niedziela, marca 07, 2021
Przeczytania... (389) Volker Ullrich "Hitler. Upadek zła 1939-1945" (Prószyński i S-ka)
"Czy ta ostatnia uwaga osłabia całość dzieła Volkera Ullricha? Na pewno jest łychą dziegciu... Książkę «Hitler. Narodziny zła 1889-1939» czyta się doskonale. Proszę
potraktować ją jako... książkowy serial o rodzeniu się od zakamarków
dzieciństwa demona XX w. Warto porównywać narrację do prac I. Kershowa.
Przy okazji sięgnąć po dzieło rodzimego historyka prof.
dra Karol Grünberga (1923-2012) - o ile skromniejsza to praca, a
przecież pierwsza, jaka ukazała się w bloku sowieckim, biografia
Hitlera. Nie będzie ze szkoda dla nikogo, jeśli rozpocznie poznawać
życiową drogę Adolfa Hitlera (1889-1945) od tego, co napisał Volker
Ullrich. To naprawdę literatura, która mimo objętości (i nieporęczności)
nie nudzi i zmusza do powrotu. A jeśli pozostaje niedosyt, to odkładam
tom z nadzieja, że będzie ciąg dalszy..." - tak kończyłem odcinek 36 tego cyklu. Był 16 IV 2015 r. Czekanie zdawało się nie mieć końca. Właściwie, to pogodziłem się z myślą, że Prószyński i S-ka odpuścił sobie druk II tomu biografii Führera, autorstwa Volkera Ullricha. A tu niespodzianka! Jest! Jest tom II! Przepraszam, że okazałem się człowiekiem/czytelnikiem słabej wiary...
"Volker Ullrich kreśli obraz człowieka, który ukrywał swoje prawdziwe oblicze i którego maski zwodzą nas po dziś dzień" - napisano w "Die Zeit". Leży przede mną przeszło osiemset stron rzetelnej roboty historycznej. Starczy zerknąć i pobieżnie tylko prześlizgnąć sie po bibliografii, aby przekonać się, że warsztat naukowy zaspokoi ciekawość i głód wiedzy każdego czytelnika. Właściwie robimy się mali. Bo uświadamiamy sobie (ja na pewno), że nigdy nie dotarłbym do źródeł, opracowań, jakie zostały tu wykorzystane. Wydaje mi się, że sporo tego w moim księgozbiorze. Nic bardziej mylnego.
Drugi tom "Hitler. Upadek 1939-1945" w tłumaczeniu Michała Antkowiaka, ukazuje się w ciekawym momencie wydawniczym. Na półkach księgarskich bowiem pojawiło się pierwsze polskie, krytyczne wydanie "Mein Kampf" (Bellona). Volker Ullrich przypomina we "Wstępie", że w 2015 r. ukazało się też niemieckie wydanie "Mein Kampf", przygotowane przez monachijski Instytut Historii Współczesnej (Institut für Zeitgeschichte). "To ambitne przedsięwzięcie edytorskie ogólnie można ocenić jako udane. Dzięki niemu bowiem jeszcze wyraźniej niż dotychczas widzimy historyczno-intelektualne korzenie ideologicznych obsesji Hitlera i dostrzegamy mętne źródła, z których czerpał - a były o głównie volkistowsko-rasistowskie piśmiennictwo traktatowe z XIX i początku XX wieku"- ocenił V. Ullrich. Swoją drogą Wydawnictwo Prószyński i S-ka powinno chyba raz jeszcze wydać tom I, pt. "Hitler. Narodziny zła 1939-1939". W końcu przez sześć minionych lat wyrosło kolejne pokolenie, które na pewno byłoby zainteresowane tym okresem.
"Tę złowieszczą historię zakończył strzał z pistoletu w głowę. Adolf Hitler zginął z własnej ręki w bunkrze pod powierzchnią leżącego w gruzach, płonącego Berlina. Dyktator, który chciał uczynić swoją ojczyznę wielką, sprowadził na nią największą w dziejach katastrofę - śmierć, ogień i spustoszenie" - to cytowana na okładce opinia Piotra Zychowicza. Żałować należy, że nie doczekał wydania tej biografii prof. Karol Grünberg. O samym Autorze skąpo informuje biogram. Okazuje się, że niemiecki czytelnik też został wystawiony na próbę wytrwałości: "Adolf Hitler. Die Jahre des Untergangs 1939–1945", volumen 2, S. Fischer Verlag GmbH, z Frankfurtu nad Menem wydało w 2018 r.
Osiemnaście rozdziałów, aby dopełnić swoją wiedzę o latach 1939-1945. Same przypisy zajmuję blisko dwieście stron. Do spisu treści wkradł się złośliwiec błąd. "Źródła, bibliografia" zajmuje... jedną stronę? Tylko 806? Dopiero, co napisałem o rzetelności pracy badawczej doktora honoris causa Uniwersytetu w Jenie. To tylko błąd! Uff! Bibliografia, to objętość od 806 do 833 strony! Należy się za stres bonus w postaci nowej filiżanki kawy, bo ta pierwsza wylała się z wrażenia.
Znam wiele osób, które na dźwięk samego nazwiska "Hitler" dostają irytacji pomieszanej z niesmakiem. A kiedy słyszą, że biorę się za kolejną biografię Führera patrzą na mnie jakbym był krypto nazistą lub dryfował w kierunku tej straszliwej ideologii. Nie ma we mnie ani kropli zachwytu nad A. H. Za każdym razem staram się dociec (i jak wiem, nie jestem w tym odosobniony), jak to możliwe, że ktoś taki zaistniał, że porwał miliony, a inne miliony skazał na zagładę, nie tylko Holocaust. V. Ullrich nie ukrywa, że "ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej" stanowi centrum drugiego tomu. W tym samym "Wstępie" czytamy m. in.: "Powszechnie uważa się, że o Hitlerze napisano już wszystko i że ujawniono na jego temat wszystkie istotne fakty. tymczasem co rusz pojawiają się nowe zaskakujące materiały źródłowe, jak osobiste dzienniki Alfreda Rosenberga [...]".
Nie dowiemy się z tej biografii, jaka była reakcja Adolfa Hitlera na sejmowe przemówienie ministra zagranicznych Polski, Józefa Becka. "Nie o Gdańsk toczy się gra. Nasz cel to zdobyć więcej przestrzeni życiowej na Wschodzie i zapewnić sobie wyżywienie, a także rozwiązać problem krajów bałtyckich" - cytowana jest zapisana w stenogramie wypowiedź Hitlera z tego okresu. Kanclerz III Rzeszy jednego był pewien: "Dalszych zwycięstw nie da się już osiągnąć bez rozlewu krwi". Świat przekonał się o tym 1 IX 1939 r. Złym pomysłem jest... tłumaczenie na język polski planu ataku na Polskę. Biały Plan? Uważam, to za pewną niezręczność. "Fall Weiss" - funkcjonuje w literaturze i zbyteczne byłoby upowszechnianie innego określenia. Mamy za to dość szczegółowe, jak na objętość pracy, opisanie okoliczności sojuszu niemiecko-sowieckiego, potocznie zwanego paktem Ribbentrop-Mołotow. "Teraz Polska znalazła się w sytuacji, w jakiej chciałem ją złapać" - ocenił ten fakt Führer. Mógł rozpętać wojnę. Nastroje społeczne nie były jednoznacznie entuzjastyczne? V. Ullrich cytuje A. Speera: "Ludność, inaczej niż zwykle, milcząco przyglądała się przejazdowi Hitlera. Czasem ktoś pomachał ręką". Był 24 sierpnia 1939 r. Machina wojenna miała być puszczona w ruch. Plany psuła postawa Anglii i sojuszniczych Włoch. widzimy, jak termin przesuwany zostaje w czasie, na 1 września.
Chciałbym zobaczyć (przeżyć) dyskusję niemiecko-polską nad książką Volkera Ullricha. Chciałbym wiedzieć, jaki był odbiór książki. Tak, w kontekście Polski. Jako Polak i członek jednej z tysięcy rodzin doświadczonych skutkami II wojny światowej chciałbym wiedzieć, na ile lektura tych setek stron ma zasięg. Czy ktoś powołuje się i przypomina o jedynej winie III Rzeszy za rozpętanie II wojny światowej! "Winy wojennej Niemiec nie trzeba udowadniać, bo świat widzi ją jak na dłoni" - pisał w 1944 Friedrich Kellner. Z chęcią bym posłał egzemplarz do Moskwy. Nie ma zgody na błędy w faktografii. "Miasto skapitulowało 27 września, a 6 października poddały się resztki polskiej armii" - czytamy. Brakuje mi uściślającego przypisu. Bo rozumiem, że tłumacz przełożył z niemieckiego oryginału. Podpisanie kapitulacji Warszawy (bo o nią chodzi) miało miejsce dopiero 28 września 1939 przez gen. Tadeusza Kutrzebę i gen. Johannesa Blaskowitza. 6 października było już po kapitulacji pod Kockiem Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. Kleeberga. Czy nie istnieje stanowisko korektora merytorycznego? To należy go niezwłocznie powołać. Określenia takie jak: trzytygodniowa kampania czy ucieczka polskiego rządu do Rumunii - chyba nie zdobędą uznania w oczach polskich czytelników.
"Szef rano wyjeżdża ze swoimi ludźmi, a my jesteśmy skazane na czekanie, czekanie i jeszcze raz czekanie" - znajdziemy opis świadka, który był w otoczeniu Hitlera, gdy on patrolował pole walki w kampanii polskiej. V. Ullrich ujawnia nam, jak propagandowo wykorzystano fakt, że Wódz znalazł sie na linii frontu. Wspomina dwa wydawnictwa ("Hitler in Polen" und "Aus den Straßen des Sieges"), które budowały mit genialnego Führera. Cenne są dla mnie cytaty z Thomasa Manna czy Williama Shirera. Opinia tego ostatniego nie zostawia złudzeń, jaki był stosunek przeciętnego Niemca na wydarzenia z Polski: "Nie znalazłem jeszcze Niemca, nawet wśród tych, którzy nie darzą reżimu sympatią, który by widział cokolwiek złego w zniszczeniu Polski. Dopóki Niemcy będą zwyciężali, nie ponosząc przy tym nadmiernych strat, dopóty wojna ta będzie się cieszyła poparciem". Sprawdźmy, jak odbierano triumf nad Francją w 1940 r.
"Dziś na Zachodzie zamilkł oręż i wolna jest droga ku ostatecznemu rozliczeniu z perfidnym Albionem (...). W tej doniosłej dla dziejów godzinie chciałbym jako stary żołnierz i Niemiec uścisnąć Pańską dłoń z wyrazami podziwu" - ten entuzjazm wylewał się na papier niedoszłego cesarza Wilhelma Hohenzollerna-syna. Szkoda, że nie zdobyto się na cytowanie np. Alfreda Hugenberga. "Sieg Heil!" - sypało się z ust, telegramów i listów rzeszy Niemców. Dwa zdjęcia wykorzystane w tekście oddają ducha triumfu nad Francją: taniec Hitlera na wieść, że Francuzi proszą o rozejm oraz monachijskie powitanie u boku Duce. Chyba kolejny błąd wdarł się na s. 114, gdyż czytamy tam: "6 czerwca 1940 Hitler wrócił do stolicy Rzeszy, którą po cichu opuścił dwa miesiące wcześniej. Goebbels miał dostatecznie dużo czasu na zorganizowanie tryumfalnego powitania". Zawieszenie borni w Compiègne odbyło się 22 VI 1940 r. O czym sumiennie pisze V. Ullrich. No to jeszcze jedna triumfalizująca wypowiedź, zwykłej obywatelki III Rzeszy: "Z takim wodzem koniec wojny nie może nam przynieść niczego innego jak zwycięstwo! Wszyscy są o tym mocno przekonani". Nie w innym duchu pisano w raporcie SD: "Stanowczość i elegancja, z jaką Führer raz na zawsze wymazał z kart historii hańbę roku 1918, spotykały się z bezgranicznym podziwem ludności".
Ciekawe stanowisko wobec Związku Sowieckiego wyraził Hitler jeszcze latem 1940 r.: "Wystarczy zabrać się do tego kolosa we właściwy sposób, a padnie szybciej, niż wydaje się całemu światu". To zaprawdę buta na miarę megalomana, który uwierzył w swoją szczęśliwą gwiazdę, skoro zmagał się z upartym Albionem. W sierpniu trwała realizacja agresji pod kryptonimem Lew Morski (Unternehmen Seelöwe). Nie łudźmy się: nie poczytamy o dzielnych polskich lotnikach (czytaj: Dywizjonie 303). Battle of Britain jest tu tylko epizodem. Ważnym ale bez nadmiernych szczegółów personalnych i narodowościowy. Nie wiem czy stawać w obronie Autora? Cenne są skutki tej kampanii. Stosunek USA, zapiski Goebbelsa i innych świadków. Wykorzystuję raz jeszcze raport SD: "Niewielu obywateli wierzy jeszcze w rychłe zakończenie wojny". Szybko ostygła radość wiosny 1940 r. To już zadanie dla doktora Goebbelsa: "Koniecznie musimy robić więcej dla podtrzymania morale". Już we "Wstępie" Volker Ullrich zwrócił uwagę na wartość zapisków ministra propagandy III Rzeszy. Śmiem twierdzi, że wielu z nas posiada trzytomową edycję, jaka ukazała się w Polsce kilka lat temu (Świat Książki). Mnogość cytatów z nich mogłaby wypełnić to pisania do nieprzewidywalnych rozmiarów. Podziw dla geniuszu wiadomo kogo herr doktor wyraził pisząc np. tak: "Świat darzy go podziwem, lecz nam dane jest to wyjątkowe szczęście, że możemy go darzyć miłością. Podajmy sobie wszyscy ręce i otoczmy go mocnym, nierozerwalnym kręgiem". Jest też ślad sceptycyzmu, jaki wyraził inspektor sądowy F. Kellner: "Rok 1940 legnie dziś w grobie. Ileż niewymownych cierpień przyniósł zniewolonemu światu! A co przed nami? Można przeczuwać, ale wiedzieć nie sposób".
W Hitlerze wiara aż kipiała: "Rok 1941 przyniesie największe zwycięstwo w naszych dziejach". Nim Plan Barbarossa ruszył swą miażdżącą machiną poznaliśmy okoliczności wizyty W. Mołotowa w Berlinie. Będę się czepiał, ale szkoda, że nie umieszczono żadnej fotografii z tego spotkania. Dla Hitlera ZSRR/ZSRS/CCCP, to kolos na glinianych nogach. Plany wobec przyszłej ofiary oddaje wypowiedź z 17 III 1941 r.: "Utworzymy odstalinizowane republiki. Inteligencję ustanowioną przez Stalina trzeba zniszczyć. [...] Na całym obszarze wielkorosyjskim konieczne będzie stosowanie najbrutalniejszej przemocy". Akceptował plany militarne, jakie nakreślił generał Franz Halder. Tylko, że w tym samy czasie zawodził włoski sojusznik. "...z jednej strony krzyczą o pomoc i wymyślają, jakież to kiepskie maja uzbrojenie i wyposażenie, a z drugiej są tak dziecinni i zazdrośni o nasze sukcesy, że w zasadzie nie chcą od nas ani żołnierzy, ani wsparcia" - to Hitlera opinia o Włochach. Widzimy naciska tegoż na Duce, aby generał Francisco Franco okazał swą wdzięczność i aktywnie przystąpił do wojny.
Oddanie dra J. Goebbelsa Führerowi miało, moim zdaniem, coś z... patologii. Przejęcie z jakim notował różne stany emocjonalnego Adolfa Hitlera ociera się o ten stan psychiczny: "Führer żyje w takim napięciu, że jest ono nie do opisania". Jakoś mi go nie żal. Tak niedobrze działo się przed planowaną realizacja Planu "Barbarossa". Ciekawe, że mimo takiego zachwytu nad triumfalizmem III Rzeszy minister propagandy nakazał przymknąć drukarzy, którzy drukowali odezwę "Do żołnierzy frontu wschodniego!". Autor nie zgadza się, jakoby ZSRR/ZSRS/CCCP szykowała agresję na Zachód. Wręcz przeciwstawia się idei wojny prewencyjnej, według niego to pokłosie tego, co kolportowała w 1941 r. propaganda niemiecka. 3 000 000 żołnierzy niemieckich spadło jak grom na dotychczasowego sojusznika.
"Rosjanie walczą świetnie nowo sprowadzonymi siłami. Ciągle dochodzą nowe dywizje pancerne - nie mieliśmy pojęcia, że wystawią ich aż tyle" - mimo wszystko, to chyba rzadki głos (w tym wypadku feldmarszałka Günthera von Kluge) podziwu dla zdolności wojskowych Armii Czerwonej. Okazuje się, że 24 VI 1941 r. Hitler po raz pierwszy przybył do Rastemborka (późniejszy Kętrzyn) do "Wolfsschanze". Nie wiedziałem, że tak bardzo wszystkim tam przebywającym życie uprzykrzały... plagi komarów. Zabezpieczenia miejsca robią wrażenie jeszcze teraz, osiemdziesiąt lat od wydarzeń, które poznajemy. Jest okazja prześledzenia harmonogramu dnia. Pobudka o 10? Lenił się Adolf H.! Jak można było jeść na śniadanie tylko starte jabłko i popijać je filiżanka mleka? Po tym posiłku odprawa. Obiad koło czternastej: "...obiad w kasynie I, zwykle trzydaniowy, niewyszukany, a bywało, że składał się tylko z eintopfu. Hitler jadał posiłki jarskiej, które przyrządzała mu dietetyczka". Ufam, że każdy (my z dawnego zaboru pruskiego nie mamy z tym kłopotu) w centralnej Polsce wie, co to takiego "eintopf". Czy do kawy jadł sznekę z glancem nie dowiem się. Później spotkania z niewojskowymi. Kolacja była około 20. Potem jeszcze narada operacyjna i nocne herbatki, które ciągnęły się do późna w nocy i wypełniał je swoimi monologami gospodarz. Narrację wypełniają uwagi jednej z sekretarek, Christi Schroeder.
"Nie możesz przepisać całej książki, albo jej opowiedzieć od deski do deski" - słyszę komentarz żony, gdy widzi ile pochłania mi czasu opracowanie kolejnego tytułu. Trudno się nie zgodzić z tym. Trudno napisać, abym w takiej chwili miał w Niej sojusznika. Ale i ja sam wiem, że nie rzucę tu 100 % tego, co napisał Volker Ullrich. Pewnie, że wolę wydobyć smaczki życia codziennego z życia głównego bohatera. Trudno odbierać jednak potencjalnemu czytelnikowi przyjemności poznanie kolejnych setek stron biografii. To byłoby nieludzie. Pewnie każdy czeka na kilka czołowych faktów z lat 1939-1945, jak Stalingrad, Normandia, 20 lipca 1944, śmierć w berlińskim bunkrze. Oczywiście, że one wszystkie są! Muszą być. Jak ludzie, którzy otaczali Adolfa Hitlera, powolne w wykonaniu zbrodniczych rozkazów bestie. Kiedy byłem w Berlinie moją uwagę zwróciła tablica informacyjna. Wyznaczała kierunki. Jeden mną poruszył: WANNSEE 21!
"Gdziekolwiek pojawiają się szczury, roznoszą one choroby i przynoszą krajowi zgubę. Są przebiegłe, tchórzliwe i okrutne, a żyją przeważnie w wielkich gromadach - nie inaczej Żydzi wśród ludzi" - to cytowany fragment komentarza, który pojawił się w filmie Veita Harlana, pt. "Jud Süß". Nie przypadkowo przypominam ten właśnie cytat. Kilka miesięcy temu pewien polski polityk nr 1 w państwie powiedział o ludziach orientacji LGBT, że to nie ludzie, tylko ideologia. Do dziś nie mogę zrozumieć, jak to możliwe. Byłem zbyt małym dzieckiem w latach 60-tych XX w., aby widzieć o Marcu 1968 r. Proszę zobaczyć, co się dzieje w czasie lektury tomu Volkera Ullricha: odnajduję analogie w roku 2020, boję się aby ktoś nie rzucił mi w twarz, że nie jestem pełnowartościowym Polakiem, bo mam korzenie litewskie, niemieckie, ruskie - i jeden czort wie jakie jeszcze nie poznane. Tak, musi paść straszliwe słowo: HOLOKAUST! Wypowiedź Hitlera, która otwiera rozdział 7 powinno być przytaczane na każdej lekcji, spotkaniu, posiedzeniu, demonstracji, na której ktoś węszy ile Polaka w Polaku, deklaruje, że jest stuprocentowym Aryjczykiem, albo drze się, że "Polska tylko dla Polaków!" lub poniża innych hasłami "Litewski chamie uklęknij przed polskim panem": "Mówiłem to już 1 września 1939 roku, że obecna wojna nie skończy się tak, jak wyobrażają sobie Żydzi, mianowicie wytępieniem ludów europejsko-aryjskich. Rezultatem tej wojny będzie zniszczenie żydostwa. Po raz pierwszy zastosowana będzie starożydowska zasada oko za oko, ząb za ząb". Może to jakiś znak, że siadam do pisania tego akapitu w dniu urodzin... Reinharda Heydricha. chcąc zrozumieć antysemityzm Hitlera Autor książki cytuje m. in. Hansa-Ulricha Wehelra; "Bez uzyskanych przez Führera pełni władzy i środków przymusu Himmler, Heydrich i spółka nie zdołaliby sami zorganizować, przeprowadzić i usprawiedliwić Holokaustu, rozumianego jako akcja mordowania na skale europejską". Wielu pewnie zaskakuje fakt, że w 1939 r. na terenie III Rzeszy mieszkało zaledwie... 200 000 Żydów. Widzimy, jak narasta nienawiść: od nie obsługiwaniu w aryjskich sklepach Żydów po wybuch wojny i rozpętanie spirali zbrodni! Temu też służyła produkcja filmów propagandowych i fabularnych, których jad uderzał w jednym kierunku. "Wybitne, genialne dzieło. Film antysemicki, właśnie taki, jakie go nam trzeba" - ekscytował się nad tworem Veita Harlana doktor J. Goebbels. Pokazano go też w Wenecji. "Film ogromnie się spodobał. Słychać było samo słowa zachwytu. Widownia szalała. I tego właśnie chciałem" - to także ekscytacja Goebbelsa. O tym nie ma wzmianki w książce, ale warto było dodać przypis o innym filmie. Chodzi o Gustava Ucickyego pt. "Heimkehr". "Pierwszymi ofiarami stali się jednak nie Żydzi, tylko chorzy i upośledzeni. [...] 18 sierpnia 1939, czyli kilkanaście dni przed wybuchem wojny, okólny dekret Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rzeszy zobowiązał lekarzy i położne do tego, by zgłaszać [...] wszelkie przypadki wad rozwojowych u noworodków i niemowląt do lat trzech" - przypomina Volker Ullrich.[1] Znajdziemy w tekście faksymile rozkazu A. Hitlera z 1 IX 1939 r., tzw. dekret o uśmiercaniu z łaski. Okazuje się, że zamordowano 200 000 osób, a więc tyle ilu było niemieckich Żydów. Z obrzydzeniem czyta się spostrzeżenia Goebbelsa, po jego wizycie w Generalnym Gubernatorstwie, a ściślej w Łodzi: "To już nie są ludzie, to zwierzęta [...]. Konieczne są tu cięcia, i to radykalne. Inaczej Europa umrze od tej żydowskiej choroby". Na scenie okrucieństwa pojawia się Adolf Eichmann i operacja "Nisko", pierwszy krok ku Holocaustowi! Skończona fiaskiem? Nie zmienia jednak faktu, że zmierzano (choć chwilami dość chaotycznie i niekonsekwentnie) ku bezprecedensowego ludobójstwa. Pogłoski o deportacji na Madagaskar wcale nie były wymysłem propagandowym. "Jakkolwiek utopijny wydaje się plan wysiedleń na Madagaskar, to latem 1940 roku, w okresie szczytowej euforii po kapitulacji Francji, cała najwyższa ekipa kierownicza Trzeciej Rzeszy poważnie nad nim debatowała" - informuje nas Autor. Nawet Heydrich pisał o... "terytorialnym rozwiązaniu ostatecznym". Zamieszczono też zaskakujący cytat z samego Hitlera: "Gdyby tylko wiedział, dokąd pchnąć te kilka milionów Żydów". Potrafił za to oceniać Żydów: "Zawsze powiadałem: Żydzi to najgłupsze matoły na świecie. Nie maja ani jednego prawdziwego muzyka, myśliciela, żadnej sztuki, kompletnie nic. Są kłamcami, fałszerzami, oszustami [...]. My bez Żydów się, obejdziemy, ale oni bez nas - nie".
20 stycznia 1942 r., to data która raczej niknie pośród wydarzeń II wojny światowej, a powinna być przypomina wszystkim, którzy doważają się plwać na bliźnich, bo odstaja od norm, jakie ktoś ubzdurał sobie. Tak, to dzień konferencji w Wannsee! Piętnastu uczestników podjęło decyzje! Szkoda, że Autor nie cytuje nam (zachował sie jeden z trzydziestu stenogramów posiedzenia) wypowiedzi R. Heydricha. "Głosów sprzeciwu nie było, wręcz przeciwnie: siedzący przy konferencyjnym stole panowie okazali nadzwyczajną jednomyślność" - podsumowuje V. Ullrich, choć jak sam pisze R. Heydrich chwilami określał plany niejednoznacznie i nie nazywając wszystkiego po imieniu. Śmiem twierdzić, że spośród zaproszonych najbardziej utrwaliło się jedno nazwisko: Roland Freisler . To on stał na czele Trybunału Ludowego i wydawał wyroki na uczestnikach zamachu z 20 VII 1944 r. Bydgoszczanie raczej zapominają, że to m. in. on był sędzią Sondergericht Bromberg. "Chce całkowicie usunąć Żydów z Europy. I bardzo słusznie. Bo Żydzi wyrządzili naszemu kontynentowi tyle cierpienia, że nawet najsurowsza kara, jaką można by im wymierzyć, będzie ciągle zbyt łagodna" - to raz jeszcze Goebbels chwalący swego Führera. I pojawia się złowieszcza nazwa: AUSCHWITZ!...
Nie robię analizy porównawczej z innymi książkami, biografiami, które poświęcono Adolfowi Hitlerowi. "Chyba nigdy nie przestaną pisać książek o Hitlerze..." - skwitował mój osobisty Syn, kiedy napisałem do Niego, że Prószyński i S-ka wydało książkę V. Ullricha. Chyba ma rację. Dobrze, że mamy drugi tom tej biografii. Kolejne spojrzenie jest cenne. Dla mnie na pewno. I dla wielu innych czytelników. I tak, jak V. Ullrich zacytuję Reinholda Schneidera: "Nasze studia nad Adolfem Hitlerem nie zakończyły się jeszcze i nie da się ich zakończyć". Mały drobiazg: to wypowiedź z... 1946 roku. Warto też przeanalizować, jak Autor bilansuje miejsce Hitlera w dziejach. Odsyłam do tego tych, którzy odważyli się być na tyle głupi, aby w Polsce (tak okrutnie sponiewieranej i okaleczonej) obchodzić urodziny Adolfa Hitlera. Ale czy oni przeczytają obydwa tomy autorstwa Volkera Ullricha? Wątpię. Szkoda. Dlatego zostawiam tu kolejne zdania Autora biografii: "SPRAWA HITLERA POZOSTAJE NA WSZE CZASY OSTRZEGAWCZYM EGZEMPLUM. UCZY NAS, JAK SZYBKO MOŻNA WYSADZIĆ Z ZAWIASÓW DRZWI DEMOKRACJI, GDY ZAWIODĄ INSTYTUCJE POLITYCZNE, A SIŁY OBYWATELSKIE SĄ ZBYT SŁABE, BY PRZECIWSTAWIĆ SIĘ AUTORYTARNYM ZAKUSOM".
______________________
[1] proszę odnaleźć odcinek 91 tego cyklu, tam książka: Götz Aly pt. "Obciążeni. «Eutanazja» w nazistowskich Niemczech", w tłumaczeniu Viktora Grotowicza (Wydawnictwo Czarne)
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.