poniedziałek, kwietnia 05, 2021

Przeczytania (397) "Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze" (Wydawnictwo Agora)

"On - dystyngowany starszy pan, geniusz słowa, liryczny humorysta. Ona - piękna, młoda i trochę szalona. Jeremi Przybora i Agnieszka Osiecka. Rządzą wyobraźnią milionów wrażliwców" -  tak ku nam pisze pani Magda Umer. Na okoliczność tych Dwojga. Należę do tego grona milionów wrażliwców. Chyba od zawsze? "Banialuki tu piszesz" - protestuje pan o sztucznym uśmiechu przechery. Nawet, kiedy nie mogłem wiedzieć, że to dzieło pani Agnieszki Osieckiej, to jak każdy malec lat 60-tych poznawałem II wojnę z pozycji pancernego ze znanego serialu. A czyja tam ballada stawiała nas prze ekranami telewizorów? w moim przypadku "Aladyna". "Deszcze niespokojne..." były na naszych ustach. A kto tęskniąc za pomidorkiem nie podśpiewywał "Adio pomidory..."? Dotyka mnie tylko stwierdzenie, jakie pojawiło się w pierwszym cytowanym zdaniu: starszy pan. Piszący ten blog jest blisko dekadę starszy od pana Jeremiego Przybory, kiedy w 1964 r. pisał do pani Agnieszki Osieckiej. Tak, wtedy w 1964 r. miałem niespełna roczek.
"Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze" po kilku latach Wydawnictwo Agora przypomina nam tę niezwykłą książkę. Ważną i trudną. Tak pewnie dla Rodzin obu Bohaterów, jak i dla pani Magdy Umer, która dokonała wyboru, zaopatrzyła komentarzem. Z niego teraz czerpię: "Pamiętam swoje obawy i wahania: wydać je teraz, czy poczekać jeszcze pół wieku". Chwała Panu, że książka jest już, od kilku lat w obiegu. Nie czarujmy się: czy moich Wnuków za pół wieku będzie interesować los tej miłości? Moja choćby głowa, aby poznali te niezwykłe osobowości, ale czy na trwałe zaszczepię? Wątpię. Dalej pani Magda pisze: "Napisało do mnie, lub spotkał się ze mną po moich koncertach tylu ludzi, dla których ta Książka była ważna, którym pomogła, których zachwyciła. Nie oburzyła nikogo". Kropkę nad "i" postawiła pani Agata Passent, córka Osieckiej: "Ty chyba nie masz pojęcia, jak szybko dzisiaj gna życie! Za 20 lat to już nikogo nie będzie interesowało". Brawo, pani Agato!.
 
ON do NIEJ: "Panienko z Kępy! Pierwszy raz w życiu zaznałem wzruszeń poezji adresowanej do mnie. [...] Myślałem, że trafiłem w Twoim życiu na lukę między małżeństwami - że nic już Ci nie poradzę na poprzednie, ale i nie zaszkodzę w następnym. Ale Tobie luki się pewnie nie zdarzają. [...] Całuję Cię w to drugie, niecałowane jeszcze przeze mnie ucho". (11 II 1964 r.)
ON do NIEJ: "...mam już sporo Twoich słów! Może jeszcze coś napiszesz? Pytam nieśmiało, bo onieśmielasz mnie. Chyba niedługo wrócisz i będzie można do Ciebie zadzwonić? Jeżeli przytkniesz słuchawkę do prawego ucha, to dobrze, bo ono jest mi życzliwe, wiem o tym. [...] To moje ulubione Ucho. Mówię w Nie teraz: dobranoc Agnieszko!". (24 II 1964 r.)
ON do NIEJ: "Agnieszko! Nie krytykuj tej wiosny, bo to nasza - pierwsza!" (21 III 1964 r.)
ON do Niej: "Pierwszy raz w życiu zacząłem list od daty z nazwą tego miasta i nigdy nie przypuszczałem, że to będzie list do Ciebie, Śpiewaczko moja Ucieszna, Safo Słowieńska! Nie przypuszczałem, że będę stąd pisał z taką tęsknotą do panienki, którą tyle lat temu spotkałem w pewnej deszczowej piosence, i też nic o tym nie wiedziałem. Owszem, ładne miasto, ale wybudowali je strasznie daleko od Ciebie, tak jakoś nieprzewidująco i po co jeszcze ci Niemcy w środku?". (10 V 1964 r., Paryż) 
 
Mój wybór "...listów na wyczerpanym papierze" nie jest przypadkowy. Od kilkunastu miesięcy Jeremi Przybora... patronuje mojemu miejscu pracy. Udało mi się rok temu rozmawiać z panem Konstantym Przyborą. Niestety tylko telefonicznie. Jeszcze nikt nie żył pod ciężarem pandemii. Mieliśmy się spotkać w Warszawie, rozmawiać osobiście. Wtedy już jednak dopadło nas! Szkoda. Ufam, że jeszcze będzie na tyle normalnie, że takie spotkanie dojdzie do skutku. Miała być wizyta pani Magdy Umer. Też na to skrycie liczę. Czas pokaże.
Powtarzam się, wiem, ale listy to najprawdziwsza prawda. Często słyszymy: chcesz poznać autora, to czytaj jego opowiadania. Tu mamy listy! Jakaż to w niszę zepchnięta sztuka. Strach pomyśleć, co by było, gdyby pani Agnieszka i pan Jeremi urodzili się w erze sms-ów, maili itp. Nie mielibyśmy przyjemności czytania tych dzieł sztuki. Bo to są dzieła sztuki. Każdy list, karta pocztowa jest wchodzeniem w intymność piszącego. Gdzie byliśmy najbardziej szczerz? Właśnie w listach. Im powierzano sekrety duszy i serca. Nie inaczej jest w "...listach na wyczerpanym papierze". Tak, wchodzimy w świat Mistrza i Mistrzyni (nawet nie... Małgorzaty). Zakazany. Bardzo osobisty. Bardzo intymny. Bardzo... bardzo... bardzo...
 
ON do NIEJ: "A wystarczyłoby, żebyś tu była i wszystko by się zmieniło nie do poznania i nie chciałoby się stąd wyjeżdżać... Bezlitosna Ty jesteś, Agnieszko, dla tego bądź co bądź zasłużonego miasta [tj. Paryża]". (25 V 1964)
ON do NIEJ: "Z Twojego rysopisu w portrecie Ojczyzny Ludowej wyrzuciłem jednak biust i nogi, bo były tak opisane, że już nikt by nie miał złudzeń, że to chodzi o Ciebie, Śpiewaczko Moja Ucieszna, którą całuję cały czas każdą literą tego listu (nie wiem, czy odczuwasz), jak również interpunkcją. Żeby kochać Ojczyznę,  muszę ją sobie wyobrazić jako Ciebie [...]". (30 V 1964 r.)
ONA do NIEGO: "...teraz, kiedy siedzę sobie nocą przy biurku i przypominam sobie Ciebie takiego biednego, przy pożegnaniu naszym koło taksówki, to myślę, że może powinnam Ci czasem mówić zupełnie inne rzeczy: że jesteś delikatny, dobry i mądry, że zasługujesz na miłość, przyjaźń i zaufanie, że wcale nie jesteś taki, jak Ci całymi dniami opowiadają, i że na pewno będzie Ci jeszcze czasem bardzo fajnie, cokolwiek zdecydujesz". (16 VII 1964 r.)
 
Kiedy to mi powierzono, aby zająć się twórczością patrona mojego miejsca pracy miałem... dylemat. Jaki? Oto przede mną stał wybór listów pięknej miłości. On pisał do niej "Panienko Moja Nieprawdopodobna". Miałem skojarzenie z... Janem III Sobieskim. Tylko, że król pisał do swej królewskiej małżonki Marii Kazimiery de La Grange d’Arquien, a tu - On do Niej. Niej, która nie była żoną. Do Niego, który był w związku z inną kobietą. Miałem-że udawać, że nie było tej miłości? Miałem-że skupić się tylko na twórczości wokół Kabaretu Starszych Panów, tego jak toczyły się bydgoskie losy (a toczyły się!) pana Jeremiego? Dusza historyka rwała się, sejmowe veto nakazywało: są listy na wyczerpanym papierze? są! rzetelność badacza nakazywała sięgać i po nie! I tak się stało.
Nie oceniam. Nie stać mnie na to. Obawiam się, że jestem w tym miejscu nieobiektywny. Zbyt cenię twórczość pani Agnieszki Osieckiej i pana Jeremiego Przybory. Obok mnie, na babciowej maszynie "Singer" (przywiezionej z kresowego zaścianka Trepałowo, dawne województwo wileńskie) leżą tomy autorstw Mistrza. Trzy. Do tego książki małżonków M. i G. Wasowskich i D. Michalskiego. Pan Konstanty Przybora dość krytycznie ocenił tę ostatnią.  Zatem nie jestem przypadkowym odbiorcą "...listów na wyczerpanym papierze". Ucieszyło mnie, że Wydawnictwo Agora wznowiło tę książkę. Dorosło kolejne pokolenie, które zechce zajrzeć, przeczytać, poznać, przeżyć. Można zazdrościć pani Magdzie Umerze, że obcowała z tak niezwykłymi ludźmi. Jako nieliczna ma prawo, aby tworzyć podobne książki. W końcu ktoś otworzył przed Nią szuflady, sekrety, tajemnice, które równie dobrze mogły trafić na... śmietnik: "Najpierw zakochała się w jego listach. Dopiero potem - w nim samym". Mamy  w książce liczne zdjęcia. Nie tylko samych Bohaterów uwikłanych w miłość, ale ich listów, kart pocztowych. Jesteśmy w albumie rodzinnym. 
 
ON do NIEJ:
"A czy Ty wiesz, że niezależnie od Twoich wojaży i bazy na Kępie mieszkasz na Pradze II i że kiedy tu przychodzę - bardzo tu jesteś, chociaż nie tak znów bardzo tu byłaś, moja Nieuchwytna? Przeczytałem sobie przed chwilą całą Twoją korespondencję do mnie. Jest b. zwięzła i szybko ją można przeczytać razem z «Wierszykami w słupkach». Wyłania się z niej obraz dziewczyny idealnie pasującej do tego, jaki znam poza korespondencją. [...] Jeszcze raz dziękuję Ci za tę kartkę - taki czasem ładny człowiek wyjrzy z tej mojej niebanalnej Panienki, że aż coś ścinie koło serca! 
Agnes, dbaj o uszy, bo Je uwielbiam! 
Twój do absurdu Jeremi". (26 II 1965 r.)

ONA do NIEGO:
"No popatrz: ujawniły się wreszcie między nami straszliwe różnice charakterów...
Jeszcze ciągle nie mogę przyjść do siebie po ostatnim cyklu rozmów. Brr... Okazało się nagle, że jesteśmy do siebie niepodobni jak pies do kota. Myślę, że na to jest jedna jedyna rada: Kochaj mnie! Kochaj mnie, Jeremi, a wszystko  będzie fajnie". (27 II 1965 r.)

ONA do NIEGO:
"Byłam dzisiaj u Świętego  Pawła w Katedrze i bardzo tęskniłam za Tobą. Myślałam o tym, że nie mamy, my w Warszawie najłatwiejszego życia, ale niech już będzie byle jakie, byle było. Jestem trochę zmęczona lawirowaniem między Tobą a matką i tysiącami moich zajęć, ale to jest nic w porównaniu z nieobecnością! Zamartwiam się tym, jak Ty sobie dajesz beze mnie radę (oho, wyobrażam sobie, jak się wkurzasz, czytając to!... Nie gniewaj się!!". (28 II 1965 r.)
 
 
"Trafił swój na swego. Takie talenty, takie urody, takie inteligencje i takie poczucia humoru zdarzają się raz na 100 lat" - jakżeż nie zgodzić się z panią Magdą Umer. Dedykowałbym to dłuższe zdanie tym niby-humorystom, estradowym rozśmiewaczom, aby uczyli się na słowie tak zapisanym, tak tworzonym. Nie na byle hi hi, ha ha, bo pan kawał gołej d... pokazał, albo ubrał popruty sweter. Cudowna jest tak wyrażona prawda: "Ich uczucie nie służyło właściwie nikomu oprócz nas, czytelników. Unieszczęśliwiało Bogu ducha winne dzieci, pozostawione żony i zasmarkanych z miłości, odsuniętych na boczny tor chłopców".  Jak widać dostrzega się dramat drugiej strony, okaleczonej miłością tych Dwojga. Podziwiam pana Konstantego Przyborę, który przyznał : "Nie mam nic przeciwko temu, aby je wydać. Przecież tata tego chciał"
Może coś mi umknęło, ale jestem zdania, że to pani Magda Umer powinna napisać kolejną książkę o Jeremim Przyborze i Agnieszce Osieckiej. "Przedmowa", do której co rusz zaglądam powinna być zaczynem do powstania pracy poważnej, obszernej. I to by było przeciwko nam czytelnikom, ba! kulturze narodowej, gdyby Autorka nie poszła za ciosem. I, jak mówiła pani Agata Passent: "Za 20 lat to już nikogo nie będzie interesowało". Skoro ma też sojuszników wśród członków rodzin obu Bohaterów? 
 
ON do NIEJ:
"Po raz pierwszy w życiu odczułem straszną ochotę na dziecko - z Tobą, na trwały ślad tego, co jest między nami, na połączeniu z Tobą w zupełnie specjalnej, nowej istocie.  [...] Z Twoich słów wywnioskowałem, że «obawy» rozwiały się same. Zawsze to lepiej - ale nie mogę powiedzieć - to dobrze...". (18 III 1965 r.)

ONA do NIEGO:
"Boję się, że Ty wcale tego mojego kochania nie czujesz, bo nie przejawia się ono w żadnej formie dbania o Ciebie. Chciałabym jednak, żebyś pamiętał, że ja o siebie przecież też nie dbam, Jestem czasem dla Ciebie nieczuła, ale ja i dla siebie jestem nieczuła. Zwłaszcza w drobiazgach. Nie zrobię Ci śniadania. ale wiesz - ja i sobie na zrobię śniadania". (21 III 1965 r.; Petersham)

ON do NIEJ:
"Tak usiłuję Cię teraz kochać, nie za czerwono, żeby nie zwariować. A w ogóle pragnę Ci donieść, że kocham cię również bardzo zmysłowo, zupełnie zresztą nie licząc się z Twoją  «zimną» naturą, staranie zresztą przez Ciebie wymyśloną". (21 III 1965 r.)

ON do NIEGO:
"Najmilszy! Mam PIEGI! A wiesz dlaczego? Bo dopadł mnie dziś w Paryżu NIESPODZIEWANY POCZĄTEK LATA. [...] Kochany, kochany Jeremi! Nie masz pojęcia, jak mi się ciepło i smutno i dobrze zrobiło na duszy w Hotelu de Seine. Ciepło, bo to Twoje miejsce, smutno, bo Cię nie ma, a dobrze, że Cię w ogóle mam, co w zeszłym roku o tej porze wcale nie było takie pewne (i co teraz zresztą też pewne nie jest, ale to nic, nie o to chodzi)". (30 III 1965 r.; Paryż)
 
 
Nie mam przed sobą pierwszego wydania "...listów na wyczerpanym papierze". Nie mogę porównać obu wydań, co do zawartości listów i wykorzystanej ikonografii. Chciałby się młodszemu pokoleniu powiedzieć: to jest kartka pocztowa, a to tam to znaczek, jego naklejało się na kartkę. Kto dziś tak pisze do kochanego mężczyzny: "Kochany, sprawiedliwie oburzony mój, mój Zmysławie jedyny i Poeto Mój Najwdzięczniejszy!". Cierpię, że tak mało cytuję tych cudownych listów. Jak zwykle? Taka wybrana rola: wybrać, zachęcić, ale tez i nie znudzić, zanudzić czy broń Panie odstraszyć od lektury, a tym bardziej pani Agnieszki i pana Jeremiego. 
"Ta historia trwała około dwóch lat. wiemy nawet dokładnie, że zaczęła się 1 lutego 1964 roku. Skończyła się na dobre (jeśli o uczuciu można powiedzieć, że skończyło się  «na dobre») w czerwcu 1966 roku" - to znowu pani M. Umer. Znajdziemy tu też takie odważne stwierdzenie: "Podpisywałam te książkę setkom zakochanych i ich drugim,  «ukrytym» połówkom. Bo nieszczęście zakazanej miłości spotyka i będzie spotykać miliony ludzi na całym świecie, dopóki świat będzie istniał". Akurat pisząc ten cytat słuchałem Preludium e-moll op. 28 nr 4 Fryderyka Chopina. Trudno o bardziej bolesne i piękne dopełnienie. Z ostatnią nutą cytuję ostatnie zapisy:
 
ONA do NIEGO:
"KOCHAM CIĘ ZA TELEFON dzisiejszy, kocham Cię w ogóle, tylko czasem się wkurzam, jak i Ty.
I  dziękuję Ci za telefon Kochany, który wlał mi miód w serce i pozwolił spędzić w tym przeklętym Paryżu dwa normalne, ładne dni z oglądaniem fajnych rzeczy, z turystycznym spokojem i ze świadomością, że jesteś coraz bliżej. [...] Paryż bez ciebie jeszcze bardziej nie ma sensu, niż można się było spodziewać. [...] Paryż to karuzela, na której kiedyś złamałam nogę i już nie umiem się tu bawić. Chyba, że z Tobą". (4 lub 5 IV 1965 r.; Paryż)
ONA do NIEGO:
"Całuję Cię najmocniej jak umiem i jestem dobrej myśli po rozmowie z Kuku-chanką (tak się podpisuje), chociaż ona jest trochę stuknięta. Uściskaj Martę! Ona i Ty znacie mniej ludzi niż ja, bo jesteście bardziej wymagający. Więc to raczej o Was dobrze świadczy, prawda?". (5 IV 1965 r.; Londyn)
ONA do NIEGO:
"Przed Twoją Erą, zanim się pojawiłeś, mężczyźni byli u mnie zawsze na bardzo dalekim planie, gdzieś między łódką ciotką z Piotrkowa. A Ty, mimo wszystkich numerów, które ci robię, jesteś jednak naprawdę najważniejszy ze wszystkiego. Powtarzam się, ale to nic. A wiesz, nigdy nie myślałam, że tak daleko zawędrujemy. [...] Dawniej, mimo włóczęgowskiego charakteru, byłam zdecydowana wyjść drugi raz za mąż, mieć dziecko etc. Twoje pojawienie się, zamiast skonkretyzować te nastroje, to właśnie je rozwiało". (10 IV 1965 r.; podróż morska) 

"KORESPONDENCJA TYCH DWOJGA 

TO WSPANIAŁY PREZENT DLA NAS WSZYSTKICH. 

Z OKAZJI I BEZ OKAZJI.

PONADCZASOWY JAK ONI"

- Magda UMER.

PS: Oboje odeszli w marcu. Ona - 7 III 1997 r. On - 4 III 2004 r.

4 komentarze:


  1. „Chociaż raz warto umrzeć z miłości. Chociaż raz..."
    Uczucie tych dwojga nie przetrwało jednak próby czasu.
    Nie zgodzę się jednak z początkiem tekstu .
    To ona była geniuszem słowa, wielką poetką a on tylko satyrykiem.
    Jedne z najpiękniejszych listów o miłości jakie poznałam .
    Dziękuję za ten tekst ważny i potrzebny jak ten blog.
    Pozdrawiam Pana

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam również historię dwudziestoletniej epistografi między Ingeborg Bachmann i Paulem Celanem opisaną w książce "Czas serca. Listy".

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.