czwartek, września 25, 2025
Wizyta u Działyńskich i Zamoyskich, czyli Kórnik
Kórnik. Tak, odwiedzamy Wielkopolskę. Dla mnie dzielnica-pragniazdo. Tu zaczęła się znana mi historia rodziny po mieczu. I dokładnie za... miedzą, bo w Bninie. To dziś integralna część Kórnika. Początek XVIII w. No, ale nie o tym miałem pisać. Tym bardziej o sobie. Kórnik i pałac siedziba dwóch znaczących magnackich domów: Działyńskich (stąd herb Ogończyk) i Zamoyskich (stąd herb Jelita).
To nie jest pierwsza wizyta w urokliwym zamku. Wcześniej zwiedzałem go z Synem jeszcze w latach 90-tych XX w. Nie chce się wierzyć, że to już przeszło ćwierć wieku. Nie mogę dokonać swoistej analizy porównawczej wrażeń. Bez wątpienia siedziba Tytusa Działyńskiego (1796-1861) robi wrażenie. On sam wita gości już nieomal u progu swego zacnego domostwa.
To jemu zamek zawdzięcza przebudowę w stylu angielskiego gotyku. Jednym z berlińskich architektów był Karl F. Schinkel (1781-1841). Charakterystycznych zwieńczeń wież nie da się pomylić z żadnym zabytkiem w Wielkopolsce. Portal jest moim zdaniem artystyczną zapowiedzią tego, co m. in. będzie można podziwiać we wnętrzu.
Nie dociekałem czyimi dziełami są zwierzęta, które zerkają tuż schodach. To już krok by znaleźć się w świecie domowym byłych właścicieli Kórnika.
Portret hrabiego Tytusa (z okresu powstania listopadowego) odnajdziemy w jednej z komnat. W ogóle na ścianach tyle znanych i dostojnych oblicz. Kto robił na mnie wrażenie? A choćby dwie persony przełomu XVIII i XIX wieku, bez których trudno wyobrazić sobie naszą historię: książę Józef Poniatowski i Julian Ursyn Niemcewicz.
Na tym nie koniec. W holu kopie (jak mniemam) trzy królewskie oblicza: Władysław IV Waza oraz obaj Augustowie z Saksonii. Nigdy nie mogę pojąć skąd się wzięła numeracja Augusta II, gdy dr facto nie było w historii Polski Augusta I. Mój mistrz, prof. Jacek Staszewski wybijał nam studentom stawiania przy tym monarsze przydomku: Mocny.
Niestety portretu Wazy nie udało się uwiecznić. Światło na tyle zdradliwie odbijało się od płótna, że nie było sensu fotografować. Rekompensatą jest portret Jana III Sobieskiego? Nie jestem zadowolony ze skutku fotografowania artefaktu, na którym uwieczniono króla-targowiczanina Stanisława Augusta.
Sala, która zrobi wrażenie na każdym miłośniku rodzimej heraldyki, nazwijmy ją: heraldyczną. Wyłożyć sufit mnogością herbowych klejnotów? Przedni pomysł i doskonała lekcja historii. Bo przecież każdy zainteresowany tym czy innym herbem potrafi dopowiedzieć jakiegoś przedstawiciela danego rodu, np. Abdank - Awdańce, Sulima - Zawisza Czarny z Garbowa, Korczak - Jerzy Michał Wołodyjowski, Łabędź - Marcin Matuszewicz.
Śmiem twierdzić, że wielu zwiedzających płci męskiej odczuwa szybsze serca bicie na widok ekspozycji, którą wypełnia... broń wszelaka. A jeśli są to jeszcze misiurki, karaceny, husarskie pancerze, to ciśnienie podnosi się. Szczególnie u miłośników prozy pana Henryka Sienkiewicza. Ja tak mam. Któż z nas, panowie, nie wdziałby na siebie pancerze z czasów wojen tureckich czy tatarskich. Ująć w dłoń szablę lub karabelę! Marzenie. Muzeum daje nam tego możliwość na oglądanie buław i buzdyganów.
Jest okazja spojrzeć w oczy wodzom tej miary, co hetmani J. Zamoyski, S. Żółkiewski czy J. K. Chodkiewicza. Ożywają duchy przeszłości. Ile bym dał, aby znaleźć się pod Byczyną (1588), Kłuszynem (1610) czy Chocimiem (1621). Widzieć jak wiedli swoje hufce ku wielkim zwycięstwom.
Nie wiem czy dobrze określam, ale cudności militarne znalazły godne miejsce w sali... mauretańskiej? Jest taka? Nie zerkam do przewodników. Zdaję się na to co widzę i jak to odczytuję.
Można się zakochać w Kórniku od pierwszego oglądania. Na szczęście nikt nikomu tu nie depcze po piętach. A nasza ciekawość rośnie gdy patrzymy i widzimy. Kartusze czasów Giedyminowiczów i Jagiellonów. Rośnie serce i żal za epoką, kiedy Rzeczpospolita była potęgą europejską. Ciekawe, co myślą bracia Litwini, kiedy widzą słupy Giedymina i Pogoń!
Ale to nie koniec zaskoczeń i niezwykłych spotkań historycznych. Tak, książę Adam Jerzy Czartoryski. Aż dziw, że na tym blogu nie stał się bohaterem nr 1 jakiegoś tematycznego pisania. Bo, że persona to ważna w dziejach, to o tym nikogo przekonywać nie trzeba.
No i oczywiście Władysław Zamoyski, który drogą spadku i pokrewieństwo z Działyńskimi stał się panem na Kórniku. Jeśli kojarzymy go z Tatrami i walką o Morskie Oko, to skojarzenie bardzo trafne.
Oczywista nie mnie się pospolitować z tak ważną personą. Ale skoro można przysiąść się przy panu Władysławie, to się przysiadłem i poprosiłem o uwiecznienie.
Eksponat rodem z... Olszynki Grochowskiej? Na mnie robi wrażenie. Taka bitwa, taki symbol. Dla mnie - ogromny! A krzyż Virtuti Militaria? Narodowa świętość. Dla mnie - ogromna! O ile kogoś zmęczyła to pałacowa i historyczna peregrynacja, to chwile odpoczynku gwarantuje arboretum kórnickie. Spacer pośród dostojnego drzewostanu pozwoli na wypocznienie...
Jest gdzie chodzić. To w końcu 50 hektarów gruntu i kilka tysięcy drzew. Dotlenienie mamy zapewnione. A i wzrok odpoczywa od soczystej zieleni.
Bez wątpienia ten zakątek Kórnika godny jest, aby poświęcić mu oddzielne pisanie. A my? Opuszczamy siedzibę Działyńskich i Zamoyskich. Kierunek? Rogalin, własność hrabiów Raczyńskich.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.