sobota, listopada 26, 2022

...na 100-ną rocznicę odkrycia grobowca Tutanchamona - 26 XI 1922 r.

"Sądzę, że większość archeologów zapytanych, co się czuje wchodząc po raz pierwszy do grobu nie otwieranego przez stulecia, odpowie, iż dominującym uczuciem jest wielkie, pomieszane z grozą, zakłopotanie" - to wypowiedź samego Howarda Cartera (1874-1939). Mogę bez przesady napisać: zazdroszczę angielskiemu archeologowi jego odkrycia. To, czego dokonał równe sto lat temu jest wydarzeniem bez precedensu! Po wielu trudach i zwątpieniach, wystawiając na cierpliwość swego finansowego protektora, którym był George Herbert, 5. hrabia Carnarvon (1866-1923), dotarł do świata, o którym nawet nie mamy co marzyć. Chyba tylko ten, co odnajdzie kiedyś grobowiec króla Wizygotów, Alaryka (395-410) choć w jakimś nikłym procencie przybliży się do sławy, jaką w 1922 r. okryło się nazwisko Howarda Cartera! 
Nie sądzę, aby znalazł się ignorant, który nie słyszałby o faraonie Tutanchamonie. Ten niewiele znaczący władca, który miał panować w latach 1333-1323 r. p. n. e. niczego godnego nie dokonał. Nie wygrał walnej bitwy. Nie wzniósł pysznego bogactwem grobowca. Nie pozostawił też po sobie potomostwa krwi królewskiej. Nie miejmy złudzeń: gdyby nie Howard Carter i George Carnarvon kto by dziś pamiętał o nim. Swoją drogą ciekawe ilu w ogóle faraonów tkwi w naszej pamięci? Pewnie Cheops, zapewne Ramzes Wielki. Bardziej biegli nie zapomną o Echnatonie/Achnatonie, czyli Amenhotepie IV. Ktoś dorzuci Kleopatrę VII, choć ta faraonem-kobietą nie była. Może czytelnik prozy Bolesława Prusa przypomni sobie Ramzesa XIII. Z tym jednak, że ów nigdy nie istniał i jest wytworem wyobraźni genialnego pisarza. Niewielu zapewne orientuje się, że odnaleziony faraon-chłopiec, jak zwykło się o nim pisać, pierwotnie używał formy imienia: Tutanchaton. A to ze względu na kult boga Atona, jaki wprowadził/narzucił faraon-heretyk Echnaton/Achnaton. Przyjmuje się, że ten był ojcem Tutanchamona. Matką zaś miała być legendarna nieomal Nefertiti. Jak to pięknie zwieńczyła biografię faraona tym oto zdaniem francuska egiptolożka, Christiane Desroches-Noblecourt (1913-2011): "Carter i Carnarvon zdjęli przekleństwo Horemhaba przywracając ostatniemu synowi Teje życie, które próbowano wydrzeć mu na zawsze". [1]
Nie, to nie będzie biografia cudownie odnalezionego w Dolinie Królów monarchy sprzed przeszło trzech tysięcy laty. To pisanie poświęcam odkryciu Howarda Cartera! Leży przede mną książka, którą napisał wraz z Arthurem C. Macem (1874-1928). To on wspierał H. Cartera jako konserwator wydobywanych na powierzchnię artefaktów. Niestety ze względu na stan zdrowia musiał opuścić Egipt. Zmarł dwa lata po tym fakcie. Bez obaw nie ma to nic wspólnego z ewentualnym prasowym wymysłem, jakim była rzekoma klątwa faraona, który mścił się za naruszenie wiecznego spokoju. Kto wierzy w podobne brednie, to niech uczciwie zauważy, przyzna, że główny sprawca odkrycia zmarł na kilka miesięcy przed wybuchem II wojny światowej, zatem siedemnaście lat po swych odkryciu.
 
 Pieczęć na jednych z drzwi grobowca Tutanchamona.
 
Nie mogę swoim pisaniem zaspokoić ciekawości każdego, kto chce wiedzieć, jak to było. Zostawię tu kilka wypowiedzi, jakie znalazłem w książce obu archeologów. One najlepiej oddadzą atmosferę, która towarzyszyła im przy wkraczaniu w zapomniany świat Tutanchamona [2].
"Na pewno nigdy przedtem, w całej historii archeologii, nikt nie widział sceny, jaką wtedy ujrzeliśmy. [...] Wodziliśmy strumieniem światła, które pojawiło się tu po raz pierwszy od trzech tysięcy lat, starając się oszacować i zrozumieć znaczenie skarbu leżącego u naszych stóp" - ma się wrażenie, że oto jakiś konkwistador dotarł do El Dorado! "W historii Doliny Królów nie brak dramatycznych epizodów. Nasze odkrycie jest jednym z nich" - trzeba chyba mieć dystans do siebie samego, aby tak napisać. Jakie trzeba było mieć szczęście, aby po rozebraniu chaty pamiętającej czasy Ramzesa VI znaleźć... schody. "Te wykute w skale stopnie [...] pozwalały przypuszczać, że odkryliśmy wejście do grobu. To jeszcze bardziej rozbudziło moje nadzieje" - to był pamiętny 4 listopada 1922 r. Stąd często tę datę podaje się w literaturze, jako dzień odkrycia grobowca. Uczciwie podchodząc do odkrycia: nikt wtedy nie miał pewności dokąd one prowadzą i jaka tajemnica kryje się na ich końcu. Przychylam się do wyboru dnia 26 listopada 1922 r. Niepewność! - to chyba najtrafniejsze określenie, co przyniósł 4 listopada i dni następne. 
"Oto po latach bezowocnej pracy stałem sam - nie licząc miejscowych robotników - przed drzwiami, za którymi, być może, czekało mnie wielkie odkrycie. Wiedziałem, że za nimi równie dobrze może nie być nic, dosłownie nic" - i mimo takiego napięcia H. Carter zatrzymał roboty. 6 listopada wysłał do Carnarvona telegram: "W końcu dokonałem w Dolinie cudownego odkrycia; wspaniały grób z nienaruszonymi pieczęciami; wszystko zabezpieczone aż do Pańskiego przybycia; gratulacje". Odpowiedź była krótka: "Być może przyjadę już wkrótce". Kolejna określała, że może to być 20 listopada. Do spotkania doszło w Kairze już 18 tegoż miesiąca. Carnarvon przybył wraz ze swoją córką, lady Evelyn Herbert (1901-1980). Sześć dni później szesnaście stopni wiodących w dół zostało oczyszczonych: "...mogliśmy zejść na sam dół i dokładniej przyjrzeć się zapieczętowanym drzwiom. W ich dolnej części odciski pieczęci były wyraźniejsze i bez trudu na kilku z nich dostrzegliśmy imię Tutanchamona. Nasze emocje sięgnęły szczytu". Tego właśnie zazdroszczę (i zapewne nie jestem w tym odosobniony):  e m o c j i . I podziwiam, że siedzący jak na węglach Carter faktycznie czekał i nie tykał miejsca, aż do przyjazdu swego pryncypała, bez którego wsparcia finansowego wszelkie marzenia pryskały.
 
Od lewej: lord G. Carnarvon, lady E. Herbert i H. Carter
 
Każdy przypomina, że przełom lat 1922/1923, to miał być ostatni/ostateczny sezon prac w Dolinie Królów. Niewiele przecież brakowało, a odkrycia by nie było lub czekałoby kolejne -lecia na szcęściarza. Kiedy Carter zajmował się przyjazdem Carnarvona i jego córki inicjatywę na miejscu przejmował Arthur Callender (1875-1936), czytamy : "...spędził cały dzień na usuwaniu górnej warstwy gruzu, abyśmy rano mogli jak najszybciej dostać się do szybu. Wszystko było przygotowane do drugiego aktu odkrycia". I tu są kolejne emocje, kiedy wszyscy schodzą onymi schodami, widzą pieczęcie, a na nich bez wątpienia odciśnięte imię faraona z XVIII dynastii, którego z takim uporem szukano. Ale nagle pojawiać zaczęły się wątpliwości, czy aby na pewno ewentualna komora grobowa nie została splądrowana przez rabusiów. Tak, były ślady, że znaleźli się tacy, których nęciły skarby zmarłego pana i władcy. "Pozostało nam tylko mieć nadzieję, że złodzieje nie wynieśli wszystkiego. Jakiż bowiem sens miałoby powtórne pieczętowanie całkowicie splądrowanego grobu?" - zastanawiał się Carter. Temperatura oczekiwać, wątpliwości, nadziei - rosła. 25 listopada, po poprzednim skopiowaniu pieczęci, zerwano je i przekroczono próg, znaleziono się w przedsionku. "Na każdym kroku widać było ślady rabunku i nasza złość na starożytnych złodziei wciąż rosła" - pisał H. Carter. Oczyszczono korytarz, ale... Ten ważny dzień miał dopiero nadejść!
"26 listopada 1922 roku to najwspanialszy dzień w moim życiu. O drugim takim nie śmiem nawet marzyć" - czy nie czuć tu wzruszenia? No i docieramy do sedna zazdrości! Wreszcie dotarto do drugich drzwi! A na nich kolejne pieczęcie z imieniem Tutanchamona! Pytania cisnęły się na ustach podnieconych odkrywców, a ich odpowiedzi leżały za owymi drzwiami: "W ciągu kilku minut - które nam patrzącym wydawały się wiecznością - całe dojście do zamurowanych drzwi zostało oczyszczone. Nadszedł decydujący moment". Carter wybił otwór w lewym rogu. Świeca rzuciła migotliwe światło na wnętrze. Wtedy padło pamiętne pytanie lorda Carnarvona: "Czy Pan coś widzi?!". Usłyszał w odpowiedzi: "Tak, widzę rzeczy cudowne".
 

 H. Carter i A. Callender w grobowcu Tutanchamona.
 
"Spowity ciszą, otoczony głębokim milczeniem, spowodował więcej fascynacji swoją osobą niż większość pozostałych władców starożytnego świata. Odniósł też zwycięstwo ostateczne - zapewnił sobie wieczne i trwałe życie pozagrobowe" - czytamy w popularnym "Poczcie faraonów", autorstwa Bogusława Kwiatkowskiego. [3] I chyba zaskoczy nas ostatnie tam zapisane zdanie: "Grobowiec Tutanchamona niestety niemal wcale nie wzbogacił naszej wiedzy na temat historii politycznej jego panowania". Musimy chyba z pokorą przyznać Autorowi. 

"WIDZIAŁEM DZIEŃ WCZORAJSZYM. WIEM, CO BĘDZIE JUTRO"
- Tutanchamon 
(napis z kaplicy sarkofagowej)

 
[1] Desroches-Noblecourt Ch., Tutanchamon, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1980
[2] Carter H., Mace A. C., Odkrycie grobowca Tutanchamona. Historia największego odkrycia archeologicznego XX wieku, tłum. B. Żurawski, Wydawnictwo Amber, bmw 1997
[3] Kwiatkowski B., Poczet faraonów, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2021

Brak komentarzy: