wtorek, kwietnia 27, 2021
Przeczytania... (401) Aldo Capri "Dziennik z Gusen" (Replika)
"Każde zawarte na kartach dziennika słowo, każdy obraz wydarte zostały śmierci i obozowej katordze. Całość stanowi rozpaczliwy głos człowieka, któremu chciano odebrać prawo do życia. Z tych zapisków poznajemy piekło życia w miejscu przeznaczonym do umierania. niezwykłe rysunki dokumentujące codzienność chwilami przemawiają dobitniej od słów..." - to z okładkowego zapisu. Nie ukrywam, że... unikam tematykę obozową. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Ostatnio półki księgarskie uginają się pod mnogością tytułów poświęconych temu, co działo się za drutami różnych Konzentrationslager, głównie Auschwitz, ale nie tylko. Trudno jednak było mi się oprzeć, kiedy Wydawnictwo Replika przysłało zapowiedź o wznowieniu "Dziennika z Gusen" Aldo Carpi, w tłumaczeniu Graziana Melillo i Bartosza Budzyńskiego. Jestem zdania, że nie ma bardziej osobistej i intymnej forma pisania, jak dziennik.
Mam pewien problem z taką literaturą. Sam przez kilka dekad pisałem dziennik. Zapełniłem przeszło sześć tysięcy stron. Nie mogę analizować, oceniać, polemizować z Autorem. Bo niby jak? Nie postawię się w pozycji zrozumienia. Bo tego się po prostu nie da zrobić. Jak? Co mogę napisać o odczuciach człowieka, który był w Gusen? Wczuć się? Nie potrafię! To tak, jak nigdy nie ogarnę rozumem, że można było z przeciętnych Niemców zrobić zgraję oprawców, katów, morderców!
"Unikatowy, wstrząsający pamiętnik, którego zapiski i obrazy powstawały w obozowym piekle" - ten podtytuł (?) znajdziemy na okładce i stronie tytułowej. W biogramie, który zdobi jedno ze skrzydeł książki czytamy o Aldo Carpi (1886-1973), m. in.: "W styczniu 1944 roku, po donosie kolegi - dziadek Carpiego ze strony ojca był Żydem nawróconym na chrześcijaństwo - został aresztowany przez SS. Na półtora roku trafił do obozów koncentracyjnych w Mauthausen i Gusen. Tam prowadził dziennik i wykonał szereg szkiców dokumentujących życia i śmierć w obozie koncentracyjnym". Książka po raz pierwszy została wydana pół wieku temu, w 1971 r.
Nie chcąc samemu dźwigać odpowiedzialności roli recenzenta zerkam do tego, co napisał Mario De Micheli. "Pod znakiem człowieka", to rozdział, wstęp (nie wiem jak określić), który poprzedza rzeczywisty pamiętnik. To prawdziwe zaproszenie do wejścia w obozowy świat. Tym cenniejszy, że opisany przez kogoś kto był w tym koszmarnym piekle:
- Czytając jego dziennik, odczuwa się od samego początku wstręt Carpiego do uznania aktywnej obecności zła w serach bliźnich, do przyznania, że ludzie stali sie zdolni do zorganizowania masowej zbrodni z premedytacją, rozmyślnie.
- W niektórych słowach Carpiego zawarta jest głębia, która napawa strachem; jest w nich oślepiająca bystrość.
- Każe słowo zapisane na papierze jest rzeczywiście słowem wyrwanym śmierci, co nadaje mu szczególne znaczenie, ukrytą moc.
- Carpi nie zrezygnował jednak z pisania, a świadomość śmiertelnego niebezpieczeństwa, które mu przy tym towarzyszyło, stała się surowym filtrem prawdy.
- Gdzie można poczuć najostrzejszą, spazmatyczną tęsknotę za przyrodą, jeżeli nie tam, gdzie jest ona zakazana, jeżeli nie za ogrodzeniem z drutu kolczastego pod wysokim napięciem, który razi palącą błyskawica tych, którzy chcą je pokonać?
- Strony zapisane przez Carpiego noszą ślad nieustannej walki toczonej po to, aby nie schodzić poniżej poziomu własnej walki toczonej po to, aby nie schodzić poniżej poziomu własnej świadomości, poniżej poziomu człowieczeństwa [...].
- Bycie malarzem pozwoliło mu pisać i uratować się, choć również nad nim wisiało niebezpieczeństwo.
- ...Carpi stał się niczym człowiek skazany na przymusowe malarstwo.
- ...Carpi był zmuszony do malowania - czyli do dostarczania daru życia - dla funkcjonariuszy śmierci.
- Jednym z bogactw jest myślenie o Bogu jako zapewnieniu, że istnieje nadzieja, jako o pierwszym fundamencie świadomości; innym bogactwem, największym, jest myśl o rodzinie.
- ..."zawód" malarza przyniósł mu tymczasowe ułatwienia, które Carpi wykorzystał do niesienia pomocy chorym, przyjaciołom, młodym.
- Carpi nie mógł pomóc wielu towarzyszom niewoli, którzy stali się jego przyjaciółmi, nie było mu nawet dane dotrzeć do nich, gdy przyszedł kres ich dni.
Pozwolę sobie na przytoczenie kilku scen, opini z obozowego życia. Tylko dlatego sięgnąłem po te zapiski, że chodzi o autentyczną, powstającą częściowo w obozowych realiach, relację. Nie ukrywam, że ten argument zaważył na moim wyborze tej właśnie książki. 53376.
Scena 1: Kiedy dotarliśmy do obozu i weszliśmy do środka, wyglądało to trochę jak przestąpienie przez bramy piekła. Brama wejściowa w Mauthausen dość monumentalna, w całości kamienna, z ogromnymi, drewnianymi wrotami.
Scena 2: Poza tym pracowało się w deszczu, w błocie, a po skały trzeba było chodzić pod skalny występ. Kamieniołom znajdował się na górze, gdzie pracowali inni nieszczęśnicy, bici na oślep. Kierowali oni na dół te wagoniki pełne skał, bez ostrzeżenia, z wysokości mniej więcej stu metrów.
Scena 3: W pewnym sensie w szpitalu sam wyzdrowiałem. Gościński i Kamiński trzymali mnie tam przez dwa miesiące jako obłożnie chorego, po czym mnie stamtąd nie wypuścili. Gościński powiedział wręcz, że gdyby kazano mi opuścić szpital, miałem natychmiast wrócić do niego na chirurgię, na kolejną operację.
Scena 4: Jeden malarz z Mauthausen namalował dwadzieścia portretów Hitlera. Gdyby zamówiono u mnie taki portret, też musiałbym go namalować.
Scena 5: Jestem niekiedy bardzo zmęczony, zmęczony nerwami. Wszelki wysiłek wydaje się niewykonalny, mam tu na myśli wysiłek umysłowy - uspokajam się co do kroku, który postawiłem i zdaję sobie sprawę, że mam w sobie jeszcze inną siłę, która jest poza mną, jest we mnie, mam wiele ukrytej energii [...].
Scena 6: Znalazłem Ewangelię. W obozie nie było książek. Gdy je miałeś - zapowiadały kłopoty. Książki były zakazane.
Scena 7: Lager był otoczony siatką pod wysokim napięciem - w nocy oświetlały ją reflektor. My wszyscy byliśmy pewni, że Niemcy zostaną pokonani, zatem mieliśmy więcej niż wielką nadzieję, że wyjdziemy stąd żywi, chociaż nie było to takie proste.
Scena 8: Jeśli ktoś pracuje ciężko, nie znaczy to, że jest człowiekiem zmęczonym; nie jest nim, gdy ma wewnętrzne zasoby - nieskrępowany oddech i bodźce, pełną odpowiedzialność za swoją pracę i twórczość; wszystkie te rzeczy łączą się ze sobą, ponieważ rodzą się z siebie nawzajem i nie mogą istnieć osobno.
Scena 9: Marzną mi stopy, lecz tylko odrobinę; palę połówki papierosów, które dostaję od moich polskich przyjaciół - każdego dnia; tu jest to czymś wielkim, świadczy o prawdziwej hojności; czasami wypijam trochę surogatu kawy, dobrego, z odrobiną cukru, który otrzymuję dzięki dobroci lekarzy.
Scena 10: Wielu jest mężczyzn o małej wartości, którzy takimi pozostają w każdej życiowej sytuacji, przy każdym czynie. Nie widza nic oprócz swojego brzucha i zemsty, a poza tym przeklinają w każdej chwili. Są niczym wzdęty brzuch, który wyziewa śmierdzące powietrze przy każdym ruchu.
Uważam, że już tych kilka scen/ocen ukazuje nam różnorodność oblicza tamtego straszliwego czasu. Nic nie jest jednoznaczne, tylko czarne lub tylko białe. Nie ukrywam, że robią na mnie wrażenie informacje dotyczące Polaków. Warto dodać, że notatki Aldo Capri przyjęły formę listów do żony Marii.
Scena 11: Co zastanę, gdy wrócę, Mario? Pokładam wielką ufność w opatrzność, która zawsze, w każdych okolicznościach pomagała naszemu domowi.
Scena 12: Nie pragnę wyrządzać krzywdy innym po to, by uzyskać w ten sposób coś dobrego dla siebie. Nie cieszę się, gdy inni mają się źle, a ja jestem ocalony - każdemu jego przeznaczenie, w środku lub poza tym strasznym mechanizmem, dziś działającym.
Scena 13: Niełatwo jest żyć pomiędzy wieloma ludźmi z całego świata, o różnych charakterach, z różnym wykształceniem, psychiką i wiekiem. Doświadczam trudności przede wszystkim dlatego, że nie umiem mówić po niemiecku, ani po słowiańsku - to utrudnia moje stosunki z innymi.
Scena 14: W Polakach znalazłem przyjaciół, niemalże braci i jestem zawsze z nimi. Nigdy się nie pokłóciliśmy, nie miałem powodu do oburzenia, jeśli nie liczyć przelotnych "chmurności".
Scena 15: Malując, przenoszę się poza to środowisko i fantazjuję. Gdy nie maluję, czuję zimno, tracę dobry humor, a wojna ciąży mi na sercu i zdaje się, że ten ciężar pozostanie tam na zawsze. A przecież koniec nadejdzie, nadejdzie niespodziewanie.
Scena 16: Moje stopy nie mogą spocząć na ziemi z prawdziwą pewnością, a mój umysł podobnie jak moje ciało, jak moja dusza, oddycha z trudem i nie znajduje spokoju.
Scena 17: ...pusty brzuch jest czymś strasznym, co w parze z męczącą pracą, niemającą nic wspólnego z naszym nastrojem, każe każdemu człowiekowi, tak jak każdemu zwierzęciu, poszukiwać jedzenia. W konsekwencji wydaje się, że dusza w ogóle nie istnieje, że istnieją jedynie siła fizyczna i jedzenie.
Scena 18: Gdy piszę, moje serce staje się lżejsze i dociera do mnie większe ciepło; lekki uśmiech przebiega mi po ustach, bowiem wydaje mi się, że rozmawiam z tobą, że rozmawiam z tobą w ich imieniu, w imieniu naszych dzieci i wszystkich nam najdroższych.
Scena 19: Polscy przyjaciele pomagają mi zawsze naprawdę hojnie. Dzięki temu pokrzepiłem się na ciele i duchu.
Scena 20: Nie znam swojego przeznaczenia, lecz mam nadzieje, że będzie ono nieskomplikowane, że będzie nim powrót do mojego domu, bym mógł godnie dokonać tam żywota i dokończyć dzieło malowania; a ten godny koniec nie może dokonać się daleko od was i bez waszej pomocy.
Aldo Capri jest autentyczny w tym, co opisał. Nie wyobrażam sobie, aby po przeczytaniu tego dziennika można odstawić go na stos innych tytułów. Nie wyobrażam sobie teraz, abym mógł przekazywać wiedzę o tym, co działo się za drutami niemieckich (hitlerowskich) obozów koncentracyjnych bez tej książki. "Dziennik z Gusen" nie pozostawia obojętnym nikogo, kto po niego sięgnął. Banał? Nie wiem. W sumie niewiele się o tym mówi na co dzień. Przychodzi rocznica wyzwolenia Auschwitz-Birkenau, to wtedy tak. Proszę nie zapominać: pokolenie pamiętających coraz to zmniejsza się. Na naszych oczach odejdą ostatni z nich. Tym bardziej trzeba pamiętać. Książka Aldo Capri na pewno nam to ułatwia. Jedno, co mogę dodać od siebie: nie da się zrozumieć, tego co jeden człowiek uczynił drugiemu. Rysunki A. Capri krzyczą do nas, żądają od nas: nie wolno nam zapomnieć! Znalazłem tu gorzką myśl, która pasuje do każdej okoliczności: "TĘPOTA MA SIĘ DOBRZE W ŻYCIU TEGO ŚWIATA, PONIEWAŻ TWORZY JĄ CIENKA I BEZKRESNA SIEĆ, PODOBNA CHWASTOM W ZBOŻU".
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.