czwartek, października 19, 2023

Przeczytania (480) Wojciech Jagielski "Nocni wędrowcy" (Wydawnictwo Znak)

"W starym sporze o naturę dziennikarskiego fachu jedna szkoła głosi, że naszą rolą jest świat opisywać, inna - że dziennikarz może, a nawet powinien świat zmieniać. Nie wiem co okazuje się dla dziennikarza boleśniejsze: nieadekwatność wszelkiego opisu do rzeczywistości wojennego koszmaru i ogromu nieszczęścia czy też uświadomienie sobie własnej bezradności - niemożności wpływania na losy świata" - takie dylematy budziły się w umyśle piszącego te zdania Wojciecha Jagielskiego. Znalazłem je w książce "Nocni wędrowcy", jaką wydał Znak. I to nie jest opowieść o warsztacie dziennikarskim czy zbiór porad, jak stać się korespondentem wojennym.  Prawdopodobnie nie sięgnąłbym nigdy po tego typu literaturę. Są dwa powody, że przeszło trzysta stron pisania skupiło moja uwagę: 1. to po prosty plon pracy wybitnego dziennikarza, jakim Wojciech Jagielski jest; 2. to książka o Afryce - i to wystarczyło, abym po nią sięgnął. Nie wiedziałem tylko jednego, że przyjdzie mi czytać jedną z najbardziej poruszających książek o Czarnym Lądzie. Jestem zdania, że od wydania książki Adama Hochschilda "Duch króla Leopolda" nie czytałem bardziej porażającej i poruszającej książki o tym kontynencie! 
 
Dla mnie już sama okładka była zachęceniem do przeczytania "Nocnych wędrowców". To zdjęcie tu wykorzystane zresztą będzie jedynym, jakie znajdziemy w książce. Nie spojrzymy w oczy bohaterom tej przejmującej opowieści: Samuelowi, Norze czy Jacksonowi. Chcąc sprawdzić, jak wyglądali lub  wyglądają Alicja Auma, Yoweri Museveni, Joseph Kony czy Milton Obote musimy zerknąć do Internetu. Mamy, co robić czytając. Ja - zerkam. Ja - sprawdzam. Nie po raz pierwszy przekonuję sie, jak niewiele wiem, albo prawie nic nie wiem. Z ugandyjskich polityków/przywódców znałem tylko Idi Amina, o którym tu znajdziemy choćby taką opinię: "Henry, ten gość, który rządzi Ugandą, to chyba jakaś małpa".  To nie byle jaka wypowiedź i nie do byle kogo skierowana. To 37. prezydent USA, Richard Nixon do Henry Kissingera (kilka miesięcy temu skończył... 100 lat). Sam Amin przechwalał się: "Wiem więcej niż wszyscy doktorzy filozofii razem wzięci, ponieważ jako żołnierz wiem, jak działać. Jestem człowiekiem czynu".
Wojciech Jagielski zabiera nas do świata, jakiego nie znamy. Do świata wojny domowej. Do świata niewyobrażalnego okrucieństwa. Do świata duchów i magii. Do świata, którego trudno zrozumieć. Do świata, gdzie dzieci stając się mordercami. Ilu z nas słyszało wcześniej o ludzie Aczoli? Pewnie umielibyśmy wymienić kilka afrykańskich ludów, jak Tutsi, Hutu lub Kikuju. Jedni, to ofiary i sprawcy  straszliwej wojny w Rwandzie, ostatnich znamy z prozy Karen Blixen (lub filmu S. Pollacka). Wiemy pobieżnie o państwach kolonialnych, ale pewnie na tym wyczerpuje się nasza wiedza. "Nie pierwszy raz wojenne zawieruchy przewalały się przez krainę ludu Aczoli. Tym razem jednak, zamiast - nasyciwszy się nieszczęściem i zniszczeniem - popędzić dalej, wojna, jak strudzony wędrówką nieproszony gość, zatrzymała się u Aczoli na dłużej" - czytamy. Nie wyobrażajmy sobie, że już wiemy, co nas czeka. Nie wiem czy ktokolwiek jest przygotowany do zderzenia z tym właśnie światem, gdzie byle watażka decyduje o losie wiosek i ich mieszkańców, gdzie porwani kilkuletni chłopcy mordują jeden drugiego tylko dlatego, aby samym nie być zabitym. 
Patrzymy na ten świat m. in. oczyma Samuela, który porwany, stał się żołnierzem i katem. "To, co kiedyś żyło ze sobą w zgodzie, dziś zwraca sie sobą sobie i staje się wrogiem" - słyszy z ust świadka Wojciech Jagielski. Moim zdaniem, to pierwszy krok wtajemniczenia, aby móc pojąc ogrom nieszczęść, zbrodni i upadku, jaki kryją się na kartach "Nocnych wędrowców". Wioski bez dzieci? To już dawało do myślenia. Zabawy w ośrodku, w którym próbowano przywrócić do normalności chłopców, dawnych żołnierzy-morderców, w czasie których krzyczą: "Dajcie i mnie kogoś zabić!". Przestajemy się dziwić, że rodziny boją się powrotu, odzyskania własnych synów. Wychowawcy, jak Nora, nie mają złudzeń: każdy z nich ma krew na rękach! "Trudność rozmowy z Samuelem polegała na tym, że był jednocześnie ofiarą i katem" - uświadamia nam Autor. Trudno do ogarnięcia. Zestaw pytań, jakie stawia się podobnym chłopcom jest miażdżący. Miażdżący dla nas, Europejczyków. Nie, nie będę cytował, jaki kanon zbrodni wyłania się z tego zestawienia. Ta opinia jest trudna do przetrawienie: "...kiedy do nich strzelamy, podnosi się krzyk, że zabijamy dzieci. [...] Z karabinami w ręku nie są dziećmi, tylko maszynami do zabijania. to już nie są ludzkie istoty". To wypowiedź żołnierzy z Gulu.
"Znał chłopaka, którego kazali mu zatłuc wielką drewnianą pałką. [...] Wcisnęli im w ręce drewniane lagi i rozkazali zatłuc płaczącego. Zapowiedzieli, że ci, którzy nie posłuchają rozkazu, zginą razem z nim. Albo zamiast niego" - to zapis pierwszej egzekucji, w jakiej uczestniczył Samuel. Trzeba dużej odwagi, aby zmierzyć się z problem wojen domowych w Afryce. Naprawdę podziwiać W. Jagielskiego, że ona te odwagę w sobie znalazł i kroczył ścieżkami życia swoich bohaterów. "Te egzekucja w partyzanckich obozowiskach, na leśnych polanach, a nawet na rynkach napadanych wsi stawały się mordami niemal rytualnymi, makabryczną inicjacją, wprowadzającą jeńców w nowe życie. Były granicą, ostrą, krwawą linią odcinającą ich od przeszłości i wszystkiego, co się na nią składało" - nam przychodzi o tym tylko przeczytać, Autor spotykał tych, którzy byli sprawcami i ofiarami. Trudno się dziwić, że wiele stron dalej znajdziemy swoiste tego dramatu podsumowanie: "Wszystko zostało postawione na głowie. Dzieci zwracają sie przeciwko rodzicom, a rodzice wypierają się własnych dzieci. [...] Dzieci, które nie znajdują nowych domów, a nieoczyszczone ze złych mocy, nie mogą wrócić do starych, wyprawiane są do przytułków, za rzekę" - tak Autor zanotował wypowiedź króla Acana.
Okaleczenie psychiczne i fizyczne całych pokoleń. Los dziewcząt, jak Elizabeth nie do pojęcia w świecie, który znamy i w którym żyjemy. Za wschodnia granica Polski trwa potworna wojna. to tylko kilkaset kilometrów stąd. skąd ta analogia? Bo nie chce się wierzyć, że są na świecie ludzie, którzy z wojny ukuli narzędzie swej polityki. Afryka jest tu tylko jednym z miejsc, do który dotarł W. Jagielski. Tej książki nie da się czytać bez emocji. Tej książki nie zabiera się do łóżka, aby poczytać do poduszki. ilość cierpień jest tak potworna, że sam nie wiem, jak wobec niej reagować. Każdy cytat tu wykorzystywany jest po prostu oskarżeniem tego, co sprawiło, że życie zamieniono w pasmo męki, udręki, tortur, kalectwa i śmierci. "...widzi w sobie niemal mesjasza, który ma przeprowadzić Ugandę do ziemi obiecanej. w dodatku, wygrywając partyzancką wojnę uważa, że w podobny, wojskowy sposób najlepiej rozwiązuje się wszelkie spory" - to ocena polityki Y. Musveniego, wyrażona w artykule, jaki zamieścił "Monitor", a przytoczył Autor. Nie trzeba znaleźć się na Czarnym Lądzie, aby usłyszeć podobne wymysły, tu nad Wisłą pewien naj-znaczący polityk powiedział sam o sobie i to publicznie, że chce być emerytowanym Zbawcą Polski. 
Poznajemy z zarysach, na ile tylko pozwala objętość książki, losy partyzanckich watażków (np. D. Ongwele, J. Kony). Kroczymy za nimi. Mam nadzieję, że nikt nie utożsamia się z tymi bandytami, ba! że nikogo nie urzeknie świat, jaki stworzyli i los jaki sprawili swoim bliskim, dalekim, znajomym i obcym. Sterroryzowany okrucieństwem świat stoi przed tu przed nami otworem. Jak nawet wyobrazić sobie taką bierność wobec partyzantów: "Nikt we wsi nie ośmieliłby się, nie umiałby stawić im czoła, nie oddawać wszystkiego, czego żądali. A przychodzili zwykle po to, by zabrać dzieci". Poraża wypowiedź biskupa Johna Baptisty Odamy: "Te dzieci, jakkolwiek by na to patrzeć, już umarły dla świata". Kraj Aczoli, życia w Gulu, to pasmo udręki, pasmo lęku, pasmo niepewności. Strach przed pojawieniem się obcych dzieci w okolicach? Niewyobrażalna panika: "W szarzejącym świetle usiłowali dopatrzeć się w dziecięcych twarzach zwykłej, uspakajającej niewinności. Albo oznak tej strasznej przemiany, której nie pojmowali i która napawała ich przerażeniem". I opisy, które wstrzymują oddech: "Wydawało się, że nie czują buło, gdy rozzłoszczeni partyzanci powalali ich uderzeniami na ziemię. Nie próbowali podnosić rąk, by osłonić sie przed ciosami". Ilość podkreśleń na czerwono uświadamia mnie, że emocje są ogromne. U mnie.
Okrucieństwo wsparte mistycyzmem, wierzeniami, religią, opętaniem. Sam nie wiem jak to określać. Mamy tu wiele przykładów, jak pospolity bandyta uwierzył, że stał się natchnieniem Ducha Świętego (Lakwena). "Udręczeni wojnami, strachem przed czekającą ich straszliwą zemstą obcych Aczoli uwierzyli, że wybrana poprzez duchy Alicja potrafi ich ocalić przed zagładą" - to o Alicji Aumie. Dalej poznajemy taktykę kobiety-partyzantki: "Posyłając swoich partyzantów do boju, kazał im śpiewać religijne psalmy i namaszczać ciała specjalnym olejem orzechowym, który miał przemieniać pociski wroga w wodę".  Kamienie miały wybuchać jak granaty lub zamieniać się w węże? Jesteśmy to sobie wyobrazić? Bo ja - nie! Padło ofiarą... nie uszanowania Nilu? To wojsko Ducha Świętego ruszyło nawet na Kampalę! Dostajemy przy okazji mini-przypomnienie polityki kolonialnej Wielkie Brytanii! Jak rządzili w Afryce, co z tego zostało w umysłach i mentalności odartych z godności narodów. Obote! Tito! Basilio! Okello! Amin! Museveni! - poznajemy mechanizmy ich czynienia po swojemu Ugandy. "Szwadrony śmierci wycinały w pień całe wioski, jeśli tylko zachodziło podejrzenie, że sprzyjają partyzantom" - to jedno zdanie określa, co działo się w Ugandzie, kiedy Obote wrócił z wygnania i rozpętał kolejną wojnę domową ze zwolennikami swego poprzednika, Idi Amina. Ofiarami walk padały też zwierzęta: "Strzelali z karabinów maszynowych i armat do stad słoni i hipopotamów, by zdobyć ich mięso, a także kły, które odsprzedawali arabskim przemytnikom z Dżuby i Chartumu. [...] Żołnierze i partyzanci wybili wszystkie nosorożce oraz prawie wszystkie słonie i hipopotamy, które żyły nad Wodospadami Murchisona [...]". Autor przypomina, że był czas, kiedy wodzowie Aczolich karali śmiercią każdego kto zabił lwa, słonia, żyrafę lub antylopę poza okresem wyznaczonych łowów. Chyba celnie W. Jagielski scharakteryzował rządy tego satrapy, pisząc w innym miejscu: "Z władzy, którą inni uważali za największą, stawianą na ołtarzach świętości, Amin zrobił swoją dziwkę, co budziło zarazem podziw i trwogę, zachwyt i odrazę"
Konia z rzędem temu kto odgadłby czyje to rady: "Prawdziwi rewolucjoniści nie składają dymisji i nie przechodzą na emeryturę. Nie wolno nakładać im kagańca wyborów, bo to nie w ich wyniku zdobyli władzę. Ludziom, którzy zostali wyniesieni na szczyt przez rewolucje, powinno się pozwolić pozostać tam do końca ich dni". Koń z rzędem zapewne pozostałyby na swoim miejscu. Taka radę usłyszał Yoweri Museveni od samego Muammara Kadafiego! Jest też głos Nelsona Mandeli: "To właśnie jest dobry czas, by odejść, złożyć władzę, póki ludzie cię wciąż kochają. Kiedy bowiem zaczną cię nienawidzić, nie oddasz już władzy - będziesz sie ich bał". Y. Museveni od 29 I 1986 sprawuje urząd prezydenta Ugandy i nie zamierza tego stanu rzeczy naruszać. Oby tylko nie skończył, jak dyktator libijski. Warto na koniec oceny Y. Museveniego zostawić i tę, którą odnotował autor: "Może się zmienił, a może i nie. Po mojemu zawsze taki był. Najpierw widzieliśmy w nim anioła, którym nigdy nie był. A dziś uważacie go niemal za diabła wcielonego, którym też nie jest". Zrozumieć Afrykę? Książka Wojciecha Jagielskiego jest taka kolejną dla mnie próbą.
Nie wiem czy dalej cytować książkowe zapisy? Przebija z nich taki ogrom okrucieństwa i bezsilności. Sam czytelnik musi, co kilka stron wziąć głęboki oddech, bo trudno udźwignąć ten bagaż zbrodni. "...partyzanci bez pośpiechu mordowali jednego po drugim. Mężczyzn, kobiety, starców, a także małe dzieci, które nie nadawały się na jeńców. Do zabijania używali maczet, siekier, motyk i wielkich noży, służących zwykle jako narzędzia rolnicze" - bestialstwo, jakie nie mieści się w głowie. Ktoś powie: a co dzieje się w Ukrainie?! Jaka by to nie była wojna: zawsze niesie śmierć, zagładę, okrucieństwo, poniewierkę, gwałt. Tu niemal wchodzimy w ten zbrukany nienawiścią świat. Przeraża wypowiedź jednego z watażków, którego nie poruszyły własne straty, powiedział: "To nic. W Ugandzie jest pełno dzieci". I jeszcze kolejna konkluzja o tym państwie: "...Uganda spływała krwią, jakby była złożona w ofierze bóstwu wojny i zła". W innym miejscu czytamy zaś: "Uganda, udręczona bezprawiem i przemocą, nadal spływała krwią, skazana klątwą na makabryczna zagładę, apokalipsę". Kraina przeklęta? - tak o niej wtedy mówiono. A między tym wszystkim ludzie! Ludzie, którzy próbowali wrócić do normalnego życia. Uważano ich jednak za opętanych przez duchy. Bo o tym też jest ta książka: o wracaniu, o porażkach tego wracania, o odrzuceniu przez rodziny.
Każdy, kto odważy się sięgnąć po książkę Wojciecha Jagielskiego "Nocni wędrowcy" musi zdawać sobie sprawę, że to nie jest banalny reportaż, kolejne tylko pisanie o Afryce. "Wierzy pan, że można wybaczyć coś, czego nie sposób zapomnieć?" - chcę z tym pytaniem pozostawić każdego, kto przeczyta owe blisko czterysta stron. "Czy jest pokuta, która mogłaby odkupić zbrodnie tak straszne? Jak można z tego rozgrzeszyć?" - bardzo ważne pytanie, tym bardziej, że wiele z nich dotyczy dzieci, które wprzęgnięto w rydwan zbrodni. Po takich książkach jestem szczęśliwy,  że urodziłem się tu nad Brdą, a nie nad rzeką Katonga w Ugandzie.  

PS: Mam serdecznego kolegę, który urodził się w Mali, kiedy ten afrykański kraj był jeszcze kolonią francuską. Staram się, o ile na to czas pozwala, dowiedzieć się od niego, co i jak dzieje się w Afryce, jaka jest rzeczywista sytuacja w jego rodzimym kraju. Trochę rozjaśnia mroki mej niewiedzy. Przed laty robiły to książki m. in. W. Korabiewicza, B. Szczygła czy R. Kapuścińskiego.

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.