niedziela, listopada 22, 2020
Przeczytania... (370) Marcin Szymaniak "Szable i cekaemy. Zwykli ludzie w wirze wony o niepodległość" (Znak Horyzont)
"Jest to, można powiedzieć, książka o wojnie polsko-bolszewickiej oraz o życiu codziennym podczas tej wojny. W latach 1919-1921 opisane w niej postacie walczyły w bardzo różny sposób - karabinem, szablą, za pomocą bomb, poezja i publicystyką, siekierą, nożem, grantami, intrygami osobistymi i politycznymi, kłamstwami, rozsiewaniem plotek i na wiele innych sposób" - a ja za Autorem dodam: na taką książkę czekałem.
Czytelnicy, którym nie obce są losy tej wyjątkowej wojny powinni być zadowoleni. Marcin Szymaniak podsuwa nam plon swojej pracy: "Szable i cekaemy. Zwykli ludzie w wirze wony o niepodległość" (Znak Horyzont). To rzadkie spojrzenie na wydarzenia, które kształtowały byt II Rzeczypospolitej, jej granic i jej niepodległości. Dla mego pokolenia, które jeszcze stykało się z jej uczestnikami, spóźnione spotkanie. Pozostał żal, że raz i drugi zagapiłem się i nie ponowiłem spotkania. Dziś mogę mieć pretensje do siebie samego. Bohaterów lat 1919-1921 już między nami po prostu nie ma.
"Będziemy śledzić losy ośmiorga osób wplatanych w wydarzenia toczonej w latach 191901921 wojny Polski z sowiecką Rosją. Nasi bohaterowie sa bardzo różni: szeregowy ułan, lekarka, Naczelnik Państwa, lotnik, para literatów, podoficer piechoty oraz działacz komunistyczny" - po takim zapewnieniu nie pozostaje nam nic innego, jak zasiąść nad książką, która na bez mała pięciuset stronach kreśli losy tych ludzi. Na okładce książki zapewnienie Wydawnictwa Znak-Horyzont: "Obraz wojny polsko-bolszewickiej, który kompletnie cię zaskoczy".
I tak powinno być z każdą książką: powinna nas zaskakiwać. To nic, że temat już znany. Pewnie wielu zastanawia się "po co nam kolejna książka na ten temat?" lub "co nowego wniesie do naszego jej rozumienia?". Nie sądzę, aby tych blisko pięćset stron było czasem zmarnowanym. Nie wiem czy zwróciliście uwagę na ową wyliczankę głównych bohaterów? Ostatni pada: działacz komunistyczny. Już TO jedno życie powinno wyostrzyć naszą uwagę. Moją wyostrzyło. Kim ów był? O kogo chodzi? Stawiałem na... Feliksa Dzierżyńskiego (Феликсa Эдмундовичa Дзержинскoго), a tu inny renegat narodu polskiego Julian Marchlewski (Юлиа́н Юзефович Мархле́вский). Zaskoczę pewnie wszystkich, ale książka pana M. Szymaniaka powstrzymała mnie od... pozbycia się biografii tegoż autorstwa Dawida Jakubowskiego*.
Muszę po raz kolejny napisać laurkę Znakowi Horyzontowi? Nie, to Wydawnictwa zasługa i uczciwie traktowanie Czytelników. Książkę wzbogaca liczna galeria zdjęć. I tu dodajmy: w większości zupełnie nie znanym, może z rzadka reprodukowanym. Nie podjąłem się ich przeliczania. Szkoda, że nie ma wykazu ich lub podawania kolejnego numeru przy ich publikowaniu na kolejnych stronach. Nawet to, na którym uwieczniono Naczelnika Państwa (a proszę mi wierzyć bardzo wiele ich widziałem) i zamieszczono na s. 41 mi jest zupełnie nie znanym! Jak zatem mam nie chwalić. Z samych zdjęć można by ułożyć mini-słownik biograficzny tego zażartego konfliktu, ale... To przeklęte "ale" musi się zjawić? Nie ma wyjścia. Żeby nie było fotografii Lenina,Trockiego i Tuchaczewskiego? Błąd! Jest Budionny, Denikin, Sawinkow. Aż się prosi o mapkę ruchów obu wojsk na przestrzeni lat 1919-1921. Trudno oczekiwać, aby każdy z centralnej Polski wiedział gdzie jest Mołodeczno czy Kurzeniec. Ja - wiem, bo to bliskie sercu memu rodowe strony. A o nich tu jest wzmianka, np. zajęcie tego pierwszego 4 VII 1919 r. Tam poznajmy losy ukochanego jednej z bohaterek książki, Marii Zdziarskiej.
"Piłsudski wie, że Ukraina i Białoruś są twardym orzechem do zgryzienia, Ale z drugiej strony strasznie go korcą Kresy, wschodnia część starego imperium Jagiellonów, Wazów, Sobieskiego, ziemie z legend, ze stepowych opowieści, z Sienkiewicza i Mickiewicza" - dobrze, że Autor dostrzega skąd Naczelnik Państwa pochodził. Wileńszczyzna, to matecznik, to kuźnia patriotyzmu i oddania sprawie. Założę się, że ci z nas, którzy mają takie same korzenie teraz uśmiechają się do siebie. To chwilami jest gorzki grymas, ale to część naszej utraconej historii. Bo, proszę nie zapominać, dla wielu czytelników (patrz: również ja) to nie jest kolejny rozdział rodzimej historii, który zmusza się nas do poznania. To nasza historia! Tych z kresowych stanic, zaścianków, okolic szlacheckich.
"Nic mnie tak bardzo nie wzruszyło, jak oferta was, młodych ludzi, by walczyć, a w razie potrzeby ginąć za mój kraj" - cytowana jest wypowiedź I. J. Paderewskiego, słowa skierowane do amerykańskich lotników. Rzadki przypadek, kiedy idea "za naszą i waszą wolność" znajdowała ujście w czynach. Cudownie, że przypomniano eskadrę, kapitana Meriana C. Coopera i jego dzielnych towarzyszy, w tym poległego w 41 dniu służby dla wolnej Polski lotnika Edmunda Gravesa (ładna fotografia). Wzrusza widok ukraińskich dziewcząt w polskich maciejówkach. Pewnie dla kogoś kto raczkuje w tematyce lotniczej powinno zaskoczyć, że emblemat znany z dziejów Dywizjonu 303 można znaleźć na Albatrosie D. III z 7 Eskadry Kościuszkowskiej, notabene autorstwa porucznika Elliotta Williamsa (patrz fotografia - s. 116).
"To, co myślą lub czego sobie życzą masy albo tak zwana opinia publiczna, mogło mieć znaczenie za czasów Kiereńskiego. Wierzcie mi, że Lenin dba o to tyle, co o zeszłoroczny śnieg" - to z kolei opinia j. Piłsudskiego. Sporo miejsca poświęcono relacjom z A. Denikinem. Szkoda, że czytelnik nie dowiaduje się o... polskich korzeniach tego carskiego generała, choć znajdziemy wzmiankę o miejscu urodzenia: "...urodził [się] jako syn stacjonującego we Włocławku rosyjskiego oficera". Miejscem narodzin był Łowicz, a matką Elżbieta z Wrzesińskich. "Nie jestem strategiem, ale wiem, że zajmując militarnie Ukrainę po Dniepr, trzeba ją zająć i po Morze Czarne, bo nie ma tam innej naturalnej granicy od południa" - a to opinia żadnego wojskowego, tylko Stanisława Grabskiego. Cenię takie umiejętne wykorzystanie źródeł. Bo to mnie i pewnie wielu innym czytelnikom (czytaj: nauczycielom) ułatwi pracę w przyszłości, cytowania podobnych wypowiedzi. Znaleźć ich nie podobna.
Brawa dla Autora, że nie zapomniał o roli rosyjskiej emigracji. Tyle ciekawostek na temat choćby Zinaidy Gippius. Śmiem twierdzić, że wielu z nas (czytaj: piszący te słowa) po prostu nie wiedziało o jej i jej przyjaciół istnieniu. Dmitrij Mereżkowski czy Władimir Żłobin? Jeden Boris Sawinkow był mi znany. to o nich M. Szymaniak pisze: "...na przekór wszystkiemu, udało się. stracili pieniądze, stracili drogie sercu pamiątki, ich nerwy wiszą na postronku. Ale są w Polsce, co za cud! Udało im się uciec z państwa Włodzimierza Iljicza!". A mamy wgląd w to, co tam się działo choćby poprzez działalność Juliana Marchlewskiego. Jego naiwna wiara w bolszewizację polskiej klasy robotniczej może chyba zaskoczyć. Wierzył, że sama z siebie obali polski rząd: "...proletariat polski nie spocznie w walce, aż urzeczywistni u siebie w domu idee komunistyczne". Nie dość na tym wręcz deklarował: "Dlatego Partia Komunistyczna odrzucała zawsze i odrzuca myśl o podboju Polski przez Rosję sowiecką". Jak wiemy, bardzo szybko zmienił zdanie. Inaczej nie tworzyłby Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski. Wtedy już roi sobie o Polskie Socjalistycznej Republice Rad. Warto zwrócić uwagę na los córki Marchlewskiego, Zofii.
Nie uważam, że tylko bolszewicka armia niosła śmierć, zniszczenie i gwałt. Zachodzę jednak w głowę, czy Autor aż tak plastycznie musiał odnotować wyposzczenie seksualne Jurka Maciejewskiego (to zwroty z książki, nie moja delikatność słowotwórcza): "Sierżant przyciska ją do ściany, podkasuje spódnicę, dobiera się do krocza. Drapieżna kopulacja trwa krótko, kończy się szybko przeciągłym jękiem mężczyzny". Bardziej ważne dla mnie są choćby motywacje niejakiego Maksymiliana Rossego, po co w ogóle zaciągnął się do wojska. Święta miłości kochanej Ojczyzny? Nie, prawda jest brutalna, porażająca i odzierająca z patosu: bo można bezkarnie bić i rabować Żydów! Opis gwałtu, przy tym antysemickim i bandyckim zachowaniu kompaniona, na pewno rzuca inne światło na wyidealizowany obraz polskiego żołnierza czasów wojny z bolszewikami.
Dla tych, którzy wyrobili sobie dość wyidealizowany obraz Marszałka ciężką chwilą będzie to, co Marcin Szymaniak pisze o życiu prywatnym. Nie bardzo rozumiem czemu te wątki mają tutaj służyć? Chyba, że to spojrzenie na zwykłego człowieka Józefa Piłsudskiego, z jego słabościami i... seksualnością. Szkoda, że nie podaje cytatów owych politycznych wrogów, którzy kolportowali plotki o kochankach, związku z Teresą Perl. Nie wiem czy nawet w popularnym ujęciu onych spraw odżyłbym się na określenie: kochanica! I powtarza ten zwrot w innym miejscu! Ależ ja wspominam swoim uczniom o związku z Aleksandra Szczerbińską, ale raczej używam określenia "kochanka". Konkubina, spłodzenia córek? - trochę to jednak niesmaczne. Wiem, że prawdziwe. Ale czy dla fabuły tej książki niezbędne? Podyskutowałbym o tym z Autorem. Na otarcie łez mamy ciekawy fragment listu do Aleksandry Szczerbińskiej.
Śledzimy los m. in. Marii Zdziarskiej. I tu dopiero zaskoczenie, bo sanitariusz kobieta (tak, sanitariuszka), to trudno do zdzierżenia nawet dla wojskowych lekarzy? No, można ze zdziwienia przecierać oczy. Przy okazji poznajemy inne, oddane sprawie dziewczyny/kobiety: "...Maria Vetulani zaciągnęła się do szeregów, przedstawiając się jako student Ipohorski, [...] Julia Kowalska występowała pod nazwiskiem Laskowski". Ciekawe, że "...dowódcy często patrzą przez palce na te zawzięte ochotniczki i udają, że niczego sie nie domyślają". Zgrozą przejmują sceny szpitalne, które odnajdujemy na kolejnych stronach książki, a które rozrywały się na oczach Marii.
"Od czasów Chocimia naród polski takiego triumfu nie przeżywał. Zwycięski pochód na kijów dał narodowi poczucie siły, wzmocnił wiarę w wolną przyszłość" - zacytowano powitanie Marszałka w Warszawie przez marszałka Sejmu, Wojciecha Trąmpczyńskiego. Czy uchodzi w takiej chwili określić to wystąpienie: pianiem? Panie Autorze czy to zamierzona ironia czy o co tu chodzi?! Jako belfer z 36-letnim stażem pracy z młodzieżą stawiam veto takiemu przedstawianiu faktów. Nie podoba się przemówienie? To trzeba było go nie wkładać do narracji. Ta na pewno by na tym nie straciła. A tak mamy co? Pasztet? Niewybredny żarcik?...
Żałować należy, że nie skorzystano z okazji, aby dać próbkę propagandowej roboty Diemjana Biednego. Jeden ze sztandarowych poetów bolszewickich miał "...wierszami lepiej rozpalić nienawiść do polskich panów, niż my artykułami". To towarzysz Karol Radek, ale myśl, aby sięgnąć po ludzi pióra wyjść miała od samego Lwa Trockiego. Tego na szczęście zacytowano: "Trzeba wciągnąć do tej pracy poetów. [...] Trzeba wciągnąć kompozytorów, zamówić u nich muzyczne zwycięstwo międzynarodówki nad melodią polskiego szowinizmu". Jest za to próbka prozy niejakiego Tadeusza Radwańskiego. Spotykamy tu po raz kolejny J. Marchlewskiego i poznajemy jego zaangażowanie do wojny z macierzystą Polską. Aż się prosi, aby w tym właśnie momencie (stronie) pojawiła się fotografia komfronta Michaiła Tuchaczewskiego (Михаилa Николаевичa Тухачевскoго), ale jej tu nie ma. Jest za to bolszewicki plakat propagandowy. Czy naprawdę wierzymy, że każdy wie, jak wyglądał "czerwony Napoleon"?
Obraz frontowego szpitala może wywołać szok? To znowu jeden z tych epizodów wojny, który ginie w wielu publikacjach. To fragment wojennych losów Zbigniewa Karłowskiego i jego smutnych doświadczeń: "Na sali ciągle ktoś umiera; nieboszczycy leżą całymi godzinami na posłaniach, nie ma komu ich wynieść. [...] Po śmierci regulaminowo ubiera się zmarłego w mundur, ale w szpitalnej «trupiarni» nieboszczycy są permanentnie obdzierani do naga. Ubranie ma zbyt dużą wartość, by pozwolić na zakopanie go z ciałem". Zachowanie pielęgniarzy przeraża: okradanie zmarłych, okrucieństwo wobec rannych. Bezlitośnie obnaża się przed nami ten wstydliwy epizod wojny. Trudno po czymś takim idealizować każdego uczestnika wojny polsko-bolszewickiej.
Z premedytacją zatrzymuję się przed bitwą warszawską (jest-że powtarzanie o... cudzie nad Wisłą?), nie ujawniam losu polskich jeńców sowieckich obozach, czy i jak opisano bitwę nad Niemnem. Słabo mi wyszło ukazywanie losów owych zwykłych ludzi? Gubią się w moim pisaniu wobec ogromu wojny? Trzeba sięgnąć po książkę. opisy są bardzo literackie, przytaczane dialogi. Szkoda, że nie opatrzono książki indeksem osób i miejsc. Ułatwiłoby to poszukiwania w tekście stosownych treści. Trudno. Nie można mieć wszystkiego. I bez tego mamy obraz wojny godny poznania, przeanalizowania. Tu i ówdzie otworzą się nam oczy (patrz podpis pod fotografią na s. 294) i dojdziemy do pewnych smutnych wniosków. I to bardzo dobrze. Książka M. Szymaniaka nie służy utrwalaniu mitologii, ale poznaniu losów żołnierzy, pielęgniarek, dowódców w wirze wojny o niepodległość.
_____________________________________
* Jakubowski D., Julian Marchlewski - bohater czy zdrajca?, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2007
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.