poniedziałek, marca 01, 2021

...na 160-tą rocznicę pogrzebu pięciu poległych - 2 III 1861 r.

 

"Z grona młodzieży jeden poczciwy, a do tego Wielkopolanin, wystąpił, kleknął pod samym światłem  z odkrytą głową, przeżegnał się, zamyślił chwilkę, potem całym głosem rzucił w powietrze: Jeszcze Polska nie zginęła! - - Całą pierwszą zwrotkę intonujący sam prześpiewał, dopiero przy drugiej coraz więcej głosów zaczęło się odzywać i na koniec złączyły się wszystkie i wznieśli Warszawiankę i inne pieśni, aż na kilka ulic się rozległo" -  tak wspominał atmosferę warszawskiej ulicy 29 XI 1860 r. Narcyza Żmichowska. Rocznica nocy listopadowej i kolejnych wydarzeń związanych z przebiegiem powstania listopadowego (wojny polsko-rosyjskiej z 1831 r.) stały się przyczyną dramatycznych wydarzeń. Jednym z tragiczniejszych była śmierć 27 lutego 1861 roku pięciu manifestantów.  

Kto dziś z głowy potrafi wymienić każdego z wtedy zabitych? Chyba jednak  n i k t . Ja nie potrafię. Zmuszony jestem korzystać ze ściągi. Oto ONI: Filip ADAMKIEWICZ, Michał ARCICHIEWICZ, Karol BRENDEL, Marceli Paweł KARCZEWSKI, Zdzisław RUTKOWSKI. Zapomniani bohaterowie, ofiary sprzed 160-ściu laty. Nie pamiętam, aby to skądinąd znany każdemu zainteresowanemu okresem zdjęcie Karola Beyera było reprodukowano w podręcznikach historii. Nie ma go też w wiekopomny dziele prof. Stefana Kieniewicza, którym wspomagam się pisząc o tej rocznicy. Moi zdaniem bardzo doniosłej i koniecznej do przypomnienia*. Taka kolej rzeczy? Nie da się zapamiętać każdej rocznicy. Nawet, jeśli zaprzeszłe pokolenia nad nią klękały, roniły łzy, wycinały ich daty na biżuterii żałobnej. Czy pokolenie moich praprawnuków będzie emocjonalnie związane z 1 lub 17 IX 1939 r., jak moje?

Warszawa przełomu 1860 i 1861 była prawdziwą beczką prochu. Ścierały się dewa światy! Przestańmy opowiadać sobie banialuki o jedności, wspólnym i nadrzędnym celu narodowym. Tarcia i antagonizmy były niemniejsze, niż na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie AD 2021. Sto sześćdziesiąt lat temu też ulice królewskiego traktu były widownią regularny potyczek. Z ta różnicą, że wtedy byli to rosyjscy żołdacy, dziś policyjni pałkarze. I wtedy i dziś jeden człowiek uwierzył, że jest zbawcą Ojczyzny. Na tym kończę analogizowanie czasu przeszłego i teraźniejszego. Każdy kto choć odrobinę w sobie myślenia potrafi wyciągać wnioski. Oby bruk Warszawy tylko nie spłynął krwią, jak 160-ąt lat temu.

Henryk Pilatti, Pogrzeb pięciu ofiar manifestacji w Warszawie 2 III 1861

XXX rocznica bitwy pod Grochowem stała się jednym z wielu impulsów. Msze. Manifestacje. Procesje. Lęk przed wybuchem powstania. Złe decyzje. Miast łagodzić napięciu sięgano po najgłupsze rozwiązanie:  siłę! wojsko! karabiny! Groźnym echem dobijały się relacje warszawskie w odległym Paryżu: "Piszemy do was obryzgani krwią naszych męczenników, szlachetnych dzieci Warszawy. -- Oto macie obraz tego strasznego dnia! Powiedzcie Europie [...] Jeśli Europa zastygła w samolubstwie, nie mamy na co czekać! Postarajcie się więc tylko o dostarczenie nam trochę broni, a my -- damy sobie radę, pójdziemy bowiem naprzód z tą samą odwagą, z jaką rezygnacją prowadziliśmy święta procesję". Europa zastygła już dawno i na dobre. Przebudziła się dopiero w czas wielkiej wojny, gdy padł carat wraz z dynastią niby-Romanowów. 

Krew na rękach za zbrodnię 27 lutego 1861 r. pozostała na rękach generała Wasyla Zabłockiego. To on, gdy sytuacja wokół Pałacu Namiestnikowskiego, poczynała stawać się groźna i dla władzy nieprzewidywalna wydał rozkaz do strzelania w bezbronny tłum. "Gen. Zabłocki trafiony w tym momencie cegła czy kamieniem w plecy kazał dać ognia pierwszemu szeregowi - o kilkanaście kroków w gęstwę ludzi. Padło 55 strzałów, trafiono śmiertelnie 5 osób; raniono kilka. wielu żołnierzy strzelało ponad głowami" - opisuje prof. S. Kieniewicz. Zginęli wtedy: Filip ADAMKIEWICZ, Michał ARCICHIEWICZ, Karol BRENDEL, Marceli Paweł KARCZEWSKI, Zdzisław RUTKOWSKI. Nie, to nie demencja. Przypomnę jeszcze raz nazwiska ofiar! a jak trzeba będzie, to i trzeci i czwarty!...

Figura Chrystusa przed kościołem Św. Krzyża - Warszawa (10 IV 2010) - foto autor blogu

"Podjęto zwłoki ofiar i obnoszono je procesjonalnie po Krakowskim Przedmieściu. Między innymi chciano je zaprezentować konsulowi francuskiemu - ten jednak wolał się nie angażować i domówił nawet podejścia do okna. Ostatecznie zwłoki czterech poległych wystawiono w widok publiczny w Hotelu Europejskim, a piąte w domu Andrzeja Zamoyskiego" - czytam za prof. S. Kieniewiczem. Warto postawę francuskiego dyplomaty zapamiętać. Oto, jak Europa nie chciała drażnić petersburskiego niedźwiedzia. Skąd my to znamy? Czy tak naprawdę daleko-że odszedł rok 2021 od 1861? Sami wysilmy się o wnioski. Namiestnik Michaił Gorczakow deklarował po fakcie: "Przysięgam, nie dałem rozkazu wojsku do strzelania [...]"

2 marca Warszawa stała się widownią pogrzebu-manifestacji! Mikołaj Kopernik z wysokości swego cokołu mógł widzieć morze ludzkich głów. Szacuje się, że przed kościół  Świętego Krzyża przybyło przeszło... 100 000 osób! "...zdyscyplinowany tłum w żałobie [...] odprowadzał pięć - niesionych na barkach przedstawicieli Warszawy - trumien, przyozdobionych w wieńce cierniowe i palmy męczeńskie. Z powagą kroczyli członkowie Delegacji Miejskiej, wśród których był Tytus Chałubiński" - czytamy w biografii tegoż. Tego zaborca nie przewidział, że oto śmierć tych pięciorga zjednoczy Naród. Polaków różnych w wierze: katolików, ewangelików, prawosławnych i żydów. Doskonale ujął ową jedność Aleksander Lesser na swoim obrazie "Pogrzeb pięciu poległych". W otoczeniu kapłanów różnych wierzeń stoi arcybiskup Antoni Fijałkowski. Uważne oko przy jednej z trumien dostrzeże postać tytana pióra, Józefa Ignacego Kraszewskiego. Spanikowany M. Gorczakow ściągnął do Warszawy dodatkowe oddziały wojska! Tylko tchórz mógł triumfalnie mówić do Andrzeja Zamoyskiego: "Wreszcie teraz już się was nie lękam: mam dosyć wojska". Namiestnik zmarł w Warszawie 30 maja tegoż 1861 r.

Aleksander Lesser, Pogrzeb pięciu poległych 1861

Trumny odprowadzono na Powązki. "Na cmentarzu nie było żadnych przemówień, tylko chóry operowe. Spokój panował wzorowy, mimo że towarzyszyły konduktowi dziesiątki tysięcy osób, na ulice zaś wyległo, rzec można całe miasto. Na wszystkich uczestnikach uroczystość wywarła niezapomniane wrażenie - ten dzień żałoby zdawał się także dniem zbratania i nadziei" - podsumowuje prof. S. Kieniewicz. Pocztówki z wizerunkami ofiar 27 lutego kolportowano pośród rodakami, docierały poza carski kordonach również do innych zaborów. Stały się symbolem tamtego czasu, jak w niedalekiej przyszłości kartony Artura Grottgera. Mi nie pozostaje nic innego, jak przypomnieć raz jeszcze: Filip ADAMKIEWICZ, Michał ARCICHIEWICZ, Karol BRENDEL, Marceli Paweł KARCZEWSKI, Zdzisław RUTKOWSKI

______________________________

Wspierałem się na:

Kieniewicz S., Powstanie styczniowe, PWN, Warszawa 1983 

Petrozolin-Skowrońska B., Król Tatr z Mokotowskiej 8. Portret doktora Tytusa Chałubińskiego, Iskry, Warszawa 2020

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.