czwartek, września 23, 2021

Przeczytania... (415) Tim Heath "Dziewczyny wodza. Tragiczne dzieje młodych wielbicielek Hitlera" (Bellona)

"Moja teoria edukacji jest surowa. Wszystkie słabości trzeba wyplenić. Młodzież, która kończy moje szkoły, będzie postrachem świata. Chcę młodzieży, która jest gwałtowna, władcza, nieustraszona, okrutna i odporna na ból" - ta wypowiedź to klucz do książki Tima Heatha "Dziewczyny wodza. Tragiczne dzieje młodych wielbicielek Hitlera", którą wydała Bellona, w tłumaczeniu Władysława Jeżewskiego. Książki chwilami przerażającej. Książki przestrogi. Oto po raz nie wiedzieć który sięgam(-y) po dzieje III Rzeszy, aby mimo wszystko zrozumieć, jak naród, który wydał Bacha, Schillera, Einsteina czy braci Mannów stał się narodem oprawców, morderców, zdeprawowawszy istot, chwilami niegodnych miana człowieka. Nie twierdzę, że książka T. Heatha odpowie na każde pytanie, ale na pewno przybliży, pozwoli dotknąć zjawiska, jakim była pozycja i rola dziewcząt w hitlerowskich Niemczech.
Zacząłem od cytatu o szkole. Fragment tej wypowiedzi jest na okładce książki, tam gdzie krótkie do niej zachęcenie. To tam przeczytamy m. in.: "Dziewczyny wodza to portret zapomnianego pokolenia niemieckich kobiet, które miały nieszczęście dorastać w Trzeciej Rzeszy i podczas drugiej wojny światowe. Autor książki oddaje im głos, aby same opowiedziały o swoich przeżyciach - mało znanych, często dramatycznych, a nierzadko wstrząsających". Czas wyboru tej lektury nie jest przypadkowy. Kilkanaście dni temu minęła LXXXII rocznica agresji niemieckiej na Polskę, 1 IX 1939 r. To przecież na tę wojnę poszło pokolenie werbowane do Hitlerjugend, Bund Deutscher Mädel, Jungmädelbund. Stało się też jego ofiarami. Proszę mi wybaczyć szczerość, ale trudno wzbudzić we mnie współczucie, że jednak i ich spotkało okrucieństwo wojny. Na własnej skórze odczuli skutki ideologii, która uwierzyła, że jest das Herrenvolk. Nie uronię łzy nad tym, że ten czy ów nie wrócił z frontu czy padł ofiarą samczych-alianckich napaści (czytaj: gwałtów). Żeby nie było, ale nie usprawiedliwiam nieludzkiego odwetu Sowietów i ich sojuszników.
Jak zwykle, przy takich wspomnieniowych książkach, a do nich zaliczają się "Dziewczęta wodza", dla mnie najcenniejsze są opinie świadków, owych dziewczyn. Jest ich bardzo dużo. Nie zapominajmy, to pokolenie na naszych oczach i w naszej obecności odchodzi. Coraz mniej wokół mnie, w moje rodzinie, dziewcząt czasu wojen. Ostatnio zmarła moja Mama, lat 85. Kiedy kończyła równe 10-lat spadła bomba na Hiroszimę. Po co znów familijne wtrącenie? Że to jednak czas nieodległy dla mego pokolenia, pierwszego wychowywanego bez wojny. 
Z okładki książki patrzy na nas m. in. Theresa Moelle. To ta blondynka na samym przedzie, której koszulkę zdobi swastyka. Jej relacją otwieram spotkanie z tą książką. Theresa była świadkiem alianckich nalotów na Berlin: "...rozległa się syrena przeciwlotnicza. Jak zwykle nastąpiło zamieszanie i rutynowy obrządek: wyskakiwanie z łóżka, ubieranie się, a potem zejście do zimnej, wilgotnej i przebrzydłej piwnicy z winem. Nalot trwał dość długo, bo syrena odwołująca alarm odezwała się dopiero po dobrych dwóch godzinach". Jej ciekawość pchnęła ją też do sprawdzenia, co się stało z zestrzelonym alianckim samolotem. widziała wrak, widziała ciała załogi przykryte brezentem: "Był to niesamowity widok. Pamiętam, że pomyślałam wtedy: jak straszne musiały być dla załogi samolotu ostatnie minuty. Ale potem przypomniałam sobie o berlińczykach, którzy prawdopodobnie zginęli od bomb zrzuconych na miasto przez ten samolot". Dostała na pamiątkę fragment plastikowej szyby z rozbitego Wellingtona.
Trudno pochylić się tu w tym pisaniu nad każdym zapisem i przytaczać każde wspomnienie. Kilka tu zamieszczam. Nie ma znaczenia dla mnie czy to powiedziała Heidi Koch, Kirsten Eckermann, Dora Brunninghausen czy Barbie Dansk. Dla mnie to głos pokolenia. Dobrze, że nie anonimowy. Te dziś nobliwe die Frau muszą żyć ze wspomnieniami swego dorastania, swego zaangażowania, swej fascynacji. Bo ulegały jej, jak większość tego pokolenia. Okazuje się, że III Rzesza, jej zuniformizowany system edukacji otworzył świat przed dziewczętami, które wychowywano w modelu 3 razy K! Stworzenie choćby Jungmädelbund okazało się swoistym uwolnieniem, wycieczki i wyjazdy na zloty organizacji młodzieżowych rzadka okazja do uwolnienia spod czujnego oka apodyktycznych matek, nie okazujących uczuć ojców, dominacja braci. "Ładny mundurek, który dostałyśmy, różnił się bardzo niewiele od tradycyjnego mundurka ówczesnych uczennic. Jeździłyśmy na obozy na wieś i do lasu, co było głównym powodem mojego wstąpienia: chciałam się bawić, przeżywać przygody". wspominała jedna z ówczesnych dziewcząt. Przeraża, że jedna z czołowych pań systemu (zona wysokiego oficera SS) nie kryła takich poglądów: "Któraż kobieta nie chciałaby zostać siłą wzięta przez swego mężczyznę? Jeśli jest szczera, każda przyzna, że to lubi". Ponoć była postrachem wśród niemieckich dziewcząt. Nazywała się Gertrud Scholz-Klink. Poszperałem trochę na jej temat. ciekawie brzmi w rodzinnym języku funkcja, jaką pełniła: Reichsfrauenführerin. Mam cichą nadzieję, że nikt nie wpadnie w 2022 r. na pomysł obchodów 120-tej rocznicy jej urodzin. 
Oto wartość dodana takich książek: budzi ciekawość. Odpowiada na wiele pytań, ale tez zmusza do tego, aby szukać. Stąd moje dopisanie po niemiecku funkcji frau Scholz-Klink. Aż chciałoby się przeczytać jej książkę, pt. „Die Frau im Dritten Reich / Kobieta w Trzeciej Rzeszy”. Chyba nie ma jej polskiego tłumaczenia (a mój niemiecki coraz kipeścieje), bo kiedy w wyszukiwarkę wrzucimy nazwisko autorki (żyła w latach 1902-1999), to wskazuje nam... książkę Tima Heatha. 
To nie przypadek, że spotkanie z "Dziewczynami wodza" zacząłem od cytatu z Führera na temat szkoły. I nie chodzi tu tylko o moja profesję, którą wypełniam od 1984 r. Szkoła od zawsze była oczkiem władzy, jaka by ona nie była i jakiej by nie dotyczyło to epoki historycznej. Oto kilka wypowiedzi na temat tego, jak zmieniało się oblicze szkół w Dritten reich: "Kilku nauczycieli z dnia na dzień znikło z naszej szkoły, a na ich miejsce przyszli nowi. [...] Nowi nauczyciele, jak ich określałyśmy, należeli do partii nazistowskiej i z wielką swadą informowali nas, co maja nam do zaoferowania  jako młodym Niemcom naziści i Hitlerjugend". Sama wspominająca zwracała uwagę na swe pochodzenie, ubóstwo i cudowność świata, jakiego wizję artykułowali owi nowi belfrzy. W kogo najpierw uderzył pedagogiczny klin? Chyba nikogo nie zaskoczę: "Dzieci żydowskie stały się przedmiotem drwin i po pewnym czasie zaczęły być terroryzowane przez nauczycieli i innych uczniów. Nie mieliśmy odwagi rozmawiać z żydowskimi kolegami, bo nauczyciele uprzedzili nas, że jest to zakazane". Inne wspomnienie: "W szkole zaczęto nas uczyć Mein Kampf i powtarzano, że jeśli nie zniszczymy Żydów w naszym społeczeństwie, to oni zniszczą nas. [...] Mogę uczciwie powiedzieć, że nie byłam wrogo nastawiona do Żydów i nigdy nie skrzywdziłam fizycznie nikogo, bez względu na jego rasę itp". Nie wypiera się, że wpajano im obowiązki i posłuszeństwo wobec kraju i A. Hitlera! 
Oddaję głos Autorowi książki, bo przecież jego mozolnej (od 1997 r. prowadzonej pracy nad nią)  zawdzięczamy to, że mogliśmy wejść do tego świata. Widać, że nie obojętnym był mu los opisywanej bohaterek, skoro czytamy, m. in: "W gruncie rzeczy wydaje się dziwne, że mimo wszystkich dyskryminacyjnych przepisów wprowadzonych przez Hitlera i jego administrację kobiety pozostawały wierne sprawie nazistowskiej. [...] A przecież przywódcy tego kraju traktowali je jako obywatelko drugiej kategorii, nadających sie tylko do rodzenia i wychowywania dzieci". Takie same wątpliwości w trakcie czytania będzie miało wielu myślących i czujących czytanie odbiorców. wierzę w to. Takie książki nie zostają na półkach. Kto bądź będzie chciał snuć wątek indoktrynacji znajdzie tu wiele, bardzo wiele  ciekawych przykładów, rozważań i cytatów. I ja pod takim kątem rozbieram te książkę, bo jako czynny zawodowo nauczyciel historii już mam w głowie, że to i owo znajdzie się na moich lekcjach. I to pewnie szybciej, niż komukolwiek to się zdaje.
Chyba jednak zapominamy, jaką rolę odgrywał dom w edukacji ówczesnej młodzieży. Tu się nie da porównać, a nawet chwilami zrozumieć, tamtego systemu z tym, co obserwujemy obecnie w rodzinie czy szkole. Jeszcze ja należę do pokolenia, które szeregowano w postawie, że "ryby i dzieci głosu nie mają". Oto ona wraca do szkoły i w drzwiach wita matkę "Heil Hitler!". Reakcja matki? Czytamy: "Wydawała się zmartwiona, co było u niej niezwykle. [...] mama uważała pewnie, że całe to salutowanie nie jest konieczne albo może ma zbyt polityczny charakter dla młodej dziewczyny -  trudno mi powiedzieć". Pęka mit, że wszyscy i na każdym kroku okazywali entuzjazm ze zwycięstwa nazizmu. To ojciec tej dziewczyny musiał wydać zgodę na to, by wdziała odpowiedni mundur. I tu kolejne zaskoczenie: "Ojciec, chociaż popierał narodowych socjalistów, uważał, że młode dziewczęta nie powinny angażować się politycznie". Wstąpiła. Wskazuje na presję społeczną, groźby przypisania rodzicom postawy nieprawomyślnych obywateli państwa! Ale: "Wszystkie bardzo szanowałyśmy swoich ojców i nie śmiałyśmy się z nimi sprzeczać ani kwestionować ich decyzji; jeśli nas nie pytano, nie zabierałyśmy głosu". O tym pisałem wyżej, choć trudno zaliczyć mnie do pokolenia wojennego. Inne wspomnienie: "Wiem, że na moim ojcu robiły wrażenie roztaczane przez Hitlera wizje przyszłego dobrobytu. [...] Mój ojciec był patriotą. Pamiętam, jak czytał jedną z broszur partii narodowosocjalistycznej". To jest obraz, jakiego nie dostrzeżemy, gdy przychodzi nam czytać o... zbrodniach czy podbojach III Rzeszy. Wsparcie finansowe rodzin: "Rodziców nigdy nie było stać na to, żeby wysłać mnie na wieś. Później jednak partia nazistowska przyznawała biednym rodzinom finansowe zapomogi, aby umożliwić im wyjazd na wakacje". Kolejne kupione (sprzedane) pokolenie...
Fascynacja nową ideologią! Zauroczenie Führerem! To zawsze pojawia się w książkach o III Rzeszy. "...krzyczał z głębokim przekonaniem na każdym wiecu. Potrafił wzruszyć cię do łez tak jak nikt inny. Nie można sie więc dziwić, do czego to wszystko doprowadziło" - zwolennik niby-nauki, tj. historii alternatywnej pewnie teraz zachodzi w głowę, co by ta pani powiedziała, gdyby faktycznie III Rzesza trwała i trwała. Na szczęścia tak budowany Vaterland runął w maju 1945 r. I już żadna niemiecka dziewczynka nie musi wysłuchiwać takich lekarskich opinii: "...jestem pewien, że będzie pani bardzo dobrą niemiecką matką i będzie pani miała wiele niemieckich dzieci, tak jak tego wymaga od pani Führer". Tim Heath tak pisze: "Badania ginekologiczne miały w szczegolności na celu stwierdzenie, że jej błona dziewicza jest nienaruszona. Chodziło też o porównanie wyników jej badań z wynikami badań dziewczynek niearyjskiego pochodzenia". Dziewczynka, która pomyślnie przeszła takie badania/kontrolę mogła zatem wstąpić do Jungmädelbund. Mamy zdjęcia tych dziewcząt. Że to czysta propaganda? Nie mnie oceniać. Autor wręcz pisząc o tej organizacji klasyfikuje jej rolę w życiu młodych Niemek: "Dla wielu dziewcząt Jungmädelbund stał się namiastką rodziny. Związek był celowo zorganizowany tak, żeby przypomnieć wieka rodzinę". Dewiza jej brzmiała: "BĄDŹ WIERNA, BĄDŹ CZYSTA, BĄDŹ NIEMKĄ". 
"Nie potrzebujemy przywódców intelektualnych, którzy tworzą nowe idee, ponieważ najwyższym włodarzem wszystkich dążeń młodości jest Adolf Hitler" - to sam Baldur von Schirach, zbrodniarz wojenny sądzony w Norymberdze w 1946 r. Zapamiętajmy TO zdanie. Jak wiele innych, które na potrzeby tego pisania tu wykorzystałem. Totalitarne zakusy różnych różnistych nie umarły 30 kwietnia 1945 r., kiedy tchórzliwy wódz tysiącletniej Rzeszy odebrał sobie życie. Po Europie hula wiatr nacjonalizmu, rasizmu, zdeklarowanego faszyzmu. Nie trzeba opuszczać granic III Rzeczypospolitej, aby się o tym przekonać. Książka Tima Heatha przypomina nam do czego prowadzi jeden słuszny model rządów, kult nieomylności i wiara w dogmaty.

2 komentarze:

  1. Przerażające!
    Indoktrynacja w jakiejkolwiek dziedzinie życia jest ordynarną manipulacją.
    Tak jak uprzedmiatawianie połowy populacji. I nie ma znaczenia czym tłumaczona; biblijnym powołaniem,ewolucją,obowiązkiem wobec ojczyzny, czy poszukiwaniem cnót niewieścich...
    To jest barbarzyństwo!
    Książki muszę poszukać

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogę dopowiedzieć, że wkrótce inna, a podobna w tematyce książka. Tylko, że napisana w 1939 r. Proszę zerkać na blog. Zachęcam.Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń