poniedziałek, sierpnia 30, 2021

Przeczytania... (412) Edward Stachura "Cała jaskrawość i inne utwory" (Iskry)

Kiedy nie wiem, jak zabrać do książki (a nie chcę jej traktować, jak jeża) sięgam po jedyną sprawdzoną metodę: otwieram ją na chybił-trafił. Efekt zwykle mnie zaskakuje i umysłowa maszyna się włącza, zaczyna się pisanie, zaczyna się odkrywanie, zaczyna się przypominanie (o ile rzecz dotyczy autorów mi znanych). Przede mną dość obszerne (żeby nie rzec: opasły) tom: niewiele mu trzeba było do dziewięciuset stron druku. Ale wydawca (czytaj: Iskry) z jakichś powodów tego nie zrobił. Choć w przypadku Jarosława Iwaszkiewicza przekroczył barierę nawet tysiąca stron. Zatem można było. Zarzut? Ależ skąd. Oby nie w oczach tych, którzy zaczną stękać, że za gruba, że za nie poręczna itd, itp - sypie się litanija. Doceni ten, kto w jednym miejscu chce mieć trochę więcej niż kilka opowiadań na krzyż. Bo mamy tu i opowiadania, i poematy, i wiersze, i piosenki. Taka retrospekcja twórczości jednego Autora. Wyjątkowego Autora. Edwarda Stachury (1937-1979)! "Cała jaskrawość i inne utwory" zapewne zaspokoją ciekawość tym, co pisał, jak pisał, a nawet dla kogo pisał?
"Żeby mogło być wieczyście (tak jak to widzi ten, który tu próbuje to wyjaśnić), ktoś musi nieustannie się pojawiać i znikać, ktoś musi pisać listy albo samemu być tym listem, tym liściem, co jesienią znika z drzewa i pojawia się na wiosnę. Być może to jedyna szans muskania prawdziwej wieczności w tym czasowym życiu, zanim się zniknie i nie wiadomo pod jaką postacią powróci, jeżeli się powróci" -  znalezione na stronach 617 i 618. A dokładnie rzecz ujmując jestem w "Wszystko jest poezją". Zanim tu powrócę, bo powrócę, właśnie zapraszam do wierszy, do piosenek. I wtedy okaże się, jak wiele w nas Stachury, jak często powtarzamy frazę, ale za cholerę nie kojarzymy kto to napisał. I to jest smutne. Sypnę słowem poetyckim:

Z nim będziesz szczęśliwsza, 
Dużo szczęśliwsza będziesz z nim.
Ja, cóż - 
Włóczęga, niespokojny duch,
Ze mną można tylko
Pójść na wrzosowisko
I zapomnieć wszystko
Jaka epoka, jaki wiek,
jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień
I jaka godzina
Kończy się,
A jaka zaczyna

Prawda, że znamy? Prawda, że wielu z nas słyszy ustną harmonijkę i muśnięcia w struny, i głos Krzysztofa Myszkowskiego. Tak, Stare Dobre Małżeństwo. Włączamy YT lub jeszcze lepiej płytę i odpływamy razem ze Stachurą. 

Skocz w pudło gitary
I tak rozłóż obozem,
Skocz w pudło gitary,
Ratunkowym ona kołem.
Przeczekaj nachalna nawałnicę
Wyjdź potem ze słońcem na ulice!

Akurat sierpniowe słońce przebija się przez spuszczone szpary żaluzji. Inaczej nie mógłbym tu siedzieć i o 8:02 pisać. I być ze Stachurą. Bo kiedy chcę trochę drapieżczości musi tu zjawić się sam Mirosław Czyżykiewicz i w jego wykonaniu "Życie to nie teatr". Jacek Różański jest dla mnie zbyt delikatny, ja chcę pazura, ognia, tego ślizgania się po strunach, uderzeń w pudło gitary: 
 
Życie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam;
Życie to nie tylko kolorowa maskarada;
Życie jest straszniejsze i piękniejsze jeszcze jest;
Wszystko przy mnie blednie, blednie nawet sama śmierć. 

Nie mogę wycytować całego zachwycenia dla tej poezji, dla tych fraz. Odsyłam do tego, co zostawił Stachura, a tak cudownie zabiera nas w te klimaty choćby SDM. Pora obudzić w sobie poetę, bo ponoć każdy z nas nim jest. Rodzimy się z tym (jak z rakiem?), aliści nieśmiało drzemie w nas, może pora go obudzić. Tak, za sprawą Edwarda Stachury:

Ty, co płaczesz, ażeby śmiać mógł się ktoś
- Już dość!
Odpędź czarne myśli!
Dość już twoich łez!
Niech to wszystko przepadnie we mgle!
Bo nowy dzień wstaje,
bo nowy dzień wstaje,
Nowy dzień!

"Mało, mało brakowało, jak cię kocham, życie moje, a bym ominął miejsce, gdzie jestem: na ławce pod kasztanem" - zaraz jesień, lato powoli mówi swoje do widzenia, adieu, nashledanou. "Ale wracam do tyłu, do siebie, jak idę właśnie pod górę z pewną myślą" - same mnie te zdania odnajdują, jakby czekały na mnie, zerkają z kolejnej strony, jak zza rogu zapomnianej ulicy. Budzi melancholię. I nie ważne skąd czerpię je. Są tu, na pierwszych kartach wyboru, jaki podsunęli nam Monika Stachura i Jakub Beczek. Ukłon w tym kierunku, bo wybrać, to podać dalej, przypomnieć, ale i... zawrócić w głowie. Bo kto się porywa do czytania Stachury musi się na to nastawić. Ta literatura nie pozostawia nas obojętnym. Moim zdaniem warto dawkować z umiarem. Pewnie dla wielu czytelników właśnie zaczyna się odkrywanie życia, o którym Gustawa Herling-Grudziński napisał: "...jego opis własnej męki ma dźwięk najczystszej i najprostszej spowiedzi ludzkiej z wiecznego styku rozpaczy i nadziei. Człowiek rozpięty między życiem i śmiercią, między cierpieniem i tęsknotą do pogodzenia się ze światem [...]". Czy każdy jest gotowy na taką podróż? Nie wierzę, że tak.
 
 
"Można się całe życie uczyć i być głupim, ale jeść trzeba" - i czytać. Tym bardziej, że to, co nam zostawił Stachura jest żywe, nie zapleśniało. Nie każdy może pochwalić się dżinsowym wydaniem sprzed lat. Znam takich, na których półkach stoją te wymęczone przez czas egzemplarze. To jak relikwie zachwytu sprzed lat, ważne dopełnienie ich biografii. Mitologizuję? Nieprawda. Tak jest. "Bo teraz, kiedy widzę albo spotykam pyszałka, to tak mnie odpycha, jak od smrodu jakiegoś, jak od niektórych miejskich ustępów" - nie podpiszemy sie pod tym zdaniem? Nie wierzę. "Nie przed każdym można rozpostrzeć to, co się ma na dnie worka" - kolejny strzał.  Długo tkwimy na jakieś stronie i odejść z niej nie możemy, bo to o nas, bo to w nas. Najlepszy przykład sterczę w "Pod Annopolem" i boje się, że to jakieś 10 % całości, a ja ujść dalej nie mogę. Bo gadam ze Stachurą! Odnajduję w nim... siebie, swoje myśli, swoje wątpliwości, swoje zakręty, swoje upadki, swoje podnoszenia się.
Bronię się, aby nie zrobić z tego odcinka cyklu: myśli wygrzebanych. Do tego zmierza? Bo miast zachwycać się fabułą, myślą przewodnią, ukazywaniem jakim prozaikiem czy poetą Stachura by, to ja łowię zdania. Może tak trzeba: "Z każdym podzielę się opłatkiem, chlebem, kawałkiem kiełbasy czy kaszanki, jak on nie będzie miał, a ja tak, ale to, co wycierpiałem, co moje i nie podzielę się z tym każdym, bo nie każdy zasługuje, nie każdy jest godny czapki cierniowej". Dlatego pisałem, że ta literatura nie dla każdego, nie zostawia obojętnym. Cholernie celnie wpasowuje się w nasze biografie. Czy to może tylko znak starzenia się, blisko sześćdziesięciolatka, który wraca w tej chwili do prozy Edwarda S.? Bo u mnie jest tak, jak tu stoi napisane: "Ostatnio zauważyłem, że coraz częściej ociągam się ze spaniem nawet wieczorem. Buntuję się. Nie chcę. To znaczy, che mi się spać, ale ja jeszcze nie chcę. Buntuje się. Bo żal mi. Sen to jednak jest jakiś koniec". Zapytajcie mojej Żony. Oto znajdujemy się w Stachurze! To jeszcze o Nim czy już o nas? 
"Zupa była przepiękna" - kto tak dzisiaj pisze? Jakim trzeba urodzić się poetą, aby zachwycać się nad zupą wiśniową ze śmietaną? Oto Stachura, na jakiego czytając musimy uważać. Nie patos, nie zachwyt, nie życiowe doły, ale... zupa. To jak niemal u Dyzmy sprawa sałaty i talerzyka: "Terkowski głupstwo, ale szkoda sałaty!" [1]. Dziwne zestawienie? Ale mnie tak naszło. Oto skutek: jedna literatura budzi wspomnienie drugiej, zdawałoby się kompletnie z innego kosmosu. Bo literatura, to kosmos. Wraca sprawa snu: "Czy po to jest statek, aby osiadł na mieliźnie? Czy po to się żyje, żeby spać w najlepsze?". Będzie z tego czytania, jak mniemam, jednak odcinek Myśli wygrzebanych. Często sobie obiecuję, a potem przychodzi jakiś umysłowy reset i odcinka nie ma. Jak ten o Hłasce i Broniewskim? Nie wiem czy trafny jest ten cytat: "Słynna jest fatalna moc alkoholu". Na pewno niewiele ma w sobie z pedagogicznej poprawności i życia w cnotach wszelakich (damsko-męskich). 
 
Umiarkowani rabują światło nie kto inny
oni są gnilne owoce tego kontynentu
oni są jeden za drugim wicekróle
tak mówię
 
I znów strofa? Poemat. Tym razem. Nie ma żartów. Zaczynam skakać? Bo pan z zadartym nosem, co to myśli, że jest Kościuszką, już podsypia? A mi na zegarze mija kolejna godzina. I wcale mi nie dość. Bo ze Stachurą nie da się nudzić. Świetnie pomyślano, aby w jednym tomie rzucić tak różne literackie tworzywa. Mamy namiastkę wielorakości, wielojakości, wiel... - tak, nie bójmy się to napisać: wielkości Edwarda S. I wcale nie trzeba było się urodzić za Stachury, za PRL-u, aby zrozumieć, aby docenić, aby polubić. 
 
ale w skrytości ja jestem dumniejszy wiele
i pragnę dorównać znaczy pragnę przewyższyć
i ścigam ciebie ślad twój wyraźny
od tylu nocy że jedna może mi da
trafić i zabić
 
Ilość literówek, które muszę potem poprawiać (które mi umykają), są dla mnie oznaką ekscytacji, tego wyjątkowego czasu, kiedy piszę szybciej, niż myślę. Tak jest teraz. Chcę jak najwięcej wyrazić, a tego nie daje się zrobić. Bo Stachurę po prostu trzeba przeczytać, jeżeli już sięgnęło się choćby po jego prozę. To brzmi, jak zaproszenie: "Ja wiem, Szanowny, Uważny oraz Nieewentualny Czytelniku, że to nie jest tylko tak, że Ty lekko i chyżo przebiegłeś oczami tam, gdzie ja ciężko i z wolna, krok za krokiem włóczyłem nogami"? Też bym chciał, aby moje nóg włóczenie miało swego odbiorcę. Czy pomoże mi w tym Edward Stachura? Tak, w takiej chwili żyję światłem odbitym od nie byle kogo. Niestety "Buty Ikara" M. Buchowskiego pożyczone przepadły. Trudno? Teraz czuję niedosyt braku biografii, jaką Iskry starannie wydały przed laty [2].  Ale tak bywa z pożyczanymi książkami. Stąd nauka jest dla żuka: nie pożyczaj! Rozdaję książki, ale z pożyczaniem różnie bywa...
 
 
"Dlatego pisz listy, Przyjacielu, pisz listy, Przyjaciółko, żebym - nie mając dowodu na to, że jesteś, a mając raczej dowód na to, że jesteś - miał jednocześnie dowód na to, że jesteś" - cudowne! Tylko kto dziś listy pisze? Nie wiem, kiedy ja to robiłem. Całe moje genealogiczne wygrzebywanie przodków opierało się na sztuce epistolografii. Jakie to sensowne: "...moje istnienie, moja obecność nabiera dla ciebie cech wieczystych, wtedy kiedy ja piszę do Ciebie list". I wróciłem nieopatrznie na stronę (zupełne zaskoczenie), od której rozpocząłem moje cytowanie Stachury? Przypadek? Zbieg okoliczności? Znak? Tak miało być, tak zakładałem (patrz wyżej). A tu takie rozważenie: "Czy można jednocześnie  «być» i «nie być»? Tak jakby". Czy to jeszcze tylko proza czy już... filozofia? SDM śpiewa dalej, ja zatracam się w tomie. Mnie po prostu nie ma! Że wciąż bez śniadania, że słonko dogrzewa? Nic to. Jest tylko Stachura i - ja!
I znów strona ot, tak sobie odsłonięta: "Być poetą to nie pisać wiersze; można, ale to nie jest koniczne. Być poetą to tak SIĘ ZACHOWYWAĆ,  żeby to nie pozostawiało żadnych wątpliwości, że jest poetą". I jak nie wziąć do serca: "Inteligencja zaś to drobnostka. A gdy się ją ma, to już zupełnie nie ma się czym chwalić". Ale my chwalmy się, że czytamy STACHURĘ, że znajdujemy drugie i trzecie dno, że mimo upływu czasu (w tym roku minęły 42-lata od śmierci Autora) ta proza, ta poezja jest z nami:

Latorośl byłem żadna bo nieuchwytna
pędy nie kwitły a rozbieganie miały
wśród ligi miast i prądów asfaltu

I niech tak zostanie! Nie dajmy sobie tego odebrać. Nie będzie reasumpcji z żyć naszych.

"KOCHALIŚMY GO BARDZO I KOCHAMY DZIŚ JESZCZE BARDZIEJ, 
KIEDY JEGO SŁOWO JUŻ TYLKO ZOSTAŁO Z NAMI. 
ALE BĘDZIE ONO ZAWSZE PRZY NAS 
I BĘDZIEMY JE UWAŻALI 
ZA JEDEN Z NAJTRWALSZYCH ELEMENTÓW 
NASZEJ WSPÓŁCZESNEJ KULTURY"
- Jarosław Iwaszkiewicz.
____________________
[1] Dołęga-Mostowicz T., Kariera Nikodema Dyzmy, Świat Książki, Warszawa 1995, s. 15
[2] Buchowski M., Buty Ikara. Biografia Edwarda Stachury, Iskry, Warszawa 2014

Brak komentarzy: