środa, stycznia 01, 2025

Przeczytania - 513 - Dariusz Kortko i Marcin Pietraszewski "Kamraty. Historie z Klubu Wysokogórskiego w Katowicach" (Agora)

Wydawnictwo Agora raz po raz dopieszcza swoich wiernych czytelników proponując kolejny cenny tytuł, którego bohaterami są góry (czytaj, m m. in. Tatry, Alpy, Andy, Himalaje) i ludzie, którzy odważyli się, aby stawać na ich szczytach, przecierać kolejne szlaki, zdobywać nie zdobyte, udowadniać, że Polak potrafi. A do tego duet autorów, których miłośnicy górskiej literatury doskonale znają: Dariusz Kortko i Marcin Pietraszewski. To im zawdzięczmy dwie doskonale biografie wybitnych polskich himalaistów: Jerzego Kukuczki i Krzysztofa Wielickiego. Mea culpa! mea culpa! - czemu się tu batożę? Bo jedna tylko jest wspominana na tym blogu i to w cyklu "Myśli wygrzebane" (odcinek 151, publikacja z dnia 15 X 2024 r.). Niech nikogo nie odstraszy tytuł: "Kamraty. Historie z Klubu Wysokogórskiego w Katowicach". Czeka nas pasjonująca historia o ludziach i ich górskich (wy-)czynach. Na okładce, od lewej: Ryszard Warecki, Janusz Majer, Artur Hajzer i siedzący Jerzy Kukuczka. Zdjęcie wykonano jesienią 1987 r., kiedy zdobyto Sziszapangmy. Stan zdrowia nie pozwolił mi być 15 X 2023 r. na bydgoskim spotkanie m. in. z J. Majerem.


"Cieszymy się, że mogliśmy oddać im należne miejsca w tej historii, na którą składają się opowieści o przyjaźni, lojalności, miłości, determinacji i sile marzeń. O sukcesach, o porażkach, pokorze, a także śmierci. Widzieli kolegów odpadających od ściany, porwanych przez lawiny, zaginionych. Informowali rodziny, że ktoś już nie wróci, opłakiwali zmarłych i wracali w góry" - piszą Autorzy, których znamy m. in. z biografii K. Wielickiego. Kolejne wejście w historię górskich zdobywców. Prawdziwe KAMRATY.
Powyższy akapit skopiowałem z mego Facebook, pt. "Czytalandia" (zapis z dnia 17 XI 2024 r.). Czym usprawiedliwić takie późne ujawnienie jak bardzo pochłonęła mnie książka duetu Kortko-Pietraszewski? Że czytam kilka książek na raz? Że są inne tematy na blogu? Dopiero z początkiem 2025 r. nadrabiam zaległość? Wiem, że Agora przygotowała i wydała kolejne górskie książki. Czekam na ich egzemplarze. Bez względu od formy ich pozyskania postaram się zostawić po nich ślad w tym cyklu.
"Czy na wysokości powyżej ośmiu tysięcy metrów będzie tak samo jak teraz? Kto pozostanie przyjacielem, a kto się odwróci? Kto wytrzyma więcej, a kto mniej? Kto okaże charakter i jaki? Kto się odsłoni, a kto zamknie w sobie? Kto będzie spełniony, a kto przygnębiony? Kto zwiąże linę i kto ją rozwiąże? Jak będzie?" - tak, odchodzę od licznego cytowania. Nie dało się czytać blisko trzystu stron bez ołówka w ręku (jak ja to robię). Dalej, po swojemu, kreśliłem. Tylko przy tych zdaniach (s. 233) napisałem: motto. to takie wzmocnienie pisania, które przede mną. To konkluzje Autorów. Klucz do do zrozumienia jak bardzo zmienił się świat zdobywania szczytów, jak kruszył się mit wspólnego bycia w górach, zdobywania w imię solidaryzmu, a nie podporządkowaniu kto pierwszy za wszelką cenę. Nie mnie oceniać rolę, zasługi, podjęte decyzje. Jestem pospolitym człowiekiem z nizin, którego fascynuje świat gór i ludzi, którzy odważyli się (porwali się) na niepojętą desperację, aby zdobyć szczyt, wytyczyć nową drogę i być tym pierwszym na dziewiczym szlaku.
"Kamraty...", to szeroka panorama od samego zarania dziejów! Bo to naprawdę historie jednego z najważniejszych ośrodków Wysokogórskich w Polsce. Już same nazwiska z okładkowej fotografii robią wrażenie nawet na tym kto tylko pobieżnie zna dzieje polskiego taternictwa, alpinizmu czy himalaizmu. Smutne, że patrzymy na dwóch wielkich, którzy zostali na górskim szlaku. Nie uwierzę, że ktoś nie słyszał o Jerzym Kukuczce. Pewnie, że dla kogoś kto mniej bywa w tym świecie inne mogą być mnie znane. Na szczęście wiele wydawnictw wspiera wiernych czytelników biografiami zimowych zdobywców szczytów i monografiami o wyprawach, w jakich brali udział. Starczy rozejrzeć się w książkach, o których sam pisałem w tym cyklu, aby się o tym przekonać.
Czego możemy się spodziewać po takiej książce, to chyba możemy przewidzieć? Nie tak prędko! Autorzy oczywiście zostawiają nam obrazy z różnych górskich pasm. Trafiamy w Andy, na Alaskę, do dawnego Związku Radzieckiego (ZSRR/ZSRS/CCCP). Oczywiście są i Tatry, bo przecież od tzw. skałek zaczynali wszyscy chyba bohaterowie tej pasjonującej opowieści, bez względu na okresy swoich górskich debiutów. I to jest to, co oczywiste.
Ale książka, skoro ma być historią Klubu Wysokogórskiego, nie mogła zawisnąć w próżni! Jedni szli w góry jeszcze za sanacji, ale gro to lata po II wojnie światowej. Jest okazja poznać na ile władza komunistyczna utrudniała, torpedowała, zakazywała, a na ile... wspierała czyny naszych dzielnych himalaistów. Wiem, że wielu chciałoby w systemie słusznie minionym widzieć samo zło i tylko zło. Tak się nie da. I nie chodzi, że ktoś umoczył się w zależności od jakiegoś kacyka partyjnego. Obrażalibyśmy takim myśleniem wielu ludzi, którzy będąc wtedy u władzy Kamratów wspierali! Niemal świetlaną postacią dla katowiczan był wojewoda Jerzy Ziętek! Nie przesadzę, że można by z tych relacji skroić bardzo zgrabny film dokumentalny. Umiano umiejętnie pozyskać tegoż przychylność, a wtedy żaden zakład pracy nie ośmielił się odmówić pomocy! Co z himalaistami miał wspólnego... Andrzej Jaroszewicz? A, to proszę sprawdzić.
Pozwolę sobie na oszczędne cytowanie. Bo to nada trochę barwy mojemu tu zachwycaniu nad pracą, jaką dla nas czytelników, wykonał duet pisarski. "Byliśmy głodni innych gór niż Tatry. Wydawało nam się, że nie ma dla nas przeszkód nie do pokonania" - to wspomnienie J. Kukuczki. Właściwie moglibyśmy wielu z tego pokolenia nazwać: marzycielami. Bo naprawdę ich pomysły, plany były jak z innego świata. A oni, za wszelką cenę, chcieli do tego świata dotrzeć i stać się jego częścią. Nie czarujmy się: często kosztem rodziny, wyrzeczeń, porzuceniem pracy. To też tu znajdziemy. Spełnianie swoich marzeń okupowali również cierpieniem, uszczerbkiem na zdrowiu, w wielu przypadkach też śmiercią.
Znane są epizody metod zarobkowania za komuny przyszłych zdobywców Lhotse czy K2: czyszczenie lub malowanie kominów, roboty wysokościowe na wieżowcach. Sam wielokrotnie widziałem na bydgoskich Wyżynach ekipy przy wieżowcach z wielkiej płyty, jak zawieszeni na linach wykonywali jakieś roboty izolacyjne. Ale, że szkolili jednostki desantowe (czerwone berety)? Ten przestrach, kiedy obawiali się, że przerzucą ich do... Wietnamu. A potem zderzenie dwóch światów: nonszalancja (nazwijmy to bardzo dyplomatycznie) przyszłych instruktorów, a wojskowy dryl. Czy i jak udało się te dwa światy pogodzić? Kto przypłacił rozstrojem nerwowym korzystanie z usług alpinistów? Dwa zdania o ich obozowisku: "Na sznurach suszy się pranie, walają się butelki po winie i sprzęt spinaczkowy, muzyka ryczy na cały regulator. Przy obozowisku w skąpych strojach opalają się dziewczyny, parkują cywilne motocykle". I wszystko jasne! To są te smaczki historyczne, które można poznać. Oto prawdziwe realia PRL-u!
Wielka historia demoluje też ich świat! Stan wojenny, masakra pod kopalnią "Wujek". Dziś wielu trzeba przypominać i daty i miejsce. Wielu nie wie, że też Katowice. Członkom klubu wysokogórskiego zaproponowano, aby szkolili kadry... ZOMO! Trzech ochotników jednak znalazło się: "Jaworskiego, Szafirskiego i Hierzyka dotyka ostracyzm. Koledzy nie mogą im wybaczyć, że zgodzili się szkolić zomowców. Nazywają ich zdrajcami". Smutne. Nie miejmy złudzeń ówczesna Służba Bezpieczeństwa inwigilowała środowisko. Znajdziemy tu donosy, charakterystyki wspinaczy: "Matka pracuje w Fabryce Sprzętu i Narzędzi Górniczych w Katowicach, siostra jest pielęgniarką w Katowicach, a brat robotnikiem w firmie spedycyjnej Polsped". To o J. Kukuczce. To są dodatkowe smaczki pracy autorskiej , jaką wykonali D. Kortko i M. Pietraszewski. Raczej takich perełek się tu nie spodziewaliśmy spotkać. Mylę się?
"W szarych, nudnych Katowicach himalaiści są jak z innego świata. [...] Ciężarówki wypraw przemierzających Azję wracają do kraju wypakowane egzotycznymi towarami" - to tez obrazki rodem z PRL-u. Wieźli cos na handel i z powrotem też nie wracali z pustymi rękoma. To był dodatkowy zarobek. Szmugiel! Tak, przemyt! Ktoś może wytknie bardzo rozrywkowy tryb życia? Jest o tym tu także. O alkoholu, który lał się bez opamiętania też. Jest też obraz środowiska po upadku komuny, kiedy wyczerpały się dotacje państwowe, wsparcia zakładów pracy. Kapitalizm skutecznie wpłynął na życia tych, którzy musieli odnaleźć się w nowych realiach gospodarczych i finansowych. Jak sobie poradzili? Odsyłam do "Kamratów...".
Że trochę zbaczam? Nic bardziej mylnego! To jest właśnie historia tamtych lat. Bo przecież widzimy też, jak ten świat się rozsypuje! Smutne jest, kiedy czyta się za K. Wielickim: "Everest to była pierwsza i ostatnia ekspedycja, gdzie widziałem zbiorowy wysiłek całego zespołu. Obowiązywała zasada: wszyscy za jednego, jeden za wszystkich. Naprawdę nie było ważne, kto zdobędzie szczyt. Ważne, żeby ktoś z nas na nim stanął. [...] Zwyciężyła drużyna. Świat mówił, że Polacy zdobyli Everest zima!". Smutne, jak budzą się demony, jak zmienia stosunek do J. Kukuczki i szepce się za jego plecami, że kroczy z nim śmierć. Majer warczy na Wielickiego "...że źle się odzywa przez radio do pozostałych chłopaków, że się czepia o drobiazgi, o zużycie ciepłej wody, bo szkoda gazu, o światło, bo szkoda ropy, że narzuca wszystkim swoją wolę". Trudno godzić się na kolejne opisywane śmierci alpinistek i alpinistów. Dla kogoś, to zna te historie, to nie jest zaskoczenie, ale zawsze pozostaje jakaś pustka. Gdy odpadają od ściany, wpadają w szczeliny, zabija ich obrzęk mózgu lub brak rozwagi. "Górska śmierć nie różni się niczym od śmierci naturalnej. Wywołuje taki sam szok, smutek, poczucie straty. Śmierć to śmierć, nieważne, gdzie i do kogo przychodzi". Tak przekonywał zmarł dwa lata temu Zbigniew Wach. Opinia jego żony: "Nie można się nad śmiercią w górach za długo zatrzymywać, by nie przesłonić celu, jakim jest zdobycie szczytu". Mnie rozkłada nawet takie krótki zdanie: "Ale Mrówki nie ma". Tyle razy czytałem o Jej śmierci, a jednak za każdy razem porusza mnie. Bezsens tej śmierci? Czy mam prawo tak pisać? Sam już nie wiem.
Tak, jak widać pewne wątki wracają przy każdym czytaniu górskich książek. Nie wiem dlaczego ja tak ochoczo wracam do nich. Nic mnie nie łączy z tym środowiskiem. W Katowicach byłem dwa razy w życiu. W górach niewiele razy więcej. A jednak przyciąga mnie. I to do tego stopnia, że usunąłem całą półkę historycznych książek, aby zmieścić tam te poświęcone Himalajom i tym, którzy odważyli się na zdobywanie szczytów. Stos książek rośnie. Wydawnictwo Agora ma w tym swój udział. Wiem to na pewno, że nie będzie to ostatnia książka o tej tematyce w tym cyklu.
Nie wiem, co książkowo przyniesie nam rok 2025. Postanowiłem tym tytułem wejść w ten Nowy Rok. Wszystkim Czytelnikom samego dobrego, a alpinistom powtórzę: tyle samo triumfalnych wejść, co szczęśliwych zejść!

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.