poniedziałek, września 18, 2023

Przeczytania (479) Barbara N. Łopieńska "Sposób życia. Z Pawłem Hertzem rozmawia Barbara N. Łopieńska" (Iskry)

"Mam taki obszar w historii kultury i cywilizacji, w którym się dobrze czuję, wygodnie, u siebie, i do tego się ograniczam. Nie interesuje mnie ani literatura chińska, ani południowoamerykańska, ani japońska. Nic z tego nie rozumiem i nawet nie próbuje, bo szkoda czasu. A czytanie pamiętników Talleyranda jest dla mnie zawsze pasjonujące" -  jestem zdanie, że to bardzo mądre i odważne zdania. Celowo tworze masło maślane. Bo ja mam  t a k  samo! Pewnie zaraz znajdzie się jakiś mądrala i zacznie wyzywać od europocentryzmu, ba! może nawet rasizmu i kulturowej ksenofobii. Nie ma ten ktoś racji. A z racją Pawła Hertza (1918-2001) ja się zgadzam i moje myślenie 60-latka ma podobne koleiny. Zaraz, za czas jakiś minie 105-ta rocznica urodzin bohatera wywiadu-rzeki, jaki przed laty przeprowadziła pani Barbara N. Łopińska, a Iskry wydały pod tytułem "Sposób życia. Z Pawłem Hertzem rozmawia Barbara N. Łopieńska"
 
 
Tak, mamy kolejne z książką rozmawiania! W końcu przysłuchujemy sie niejako rozmowie ich dwojga ludzi pióra: Ona - dziennikarka, On - pisarz, poeta, tłumacz i wydawca. Zatem osoby kompetentne i godne siebie, jak mniemam. Coraz więcej podobnych książek trafia do mego cyklu (nie będę ich tu teraz wyliczał). Wywiady-rzeki na prawdę wciągają w swoje wiry. Ja im ulegam. Nie wiem czy się nawet nie uzależniam. Bo ta forma kontaktu z pisarzem, poetą, muzykiem, po prostu artystą przemawia do mnie. Tak samo jest ze "Sposobem cynia...". Tym bardziej to cenna obcowanie, że Paweł Hertz nie zyje od dwóch dekad. Czy gdyby tak nie było pochylałbym czoło nad przeszło dwustoma stronami gadulstwa? Bo też tak może być odbierany ten gatunek pisania. A to chyba po pamiętnikach czy wspomnieniach przelewanych na papier najwspanialsza okazja, aby znaleźć się w świeci owych Artystów. Czy jest to też obrachunek ze swoim życiem? A, to proszę samemu sprawdzić.
Sam tytuł "Sposób życia..." ustawia nas do pionu. Teoretycznie wiemy, czego się spodziewać, co nas czeka za rogiem kolejnym jeszcze nie przeczytanej strony? Po prostu życia. I to życia kogoś z pokolenia, które rodziło się, kiedy wykluwało się i wykuwało (jak mawiał pewien Marszałek) nowe życie, nowej Polski, potem ten świat runął pod ciosami niemieckiego i sowieckiego sojuszu, a potem budowanie razem z PPR i PZPR nowej rzeczywistości, która słusznie zamknęła się w 1989 r. Jeśli tymi dwoma skrótami zniechęcam kogoś i sprawiam, że omija "Sposób życia...", to ten ktoś źle robi. Od kogo chcemy tak naprawdę wiedzieć, jak było? Chyba od uczestnika i świadka wydarzeń, a nie publicysty jedynie prawej i jedynie sprawiedliwej prasy polskiej (a nie polsko-języcznej). Czy jest to też obrachunek ze swoim życiem? A, to proszę samemu sprawdzić.
Skoro "Sposób życia..." to lustro życia Pawła Hertza, to ja traktuję to, co czytam jako swoisty nie tylko przewodnik po kilku dekadach bycia, ale i... poradnik na życie. Tyle głupawych tytułów zalewa nasze księgarskie półki, wiele z nich podpowiada jak poradzić sobie z samym sobą, a każda mądrzejsza, a każda wydumana, jak nie nad Tamizą, Loarą czy Tybrem, to najlepiej nad Potomac River - i wtedy wylewa się z nas ten rzęsisty pedagogizm! Wiem coś na ten temat. Od prawie czterech dekad jestem czynnym zawodowo belfrem. Przed sobą mamy książkę, którą prostuje pewne spojrzenia i osądy na czasy minione (czytaj, np. stalinizm, Wł. Gomułka, Marzec '68). moim zdaniem, to spora odwagą przyznać się po latach: "Nie, nie miałem ochoty pasować się na rycerza wzniosłych spraw, wolałem działać organicznie, to znaczy pisać tak, jak myślę i jak mówię". Czy jest to też obrachunek ze swoim życiem? A, to proszę samemu sprawdzić.
Tak, możność odkrywania świata, jaki Paweł Hertz przeżył, zastał, ukształtował go, to dla mnie bezcenna podróż do przeszłości. Kolejna. I nie ostatnia. "A przede wszystkim w ogóle nie lubię pisać. Każde pisanie jest dla mnie przyjemne od czytania czy rozmyślania. to naprawdę nie jest moje ulubione zajęcie. Jestem dużo gorszy wtedy, gdy pisze, niż wtedy, gdy myślę" - i już wiemy, czego możemy się spodziewać? Nie mogę polemizować z Pawłem Hertzem. Z czym do ludu! - powie ten czy tamten. I to  jest prawda.  I takie prawdy wykują się w nas czytając "Sposób życia...". Ja, zwykły magisterek od królów i innych historycznych zawirowań, mogę się tylko przyglądać, podglądać, kiwać głową, nie zgadzać się w sobie, ale polemizować i nie daj Pani sięgnąć po ostrze krytyki totalnej? Zrobiłbym z siebie po prostu bałwana! Dlatego wsłuchuję się i uczę przeszłości.
Nie będę nikogo za rączkę prowadził, po życiu pytanego. Choć już pierwsze wspomnienia są rzekłbym smakowite: "Pamiętam zapach rozgrzanej plaży w Sopocie i smak dżemu malinowego, który jadłem w pensjonacie". To ponoć pierwsze zapamiętane z dzieciństwa wspomnienie.  Ja znowu uławiam myśl za myślą wybitnego intelektualisty, bez względu czy nam się podoba czy nie jego polityczna droga. Ze swej strony mogę tylko zazdrościć pani Barbarze N. Łopieńskiej, że miała takie niezwykłe szczęście, aby przeprowadzić tę rozmowę. Tak, kontakt osobisty, możność postawienia pytania, oczekiwanie czy się na nie otrzyma odpowiedź - jakie to wszystko ekscytujące. Usłyszeć osobiście taki wywód istotnego dla XIX w. pojęcia: "W Polsce najpierw byli Żydzi, potem Żydzi polscy, a potem niektórzy z tych polskich Żydów zaczynali się polonizować. Polonizacja zwłaszcza w obszarze dawnego Królestwa Kongresowego - odbywała się poprzez pieniądze i poprze wykształcenie". I ja już wiem, że to będzie moje cytowanie, kiedy będę omawiał kwestię asymilacji Żydów. Ta kwestii powróci rzecz jasna, kiedy w rozmowie pojawi się Marzec '68 r. Zaskoczył mnie wątek... dzieci. "...nawet nie przychodziło mi to na myśl, że te nieszczęsne dzieci nic nie wiedziały o swoim pochodzeniu" - nie ukrywam, że daje wiele do myślenia. "Marzec nie tylko wyzwolił antysemityzm, ale też wzmocnił obraz polskiego antysemityzmu, którym w ostateczności obciążono cały naród z wyjątkiem garstki sprawiedliwych" -  zaraz miałem obraz tego, co kilka lat temu pisał pan prof. K. Modzelewski, o którym też to i owo znajdziemy w "Sposobie życia...".
Jak nie utożsamić się z takim stwierdzeniem P. Hertza: "Poza tym moja biblioteka zawsze był biblioteką podręczną i odzwierciedlała stan moich prac czy zainteresowań".  Nie mogę w swoim cyklu "Do przeczytania jeden krok" propagować czy promować książek, których nie czuję, które nie są lub mogą być moimi! Kiedy ze stosu makulatury wygrzebałem (jak bardzo żałuję, że tylko tom III) "Zbiór poetów polskich XIX w.", jakie wydał PIW w 1962 r., o którym napomykałem w odcinku 476 tego cyklu, to nie zwróciłem wtedy uwagi, że to plon pracy Pawła Hertza. A czemu musiałem go ze stosu przewidzianego na przemiał wygrzebać? Bo to krąg poezji tak bardzo zapomniany, a przez to rzadki. A ja mam okazję z obcowaniem z owym kręgiem. I to dzięki pracy mrówczej Pawła Hertza! Zatem? Zatem jest przyczynek, że bohater rozmowy, to nie przypadkowy kaprys inteligenta, który coś musiał sobie poczytać, aby otrząsnąć się z marazmu lub politycznej hucpy, której dookoła mnogo. 
"Trzeba mieć albo obrazy wspaniałe, albo w ogóle nie mieć żadnych. a gdybym miał mieć reprodukcje obrazów, które lubię, musiałbym zawiesić całe mieszkanie" - to jedna z odpowiedzi dookoła kultury.  Zaraz mi się przypomina warszawski salon mojej pewnej krewnej, a tam na ścianie przywieziony ze Lwowa oryginalny Jacek Malczewski, a obok oryginalna akwarela Juliusza Kossaka. Nie wymienię innych. Muzeum Narodowe ma prawo pierwokupu jednego z dzieł tam wiszących. Takie moje skojarzenia. Zaskoczy wielu wybór ulubionych postaci historycznych? Adam Jerzy Czartoryski, królowa Wiktoria i książę-małżonek Albert oraz Franciszek Józef I! I znajdziemy uzasadnienie: "Zawsze mi się monarchia austriacka podobała, cesarz Franciszek Józef zaś jest jej zwieńczeniem. a królowa wiktoria jest symbolem pomyślnego, korzystnego dla ludzi panowania. Dla księcia Adama Czartoryskiego mam najgłębszy podziw i szacunek". No, obecna ocena panowania Wiktorii Hanowerskiej (1837-1901) wypada dość krytycznie. O! - i włącza się polemiczne myślenie. Powinna ubawić ocena twórcy "Listy Schindlera", czyli Stevena Spielberga. O tym filmie, tak bardzo wychwalanym przez naszych kinowych entuzjastów: "Nie byłem i nie pójdę. A poza tym jeśli to robi reżyser, który jest specjalistą od sztucznych rekinów, otwierających paszczę, to jest to jakieś...". Dostało się sztandarowemu twórcy polskiego kina: "Nie lubię Wajdy, bo wykracza poza dopuszczalne normy cywilizacyjne, za dużo pcha do swoich filmów siebie i własnych wyobrażeń". Korzystna cenzurka dla Jerzego Antczaka za adaptację "Nocy i dni". Jak bardzo te oceny pokrywają się z moim odbiorem tych twórczości.
Jeden rozdział rozmowy starczy za kopalnię dla poznania konstrukcji pokolenia tamtego czasu! Przesadzam? Oj, chyba nie. Trudno się wyrwać z każdego zdania i przemyślenia. W końcu to nie rzucane tak sobie banalności. Pisarz, erudyta, wydawca ma okazję, aby zrobić rachunek z samym sobie. i jak mniemam,  korzystał z tej okazji. Tak rozumiem te książkę. Może uprawiam jakąś koślawą nadinterpretację? Nie wiem. Może. Uważam za dość odważne takie przed panią Barbarą N. Łopieńska przyznanie się: "Jestem nie do użycia, bo nie mam ochoty na żadne kontakty z ludźmi, ale wstaję bardzo wcześnie. Ptaszki zaczynają śpiewać".  Odbieram to, jako deklarację: macie ludziska szczęście, że dla was to i tu opowiadam. I mnie to uskrzydla! "Od kilkudziesięciu lat nie czytam tego, co nazywa się beletrystyką [...] Zupełnie mnie to nie obchodzi i nie interesuje" - ciekawe, jak odbierana była ocena prozy np. W. Myśliwskiego, J. Stryjkowskiego, J. Andrzejewskiego czy G. Herling-Grudzińskiego. Bardzo wysoka ocena dla prozy Jarosława Iwaszkiewicza! Przypada mi do gustu, to jak ceni poezję, np. Adama Asnyka: "Nic mnie nie obchodzi, że Asnyk jest uważany za nudziarza, skoro napisał kilkanaście prześlicznych wierszy". Mogę zdradzić, że w tym roku na moim blogu zaasnykuje się trochę...
Teraz trzymajcie się bibliofile, miłośnicy książek, opętani czytelnictwem odbiorcy: "Doświadczenie wojenne przywiodło mnie do przekonania, że cała ta wiedza książkowa jest mało przydatna. Z wyjątkiem kilku można się obyć bez książek".  O jakich tytułach myślał Paweł Hertz? A proszę bardzo: "Biblia", "Boska Komedia", "Iliada", "Odyseja", "Eneida" i... "Pan Tadeusz". I zaraz zerkam, co z tego mam pośród swemi volumenami? Nie ma Dantego i Wergiliusza, choć tak bardzo pasjonuje mnie antyczny Rzym i renesans. Nie wiedziałem, przeoczyłem, że "Czasy Konstantyna Wielkiego" J. Burckhardta mogłem poznać dzięki tłumaczeniu właśnie Pawła Hertza! "Mam też wielu autorów, których lubię, cenię, którzy mi się w jakiś sposób przysłużyli w zrozumieniu czegoś, ale to nie są rzeczy, bez których nie można się obyć" - przyznaje. Nie mogę dać tu każdego zachwycenia. Ale to jeszcze jedno, nie ujmując innym, zacytuję: "Nie mogę się obejść bez Kochanowskiego, Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, Norwida i Wyspiańskiego. Właściwie na tym rzecz się kończy, jeśli idzie o poezję. [...] Wysoko cenie Miłosza, mam tu jakiś jego zbiór wierszy i czasem go sobie otwieram i czytam". Młodzi, współcześni poeci nie mieli szans u P. Hertza? Tłumaczy to tak: "Nowa poezja, choć nawet ja tłumaczyłem, mniej mnie interesuje, ale po Puszkina i Tiutczewa wciąż sięgam". Biję się w pierś, ale to ostatnie nazwisko czytam po raz pierwszy i sprawdzam szybko w Internecie. Kolejna wartość dodana. Znalazłem m. in. taki wiersz, pt. "Jeszcze cię pragnę nieprzytomnie", w tłumaczeniu W. Swobodnika:
 
Jeszcze cię pragnę nieprzytomnie
I jeszcze rwie się duch ku tobie,
Nieraz twą całą postać łowię...
Twą postać tak upamiętnioną,
Że wszędzie zawsze widzę ciebie,
Nieosiągalną, niezmienioną,
Jak gwiazda lśniąca w nocnym niebie. [1] 

Sam dokładam do narracji Pawła Hertza? Ostrzegam: tego wiersza lub innego cytowania w tym wywiadzie-rzece nie znajdziemy. To moje własne zaspokojenie ciekawości. I kto wie czy w cyklu "Spotkanie z Pegazem" nie pojawi się Fiodor Tiutczew / Фёдор Иванович Тютчев. Że obecnie obnoszenie się z sympatią ku poezji rosyjskiej może nie wyjść na zdrowie? Bez obaw, jak bohater wywiadu zatem mogę czytać i wracać do "Pamiętnika zza grobu", które napisał  François-René de Chateaubriand. Ze mną jest też trochę, jak z P. Hertzem, bo ilość dostawanych książek mnie przerasta i cieszy mnie, kiedy mogę się nimi podzielić ze znajomymi czy nawet uczniami. O wspominanym w wywiadzie księgozbiorze można by napisać oddzielną dysertację! Ucieszyła mnie wzmianka o "Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich". Jego niezwykłość przed laty odkrył przede mną mój wuj, prof. T. Poźniak (1932-2019), wybitny slawista Uniwersytetu Wrocławskiego, znawca twórczości m. in. F. Dostojewskiego, z którego wydawaniem po 1945 r. były trudności? To  m o j e  klimaty! To, mimo kilku dekad, różnic pokoleń te same światy! Chciałoby się zapytać: kto dziś sięga po takie klasyczne dzieła? Na szczęście mamy wszystkie tomy dostępne w Internecie. Tylko zerkać, a czytać, a notować. Ja - korzystam. Kto dziś czyta hasła w PSB? Nie przypadkowy zbieg okoliczności sprawił, że swe dokumentowanie własnej genealogii nazwałem: "Rodzinnym Słownikiem Biograficznym". Uaktualniam go od 2011 r. Na razie tkwię w części 1, pt. "Przodkowie i potomkowie". W mojej pracy magisterskiej sporo odwołań do PSB!
Oto spojrzenie na Pawła Hertza tylko przez pryzmat jednego rozdziału, pt. "Książki, listy, fotografie"? Pewne wtrącenia jednak podpowiadają, że tak nie jest. Że nie napisałem za co enkawudysta dał P. Hertz w zęby? Nie. Jak toczyła się taradejka życia? Dlaczego został w "Kuźnicy", a nie wybrał placówki w Wiedniu? A czy Marzec '68 uderzył również w Pawła Hertza? A po co się napocili i słuchająca, i opowiadający? Nawet myślałem, że inaczej rozłożę akcenty tego "Przeczytania", aliści wyszło jak widać. I ani myślę coś dorzucać, chyba, że jeszcze cytacik z wypowiedzi Pawła Hertza:   "Znam staruszków - i oni są nieznośni - którzy chcą być nowocześni i uczestniczyć w życiu na równi z młodymi. A ja nie chcę, bo to jest śmieszne, a chęć dogonienia czasu p daremna". Pora brać sobie takie mądrości do serca, nawet jeśli ma się tylko 60-iąt lat. Jeszcze nie tak dawno był to przecież wiek starczy, dostojny i schyłkowy. Przy okazji sprawdźmy ilu naszych przodków dożywało w XIX w. 60-tki. Średnia wieku w mojej linii męskiej, na przestrzeni ostatnich dwustu lat, to 69. lat, choć praprapraprapradziad Michał Pieczyński ze Środy Wielkopolskiej żył w latach 1728-1830! Oby nam się dobrze żyło i czytało!...
 
PS: Uwaga na stronie 105 drukarski błąd!!! 
 
 [1] https://milosc.info/fiodor-tiutczew/jeszcze-cie-pragne-nieprzytomnie/ [data dostępu 11 VIII 2023]

Brak komentarzy: