niedziela, lipca 25, 2021

Smakowanie Bydgoszczy - 92 - Muzeum Wojsk Lądowych

Jest w Bydgoszczy muzeum. Przy ulicy Czerkaskiej 2. Obecnie nazywa się: Muzeum Wojsk Lądowych. Przez lata bardzo wiele tu się zmieniło. Epoki się zmieniły. Pierwsze odwiedzanie było jeszcze w czasach PRL-u! Wtedy instytucja zwała się: Muzeum Tradycji Pomorskiego Okręgu Wojskowego. W skrócie mówiło się: Muzeum POW-u. Od razu ostrzegam nieuważnych lub przysypiających (którym rwie się wątek mego pisania), że nie chodziło o peowiaków J. Piłsudskiego. Potem na frontonie pojawiła się nowa nazwa: Pomorskie Muzeum Wojskowe. Za tym poszła zmiana wystroju, charakter, formy, dyrekcje. I od 2010 r. mamy już Muzeum Wojsk Lądowych. 


 
Lipiec, to kapitalna okazja, aby odwiedzić, poznać czegoś nauczyć się, a może na odchodne dostać... wybuchową krówkę? Ki diabeł? A, o tym będzie na końcu tego zwiedzania. Argumentem może też być, że jest okazja schłodzić się w klimatyzowanych wnętrzach. Żadna to zachęta. 10 złotych bilet normalny, 6 złotych bilet ulgowy. no, chyba, że odwiedzamy to ciekawe miejsce w niedzielę. Wtedy jest za darmochę. Aha! przypominam: w środku jest kiosk i zakupy w nich mogą przekroczyć wartość ceny biletów. Nie, nie jestem pracownikiem czy agitatorem Muzeum. Pisze, jak jest. A, co kto z tym zrobi, to już jego broszka.  
 

 

Wiadomo, że zwiedzanie zaczynamy od oglądania sprzętu wojennego, który rozstawiono przy gmachu. Pewnie wielu zbagatelizuje obelisk poświęcony Marszałkowi, bo (szczególnie dla dzieci) ważniejsze są czołgi, pociski rakietowe, działa, haubice, broń przeciwlotnicza. I trudno się dziwić. Z nami, którzy wyrośliśmy na serialach czasu PRL-u (czytaj: "Czterej pancerni i pies"), to prawdziwy powrót do przeszłości. wiem, że dla pewnego pokolenia T-34, to żadna sensacja, aliści nutka nostalgii zagra. Jestem tego pewny. Przed laty w innym muzeum (miejsce znane autorowi blogu) byłem świadkiem, kiedy dwóch moich rówieśników zbliżając się do czołgu tego typu miało jedno do powiedzenia: "Rudy"! A pewien typ pistoletów został określony: "Janek taki miał!".
 

 
Moje odwiedzanie było z najstarszym wnukiem, Jerzykiem. On takich wzdychań nie popełniał, bo po prostu nie zna serialu o dzielnej załodze wozu z numerem bojowym 102. Za to było konfrontowanie siebie z ogromem wojennych machin! 44 tony! Grubość pancerzy. Podziwiam dociekliwość ośmiolatka, któremu nie starczyło zaglądanie do lufy, mierzenie się z kołem, ale dowiedzenie się ilu  żołnierzy obsługiwało dane działo lub pojazd, zasięg. Nie mógł się nadziwić, że on sobie na Wyżynach pałaszuje galaretkę truskawkową, a ktoś razi do niego z działa z ul. Czerkaskiej i tafia mu w okno. Wroga nie widzi, a skutki śmiertelne. 
 

 

Może teraz kilkoro zniechęcę, ale proszę nie nastawiać się na zbyt obfite zwiedzanie. Nie wiem, jaka jest powierzchnia wystawowa. Na pewno nie jest to Warszawa czy poznańska Cytadela. Jedna sala na parterze i obszerna na piętrze. Dla ośmiolatka - wystarczy. Dla wchodzących w temat wojskowości, ze wskazaniem na II wojnę światową - wystarczy. Nie chcę porównywać ekspozycji sprzed lat, do tego, co tym razem oglądaliśmy, bo to nie ma sensu. Musiałbym pogrzebać w zasobach archiwalnych moich zdjęć. A temu nie służy ten cykl. Interesuje nas dziś! teraz! obecnie! I trzeba oddać sprawiedliwość: przyłożono się, aby podróż po historii nie była nudziarstwem, zwykłym pochylaniem się nad kolejną gablotą.
 

 

Witają nas woj Chrobrego i rycerz rodem spod Grunwaldu, husarz spod Kircholmu i Kłuszyna, ba! sam książę Pepi pod Raszynem. Mój osobisty Syn miał 5 lub 6 lat, gdy zabrałem go do Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. To była porażka! Bo oglądanie mundurków (to jego określenie) szybko wyczerpało cierpliwość ówczesnego przedszkolaka. Tu tego błędu nie popełniłem. Nie dałoby się po prostu, o czym już pisałem wyżej (patrz: powierzchnia). 
 


Pewnie, że pojawiały się pytania. Z tym, że ośmiolatka interesuje z reguły wszystko inne, niż starszego o pół wieku od niego dziadka. I w tym miejscu odsuńmy od siebie swój dydaktyzm, jeśli jesteśmy belfrem swoją belferskość. Po prostu dajmy młodemu człowiekowi na dowolność swoich odczuć i postrzegania. Unikniemy nerwów, podwyższającego się ciśnienia itp. To nas może ekscytować ten czy inny mundur, pamiątka spod Tobruku czy Monte Cassino. Delikatnie podpowiedzmy, ale nie musztrujmy przy gablocie: patrz! słuchaj! uważaj! Zamiast pisać o muzeum, daję instrukcję obsługi wnuka? Ale on nas w takich chwilach też czegoś uczy. Miejmy choćby świadomość, że dla takiego chłopca II wojna światowa, to losy... pradziadków, prapradziadków czy nawet praprapradziadków! Sam zwątpiłem o jakim pokoleniu mówię, kiedy wspominałem kilka rodzinnych epizodów.
 

 


Co zatem zaskoczyło szczególnie ośmiolatka? A strzelający z okna żołnierz z misji afgańskiej. "Taki nieprawdziwy. Taki sztuczny" - uspakajał później babcię. Żadne tam szable, baretki, medale! Model z walk spod Arnhem/Driel. Goliat z czasów powstania warszawskiego. I to wystarczy. Zaskakujące skutki pójścia do... WC. Żaden żart. Fakt historyczny, bo tam jeszcze dwa działka stały. Gdyby nie pójście za potrzebą, to nie byłoby ich oglądania. A tak kolejna frajda! Na koniec był zakup breloczka w sklepiku i poczęstunek wybuchowymi krówkami. Bez obaw: nikogo nie zmiecie z posad ziemi. Pani w sklepiku taki żartobliwy dialog nawiązała z Jerzykiem. 
 

 

Ktoś zarzuci, że znowu dziadek-oszołom militaryzuje wnuka? Praw natury nie oszukamy. Ośmiolatka interesują takie miejsca. Udawać, że ich nie ma? Będzie czas i na skanseny. Jedno ma tu ważne znaczenie: delikatne wprowadzanie w świat historii. Ja XXX lat temu swemu wileńskiemu Dziadkowi dedykowałem za to, jak mi wpajał historię, moją pracę magisterską. Niestety, nie dożył tego dnia, zmarł 14 sierpnia 1989 r. Ale wiem, że bez Jego opowieści o Murawiowie, Piłsudskim, wojnie polsko-bolszewickiej, zsyłkach na Sybir, bydlęcych wagonach, kiedy jechano z Polski do Polski nie byłbym tym kim jestem. I w Muzeum Wojsk Lądowych  wspominałem o nim memu Wnukowi, gdy patrzył na eksponaty z 1920 r. Co z tego zostanie w Jego pamięci? Jednego mi nikt nie odbierze: to ja zabrałem Go w to miejsce jako pierwszy. Bądźmy tymi pierwszymi dla swoich dzieci i wnuków. Kiedy nas nie będzie, przyjdą w te miejsce ze swoimi dziećmi i wtedy powiedzą: byłem tu z dziadkiem.


Brak komentarzy: