piątek, lutego 19, 2021
Przeczytania... (386) Piotr Trybalski "Wszystko za K2. Ostatni atak lodowych wojowników" (Wydawnictwo Literackie)
"Cichy zabójca. Ci, którym udało się ją zdobyć, mówią jednym głosem: to najtrudniejsza góra świata, zimą nikt jej nie pokona. No, chyba że... Polacy" - niestety to stwierdzenie od kilku tygodni już się zdeaktualizowało! "Na szczycie – przy prawie bezwietrznej pogodzie! – zameldowało się 10
nepalskich himalaistów! Wspinacze zatrzymali się 10 metrów przed
wierzchołkiem, aby zaczekać na cały zespół, tak aby wszyscy razem, z
hymnem na ustach, zdobyli K2 jako pierwsi w zimie!" - czytamy na portalu wspinanie.pl* 8611 m. n. p. m. - zdobyte! Nie będzie wpisu o Polakach. Trudno. Jest zatem książka Piotra Trybalskiego "Wszystko za K2. Ostatni atak lodowych wojowników", którą mamy dzięki Wydawnictwu Literackiemu. Brawo!
"Wszystko za K2 krok po kroku opisuje ekspedycję, która emocjonowała ludzi na całym świecie. Proces aklimatyzacji, tajniki przetrwania w surowych warunkach. Akcja ratunkowa na Nanga Parbat oraz samotny atak szczytowy Denisa Urubki. Starcie charakterów, aspiracji i determinacji, konflikty i kryzysy, a także codzienność w bazie i oczekiwania na okna pogodowe" - czytamy zapowiedź na okładce. Ilu z nas w ogóle takowej potrzebuje? Starczy napisać "K2", a wyostrza się nas słuch i węch. Kilka centymetrów ode mnie leżą książki poświęcone bohaterom tamtych starań, porażek, dramatów. A i o K2 nie po raz pierwszy piszę na tym blogu. A jakże - za sprawą książek, które stanowią dla mnie chwilowe odejście od tematyki czysto historycznej w swej wojenności, heroizmie na polach bitew. Każde sięgnięcie przez mnie po górska książkę, to nieomal hołd składane tym wszystkim, którzy pną się na szczyt, przekraczając magiczne metry nad poziomem morza. Nie po raz pierwszy też pada tu nazwisko Piotra Trybalskiego (rocznik 1975).
Każdy rozdział otwiera motto. Zbyt wiele ich jest, aby tu wszystkie z nich cytować. Muszę wybrać kilka najciekawszych?
- Nie udało nam się wejść na K2. Ale nie mamy do siebie żalu, bo zrobiliśmy wszystko, na co było nas stać w tych nieludzkich warunkach - A. Zawada.
- Można pojechać sobie [latem] na Broad Peak czy na Czo Oju, podnieść ręce do góry i zrobić zdjęcie na szczycie. Fajnie, zdobyłem szczyt. Ale czy tak się pisze historię? - K. Wielicki.
- Czy alpinizm jest nieuleczalną chorobą? Tak. - W. Rutkiewicz.
- Widziałem góry większe, wspanialsze i bardziej majestatyczne. W góry piękniejsze od Tatr jednak nie wierzę. - S. Zieliński.
- Szczyt działa jak magnes. Przyciąga. Trzeba dojść. - J. Kukuczka.
- Góry są środkiem, celem jest człowiek. Nie chodzi o to, aby wejść na szczyt, robi się to, aby stać się kimś lepszym. - W. Bonatti.
Zanim zagłębimy się w treści (a przed nami prawie sześćset stron) kartkujemy całość. To na co zawsze zwracam uwagę i co przykuwa każdego nie z plasteliny czytelnika, to bogactwo fotograficznej dokumentacji. Niektóre wzbudzą w nas... zazdrość. Nikt z nas nie zrobi już sobie zdjęcia z sir Edmundem Hillarym, który na równe dziesięć lat przed narodzeniem autora tego blogu, zdobył Mont Everest. Nie spotkamy wielu innych bohaterów, jak Wanda Rutkiewicz, Jerzy Kukuczka, Andrzej Zawada czy Artur Hajzer. Przygnębia czarno-biały kadr z 1939, na którym uwieczniono symboliczny pochówek Adama Kurpińskiego i Stefana Bernadzikiewicza. Już sama ta historia godna jest osobnej monografii (a może takowa jest, a tylko ja jeden nic nie wiem). Zamierzchłe dzieje himalaistki polskiej. Historii jest sporo, sporo. I bardzo dobrze! Kto dziś pamięta np. kim był Bronisław Grąbczewski. 27 lutego przypadnie 95-ta rocznica śmierci tego wybitnego podróżnika, etnografa i topografa. Na szczęście P. Trybalski postarał się o to, aby przybliżyć nam tę niezwykłą biografię. Sporo szczegółów na temat jego życia. "Mało kto zdaje sobie sprawę, że to właśnie Grąbczewski był polskim pionierem alpinizmu zimowego. [...] Ustanowił tym samym pierwsze polskie zimowe rekordy wysokości" - zainteresowanych odsyłam do stosownego rozdziału, aby poznali jakie to szczyty zaliczył. Wychodzi na to, że w 1889 r. przypomniał światu o istnieniu K2!
- Stoimy w obliczu masowego natarcia ze wszystkich stron świata i jeżeli nie weźmiemy w nim udziału już teraz - ostatnie szanse dla naszego alpinizmu przepadną bezpowrotnie. - J. Wartersiewicz.
- Przetrwanie zimą powyżej 7000 metrów jest niemożliwe. - E. Hillary.
- Himalaje w lecie są dla bab - A. Zawada.
- Tkwi we mnie coś takiego, co sprawia, że nie interesuje mnie gra o małe stawki. dla mnie liczy się jedynie "naj" - J. Kukuczka.
- Do dziś mam odczucie, że ta góra w jakiś sposób nas tam nie chciała - A. Czerwińska.
- Jedna klęska wzbogaca bardziej niż cały łańcuch sukcesów - G. Rébuffat.
"Dlaczego K2 zimą jest takie szczególne? Bo to ostatni ośmiotysięcznik niezdobyty o tej porze roku? To też. Można dodać, że jeszcze nikt na świecie nie stanął zimą na stokach tej góry powyżej 8000 metrów. To biała zimowa plama na mapie Karakorum"- wiem, my wiemy, że to już niekatulane stwierdzenie. Ale czy z tego powodu mam wyrzucić książkę P. Trybalskiego. Odsunąć ją od siebie i dać je zapomnieć? Nie. To kawał historii. Takiej samej, jak wiele innych zaklętych we wspomnieniach, biografiach tych, co porywali się na niemożliwe. Raz jeszcze spotykać bohaterów godnych pamięci i szacunku dla tego, czego dokonali. Zresztą P. Trybalski pisze bardzo plastycznie: "K2 ma własny mikroklimat, wynikający ze specyficznego położenia geograficznego na 36. równoleżniku. Niczym włócznia wbija się w troposferę i jest chłostana przez szalony jet strea - prąd strumieniowy, wiatr wiejący z zachodu na wschód, największą zmorę himalaistów". Takie przykłady można mnożyć. Nie starczyłoby cyklu.
"Ostatecznie góra poddała się 31 lipca 1954 roku i znów okazało się, że szczęściu trzeba pomagać. Włosi wzięli sobie do serca tę sentencję i przygotowali się wyśmienicie" - i widzimy ten triumf utrwalony na barwnej fotografii. Dokonali tego Achille Compagnoni i Lino Lacedelli. Sprawdzam w internecie, mimo kilkunastu lat różnicy w życiorysie, obaj zmarli w tym samym 2009 r. Sporo zdjęć z tej wyprawy. Czuć ducha tamtego czasu. Bez "Wszystko za K2" nie byłoby tego szukania i patrzenia. Podejrzewam, że wielu z nas tak czyta. Tym bardziej, że to książka o ludziach. Cenna rozmowa z Anną Milewską-Zawadą, żoną Andrzeja Zawady. "Miał zawsze ciepłe ręce, dobre krążenie. Nie odmrażał się. Miał to swoje słynne powiedzenie, że odmrożenia u alpinisty są dowodem braku inteligencji" - powiedziała. Rozdział o Jerzym Wartersiewiczu robi wrażenie. Naprawdę. Do teraz nie wiedziałem nic o "Dziurku". Albo umknęło mi jego nazwisko, albo po prostu pierwszy raz czytam o jego dokonaniach, np. w roku mego urodzenia przeszedł "...z kolegami, jako pierwszy zespół w historii, północno-wschodnim filarem Les Droites w masywie Mont Blanc". Następne pierwsze wejścia? Sporo ich. I cudowna życiowa myśl: "Mama trzydzieści sześć lat, człowiekowi przykro być starym i usiłuje za wszelką cenę udowodnić, że jeszcze stać go na wiele". Himalaje były marzeniem, motorem do działania! Oglądał je tylko na... przezroczach.
- Idea, która nie jest niebezpieczna, niegodna jest miana idei - O. Wilde.
- Na K2 element ludzki jest strasznie ważny. Bo góry to kupa kamieni i lodu - K. Wielicki.
- Trzeba się zastanowić, czy wystarczą nam dokonania z lat 80., którymi chwalimy się na świecie, czy też wspinamy sie dalej - A. Hajzer.
- ...zadziwiające, jaka magiczną moc może mieć nad człowiekiem naga skała, martwy kamień - H. Buhl.
- Jest kwintesencją przygody himalajskiej, formacja o wielu niewiadomych, nieprzewidywalna, zmuszająca do całkowitego i ufnego powierzenia siebie górze - W. Kurtyka.
- W górach szukam samotności, kontaktu z naturą, tego sam na sam ze sobą, mimo że obok może iść partner - J. Kukuczka.
"Był odmrożony, nie czuł palców u nóg, temperatura sięgała minus czterdziestu dziewięciu stopni. W końcu przed północą stanęli naszczycie. Byli pierwszymi w historii alpinizmu ludźmi, którzy zimą postawili stopę na wysokości ponad 7000 metrów" - to o zdobyciu Noszaku, 7492 m. n. p. m. w 1973 r. przez A. Zawadę i T. Piotrowskiego. To był jeden z etapów docierania do K2 i wysokości, jakie były przed Polakami. A. Zawada pisał: "Rekord świata na Noszaku... Tak, bo przecież nikt jeszcze nie zdobył zimą szczytu siedmiotysięcznego! Od tej chwili zaczyna się nowy etap w światowym alpinizmie wysokościowym - etap zimowych wejść na najwyższe wierzchołki naszego globu. A otworzyli go Polacy". Serce rośnie, nawet po blisko pięćdziesięciu laty od tego wyczynu. Ale i skóra... cierpnie, kiedy znajdujemy opis odnalezienie ludzkiej ręki: "Patrzeliśmy na nią jak porażeni. [...] Była to ręka jednego z pięciu zmarłych tu i zaginionych w 1971 roku alpinistów bułgarskich. Wydawało się, że ostrzega nas przed ryzykanctwem i mówi: uważajcie!".
Nie spodziewałem się, że spotkam sie tu z... prof. Andrzejem Paczkowskim. Po prostu nie znałem górskiego epizodu z życia wybitnego historyka. Mam prawo dot ej niewiedzy. Szokujące dla obecnego pokolenia mogą być informacje, jakie Autor uzyskał w rozmowie na temat choćby sponsorowania polskich ekspedycji: "Nie było sponsorów, alpiniści radzili sobie sami. Przykładowo nielegalnie handlowali sprzętem wspinaczkowym. [...] Wanda Rutkiewicz, gdy chciała pojechać na wyprawę Karla Herrligkofera na Everest, musiała wnieść wkład w dewizach - dwadzieścia tysięcy dolarów! W 1978 roku! Dogadała się, że wnosi do wyprawy szyte w Polsce śpiwory dla Szerpów, wycenione oczywiście w dewizach". Cały wywiad już teraz stanowi bezcenne źródło dla zrozumienia jak wykuwał się polski himalaizm. Żyjący w dzisiejszych realiach chyba nie do końca uwierzą.
"Wszystko za K2..." jak widzimy nie jest tylko opowieścią o zdobywaniu tego szczytu. Bezcenne spotkania z bohaterami tamtych czasów. Egzaltuje mnie to? Raczej - tak. Ten magnetyzm, niezwykłość dokonań - zawsze. Chwilami trudno mi się zdobyć na obiektywizm. W tym jednym przypadku nie wyrastam ponad poziom dziecka, które z rozdziawionymi usty słuchał opowieści o smokach, szklanych górach i pięknych księżniczkach. Wstydzić się? Tak szybko pisze, że prawie, co drugi wyraz podkreślony na czerwono, tyle literówek. Urzekają mnie zdjęcia. Ślady... yeti? Mógłbym je same oglądać. Godzinami. Nie brak i wśród nich dramatyzmu, np. to z 23 XII 1974 r., kiedy pod Lhotse zginął Stanisław Latałły. Tragedia z 17 grudnia jest tu opisana, jak również stan ducha A. zawady i T. Piotrowskiego, któremu zarzucano odpowiedzialność za śmierć filmowca: "Przez kilka lat miał zakaz wyjazdów na wyprawy, stał się czarną owcą polskiego himalaizmu - mimo że ocena jego zachowania nigdy nie była jednoznaczna". Smutne.
- Ta góra nie daje mi spokoju, dlatego muszę tam wrócić - T. Mackiewicz.
- Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia. Można pokonać alkoholizm, narkomanię, słabość do leków. Fascynacji górami nie można - E. Hillary.
- Każdy ma prawo zabić się w górach - A. Lwow.
- Nie opuszcza się przyjaciela nawet wtedy, gdy jest już zamarzniętą bryłą lodu - W. Żuławski.
- Alpinizm to cudowną kreacja i właśnie dlatego jest taki niebezpieczny - W. Kurtyka.
- Nie sztuka być dobrym alpinistą. Sztuką być starym alpinistą - K. Łoziński.
Ale i to, że swary, tarcia, rywalizacja dotykała również uczestników wypraw, kto ma nimi kierować, organizować, brać za nie odpowiedzialność. Kurczak, Zawada, Rutkiewicz. To o jej wyprawie z 1982 r. na K2 czytamy, m. in.: "...szła do bazy o kulach, leczyła kolejne złamanie nogi. Wyruszyła jedynie po to, by kierować wyprawą, bez ambicji wspinaczkowych. Udało jej się pokonać prawie cały stupięćdziesięciokilometrowy szlak. Jednak do celu nie doszła samodzielnie. Gdy całkowicie opadła z sił, do bazy zaniósł ją na własnych plecach... Jurek Kukuczka". Dowodzona przez Rutkiewicz ekipa szczytu nie zdobyła. Śmierć zabrała Halinę Krüger-Syrokomską: "Jej śmierć przybiła uczestniczki, odbierając chęć ataku szczytowego [...]". Atak jednak podjęto. Bez rezultatu: "Niestety, K2 pokazało prawdziwa twarz: załamanie pogody i huraganowe wiatry pokrzyżowały plany himalaistek". Po takich tragicznych epizodach następuje u mnie chwila na... ciszę. Wracają odwieczne pytania: po co? dlaczego? warto było? Potęguje ten stan ducha słuchanie równocześnie nokturnów F. Chopina. Leży koło mnie książka A. Kamińskiej o Halinie. O innej wyprawie (w której składzie byli np. L. Cichy i K. Wielicki) tego samego 1982 roku czytamy: "Ostatni atak był aktem rozpaczy - odmrożenia, deterioracja, huragany nie pozwoliły zespołowi wejść ponad 8100 metrów. Wyprawa nie miała szans powodzenia". Trudno sobie nawet wyobrazić stan bezsilności, determinacji i porażki, jaka była udziałem kolejnych ekip.
"K2 miało być dla Polaków
K2 miało być dla Wandy Rutkiewicz" - czytamy w kolejnym rozdziale. "Przede mną wznosi sie góra, o której marzyłem przez wiele lat. Teraz przybrała realne kształty. Z młodzieńczych mrzonek i męskich fascynacji, ze snów i pragnień, stał się rzeczywistością. Mam ją wreszcie przed oczyma: olbrzymią, wspaniałą wyzywającą" - to Tadeusz Piotrowski. Oto chyba odpowiedź na te moje człowieka nizin pytania: po co? dlaczego? Nie mógł pisząc te słowa wiedzieć, że wyprawa 1986 r. będzie jego ostatnią, że z niej nigdy nie wróci. Jerzy Kukuczka pisał: "Tadeusz tylko przez moment jakby próbuje walczyć, ale jest przecież w sytuacji człowieka, któremu nagle wyrwano spod nóg drabinę. Próbuje jeszcze rozpaczliwie zacisnąć ręce na wbitym czekanie. Nie udaje się. Czekan zostaje. Tadek leci w dół". Z tym obrazem śmierci, wiem mało optymistycznym, zostawiam bohaterów K2. Potrzebuję ciszy...
"ŚMIERĆ W GÓRACH NIE MA W SOBIE NIC ROMANTYCZNEGO"
- Piotr Trybalski -
___________________________________
* https://wspinanie.pl/2021/01/k2-zdobyte-zima/ (data dostępu 3 II 2021)
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.