niedziela, lutego 05, 2023

Spotkanie z Pegazem - 193 - Teofil Lenartowicz "Dumka wygnańca"

To po raz trzeci w cyklu witam Teofila Lenartowicza (1822-1893). Ciekawe, że dwa poprzednie, to jednoznaczne odniesienie do historii Polski, mało tego historii bardzo militarnej, bo cytowałem wtedy "Bitwę racławicką" i "Psie Pole". Mogę tylko powtórzyć za tym, co już kiedyś napisałem: mam słabość do poezji lirnika mazowieckiego. A i losy rodziny Lenartowiczów dziwnie... splotły się z moją familią. Myślę o Miłosławiu i miejsce spoczynku Zofii z Szymanowskich Lenartowiczowej (1825-1870) oraz mego prapradziada Antoniego na tym samym cmentarzu (tudzież kilkoro moich dalszych krewnych). Naginam? Dopisuję się? Nic na to nie poradzę, że tak jest. Już dawno składam się, aby napisać o związku Teofila z Zofią, szwagierką samego Adama Mickiewicza.
Luty, to doskonała okazja, aby wspominać twórczość Poety. Bo to aż dwa biograficzne powody: 27 lutego 1822 r. - urodził się w Warszawie, a 3 lutego 1893 r. - zmarł we Florencji. Nie wiem dlaczego lubię wracać do poezji T. Lenartowicza. Wyjdzie, że to jeden z najczęściej cytowanych przeze mnie poetów XIX w., naszego rodzimego romantyzmu. 
Sięgnąłem po wiersz "Dumka wygnańca". W końcu też jestem potomkiem wygnańców, tych z Kresów (wileńskich). Przypominam te strofy w czasie trudnym, okrutnym. Zaraz, za dni kilka przypadnie PIERWSZA ROCZNICA AGRESJI ROSYJSKIEJ NA UKRAINĘ! Tylko ci, co stracili swoje gniazda są w stanie pojąć, zrozumieć, zadumać się, wzruszyć. Z kolej dumka, jako forma muzyczna, jak najbardziej kojarzy się z Ukrainą. Zatem dwa połączenie. Nie, nie miał to być ukłon w tę stronę. Po prostu po to jest ten cykl, aby wracać, przypominać lub na nowo odkrywać cenną twórczość, do której nikt już nie zagląda. Mylę się? Chciałbym bardzo.
 
Na dolinie, na zielonej,
Widzę w dali wioskę małą,
Domek płotem ogrodzony,
Na zakręcie brzozę białą;
Do gościńca droga długa,
Na niej lipy i topole,
Poza wzgórzem srebrna struga,
A za strugą szczere pole.
Nawet kwiatki takież prawie
Na pagórku, na przydrożu
Dziki piołun w bujnej trawie
I bławatki rosną w zbożu.
Gdyby jeszcze tam, na boku,
Krzyż się chylił na rozstaju,
A dąb siwy u potoku,
To bym myślał, żem już w kraju.
 
Jaka cicha szczęsna chatka,
Przy niej matka, dziewcząt dwoje...
Czemuż to nie moja matka?
Czemuż to nie siostry moje?
Słońce zaszło za lasami,
Lud wesoły idzie z pracy,
Czemuż się nie cieszę z wami?
Czemuż wyście nie Polacy?
 
Ptak powrócił w swoje gniazdo,
Zwinął skrzydła utrudzone;
Chmurna losów moich gwiazdo,
Gdzież mnie wiedziesz, w którą stronę?
Płyńcie! płyńcie, łzy tęsknoty,
Nieutulne łzy tułacze,
Może jeśli dzień przepłaczę,
Noc przyniesie mi sen złoty. 
[1]
 
Ciągle czuję, że mam dług wobec tego życia i tej poezji. Już kiedyś do tego nawiązywałem. W komentarzu Czytelniczki/-ka było napisane, że zapomniana jest ta twórczość. Robię, co mogę. Wiem, że mało. Może ktoś prowadzi blog poświęcony Teofilowi Lenartowiczowi, a ja po prostu o tym nie wiem. Proszę o link do takiego bloga czy blogu (nigdy nie wiem która forma jest prawidłowa) i zacytuję go TU. Jedno, co mogę na pewno obiecać, to powroty do tej liry.
 
[1] Borowy W., Od Kochanowskiego do Staffa. antologia liryki polskiej, PIW, Warszawa 1958, s. 200 

Brak komentarzy: