piątek, grudnia 02, 2022

...na 150-tą rocznicę śmierci Wincentego Pola - 2 XII 1872 r.

10 marca 2015 r. ukazał się na tym blogu kolejny odcinek "Pocztu poetów zapomnianych". Odcinek pt. "Czemum ja nie wesoły" miał być odcinkiem pierwszym poświęconym poezji Wincentego Pola (1807-1872). Okazał się jednak zarazem ostatnim? Bo nie wiedzieć dlaczego zgasł mój zapał i chęć? Pogrzebałem w moim archiwum. Leży tam bardzo wiele niedokończonych tekstów/postów lub takich, o których najzwyczajniej zapomniałem. I odnalazł się odcinek drugi, pt. "I Moskali jak bydła!", z datą 28 stycznia 2015 r. Jest więc okazja, aby po ten zapomniany odcinek teraz sięgnąć, w dniu 150-tej rocznicy śmierci Poety. A z czasem dopisać ciąg dalszy?
Zatem przenosimy się w czas powstania listopadowego (1830-1831), tego zrywu niepodległościowego, którego uczestnikiem był Wincenty Pol. Nie dość na tym, za swe męstwo wyróżniony został Krzyżem Virtuti Militari. Nie dość, że poeta, to jeszcze prawdziwy bohater. Skrótów żadnych nie wprowadzam. Usuwam tylko zbędne ilustracje. Po co mają rozpychać tekst. Siedem lat temu, kiedy tekst/post powstawał miał one pewien sens, teraz go po prostu nie widzę.  
 
«Hej za lance chłopacy! 
Czego będziem tu stali? 
Tam się bija rodacy, 
A myż będziem słuchali?

Chodźwa trzepać Moskala,
Bo dziś Polska powstał!
Niech nam Polski nie kala,
Hej, zabierzwa mu działa!»

To porywające wezwanie do walki odnajdziemy w strofach wiersza „Krakusy”. Oto, jak na W. Pola podziałała wieść o zwycięstwie generała  Józefa Dwernickiego pod Stoczkiem. Nie wiem, jak na kim, ale na mnie robią wrażenia słowa:

- «Jenerale! To chwaty!
Od lewego tam skrzydła,
Wiodą cztery armaty,
            I Moskali jak bydła!»

Jakżeż inaczej odczytywało się te słowa, kiedy nie wolno było... Świadomość, że nasi bili Moskali dodawała krzepy i nadziei, że kto wie, może naszemu pokoleniu przyjdzie dokończyć dzieła. Wzór czekał w zapomnianej poezji... Wincenty Pol zamienił katedrę uniwersytecką na mundur, szablę i dzielnego dzianeta! 
Impulsu do działania dodał mu wybuch walk w powiecie trockim. Chciałbym to widzieć, jak razem ze swoimi studentami przenosił do nowych kryjówek broń. Rosjanie obawiali się wybuchu walk w samym Wilnie. Żyło jeszcze pokolenie, które pamiętało rok 1811, ba! krwawe zajścia „czasów Jasińskiego” z 1794 r. Po latach W. Pol tak ocenił wileńską insurekcję: „Powstanie na Litwie w roku 1831 nie miało pozoru systematycznej kampanii, ale było w całym znaczeniu tego słowa narodowa wojną. Prawdziwym bohaterem nie byli tu naczelnicy powstań pojedynczych, lecz była to cała rzesza zbrojnych i lud cały, który to powstanie wspierał we wszystkich jego ruchach (...)”. Znalazł się u boku legionu akademickiego, który próbował połączyć się z trockimi oddziałami. Niestety, zostali rozbici przez Rosjan. Garść powstańców uszła niewoli i dołączyła do oddziału księcia Gabriela Ogińskiego, dzięki któremu połączyli się z wkraczającym na Litwę generałem Dezyderym Chłapowskim. Świadkiem tego zdarzenia był sam Ignacy Domeyko: „Ach! Jakież to wejrzenie miał ten legion po długiej partyzantce w puszczy i za puszczą, po wielokrotnym spotkaniu się i utarczkach z nieprzyjacielem; liczył więcej sta młodzieży wychudłej, odartej, ale raźnej, wesołej”. Wincenty Pol został podchorążym w 10 pułku ułanów.
Wyprawa obfitowała w... „spotkania poetyckie”. To wtedy prawdopodobnie po raz pierwszy słyszał „Marsz za Bug” S. Goszczyńskiego. Osobiście poznał Konstantego Gaszyńskiego! Rozmawiali o twórczości m. in. Mickiewicza i Krasińskiego. Pol wręczył „koledze po piórze” jakąś piosenkę powstańczą, której był autorem. Ten zrewanżował się swoim „Przejściem Niemna 6. czerwca 1831 r.”:

Witaj kraju za Niemnem, bohaterska Żmudzi!
Coś pierwsza z ziem litewskich wzniosła broń powstania.
Oto uderza wielka chwila zmartwychwstania,
Do nowego cię życia głos wolności budzi.
Do borni! Nieodrodne Gedymina dzieci,
W pomoc bratniej Pogoni – Biały orzeł leci!

Nie stało sił Orłowi, aby wesprzeć Pogoń. Klęska pod Szawlami dopełniła goryczy... W. Pol zapamiętał obraz zniszczeń. Z cytowanego fragmentu nie wiadomo jednak czyim stało się to udziałem: moskali czy rozproszonych oddziałów powstańczych: „Na zdobycz (...) wychodzi każdy, jedni idą po obejściach i chatach, drudzy łamią i rozbijają strzechy słomiane, nie omłocone snopy roznoszą po obozie (...). w jednej chwili znika wszystko z obejścia, co tylko żywe, od kurczęcia do prosięcia (...)”. Zniszczenie, pożoga, klęska! W lipcu 1831 r. rozbite oddziały przekroczyły granicę Prus. Znajdzie to odbicie w wierszu „Stary ułan pod Brodnicą”:

Nad granicą tuż droga:
Bieży młoda kobiéta,
Zapłakana nieboga,
I ułana zapyta:
»A cóżeście panowie
Najlepszego zrobili?
A cóż na to Bóg powie,
Żeście Polskę rzucili?«

Gorzko musiało smakować to pełne wyrzutu oskarżenie? Widać z takim „pożegnaniem Ojczyzny” musieli spotykać się weterani powstania listopadowego. Nie dość, że jak obite psy musieli lizać swoje rany fizyczne, wróg następował za nimi, to jeszcze swoi umieli rzucić prawdę w twarz? Jakżeż dramatycznie Pol zamknął ten utwór:

I zapłakał na boje,
I o lance tłukł głową;
Chorągiewkę zdarł w dwoje,
I łzy otarł połową...
I zawiązał garść ziemi,
Drugą ranę obwinął,
I w świat ruszył z młodszemi,
I jak wszyscy gdzieś zginął.

Znalazł się w Królewcu, później dotarł do Saksonii. W Altenburgu zetknął się z bohaterem spod Ostrołęki, generałem Józefem Bemem. Poznawszy literackie zacięcie młodego porucznika polecił mu: „Mów z Niemcami jak najwięcej o literaturze, a jak najmniej o polityce. Głoś to, i niech oni to głoszą, że ucisk wypędza nas z ojczyzny, że nie mamy wyboru ani innych celów politycznych w tym wychodźstwie, jedynie chcemy się salwować osobiście. Narodowej stroni ani naszej, ani Niemiec nie dotykać”. Generałowi Bemowi W. Pol wystawił bardzo pozytywną cenzurkę: „Tej to komendzie i temu prowadzeniu rzeczy należy przypisać, że się tak poważnie trzymał korpus oficerów naszych; temu należy przypisać heroiczny opór naszych żołnierzy (...); temu należy przypisać zorganizowanie «Przyjaciół Polaków» (...) to wszystko było dziełem generała Bema, który stojąc przed frontem umiał niszczyć, a również dzielnie umiał tworzyć, gdy twórczej potrzeba było sił”. Generał sprawił, że na dobre zatrzymał się w Dreźnie!
W Dreźnie ponownie wpadł na Ignacego Domeykę. Klaudyna Potocka zapoznała go z Edwardem Antonim Odyńcem. Marzył, że dzięki m. in. tej znajomości pozna samego Adama Mickiewicza! I poznał, choć okoliczności raczej nie sprzyjały temu. Wieszcz był rozdrażniony, pochłonięty tworzeniem III części „Dziadów”, ledwo zauważył obecność gościa!... Pol nie miał powodów do entuzjastycznych wspomnień z tego, pierwsze spotkanie. Ciekawe, że dwie dekady później sytuacja jakby się... powtórzy? O znajomość z Polem będzie zabiegał zapatrzony w niego, młody poeta, który sam siebie określał we wspomnieniach „jako młody chłopiec”, niejaki Kornel Ujejski. Ów zagadnął swego szacownego rozmówcę o Juliusza Słowackiego: „...a na to pan Pol: «Naród nie lubi negacji, nie przyzna się nigdy do niej». Ach mój Boże! Któż ją lubi?! Ale któż wątpi, że jest niezbędna, bo inaczej stałby świat na miejscu”. Czy tak się rodziło zarzewie przyszłej niechęci panów do siebie? Zadziorny Ujejski właśnie przeciwko Polowi kierował swoje słowa: „Nie w salonie miejsce dla wieszcza narodowego, ale na ulicy albo na pustyni. Atmosfera salonowa to atmosfera cieplarni, co wychowuje rośliny obce nam widokiem i swoim zapachem (...)”. Ale wróćmy do 1831 r.
Po pierwszym „gorzkim spotkaniu” nadeszły inne. Wieszczowi podobały się wiersze młodego Pola. Nie tylko, że udzielał mu porad, jak tworzyć, ale też stał się wdzięcznym słuchaczem jego opowieści, szczególnie tych z walk na Litwie. Ciekawe na ile te opowieści znalazły odbicie w twórczości Adama? To m. in. Pol miał być głównym źródłem do poznania partyzanckich losów... Emilii Plater? W biografii Pola czytamy o tym, jak towarzystwo puszczało się łodziami na Elbę: „Mickiewicz bez kapelusza stał na dziobie łodzi. Mówił dużo. Zwrócił się do Pola. Dawał mu patent poety piosenek. Przykazywał pisać takim językiem, jakim zaczął. Nikogo się nie radzić, nie mówić z nikim, nim napisze”. Widzieć to! Szczególnie ten widok: Wieszcz stoi na dziobie łodzi!
Porucznik Wincenty Pol wpatrzony w generała J. Bema wierzył, że na terenie Francji powstaną legiony. Wyjechał z misją do Awignonu. List, który go tam dogonił zmienił jego życiowe plany! Generał zawiadamiał go: „Uwalniam cię od służby. Odezwa Lelewela do ludów oburzyła rząd francuski. Legionów nie będzie. Radzę Ci, wracaj do kraju. Jak tu będziesz potrzebny, wezwę Cię”. Był rok 1832. Rodzina, a tym bardziej panna Kornelia niepokoili się tułaczymi peregrynacjami Wincentego. Narzeczona w jednym z listów zwierzała się: „Po cóż on pojechał do Francji, ażeby walczyć za niewdzięczników?”. Wrócił, co nie znaczy, że zaraz pojął „swoją Penelopę”.
Bardziej nad obecność u boku kochającej kobiety przedkładał nad dysputy w Lubieniu z Sewerynem Goszczyńskim? Wiodącym tematem była literatura, ale nie stroniono od tematów politycznych i... słowiańskiej solidarności. Związek Dwudziestu Jeden próbował w kręgach ziemiańskich zdobyć fundusze na wydatki związane z planowanym wydawaniem czasopisma. Na przeszkodzie tym planom stanęła postawa... Aleksandra Fredry! Chciał po prostu cenzurować publikacje. Rozjuszyło to Goszczyńskiego! Nic z tego przedsięwzięcia nie wyszło!
Wincenty Pol okazał się kiepskim organizatorem siatki powstańczej. Przemierzał Ukrainę po obu stronach kordon. Trafiał albo na obojętność środowiska, albo wręcz wrogość, głównie wśród ziemian ukraińskich. Nie omieszkał o tym wspomnieć:

Gdy przybędziesz tam nieznany,
Pan cię dumny okiem zbada.
Sam zamorską mową gada,
A z błazeńska dwór ubrany.

Na to tylko w dom cię prosi,
By cię dumą upokorzył,
Bo łaskawie ledwie znosi,
Że i ciebie Pan Bóg stworzył.

Ciekawe, że będąc w Sławucie u Eustachego Sanguszki więcej wyniósł z kontaktu z teorbanistą, niż księciem? Ów nazywał się Kajetan Widort i zasypywał poetę dumkami kozackimi i gawędami o Emirze Rzewuskim.
Bardzo dwuznaczna postawa Pola w czasie przygotowań do wyprawy Zaliwskiego ściągnęła na jego głowę gromy! Gdzieś zgasł w nim żar powstańczy? Zmienił orientacją polityczną! Z pozycji rewolucyjnej zajął postawę zachowawczą?! Autorka biografii o Polu wspomina, że jeden ze współczesnych pisząc do Lelewela nazwał go „lizyłokciem, łajdakiem, błaznem”, a sama dodała od siebie: „Zakończyła się polityczna misja Pola, który wyobraziwszy sobie wyprawę partyzancka na kształt pospolitego ruszenia pod wodzą Krasickiego, nie chciał zająć postawy tej samej, co przybyli z Paryża emisariusze (...)”.
 
PS: Brak notki bibliograficznej?  Bo i nie sporządziłem jej w 2015 r. Nie wiem po jakie publikacje wtedy sięgałem, Niech mi będzie darowana ta luka w pamięci i zaniechanie sprzed lat.
 

Brak komentarzy: