energia, nic mi się nie chce, jedynie włóczyć się po lesie i rozmawiać z prostymi ludźmi o ich małych sprawach (...). Po Syberii moja Polska wydała mi się mała i uboga - piasek, sosny. Ale jakaś kochana".  Gorzko czyta się takie wyznanie o poznanych rodakach: "Jestem im daleki, obcy,\. Długotrwałe wygnanie jak gdyby pozbawiło mnie ojczyzny. To potwornie przykre uczucie: w Rosji nie jestem Rosjaninem, w Polsce - Polakiem".
Kolejne lata, to wyznaczniki na drodze rozwoju twórczego Wacława Sieroszewskiego. Kogóż wtedy poznaje? Przede wszystkim Stefana Żeromskiego, z którym przyjaźń różne przemierzy drogi. Dzięki niemu młody literat, eks-zesłaniec poznał Świętochowskiego, Przybyszewskiego, Berenta, Krzywickiego, później Sienkiewicza. Ogromnej wagi spotkaniem okazała się (w 1896 r.) wizyta w Grodnie u samej Elizy Orzeszkowej! To od pisarki usłyszał cierpką uwagę, że pisanie po rosyjsku uważała za "zdradę kraju". To autorka "Nad Niemnem", po przeczytaniu "W matni", taką opinię napisała o jej autorze: "Talent, o którym mówimy, wyrasta  z gruntu współczucia bardzo żywego i rozległego o którym mówimy, wyrasta z gruntu współczucia bardzo żywego i rozległego". Robi wrażenie, jeśli  t a k a  pisarka ogłaszała: "U takich autorów «z wizji ich powstają konchy piękna, które oddech ich serc zapładniają perłą dobra. Bywają to (...) mistrze pieśni i zarazem słudzy ludzkości»". Miód na serce Sirki!
W Petersburgu, jeszcze w 1895 r., Sieroszewski pozna człowieka w jego biografii wyjątkowego: Józefa Piłsudskiego! Z czasem staną się sobie bardzo bliskimi. Nie zapominajmy, że pisarz należał do wąskiego grona, które zwracało się do przywódcy PPS per "Ziuk".
No i pan Wacław - żeni się! W 1899 r. towarzyszką życia stała się Stefania Mianowska. Warto przypomnieć, że znał pannę od... urodzenia. Mieszkał u państwa Mianowskich, kiedy urodziła się Stefa! Wacław wtedy miał piętnaście lat, stawiał pierwsze kroki w "robocie rewolucyjnej" w Warszawie, która zawiodła go do... celi w X Pawilonie! W biografii znajdziemy wiele przykładów silnej więzi, która złączyła małżonków. Oto, co znajdujemy w jednym z listów Stefanii: "Czy Ty czujesz, że ja ciągle jestem z Tobą i że Cię obejmuję i głowę Twoją tulę? Pisz kochany, pisz".
Zaczęła się "robota dokoła niepodległości". Niespokojny i doświadczony duch nie mógł tylko ojcować kolejnym pojawiającym się na świecie synom. Jeden z przyjaciół tak pod koniec XIX wieku określił stan owego ducha: "...rzucał się na szyję życia, tak długo w syberyjskiej tajdze tłumionemu (...)". Proszę poszukać dlaczego miało dojść do... pojedynku między Sieroszewskim, a Władysławem Weryho. Że pisarz był gorączka (jak pewnie określiła by to panna na Wodoktach), to inna sprawa. Wnuk-autor zaznaczył: "...impulsywne usposobienie Wacława Sieroszewskiego jeszcze nieraz w przyszłości przysporzyło mu najróżniejszych kłopotów". 
W 1900 r. Sirko ponownie trafił do Cytadeli. Jego działalność nie pozostała nie zauważona! Carska policja, jak relacjonował mu później przyjaciel-Rosjanin senator Piotr Siemionow, była o pisarzu zdania: "To niebezpieczny człowiek!". Pod koniec listopada 1900 r. był już na wolności. Kaucja wyniosła 500 rubli. 31 XII tego roku urodzić miał się najstarszy syn, Władysław (1900-1996). Wkrótce przyszło mu poznać doktora Juliana Marchlewskiego...
Rewolucja 1905 roku była kolejnym niepodległościowym egzaminem zniewolonego narodu! Sieroszewski wtedy wdał się w ostra polemikę z Henrykiem Sienkiewiczem. Dla tego drugiego, to co działo się m. in. na ulicach i barykadach Warszawy było "zwykłym bandytyzmem", socjalizm postrzegał jako "barbarzyński i pozbawiony mózgu", wytykał "okrucieństwo, dzikość i bezmyślność". "Żeby bronić narodu - grzmiał autor Trylogii - trzeba być narodem i trzeba go kochać". Sieroszewski odparował ciosy: "...wskazując na źródła bandytyzmu, przemilczałeś zupełnie o swych dziełach. Wszak literatura polska nie posiada dzikszych i okrutniejszych wzorców nad te, którymi usiane są Twe, mistrzu, historyczne powieści". Ironizował: "Pan Sienkiewicz szczodrą ręką siał kult gwałtu, przemocy, grabieży... Umiejętnie podniecał i kształcił wyobraźnię przyszłych bandytów i dlatego bandyci u nas są tak niesłychanie śmiali i pewni siebie". Chyba przy innej okazji mego pisania wrócę do tej polemiki?...
"Nie doczekam... wojny, na którą liczycie i która wiem, że przyjdzie..." - smętnie przewidywała inna wielkość tamtej epoki! Nazywała się Stanisław Wyspiański. Wielka wojna wybuchła niespełna siedem lat po tegoż śmierci. I przeszło pięćdziesięcioletni Sieroszewski na nią poszedł. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Juliusz Kaden Bandrowski tak opisywał  ćwiczebno-wojskowe docieranie się sędziwego (po pięćdziesiątce) adepta na żołnierza: "Stał utytłany w piachu, w poplamionym mundurze, spocony. Nie będę mówi, że przez ten żołnierski strój przebijało świetne powołanie wielkiego pisarza. To by była nieprawda... Nic nie przebijało...". I tu wpadamy na dwa błędy, które wielokrotnie pojawiają się w tekście! Skąd to ciągłe powtarzanie, że Sieroszewski (i ułani w swej masie?) nosił "czako"? Moja pamięć utrwala dla czapek o kwadratowym denku określenie "rogatywka". Czako ma denko okrągłe. I błąd, wobec którego ja-piłsudczyk nigdy nie przechodzę obojętnie i staram się prostować. To i tu dobijam się o sumienność historyczną: nie był nigdy, żadnych... Legionów Piłsudskiego! Rozumiem, że istnieje "potoczna wiedza", ale biografia historyczna (i jaka inna praca tego charakteru), to nie bajanie babci przy kominku! Nie wolno powielać podobnych błędów! Czy Józef Piłsudski był komendantem Legionów Polskich? Nie! Czy Józef Piłsudski był twórcą Legionów Polskich? NIE! To są te krople dziegciu w pięknej tej biografii. Nie wiem, który obraz Sieroszewskiego tego czasu jest cenniejszy: czy jako żołnierza czy... agitatora wzywającego do pracy dla przyszłej Polski (jako przewodniczący Stronnictwa Niezawisłości Narodowej) pisał m. in. "Inteligencja polska organizować się powinna w siłę stojącą ponad klasami i warstwami społecznymi, aby popierać sprawiedliwe żądania każdej z nich". Za miesiąc J. Piłsudski powróci z Magdeburga (z tekstu wynika, że bezpośrednio po 22 VII 1917 r. został tam osadzony - błąd! - były i inne więzienia, np. Gdańsk). 
Pozostawiam ostatnie niespełna sto stron do indywidualnego przestudiowania! Zrobiłem tu wgląd w biografię lat 1858-1918. Nie, nie da się jej odłożyć na s. 304. 60-letni pisarz wkraczał w świat kolejnej ułudy: odzyskanej, wymarzonej niepodległości. Uhonorowano jego wojenne poświęcenie krzyżem Virtuti Militari. skupił się na działalności pisarskiej, publicystycznej, dookoła literackiej. Prezesowa m. in. Związkowi Zawodowemu Literatów Polskich i Polskie Akademii Literatury. Poruszające są opisy wstrząśniętego śmiercią Marszałka sędziwego nestora literatury polskiej: "Józiu, coś ty narobił? Co teraz będzie, Józiu? Co teraz będzie, Józiu". Musiał zabierać głos w drażliwych sprawach. Oto, co napisał o: "Miejsca odosobnienia, jak Bereza Kartuska, s, przyznać musimy, najłagodniejszą formą kontr-terroru, jaka istnieje". Grzmiał tak: "Przeprowadzany systematycznie przez Watykan zamach na naszą tolerancję jest groźbą dla moralnego zdrowia naszego narodu". To pogłosie "sprawy wawelskiej", kiedy arcybiskup książę Adam Sapieha usunął z Krypty św. Leonarda trumnę z Marszałkiem!...
Andrzej Sieroszewski (1930-2012) zaprosił nas do swojej Rodziny. Bo przecież życie Dziadka nie odbywało się w próżni. To naprawdę piękna historia. Nie będę przekonywał na koniec, że warte poznania. Zrobiłem to powyżej. Cennym dopełnieniem jest oprawa ikonograficzna. Szkoda, że nie na kredowych wklejkach, ale rozumiem, że odbyłoby się to kosztem ceny. Po raz kolejny ISKRY sprawiły (patrz "Sprawa Kraszewskiego..."), że mam niedosyt... Książki Sieroszewskiego są po prostu w księgarniach nieosiągalne! "...żywot niespokojny" był udziałem całego pokolenia. Pisarz dożył wybuchu II wojny światowej i jej kresu. Zmarł 20 kwietnia 1945 r. - jak na ironię w dniu ostatnich urodzin Adolfa Hitlera! O czym nadmieniałem na moim Facebooku, tym bardziej z ogromną przyjemnością wtopiłem się w biografię niezwykłego pisarza, niezwykłego człowieka, niezwykłego Polaka. Czego i wszystkim życzę.

PS: Na Matkę Boską Ostrobramską! Na s. 391 stoi coś takiego: "Wiadomość o tej śmierci została podana przez radio w nocy z 11 na 12 maja (niedługo po północy) 1935 roku [...]". Tak, chodzi o zgon marszałka Polski Józefa Piłsudskiego? Coś jakby!... Pierwszy Żołnierz Odrodzonej Rzeczypospolitej zmarł 12 maja 1935 r. o godzinie 20,45! Żadne radio więc nie mogło pisać o tym smutnym fakcie przed jego staniem się!...

3 komentarze:

  1. Niedawno w jakiejś książce czytałam o Wacławie Sieroszewskim. To pasjonująca postać i cieszę się, że się o nim pisze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze spotkasz Sieroszewskiego na tym blogu - masz to jak w banku. I to szybciej, niż można pomyśleć... Nie ukrywam, że to też będzie skutek tej uroczej i mądrej książki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.