poniedziałek, marca 27, 2023

Przeczytania - 467 - Krzysztof Daukszewicz "Jak płynie wódeczka na wsi i w miasteczkach" (Wydawnictwo Prószyński i S-ka)

"Panie Krzysztofie! Nie mogę! To nie czytanie. To nieustanny rechot do łez! Tego mi brakowało. Takiej książki. Humoru, który odrywa od mroków i ponurości tego, co tu i teraz" - tak zapisałem na moim Facebooku, pt. "Książkożerca". Taka była moja spontaniczna reakcja na książkę pana Krzysztofa Daukszewicza, pt. "Jak płynie wódeczka na wsi i w miasteczkach", której wydaniem zajął się Prószyński i S-ka
Jeśli wierzyć, że pierwsza myśl jest najcelniejsza, to muszę napisać panie Krzysztofie, że nie cofam niczego, a mogę tylko dorzucić wiele achów i echów! Zawsze ceniłem Pana humor, ba! wiele lat temu chadzałem na oglądanie nagrań VHS z Pana występami - i rwałem boki. Jak jest teraz? Muszę się hamować, aby nie odpłynąć w siną dal czytając publicznie tę książkę! Przeszło czterysta stron humoru, to najcenniejszy lek na to, co nas dopada: chandra, deprecha, niezadowolenie szefa, rozczarowanie dziećmi czy kolejny konflikt z sąsiadem.
Trudno mi humorystycznie dogodzić. Nie wystarczy mi aktor lub występiarz w podartym sweterku czy wyciągniętym dresie, abym miał ochotę konać ze śmiechu, bo przeponę drze kolejna salwa niehamowanej dawki satyry. Ta tu jest wyjątkowa, bo napisało je samo życie!
Panie Krzysztofie wielokrotnie łapię się na tym, że... gadam z czytaną książką, zmusza mnie do refleksji, wymiany poglądów, zgadzaniem się z nią lub jej zaprzeczaniem. "Jak płynie wódeczka..." jest też z tego gatunku lekturą. Nie, proszę nie obruszać, że napisałem: "lektura". Z chęcią zaopatrywałbym Pana książką wszystkich ponuraków, życiowych pesymistów, tych wszystkich którzy marzą, aby niczym Wanda rzucić się w tej chwili w nurt Wisły (lub każdej innej rzeki). Świat, który Pan dla nas tak cudownie zatrzymał na przeszło czterystu stronach jest również światem naszych, czytelników doświadczeń. Zapewne, gdyby rzucił Pan pośród rodaków koła o garść podobnych wspomnień, to miałby Pan temat na kolejne volumeny.
Z "Jak płynie wódeczka..." po prostu płynie się! Każda, scena, każdy obywatel/ka świata win, tudzież smakosz/ka tanich win,  jak to poetycko Pan i z szacunkiem odmalował, to prawda uratowana dla kolejnych pokoleń. Nie obawiam się, że ktoś zarzuci, że zostawia Pan obraz Polski zapijaczonej, niewytrzeźwiałej, chwiejącej się na chybotliwych nogach, z nieświeżym oddechem. Ja bym bez obaw stawiał tę książkę obok choćby księdza Jędrzeja Kitowicza! Ani Panu nie kadzę, ani nie przesadzam! Takie mam czytelnicze odczucie. Bo i zrobiłem kilka głośnych czytań, i to pośród licealnej młodzieży. Bez obaw, panie Krzysztofie, starałem się, aby nie gorszyć słowem maluczkich i wrażliwych. Pośród znajomych już zaczyna się wić kolejka, aby pożyczyć "Jak płynie wódeczka...". Chyba jestem na dobrej drodze stworzenia jednoosobowego komitetu dla tej kolejki i opracować grafik komu, kiedy i dlaczego pożyczyć. 
Że książka może być dla kogoś obrazoburstwem pierwszego stopnia? A może nawet ten i ów ciśnie przez zaiste zęby: "Apage satanas!". Trudno, już wielki G. B. Shaw napisał: "Wszystkie wielkie prawdy na początku są bluźnierstwem". Zresztą czy Pan tu bluźni czy nawet bluzga? Owszem, pada ten czy ów nie salonowy zwrocik, ale już prof. J. Miodek nauczał, że przecież Polak od czasu do czasu musi cisnąć brzydkimi kobietami, mięsem, łaciną czy jak kto to zwał (w zależności od regionu). To czytanie nie byłoby autentyczne, gdyby raz po raz nie usłyszeć takiego bardzo polskiego zwrotu, np.: "Cześć, Jurek, na kogo, kurwa, tak czekasz?". Wartość zdania powinno podnieść w naszych oczach i oszacowaniach, gdy uświadomimy sobie, że to Jaś Himilsbach mówił do Jerzego Putramenta. Jest tu zresztą wiele innych ciekawych i dosadnie nie poprawnych wyrażeń autora "Monidła" i bohatera choćby "Rejsu". Za te wspominki panie Krzysztofie duża wódka!
Tak, bo to nie tylko pospoliterka menolska będzie odnajdywana na przeszło 400-stu stronach, ale i klasycy kultury polskiej, ba! narodowej. Już odwołałem się do J. Himilsbacha czy J. Putramenta. Na kogo można liczyć? Kilkoro panie Krzysztofie wymienię, aby nie ograbić czytelników z chęci przeczytania "Jak płynie wódeczka...". Krynicą wiedzy stały się ich wspomnienia. Zatem kto tu jest? Wymieniam, np.: W. Siemion, G. Holoubek, J. T. Stanisławski, Cz. Niemen, T. Woźniak, J. Wołek, A. Maliszewski, K. Piasecki. Zrobił się mini-słownik kultury i estrady. Zatem mamy też przekrój czasu i ludzi? Stąd moje zakwalifikowanie "Jak płynie wódeczka..." do gatunku, który tak godnie reprezentował w XVIII w. ks. J. Kitowicz. 
Powiedzieć panie Krzysztofie, że bawiłem się od pierwszej do ostatniej linijki tym humorem (rzekłbym: miejsko-wiejskim), to nic nie powiedzieć. Jestem amatorem satyr, jaki zapisał Stefan Wiechecki-"Wiech" (1896-1979) i często wspierałem się nimi w chwilach kryzysowych (czytaj: egzaminy na studiach czy pobytu w szpitalu). Widzę, że wyrosła mi cenna konkurencja! Muszę tu też przyznać, panie Krzysztofie, że wcześniej nie sięgałem po Pana pisania. Tak, to jest pierwsze! Szturmem mnie Pan zdobył swą prozą. Niczym Wokulski hrabinę Karolową! Już mi nie wystarczy "Szkło kontaktowe". Chcę Panu dodać, że "Jak płynie wódeczka...", to nie tani humor dla każdego. Zmartwiłem tym stwierdzeniem Pana? Nie każdy ogarnie Pana humor. Że bohaterami są pan Zygmunt czy inny łachudra? To tylko uproszczenie. Tu są subtelności, na których trzeba się znać. 
Nie, nie napiszę która historyjka zasłyszana czy przeżyta najbardziej podbiła mnie swoim humorem. To tak się nie da! Cytować? Nie wiem jak i co. Okrzyk "Zabić skurwysyna! Zabić!!! Albo jeszcze lepiej, utopić!!!" - może przecież skutecznie odstraszyć nie wyrobionego humorystycznie czytelnika. "Rzygaj! Wyrzygałeś się!?" - wyrwane z kontekstu tracą sens. A może kogoś ujmie stwierdzenie: "Nasz kac! (...) To pokłosie trzech zaborów. Ten heros wyrosły na barykadach rewolucji i w okopach dwóch wojen światowych"? Każdy znajdzie, co innego! Truizm? Wiem! Aha! to cytowanie o zabijaniu nie dotyczy niewiernej żony czy zapijaczonego męża. To właśnie pogróżka skierowana do... kaca. "O matko! Aż się przelewa w środku. A do zgonu jeszcze daleko" - to dopełnienie. Poezja! I z jaką finezją i smakiem napisane. Ciekawe, co powiedzą panie na menela znawcę i jego finezyjny podział płci pięknej: "One się dzielą na kobiety i beztłuszczowe". Na pewno zaskoczy skutek wizyty zapobiegliwej menelki w aptece. Nie, nie mogę zacytować. 
Panie Krzysztofie, dziękuję. Bardzo dziękuję! "Jak płynie wódeczka na wsi i w miasteczkach" zapewne wielu zdziwi lub zgoła zaskoczy (ech! ta klasyka we mnie), ale kto mi wierzy i ufa na pewno sięgnie po Pana książkę. Pan też sunie Sienkiewiczem. Sensowny czytelnik ubawi się po pachy! Zaleje się łzami śmiechu. Ale najważniejsze doceni Pana pióro! Ja - doceniam! Przepraszam, że wcześniej mijałem się z Pana pisaną twórczością. Mea culpa! - nie ma, co do tego wątpliwości. Cieszę się, że tym pisaniem choć na jotę rehabilituję się, jak mniemam, w Pana oczach. Zaliczam Pana książkę do gatunku tych, które nigdy nie pokryje kurz! Obiecuję sięgać po nią, cytować, ukazywać koloryt miast i wsi. Korci mnie, żeby jednak zamknąć to "Przeczytanie" cytacikiem, fragmentem dialogu z Zygmusiem, co to kręcił się koło MDM-u w Warszawie:  
- Mistrzu, jestem dzisiaj wyjątkowo potrzebujący.
- I na co pan zbiera tym razem?
- Tym razem na dwa szkła kontaktowe.
 

PS: Panie Krzysztofie, serdecznie podziękowanie, że trzykrotnie natrafiam na wątki... bydgoskie. Wprawdzie nie da się zidentyfikować ani ludzi, ani  miejsc. Jest też pewne zaskoczenie. Chodzi o Łubowo koło Bornego Sulinowa. To, że również je Pan zna, to dla mnie chyba największe zaskoczenie.

2 komentarze:

  1. Dobry humor nigdy się nie starzeje, nigdy nie wychodzi z mody.
    Mało tego, im podlejsze czasy,tym homor jest ciekawszy i niezbędny właśnie po to, by je przetrwać.
    Chociaż poczucie humoru nie jest immanentną cechą charakteru człowieka( w każdym razie nie na swój temat), to potrzebny jest niczym powietrze. Dla dokrwienia szarych i higieny zdrowia psychicznego.
    I tu w nawiązaniu do tytułu omawianej książki można dodać:
    "Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to co mogę zmienić i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego. Pozwól mi co dzień żyć tylko jednym dniem i czerpać radość z chwili, która trwa."
    Dużo zdrowia psychicznego, na te dziwne, straszne czasy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bez wsparcia dobrego humoru chyba byśmy stracili sens bycia. Trudno chwilami znaleźć dystans do siebie, ale raz po raz zamiast chwytać za oręż wolę uderzyć w humorystyczny ton. A, że pan Krzysztof Daukszewicz, to wyższa półka rozumienia poczucia humoru, to tylko dobrze o mas świadczy. Raz, że mamy jeszcze wybór. Dwa, że umiemy go dokonać.
    Dużo wytrwałości na te dziwne, straszne, groźne, bez humoru czasy...

    OdpowiedzUsuń