poniedziałek, marca 21, 2022

Przeczytania odcinek 437: ksiądz Grzegorz Strzelczyk "Ćwiczenia z odwagi. Wędrując przez nasze lęki" (Znak)

"...dziś powszechna i wielka jest pokusa, aby zarządzać lękiem - albo inaczej: za pomocą lęku rządzić jednostkami i społeczeństwem" - kiedy otwiera się książkę na stronie, na której znajduje się takie pisanie mimowolnie skóra cierpnie. Staje się schemat? Wiele bowiem książek tak otwieram i... trafiam. Tym razem (i po raz pierwszy) trafiła do mnie książka księdza Grzegorza Strzelczyka (rocznik 1971), pt. "Ćwiczenia z odwagi. Wędrując przez nasze lęki". Taką lekturę może podsunąć tylko Wydawnictwo Znak. Nie ukrywam, że tylko dzięki niemu znajdziecie Państwo książki, jakie napisali ludzie Kościoła tej miary, co księża: J. Tischner, A. Boniecki, J. Kaczkowski, P. Pawlukiewicz, J. Twardowski; jest też miejsce na księdza prymasa S. Wyszyńskiego, J. Glempa czy G. Rysia, ba! św. Jana Pawła II. Sporo. Nie ma bigoterii, fanatyzmu i dogmatycznego zaślepienia. Tak uważam. I to też ułatwia mi Wydawnictwo Znak. 
 

Powinniśmy... bać się książki, która chce wędrować przez nasze lęki. Ciekawość jest jednak silniejsza. To, jak z babcią Autora, która musiała wiedzieć, co się w jej okolicy dzieje? Chyba tak. Bo to takie sprawdzenie siebie samego i świata obok, aby się w ogóle przekonać: jakie to są owe lęki? Zawsze będę powtarzał, że nie ma co z ich ujawnianiem obnażać. Zawsze znajdzie się ten ktoś, kto zechce to przeciwko nam wykorzystać. I w stosownej chwili wykorzysta. Nie łudźmy się. Mamy zatem na przeszło dwustu stronach pewną... lekcję. Jaką?
"Książka, którą Czytelnik trzyma w ręce, powstała na podstawie rekolekcji wygłoszonych przez Autora dla wspólnoty Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Lublinie w lutym 2021 roku na rozpoczęcie Wielkiego Postu" - czytamy m. in. w zapisie "Od redakcji", podpisanym inicjałami: KW. Jest też powiadomienie o aktualności oddanej do druku pracy: "książkę tę kierujemy do druku w pierwszych dniach roku 2022".
Uważni czytelniczy zauważają, że kiedy sięgam po tego typu literaturę (czyli te pisana przez księży, hierarchów Kościoła) niewiele wątków dotyka teologii jako takiej, Boga czy innych dogmatyczności. Nad tym się nie dyskutuje, jakkolwiek krytyczny mamy do nich stosunek, zostawiam to tym, którzy w takim kierunku czytają i znajdują. Mnie, jak zwykle interesuje człowiek, bieżący problem, zjawisko, oczywistości coś z czym sam mogę wyjść do ludzi nie będąc odebranym, jako... ekstremista pewnej doktryny. 
"...jeśli mamy trochę odwagi w przyznawaniu się do tego, co przeżywamy - dostrzeżemy, że również i w nas trochę leku na pewno jest" - mam-że polemizować. Każdy ma tego diabla, którego się boi. Mrowienie przed wystąpieniem/rekolekcjami na pewno odczuwa nie tylko ksiądz-Autor. To z nas  czyni ludźmi. Tak mi się zdaje. Jako belfer każdego dnia, po kilka godzin musze odstawić przedstawienie, czyli lekcję. Nie inaczej było, gdy pełniłem funkcję doradcy czy konsultanta metodycznego ds. nauczania historii.  Czy wiara, jak ksiądz-Autor, przeprowadzi ludzi przez krainę lęku? Wizyta u psychologa czy rozmowa z Bogiem? - takie rodzi się we mnie pytanie. Jeśli ktoś ma problem z odbiorem "Biblii" i jej nauk (np. Jezus, św. Jan), to pewnie odłoży książkę. Niech tego nie robi. Trudno, aby przeskakiwać fragmenty, bo nie zrozumiemy całości. Ale może to być jedyna okazja, aby zetknąć się np.  z Księga Powtórzonego Prawa, Księgą Estery lub tego co znajdziemy u Akwinaty czy św. Augustyna? 
Tak, poddajmy się narracji. To książka do czytania i... wsłuchiwania się w nią. Inaczej być nie może. "...gdybyśmy usunęli całkowicie lęk z naszego życia, toby się prawdopodobnie działy rzeczy straszne" - wizja nieomal apokaliptyczna. I ksiądz-Autor podaje przykłady, np. lęk przed przełożonym, stasowanym prawie,a le jest też wzmianka o COVID-zie. Trudno o prawdziwszą aktualność.  "Boją się wszyscy" - krótki, treściwe, prawdziwe. "...w moim przekonaniu radzenie sobie z własnymi lekami i zdolności do bycia z ludźmi, którzy się boją, należą do najważniejszych umiejętności - tak pasterskich, jak i po prostu ludzkich" - to, kiedy czytamy o śmierci bliskich i roli w tym trudnym czasie księdza. 
"Zatem w ćwiczeniach z odwagi podstawowym zadaniem na początek będzie zaglądnięcie we własne lęki, sporządzenie sobie ich katalogu" - pchnie ta myśl kogoś z czytających do takiego działania? Nie jest proste samemu odpowiadać sobie na takie pytania, jakie stawia ksiądz-Autor: "Co jest strachem wyobrażonym?". Łatwiej, jeśli ktoś wszystko spuszcza na Boga czy dary Ducha Świętego. "Kłopot, który nieraz mamy, polega na tym, że potrafimy się bać własnej obawy" - takie na zaś? I ksiądz-Autor wspiera się autorytetem św. Tomasza z Akwinu, a sam od siebie dodaje: "...lękanie się własnych lęków, bardzo często prowadzi do ich ukrywania: chowamy te lęki do kuferka i udajmy przed sobą samymi (a tym bardziej przed innymi), że się boimy". A lęki w nas rosną! 
Zapewne wielu czytelników zastanawia się czy to książka o psychoanalizie czy na pewno wielkopostna rekolekcja lub tylko teologiczna dysputa? Chyba, tak uważam, wszystkiego po trochu, ze wskazaniem na teologię na pewno. Zmierzmy się z kilkoma tezami księdza-Autora:
  • Może nie trzeba w pierwszym rzędzie pracować nad lekiem, tylko nad miłością?  
  • To grzech spowodował w nas pewne rozchwianie, rozchybotanie w przeżywaniu lęku i strachu.
  • Grzech sprawia, że patrzymy na Boga jak na zagrożenie, przed którym trzeba się ukryć, uciec.
  • Kiedy relacjami niepodzielnie rządzi lęk, to jest przedsionek piekła.
  • Od niedawna godzimy się z intuicją, że prawdopodobnie rzeczywistość w ogóle nie jest poznawalna do końca.
  • ...istotne jest, aby teologia nie ignorowała tego, co dzieje się w naukach.
  • W oglądzie świata nie możemy lekceważyć tego, co wiemy.
  • ...bycie nawet bardzo rzetelnym teologiem, niestety, nie gwarantuje świętości. 
  • Lęk sygnalizuje możliwe zagrożenie, strach - zagrożenia bieżące, po to byśmy mogli ich uniknąć i żyć.
Musi wo rozumowaniu księdza-Autora dojść do konfrontacji nauki Kościoła z myślą oświeceniową? Raczej nieuniknione, bo teologii (proszę przypomnieć sobie do kogo adresowane są słowa nauki) jest sporo: "A przecież jeszcze w osiemnastym wieku ludzie myśleli, że lada chwila napiszą encyklopedią, to znaczy książkę, w której będzie zawarta cała wiedza. Akurat!". Szczypta ironii? Ja tak to odbieram, choć dalej znajdziemy przestrogę, że nie wolno ignorować nauki, wymieniona zostaje choćby neurobiologia (ze wskazaniem na działanie mózgu). "Nie jesteśmy w stanie zrobić wszystkiego, ogarnąć całej rzeczywistości, uratować świata, ale możemy na przykład porządnie studiować" - gdyby z całej książki ocalało to jedno zdanie ze strony 42, to byłaby cenna wartość. 
Nie mnie rozstrzygać dylematy teologiczne, albo jak kształtowała się pierwotna potrzeba religijna. Zapożyczam to określenie prosto z czytanego tekstu. Jak odebrać pytanie 8-latka: kto stworzył Boga? "Prześledźcie intencje, w jakich ludzie się modlą - zobaczycie, że to wcale nam nie przeszło, ale ciągle w nas siedzi" - chodzi o te wszystkie prośby o zdrowie, pomyślność, szczęśliwy żywot. Stagnacja myślenia i wyobrażenia Boga oraz jego możliwości? I pojawia się lęk przed bóstwem(-ami). Nie drażnić, nie wkurzać, aby nie posłał pioruna w naszym kierunku lub najlepiej w naszego sąsiada? "Na wszelkie wypadek lepiej z bogiem nie mieć bezpośrednio do czynienia" - i tak tworzył się stan kapłański. Ciekawa interpretacja. "Już Stary Testament pokazuje, że postrzeganie Boga jako gwaranta naszego bezpieczeństwa to wcale nie jest prosta sprawa"- podpowiada ksiądz-Autor. Ale chyba też piętnuje słowami: "W każdym z nas siedzi wredny mały religijny człowieczek, który oczekuje od Boga, żeby mu załatwił jego małe interesy"
Pisząc o reakcjach na zagrożenie ksiądz-Autor przypomina: "Standardowe reakcje są dwie: ucieczka albo atak (ewentualnie trzecia - zastygnięcie; ona jednak zwykle przechodzi w pierwszą lub drugą). Także my mamy ten mechanizm wbudowany niezwykle głęboko w struktury naszego układu nerwowego". Kilka minut po przepisaniu tych zdań użyłem ich na lekcji wiedzy o społeczeństwie dla klasy VIII szkoły podstawowej. To jest prawdziwe życie książki. Nie jest ona tylko dla mnie, ale wykorzystuję ją dla podparcia swojej wiedzy lub wzbudzenia ciekawości. Trudno oczekiwać, aby 14- czy 15-latki rzuciły się do czytania tej książki. Nie mam złudzeń. Ale kto wie? Może za czas jakiś znajdą na księgarskiej półce pozycję ks. G. Strzelczyka i przypomną sobie lekcję ze mną? No to jeszcze dorzucę kilka kolejnych tez księdza-Autora:
  • W lęku przede wszystkim niezwykle istotne jest właściwe zidentyfikowanie zagrożenia.
  • Czasami bardzo dobrze identyfikujemy zagrożenie, ale fatalnie dobieramy reakcje.
  • Lęk jest zasobem także dlatego, że zbiera nasze siły. Paradoksalnie, może być całkiem niezłym dopalaczem.
  • Każdy lęk, a przynajmniej prawie każdy, może być obrócony w zasób.
  • Czasami lęk mówi nam i prawdziwym zagrożeniu, z którym nie damy sobie rady sami.
  • Znajdując się w sytuacji zagrożenia, często najchętniej byśmy zniknęli: żeby nas w ogóle nie było. 
  • Często w życiu będziemy lądować w sytuacjach, które nas przerastają. To raczej standard niż wyjątek. 
  • Ktoś musi decydować o tym, co jest dobre, a co złe, i ktoś musi potem pilnować porządku.
  • Gwarant moralności jest zatem potrzebny także do tego, żeby karać tych, którzy zachowują się niepoprawnie. 
  • Lęk jest niezwykle silnym motywatorem, zwłaszcza jeżeli chodzi o zniechęcenie do czegoś.
Trudno nie zgodzić się, na taką socjologiczną oczywistość: "Żyjemy w grupach. Oznacza to, że potrzebny jest nam jakiś rodzaj ładu, żeby grupa funkcjonowała; potrzebny jest porządek, zestaw wspólnych interesów bądź wartości, a w bardziej zaawansowanej wersji - jakiś rodzaj moralności". To nieomal definicja! Na wielu lekcjach można by nią sięgać. Uniwersalna myśl. Na swój użytek używam określenia: nie żyjemy w słoiku. Życie dla samych norm jest bez sensu. Zaczynam polemikę? Filozofuję? Odpływam w swym gadulstwie? O to proszę pretensje mieć do księdza Grzegorza Strzelczyka, to ON zaczął. Ja tylko odpowiadam sam sobą na narrację, z którą się mierzę. Jak zwykle szukam w tym wszystkim również siebie. Nie jestem ze Śląska. Nikt mnie Bebokiem nie straszył, ale... Dziadek straszył mnie Cyganami, że wezmą i porwą mnie do worka! Tu we wspominaniu księdza-Autora też jest worek. I tak, jak na Śląsku strachem wymuszano na dzieciach określone zachowanie, dyscyplinę. To jest to, co ja nazywam: polemiką z książką. Ona żyje tez poprzez nasze porównywania.
"...jesteśmy powołani do miłości, a jej się nie da wzbudzić żadnym lekiem. Spróbujcie, strasząc, doprowadzić kogoś do tego, żeby zaczął kochać... Wszystkiego najlepszego!" - świetne, trafione, prawdziwe i chyba oczywiste. Takich oczywistości jest wiele. Zatrzymujemy sie przy nich. Nawet, jeśli na chwilę. To znaczy, że jednak argumentacja trafia, nawet jeśli nie chcemy mieszać tu boga, Adama i Ewy czy wszystkich cytowanych świętych lub innych bohaterów Biblii (patrz: Noe).
  • Im więcej doznajemy zawodów, im częściej nasze zaufanie zostaje zawiedzione, im częściej jesteśmy ranieni przez kogoś bliskiego, tym bardziej nieufni się stajemy.
  • Wola to nasz drugi główny zasób, po rozumie, z którym stajemy wobec lęku.
  • Jako ludzkość tkwimy już w lęku wskutek tego, że grzech zaburzył nam ogląd rzeczywistości.
  • Miłość to czysta pozytywność.
  • Lęk kojarzy się z karą: lękamy się, że coś się nam stanie w konsekwencji nieakceptowanego (złego) zachowania.
  • Sporo naszych lęków i strachów bierze się właśnie z potrzeby przynależności do grupy.
  • Znalezienie się poza wspólnotą jest pod wieloma względami bardzo dotkliwe, może być traumatyczne.
  • ...wiecie, nasz mózg potrafi wykreować przekonania, których tak naprawdę nikt nie żywi.
  • Gdy rośnie lęk, wzmacnia się nieufność.
  • ..stół pozostaje jednym z fundamentalnych elementów budowania wspólnoty.
Pewnie wielu może zastanawiać się czy książka chwilami nie jest zbyt hermetyczna tematycznie i nie skierowana wyłącznie do członków wspólnot, jak ta w Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Lublinie? Gdyby tak było Wydawnictwo Znak dałoby sobie chyba z nią spokój. Kiedy to moje pisanie ukazuje się trwa Wielki Post. Czy w nas jest ów post? To już odrębna historia. Sam fakt, że jednak przekładamy kolejne kartki, zastanawiamy się nad treścią - już jest sukcesem. Budzą się emocje. Różne. Od negacji po zaciekawienie. Nikt nie twierdzi, że to lektura łatwa. Książka dla mas? Nie. Ludu? Też wątpię. Odbiorcy jedynej polskiej rozgłośni radiowej (nie mylić z polskojęzycznymi, jak przestrzega się w jej przekazach) raczej nie zajrzą do tego, co miał do powiedzenia ksiądz Grzegorz Strzelczyk. Nie wiem czy propaguje się tę literaturę. Nauki księdza-Autora wymagają jednak pewnego poziomu. Zatem jednak jakaś hermetyczność istnieje? - dopyta zainteresowany pan lub pani. Bez dwóch zdań.
 
"NIE MA CO LICZYĆ NA TO, 
ŻE NATURALNE LĘKI BĘDĄ DLA NAS 
DROGOWSKAZAMI MORALNYMI".

Brak komentarzy: