wtorek, kwietnia 02, 2024

Wspomnienie o Leszku Długoszu...

23 marca zmarł w Krakowie Leszek Długosz
Idę na łatwiznę? Bo przypominam tekst, jakim był odc. 177 "Przeczytań..." z  6 grudnia 2016 r. Jeszcze nigdy nie przypominałem (powtarzałem) zapisu z tego cyklu. Niestety, poza moim zasięgiem jest książka, o której wtedy pisałem. Uważam, że takie powroty mają sens. To mój cichy wkład w pożegnanie wyjątkowego Artysty, jakim bez wątpienia był Leszek Długosz (1941-2024)
 
*       *       * 

"Komu bliskie klimat «Piwnicy pod Barnami», kogo kształtował duch i charyzma Piotra Skrzyneckiego MUSI dotrzeć do wspomnień Leszka Długosza "Pod Baranami ten szczęsny czas...". Zaczarowana książka! Szkoda,ze w przypadku wielu Artystów, to taki... pośmiertny hymn pochwalny. Trochę więcej wkrótce na mym blogu (historia i ja)" - taki wpis zamieściłem na prowadzonym Facebooka pt. "Książkożerca", który dopiero rozkręca się. Niestety głos Autora nie może towarzyszyć memu tu pisaniu. Zbyt mnie rozprasza, skupia na sobie, a wtedy tonę w tembrze głosu, a nie jak nie potrafię zapędzić się do pisania. 
 
 
Muszę oderwać się od mej maniery opisywania skutków kolejnego przeczytania? "To zbyt rozwlekłe" - słyszę. "To trzeba krócej" - pada kolejna porada, od kogoś kto nie grzeszy wykrzesaniem z siebie choć jednego drukowanego słowa. Ale i ja widzę, że nie tylko pochłania mnie ten cykl, ale bezgranicznie wchłania. Do tego stopnia, że dookoła może palić się świat, a ja jestem z kolejną książką, jak w czasie najintymniejszej randki. 
Czy są  m a g i c z n e  książki? SĄ! Na szczęście - są! Taką jest "Pod Baranami ten szczęsny czas..."! Brawo Wydawnictwo Zysk i S-ka. Ale nie starczy znaleźć magiczny  t e m a t  . Żeby z tego wyszła magia trzeba było wcześniej jej dotknąć, być z nią na dobre i złe, ba! współtworzyć ją! A Leszek Długosz tak czynił. Był jednym z tych wielu, którzy z "Piwnicą pod Baranami" związał swe artystyczne i prywatne życie. Miał więc moralne, etyczne, dziejowe prawo, aby usiąść do opisania owego szczęsnego czasu! Pewnie, że każdy inny mógłby coś podobnego napisać. Ale to by miało li tylko znamiona podobieństwa. Tu mamy prawdziwy konkret! Dotknięcie Muzy. To, co poznał Autor, czego mógł dotknąć, z kim przebywać - dla każdego innego byłoby marzeniem. I to nieziszczalnym!
"Pod Baranami ten szczęsny czas...", to nie jest odtwórczość. Tu nikt nie ganiał z mikrofonem i zapytywał o kolejne Gwiazdy! Kwerenda archiwalności po-Piwnicznych - tu nie musiała wchodzić w grę. Choć zapewne tu i ówdzie Autor musiał zerknąć, jak choćby do starych roczników "Echa", jakie wydawała "Piwnica pod Baranami" pod czułym okiem Teresy Stanisławskiej. Do pierwszych numerów winietę przygotował sam Krzysztof Walczak. Nie opowiadajcie, że nie kojarzycie o kim piszę. "Pieczone gołąbki" obejrzane (w reżyserii T. Chmielewskiego),a los Leopolda Górskiego poznany? No to - wszystko wiadome. Że o "Przygodach psa Cywila" nie wspomnę.
"Nie dość, że wariatka, jestem przekonany, to jeszcze czarownica!" - tylko dla rozszyfrowania kto i kim tak powiedział warto zerknąć do książki Leszka Długosza.  Nie, nie uniknę cytowania. Ale jak z tego morza opowieści wybrać tych kilka, jedynych? Nie da się! Towarzyszy mi wyjątkowa muzyka. Na swej trąbce gra Chet Baker. Z każdym poznawanym zdaniem coraz to bardziej zazdroszczę Autorowi: "Dawaliśmy nura w rejony Miasta mało uczęszczane. Jakaś knajpa, czyli w ówczesnej nomenklaturze zakład gastronomiczny gdzieś w Dębnikach, zakamuflowany adres w Podgórzu. By nikt nie przeszkadzał. Rozpoznawalność Piotra, jego publiczny wizerunek, to już wtedy stwarzało problemy"
Bezcennością tej magicznej książki jest jego zawartość ikonograficzna. Mnogość zdjęć! To one dopełniają słowu. Ukazany kadr z pismem wyjaśniającym ówczesnym władzom czym w ogóle jest "Piwnica pod Baranami", to dopiero cymes. Bo komuś tam "u góry" trzeba było wyjaśnić, co oni tam majstrują "na dole"! Ubawia swoją składnią (zachowuję wszystko za oryginałem): "Dyscyplina nie obowiązuje !!!!!!", "Spektakl nigdy nie ma ustalonej struktury; poszczególne jego elementy można przestawiać dowolnie [...]", "Ponadto ktokolwiek chce może wystąpić w Piwnicy na własną odpowiedzialność", "NAJWAŻNIEJSZA SPRAWA SA LUDZIE, PRZYJACIELE, PUBLICZNOŚĆ, .........i ludzie, ludzie". Pismo, pod dyktando samego  Skrzyneckiego, wystukał na maszynie do pisania Długosz!
"Powiadam ci - mówił - to jest, kurwa, czyste i piękne. Tego się trzymaj. Chujoza rozmiata może ci zarzucać, drwić, że to niedzisiejsze, nienowoczesne. Pieprz i nie słuchaj. Lej, Lechu, na to. To właśnie jest odrębne, twoje" - taka opinia o swej twórczości? Trąca wulgarności - nie przeczę, ale jakże trafna. Tu piszę mini laurkę pod adresem mistrza Leszka! Kiedy przypomnę sobie moje pierwsze "spotkanie" z wykonawstwem Leszka Długosza, to zachodziłem w głowę, jak On to śpiewa, skąd wydobywa się ten dziwny głos, niezwykła interpretacja. Ale przecież każdy z nas wie, że starczy raz usłyszeć to wykonanie i nie da się go  z nikim pomylić. Dlatego teraz gra mi Baker, a nie Długosz. Prosta logika w moim wykonaniu. A opinia samego Stanisława Czycza, tego samego, który chcąc być członkiem Związku Literatów Polskich przedstawił wiersz Miłosza, jako... własny. 
Proszę zwrócić uwagę, co się robi przy okazji czytania "Pod Baranami..." - zaczynam znów pisać też o sobie? Bo chyba inaczej być nie może. W końcu po książkę Leszka Długosza najpierw sięgną Ci, którzy bywali w piwnicach pałacu Potockich w Krakowie. Potem tacy, jak ja - czyli wychowani na kunszcie artystycznym i duchu (duszy?) "Piwnicy...". Kiedy jesienią 1982 r. jechałem do Krakowa pewna Agata prosiła mnie, żebym zrobił zdjęcia baranom. I zrobiłem.
A jednak włączam YT, kiedy trafiam na ślad lirycznej pieśni, którą napisał Stanisław Jęczmyka, bo nie starcza oglądanie zdjęcia pudełka zapałek z nadrukiem: "Przychodzimy, odchodzimy, leciuteńko, na paluszkach...". A recepta na dobry kabaret (nie byle-jakoś, jaką karmi się teraz w TVP): "Sprawa jest prosta. Trzeba tylko powołać poetykę, trafić na rodzaj materii scenicznej, przywrócić «ułomki z przeszłości», pomieszać absurd, ironię, zuchwałość i delikatność. Zrobić tak, żeby  z a d r g a ł y  wzruszenia... Żeby zabrzmiały nuty utraty, żalu, czułości i szyderstwa. Na koniec trzeba tym zabiegom nadać fizyczność: konkretny głos, gest, kostium i te ingrediencje skonfrontować z reakcją Widowni". Proste? Wątpię. Inaczej nie bylibyśmy katowani byle miernotą w wyciągniętych swetrach lub głupawą miną wykonawcy, jakby ludzie byli samą pustą durnotą! Dlatego "Piwnica pod Baranami" była tak oryginalną i wyjątkową! Amen.
Nie mogę tu zrobić piwniczanego alfabetu.  Lista zrobiłaby się przeogromna. Odsyłam do lektury książki Leszka Długosza. Nie wyobrażam sobie Krakowa bez "Piwnicy pod Baranami", tka jak trudno sobie to miasto odmalować bez Wawelu, Plant, sukiennic czy kopca Kościuszki. Ale i sami współtwórcy chyba podpisaliby się pod tym, co napisał Długosz, jako reminiscencję wspólnych przemyśleń z Zygmuntem Koniecznym: "Żartując i popijając, zastanawialiśmy się nad możliwymi scenariuszami naszego żywota. Gdybyśmy jako młodzi kandydaci na artystów nie znaleźli się w Krakowie, nie trafili do Piwnicy, kim, jacy bylibyśmy dzisiaj? Zgadzaliśmy się całkowicie, z naszym rodzajem ekspresji, ze stylistyką, ku jakiej mniej lub bardziej świadomie lgnęliśmy, nie mogliśmy lepiej trafić. Nie było wtedy w Polsce dla nas lepszego ADRESU". Strach pomyśleć, gdzie byłaby krakowska i krajowa inteligencja bez tego ADRESU? To by była katastrofa intelektualna! Bez Koniecznego, Kantego Pawluśkiewicza czy Priesnera? Bez Demarczyk, Grechuty czy Szałapak? A Dymny, Kwinta czy Litwin? I jednak robi się słownik kultury polskiej. Rzecz jasna trzeba dopisać: LESZEK DŁUGOSZ! O nich niemal wszystkich poruszające rozdziały monograficzne. Piwniczne żywoty! Nie da się obojętnie przejść wobec tego, co Długosz (bardzo subtelnie i z ogromnym taktem, acz nie bez żalu) napisał o Ewie Demarczyk. Godne poznania, zrozumienia... "Nie czuję się uprawniony do ewentualnych dywagacji na ten temat" - z jaką delikatnością kwituje swój stosunek do pewnej sprawy. A sprawa odejścia T. Kwinty do Teatru Eref-66 czy poczynania artystyczne M. Święcickiego w latach 80-tych? O pierwszym napomknął: "Co do mnie, zdecydowałem się tej «pieśni» do tego rozdziału nie dołączać. Przynależeć bowiem musiałaby do całkiem innej opowieści. Nie do tej książki.", a o drugim "Autor zaś, próbując je odmalować, musiałby sięgnąć po bardzo nieuchronne gorzko-cierpkie. Szczęśliwie postawmy więc w tym miejscu kropkę. Kropka". A przecież mógł kąsać z zaciekłością neofitecznego prokuratora stanu wojennego, dziś świętoszka szydzącego z mównicy sejmowej i krzyczącego "precz z komuną!".
Oczywiście czerpię z tej krynicy wiedzy i wyłuskuję kilka zdań o kilku wybitnych piwnicznikach, których, nie ukrywam, kojarzę. Skoro to tylko subiektywny wybór, to proszę zerknąć do "Pod Baranami...", aby się przekonać kogo tu pominąłem. Ufam, że będzie mi to darowane, w każdym bądź razie proszę o wyrozumiałość :
  • o Ewie Demarczyk: ...w oderwaniu od programów i od uwarunkowań maleńkiej scenki, bez Piwnicy, Ewa słabła. Zostawiona sama sobie wpadła w pewnego rodzaju schematyzm. Bała się zmian, podjęcia jakiegoś ryzyka artystycznego? 
  • o Tadeuszu Kantorze i Piotrze Skrzyneckim: Kantor postrzegany był (i pragnął, aby tak było) jako wizjoner, kreator, demiurg. Piotr? Dla niektórych typ podejrzany, ukrywający pod kostiumem i maską błazna oblicze filozofa, marzyciela. Wedle innych niebezpieczny mąciciel. Ba, deprawator!
  • o Zygmuncie Koniecznym: Zygmunt nie dopasowywał melodii do słów tylko po to, żeby to dobrze i  ładnie się śpiewało. U niego linia melodyczna prócz tego, że posiadała zazwyczaj wyjątkowy urok, musiała także podkreślać sens całości przekazu.
  • o Krzysztofie Litwinie: Człowiek nieekspansywny i dyskretny, zmarł również jakby w podobnym stylu. Na uboczu, bez rozgłosu, po cichu. Nie ambarasując środowiska tym jakby tylko swoim prywatnym kłopotem. Pewnego dnia gruchnęła wieść i wszyscy się zdumieli. 
  • o Wiesławie Dymnym: Proponował rzeczy różne, czasami pospieszne, niedopracowane, rzucane spontanicznie, ot na poczekaniu wymyślone, ale jego niewyczerpana inwencja, talenty stylizacyjne, śmiałość wyobraźni, witalność jego, wręcz zuchwałość w  podejmowaniu zadań i realizowaniu ich wyzwalały kreatywność niespotykaną. 
  • o Krystynie Zachwatowicz: Do Piwnicy przenosiła sporo ze swoich doświadczeń teatralnych. Bywało i na odwrót. Pewne środki inscenizacyjne i scenograficzne za jej przyczyną z Piwnicy przenosiły się do teatru
  • o Tadeuszu Kwincie: Jeśli chodzi o warsztat, o tak zwane środki aktorskie, Tadeusz w tym względzie dysponuje niebywałą biegłością, wręcz wirtuozerią. Do tego posiada sprawność fizyczną, zwinność, elastyczność, szybkość. Wygina się w każdą stronę, biegnie, mówi w tempie na życzenie. 
  • o Janie Długoszu ("Palancie"): Zaliczywszy tyle słynnych światowych dróg wspinaczkowych, zginął w 1962 roku w trakcie szkolenia komandosów na obozie wspinaczkowym w Tatrach. Zdarzyło się, jak to niekiedy i w przypadku Gwiazd, Wybitności takich, zdarza się - śmierć znalazł na drodze niemal banalnej, przynajmniej w skali możliwości Palanta.
  • o Andrzeju Bursie: Umarł tak młodo [w chwili śmierci w 1957 r. miał skończone 25. lat - przyp. KN], tak niespodziewanie, że nie bardzo jeszcze zdołano się zorientować, ile tego Bursy było.
  • o Leszku Długoszu: O sobie, wiadomo, najtrudniej.
"Trębacz z wieży mariackiej trąbił wprost w nasze otwarte okno, a deszcz o blaszany dach poddasza bębnił i dzwonił szczególnie tam młodopolsko. Do Piwnicy biegło się na przeciwną stronę Rynku" - toż to czysta poezja. Niemal jak u Wyspiańskiego. Zachwyca książka L. Długosza właśnie swym kolorytem, chwilami szczerym do bólu, chwilami nostalgiczny, ale przede wszystkim (jak mniemam) autentyczny! Mieć antresolę, którą osobiście wykonał Wiesław Dymny? Niepojęte.
To, co Długosz pisze o samym Piotrze Skrzyneckim mogłoby posłużyć za kanwę samodzielnego postu, opowieści, nieomal sagi o życiu człowieka spełnionego. Jak stąd wyciąć kilka zdań? Toż te pozostałe będę się kłócić, że one też są ważne! Ale skoro obrałem taką drogę, to muszę/powinienem (niepotrzebne skreślić)  tu wstawić kilka zdań: "Wykonał może i coś trudniejszego niż dzieło, stworzył styl. Zwołał, skrzyknął i oznaczył, to jest nadał tożsamość określonemu środowisku. Jest autorem specyficznej poetyki. [...] Nie miał ambicji. Był jak najdalszy  od potrzeb czy ambicji teoretyka". Warte zacytowanie są i te zdania: "Pomimo trybu życia, jaki wiódł, czytał dużo i systematycznie. Można usłyszeć zarzut, że rozszastał swój czas. Na jego stoliku zawsze piętrzyły się sterty książek". Cudowne są te wszystkie informacje, refleksje, wspomnienia o "Skrzyni". Poruszające. Szczególne wrażenie może na czytelniku zrobić "Szczególne postscriptum pogrzebowe". W przyszłym roku minie XX lat od śmierci Piotra Skrzyneckiego. Szmat czasu.
Odkładam książkę Leszka Długosza pełen podziwu dla Jego pisarstwa. To dopiero prawdziwa szkoła kultury pisania! Podsuwałbym każdemu gryzipiórowi, który tylko dlatego pnie się ku górze (bez względu na branżę czy stanowisko), że potrafi bliźniemu dokopać, dosolić, przypierniczyć (przyzwoitość nakazuje mi wyhamować to rzeczywiste słowo, które tu cisnęło się z moc i wagą swej treści)! Tak, chodzi o sprawę E. D., T. K. czy M. Ś. Książka może zyskałaby na pikanterii, ale straciła na wartości. Leszek Długosz wzniósł się ponad małość miałkich ludzi, często też z Jego środowiska, który na prawo i lewo plotą różności o swych koleżankach i kolegach po fachu. Po co pastwić się nad "Czarną Madonną", bardziej boli, to co po wspólnie obejrzanym koncercie padło z ust Piotra S.: " Skrzynia jakby z płaczem i pół uśmiechem (jak t on) rzucił też krótko, dokładnie zapamiętałem: - Wiesz, runęła chyba moja młodość...". Nic więcej nie trzeba dodawać. Wydawnictwo Zysk i S-ka z godnym podziwu pietyzmem zadbała o piękno wydania książki. Nawet, to, że jest w innym formacie - kwadracie. Szkoda, że nie ma choć singla z kilkoma piosenkami Leszka Długosza. Mi nie pozostaje nic, jak włączyć YT i utonąć w liryce śpiewanego słowa. Przez kogo? Leszka Długosza!...
A ja na koniec zacytuję Mistrza, jedną frazą:

Kwiecista zwiewna twa sukienka i tamto lato sprzed tylu lat
ach popatrz wszystko to pamiętam, czuje na twarzy tamten wiatr
rzeźby obłoków nieba błękit wyraźnie każdy szczegół trwa
i niecierpliwość mojej ręki twoje nie i twoje nie i twoje tak

Brak komentarzy: