wtorek, października 04, 2022

Myśli wygrzebane - 129 - ksiądz Manfred Deselaers

To było 20 września 2007 r. Opisałem to moje spotkanie z Auschwitz-Birkenau w artykule/poście, pt. "Auschwitz-Birkenau - 68. rocznica wyzwolenia". Tak, publikacja 27 I 2013 r. Raptem drugiego miesiąca mego pisania na tym blogu. Kiedy ten tekst pojawia się odwiedziło go już blisko 2 000 000. Nie, nie będę teraz wracał do tego pisania sprzed dekady. Po co zatem ten wstęp? Poruszony książką "Niemiecki ksiądz u progu Auschwitz", która jest zapisem rozmowy, jaką Piotr Żyłka przeprowadził z księdzem Manfredem Deselaersem (rocznik 1955). Na jednym ze skrzydeł okładki czytamy, co napisał dziennikarz: "Jestem głęboko przekonany, że dziś, w czasach niepokojów, kiedy ciemność wydaje się atakować z wielka siłą i odbiera nadzieję, bardzo potrzebujemy ludzi, którzy robią wszystko, co w ich mocy, żeby ostatnie słowo nie należało do zła, ale do dobra. Ksiądz Manfred Deselaers jest taką osobą". Przekonałem się o tym czytając książkę, którą kilka miesięcy temu wydało Wydawnictwo Znak. Dzięki też uprzejmości tegoż możemy tu oglądać oryginalne zdjęcia, jakie wykonał Sebastian Nycz. Raz jeszcze dziękuję.
Tak, to pisanie jest powrotem do książki, która znalazła się w 453 odcinku cyklu "Przeczytań". Wiadomym było, że te 330 stron pisania/rozmawiania nie będzie spokojnie stało na półce, w oczekiwaniu na zapomnienie. Jeszcze nie było publikacji na blogu, a ja już o niej mówiłem, kiedy tylko zaczął się rok szkolny 2022/2023, swoim uczniom, powoływałem się na spotkane tu treści. Tym bardziej, że natrafiłem tu na wspomnienia ofiar Auschwitz-Birkenau, które również poznałem: pana Jacka Zieliniewicza i Augusta Kowalczyka. Poczytuję sobie za wyróżnienie, że 17 XI 2013 r. uczestniczyłem w spotkaniu z Władysławem Bartoszewskim (1922-2015). O czym też pisałem zaraz po tym wydarzeniu na tym blogu. Proszę poszukać.
Po co te wszystkie przypominania? A może przechwalam się? Nie taka jest moja intencja. Zwracam tylko uwagę, że nie jest przypadkiem, że powracam do książki i znalezionych tam treści. Nie, nie pochłaniam wielu książek o obozach czy łagrach. Czuję do nich pewien respekt, a może i... strach? Przyznaję: uciekam w inne historyczne strony. Rozmowa, jaką przeprowadził redaktor Piotr Żyłka autentycznie poruszył mną. Czego zresztą można się było spodziewać po książce, o tak wyrazistym tytule?

 
Poruszyła mną i zbudowała mnie postawa księdza Manfreda. Poprosiłem Wydawnictwo o nadesłanie zdjęcia, aby je wykorzystać do tego pisania. Czekam. Pewnie, że na każdym robi wrażenie, że oto stoimy przed rozważaniami o Auschwitz-Birkenau, do jakich doszedł ksiądz katolicki rodem z Düsseldorfu, czyli Niemiec.   
Wiem, że klimat w Polsce wokół Niemiec i Niemców jest coraz bardziej gęsty od niechęci. Z jakąś bezmyślną premedytacją burzy się świat porozumienia, który budowano przez tyle lat i pokoleń. Rozumiem cyniczne intencje polityczne. Niewiele one mają wspólnego z etyką i najzwyklejszą przyzwoitością. Nie wiem czy ci cyniczni burzyciele sięgną po książkę/rozmowę. Wątpię. Tak, chciałbym się mylić. Ale przyznać się tym ludziom, że Niemiec mógłby mieć rację wykracza chyba poza krąg ich rozumowania i pojmowania świata. A przecież i w tej rozmowie pada słowo "ideologia"! Można by wokół tego jednego pojęcia zbudować cała szkołę rozumowania, czyli filozofii. Proszę wczytać się w to zdanie: "...ideologia jest gotowym systemem, gotową prawdą, do której bezdyskusyjnie dostosowujemy swoje myślenie". Krótko mówiąc: bójmy się. Oczywiście ważne, aby znalazł się demoniczny przywódca/wódz. "On jest jedynym punktem odniesienia, jedyną ważną instancją" - przypomina ksiądz Manfred. Muszę dopisywać o kim myślał? Tak, w rozmowie pada złowrogi nazwisko pewnego austriackiego przybłędy...

 
"Po niemiecku, jeśli mówimy, że nad czymś rośnie trawa, to znaczy: można już o tym zapomnieć. My kosiliśmy tę trawę i wiedzieliśmy, że nie możemy zapomnieć, nie możemy puścić w niepamięć tego wielkiego zła" - to pierwsze cytowanie z księdza Manfreda. Ale one kierują się nie tylko do tych znad Spree, Rhein czy  Fränkische Saale, ale również do nas! "Jestem duszpasterzem u progu Auschwitz" - poruszają takie deklaracje księdza Manfreda. I chyba już rozumiem gdzie leży zaczyn tytułu książki, tej niezwykłej rozmowy.
  • Dołączyłem do «oświęcimskiej rodziny», która żyje tym miejscem. Trochę jakbym przyjął drugie święcenia, które zmienią sens mojego życia. Trudno to dobrze wyrazić słowami.
  • ...w latach siedemdziesiątych, w Birkenau rosło dużo trawy między ruinami. Kosiliśmy ją i mieliśmy w głowach myśl: "Über Auschwitz darf kein Gras wachsen!", "Niech Auschwitz nie zarośnie trawą!".
  • Dotarło do mnie, że nie chodzi o to, żebym wszystko dokładnie zrozumiał, bo nie jestem w stanie ratować całego świata.
  • Kiedy piszesz doktorat o sprawcy, boisz się, co pomyślą o tobie jego ofiary.  
  • oprowadzam rzadko, i to tylko te grupy, które same mnie o to proszą, a i tak zawsze jest to dla mnie wielkie wyzwanie.
  • W Niemczech nikt nie chciał słuchać o Auschwitz, to wszystko było jeszcze zbyt świeże, ludzie bali się na ten temat rozmawiać. 
  • Godność, solidarność i zdolność do miłości - nad tym oprawcy nie mają władzy.
  • ...pomyślałem o tych esesmanach i poczułem żal i smutek, że oni byli tacy puści. Myśleli, że mają władzę, a tak naprawdę utracili swoje człowieczeństwo.
  • Każdy człowiek może zrobić dobro albo zło. Nigdy o tym nie zapominajmy. 
  • Teologowie żydowscy odpowiadali zawsze, że trudne i tragiczne doświadczenia nie są winą Boga, tylko konsekwencją ludzkich działań. 
  • To nie Bóg jest zły i mściwy, tylko my jako ludzkość robiliśmy coś nie tak i dlatego mamy to, co mamy. 
  • Potrzebujemy radykalnej zmiany, żeby zacząć budować dobry świat.
  • ...nie możemy zrzucać odpowiedzialności za wszelkie zło i cierpienie na Boga, bo to my jesteśmy odpowiedzialni za to, co się dzieje na tym świecie.
Raz jeszcze sięgnął po książkę/wywiad. Wykorzystuję to, czego nie pomieściłem w "Przeczytaniach...", ale też wracam do tego, co przetrawiłem w poszukiwaniu myśli, które powinny trafić do wrażliwszych, niż wrzaski i krzyki tzw. prawdziwych, ba! 100% Polaków. Powtarzam to czy inne zdanie? Tak, starałem się zerkać do tego, co napisałem we wrześniu. Ale tak się nie da pracować. Jeśli powtórzyłem się, to widać, że dana myśl zrobiła na mnie wrażenie. I tylko dlatego wraca tym razem. Proszę przy okazji czytania zwrócić uwagę na rolę ojca księdza Manfreda. Z jednej strony z dużym oporem opowiadał o czasach wojny, ale też uważał wyroki w procesie norymberskim za sprawiedliwość dziejową, a nie ślepą zemstę Aliantów. "Odkąd zająłem się pracą nad pojednaniem, zawsze mnie wspierał" - powiedział syn o ojcu. Ilu z nas nie może tak powiedzieć o swoich ojcach? Tu nie ma fanfaronady. Życie! Szczerość! Odwaga! W końcu książka, nad którą znów się pochylam, to też pewien rozrachunek niemieckiego księdza nad swoim pokoleniem, nad swoim dorastaniem, nad swoim stawaniem się tym kim się jest. Oczywiście jest też matka: "Jeżeli szukam korzeni swojej wiary, zaufania i miłości, to z pewnością wiele mam od niej".
  • Czasem mam wątpliwości, czy to wszystko ma sens, ale kiedy wraca światło i pokój, wiem, że to moje miejsce i moje zadanie.
  • Zbyt wielkiego pojęcia o Żydach i Izraelu wtedy nie miałem, ale spodobała mi się idea pracy społecznej wśród przedstawicieli narodu, który tyle wycierpiał w czasie wojny. 
  • Często chodziłem sam do kaplicy, kiedy nikogo tam nie było.
  • W modlitwie czułem, że wiem, dlaczego jestem w tym miejscu.
  • Duchowość mnie fascynowała.
  • Byłem jak drzewo często przesadzane z miejsca na miejsce, a adoracja była nawozem, który pomaga mi się odnajdywać w nowych przestrzeniach i sytuacjach. 
  • Nigdy nie zapomnę spotkania z dwoma mężczyznami, którzy w bardzo ostry sposób mówili, że wszystko, co się mówi o obozach, to kłamstwo, że Niemcy są niewinni,  że to wszystko wina Żydów, którzy wcale nie są lepsi od Hitlera. 
  • ...lęk to nie jest najlepszy doradca i staram się, żeby nie determinował moich życiowych decyzji.
  • Kiedy tu przyjechałem, nie znałem ani jednego słowa po polsku, więc nie było wesoło.
  • Chciałem żyć w parafii, starać się robić coś na rzecz pokoju i pojednania oraz mieć kontakt z grupami, które odwiedzają obóz.
  • Jeżeli chcemy być odpowiedzialni za przyszłość, musimy starać się poznać błędy przeszłości, zrozumieć i oceniać je, aby się nie powtórzyły.
  • Jeśli jakieś zło wydarzyło się raz, to niestety może się wydarzyć ponownie. 
  • Obozy koncentracyjne nie wzięły się z jakiegoś nieszczęśliwego przypadku.
     
Nie zwalniam nikogo od przeczytania książki/wywiadu. Dla mnie, to niemal równorzędność z tym, co odebrałem po lekturze książki "Czesałam ciepłe króliki". To z kolei wywiad Dariusza Zaborka z panią Alicją Gawlikowską-Świerczyńską (1921-2020), który opublikowało Wydawnictwo Czarne (odcinek 23 cyklu "Przeczytania...") w 2014 r. Podziwiam szczerość księdza Manfreda Deselaersa, który w pewnym momencie mówi o swojej pracy, o swojej misji: "Oczywiście, że się balem. Szczególnie tego, jak na moją pracę zareagują byli więźniowie, rodziny ofiar, środowiska żydowskie. wiedziałem, że w osobach, które mnie nie znają i nie wiedzą, jakie mam intencje, moje pochodzenia może budzić podejrzliwość i nie sprzyjać budowaniu zaufania". A jednak poszedł wytyczoną przez siebie drogą.
  • Patrzyłem na  Hössa i zastanawiałem się, jak zbadanie jego biografii może pomóc nam budować świat, w którym naprawdę nigdy więcej nie dopuścimy do takiej zbrodni.
  • Wracały też do mnie pytania o naturę i mechanizm grzechu, i o to, jak na nie odpowiada Kościół i Bóg.
  • Człowiek wierzący jest człowiekiem głębokiego zaufania, a jednocześnie wielu pytań. Stale jest gotów zmieniać swoje życie.
  • Esesmani byli szkoleni do nienawiści. Więzień to nie był człowiek.
  • Stado jest silne i wygrywa, jeśli ma mocnego przywódcę i wszyscy robią to, co on i każe. 
  • Byli esesmani nie mieli odwagi przyznać się nawet swojej rodzinie, kim byli. Bali się, jak zareagują ich dzieci albo wnuki, jeśli się dowiedzą, co robili. Bali się odrzucenia i potępienia.
  • Inaczej podchodzi się do tematu, będąc Żydem i byłym więźniem, a inaczej, będąc Niemcem i katolickim księdzem.
  • ...narodziny zaufania potrzebują czasu i cierpliwości.
  • Wiele byłych więźniarek nie ma dzieci, bo nie było w stanie zajść w ciążę po wojnie.
  • Są takie doświadczenia, które niszczą w nas coś na zawsze.
  • W głowach mamy słowa byłego więźnia, który mówił, że wierzy w słońce nawet wtedy, gdy go nie widzi.
  • Dopiero wtedy, kiedy dotkniemy rany Auschwitz, możemy próbować zrozumieć, co to wszystko może znaczyć dla nas, co my dziś mamy z tym miejscem wspólnego. 
  • Ludzie potrzebują czasu, żeby to dotykanie Auschwitz w sobie przetrawić.
     
Nie zwalnia też ta  i inne (podobne w treści i zamyśle) książki od myślenia, odczuwania i wyciągania wniosków. "Wierzę, że to nie jest tylko nasz pomysł i w przyszłości może stanie się ona dla kogoś ważną lekturą, cennym impulsem" - powiedział ks. Manfred. To już się dzieje! Jestem tego najjaskrawszym przykładem. Kiedy dziś mówiłem o Auschwitz miałem ze sobą książkę "Niemiecki ksiądz u progu Auschwitz". Postaram się, aby zakupiono ją do szkolnej biblioteki, a jeśli oświatowe fundusze na to nie pozwolą, to zostawię swój egzemplarz.
 
 
Ten docinek cyklu zupełnie inny od pozostałych? Przecież z tego, co powiedział ksiądz Manfred Deselaers można wybrać kilka odcinków, albo stworzyć autonomiczny blok pisania (przepisywania). Dla mnie, to ciągłe dociekanie i trafianie na brak odpowiedzi na jedno zasadnicze pytanie: WARUM? DLACZEGO?
 
"PRZYSZŁOŚĆ POKAZAŁA, 
ŻE MODLITWA I SZUKANIE ŚWIATŁA 
W MIEJSCACH CIERPIENIA 
JEST JEDNĄ Z NAJISTOTNIEJSZYCH 
CZĘŚCI MOJEGO POWOŁANIA".

Brak komentarzy: