niedziela, czerwca 08, 2014

John Wayne - myśli znalezione (38)

1 900 000 - tyle "polubień" na Facebooku Johna Wayne'a nie może być przecież przypadkowa lub opłacona przez "szalonego fana". Wszystkie zamieszczone tu zdjęcia "udostępniono" z tej strony. Przed rokiem (21 IV 2013 r.) powstał post pt. "The Duke" - Big John & "Rio Bravo". Nie mogę nie wrócić do Mego Bohatera, skoro 11 czerwca przypada XXXV rocznica Jego śmierci. Mimo, że dawno wyrosłem z dziecięcego oczarowania westernem, to zawsze w moim życiu jest miejsce na obejrzenie "Rio Bravo" (proszę spojrzeć na foto zamykające ten post) . Chyba nie przesolę, kiedy przyznam się, że filmy z Johnem Waynem były mi wzorem do "męskiego poznawania świata". Chyba nie bez znaczenia było dla mnie, że pochodził z pokolenia moich dziadków... Ja naprawdę wychowałem się na Jego filmach, wizjach, jakie współtworzył dzięki innemu geniuszowi kina, jakim był John Ford.

 

"Zielone berety" (1968)

T. Knight "John Wayne" (2013)

Właściwie do niedawna, chcąc pisać o Johnie W. miałem do dyspozycji jedną, sensowną pozycję: Czesława Michalskiego "Western i jego bohaterowie" (Warszawa 1972). Tam na kilku stroniczkach (118-121) mogłem zapoznać się z drogą filmowej kariery "Duka". Niewiele, ale zawsze. Autor nie ustrzegł się iście... bolszewickiej retoryki, kiedy przyszło mu opisywać atmosferę wokół głośnego i kontrowersyjnego filmu  "Zielone berety / The Green Berets" z 1968 r. Cytuję: "Od czasu Zielonych beretów nazwisko Johna Wayne'a jest otoczone pogardą postępowego świata". Nawet nie chce mi się rozwijać sensu tych dwóch ostatnich określeń... Chyba domyślamy się kogo autor miał na myśli? Dalej dodawał: "Nowe westerny z tym popularnym niegdyś aktorem już nie biją rekordów powodzenia, przyjmowane są chłodno zarówno przez publiczność, jak i krytykę". To o tyle kuriozalne ocenienie blado wypada choćby przy jednym fakcie: w 1969 r. Aktor wystąpił w westernie "Prawdziwe męstwo / True Grit" Henry Hathawaya. Zagrał szeryfa Reubena J. Roostera Cogburna. Akademia Filmowa uhonorowała Go za nią Oscarem! 

J. Wayne odbiera z rąk B. Streisand statuetkę Oscara - 1970

Mam przed sobą książkę Timothy Knighta "John Wayne" (Ożarów Mazowiecki 2013). To właściwie album, dzięki któremu możemy prześledzić filmową i życiową drogę Mariona Mitchella Morrisona, jak naprawdę nazywał się Gwiazdor od 1939 do ostatniej roli w 1976 i śmierci trzy lata później. Ubawiło mnie w niej pierwsze zdanie ze "Wstępu": "Podobno John Wayne nienawidził koni". Postanowiłem uczcić 107. rocznicę urodzin (przypadła 26 maja) i 35. śmierci (przypada 11 czerwca) wygrzebując z tejże książki-albumu to, co w życiu i na planie mówił The Duke:

  • Jestem umierającym facetem, który boi sie ciemności. ("Rewolwerowiec")

  • Jakaż musiała być mając dwadzieścia pięć albo trzydzieści lat! Jaki szczęśliwy musiał być mężczyzna, który poznał ją wówczas (o Katharine Hepburn)

  • Moja rada dla aktorów, którzy chcą pracować w plenerowych filmach, to nauczyć się bić. Nauczyć się uderzać i  nauczyć się reagować na cios. Nauczyć się dobrze panować nad ciałem. To musi dobrze wyglądać. A przede wszystkim przekonująco.

  • Grywałem takiego człowieka, jakim zawsze chciałem być.

  • Siostrzyczko, urodziłem się odważny i taki zamierzam umrzeć. ("Prawdziwe męstwo")

  • Miałem raka, ale pokonałem drania.

  • W filmie nie ma miejsca na brudne umysły, brudne słowa i brudne myśli.

  • Nie chcę patrzeć, jak system krwionośny Hollywood zostaje skażony perwersją, niemoralnością i amoralną dwuznacznością.

  • Wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić ten kontrakt. Nigdy więcej nie będę tu pracował. (do jednego z producentów filmowych)

  • W przemyśle filmowym westerny są najbliższe sztuce.

  • Mój problem polega na tym, że nie jestem tak przystojny jak Cary Grant (...). On będzie przystojny nawet mając sześćdziesiąt pięć lat (...). Muszę zostać reżyserem - tyle lat na to czekałem. "Alamo" określi moją przyszłość.

  • Będziecie się uczyć i to szybko. A ci, którzy nie będą, pożałują, że się urodzili. ("Piaski Iwo Jimy")

  • Byłem młody, a to było prawdziwe wyzwanie [rola w "Rzece czerwonej" - przyp. K.N.]. Po raz pierwszy poczułem się jak prawdziwy aktor. 

  • Mam wrażenie, że w jednym tygodniu nie można uciec z więzienia i dostać się do towarzystwa. ("Dyliżans")

  •  Mam szczęście, że udało mi się przetrwać dziesiątki filmów klasy B, które zwichnęły kariery wielu aktorów

  • Zrobiłem więcej złych filmów niż ktokolwiek w tym biznesie. Ale to bez znaczenia. Póki wiesz, do czego dążysz, nie jesteś podły ani próżny, publiczność ci to wybaczy.

     Warto na koniec zacytować 39. prezydenta Stanów Zjednoczonych  Jamesa Cartera (1977-1981), który po śmierci Aktora powiedział:

    "W czasach niewielu bohaterów, 

    był nim naprawdę".

    John Wayne & Dean Martin przy garach?...

    2 komentarze:

    1. Ja tam wciaz lubie westerny, te z lat 50/60 a John Wayne to ich symbol, w czasach ich rozkwitu. Naprawde nie lubil koni?! A ciagle musial na nich jezdzic, biedak.

      OdpowiedzUsuń
    2. Też mu współczuję... Sam nie wierzyłem w to, co przeczytałem. Tym bardziej, że był okres, kiedy w stajniach wytwórni filmowych trzymano specjalnie dla Niego konie - ze względu na tuszę?

      OdpowiedzUsuń