piątek, września 04, 2020

...na 211-t rocznicę urodzin Julisza Słowackiego - 4 IX 1809 r.

"Po ojcu odziedziczył zaród śmiertelnej, pustoszącej całą jego rodzinę, choroby: gruźlicy oraz twardy upór w dążeniu do obranego celu" - to o Juliuszu Słowackim (1809-1849). Tak zaczyna biografię poety Maria Dernałowicz, autorka m. in. "Portretu Familii". 
Nie zaliczam się do admiratorów Poety. Moje uwielbienie polskiego romantyzmu, to przede wszystkim Adam Mickiewicz (1798-1855). Starczy przejrzeć choćby ten blog, aby przekonać się, że Adama więcej niż Juliusza?

Bez wątpienia był jednym z najwybitniejszych synów Kresów (tych wileńskich). Dawno wygasły spory wokół postaci Poety, to ważenie kto wyższą winien pozycję zachować na ojczystym Panteonie: On czy Mickiewicz. Dziś to nikogo nie interesuje. Odbiór poezji, to już obecnie jakaś fanaberyczna imaginacja. Było, minęło i kropka!
Ciekawostką dla moich krajanów z województwa kujawsko-pomorskiego  powinien być fakt, że Juliusz zadurzył się w pannie Ludwice Śniadeckiej, córce profesora Jędrzeja, urodzonego w Rydlewie koło  Żnina. To o tej pannie pisał: "Widziałem, że się mocniej kochać zaczęła w W., który był w Wilnie... dręczyło mnie to... tym bardziej, kiedy Lud pierwszy raz jednego wieczora mówiąc do mnie, zamiast Julku jak dotychczas, nazwała mnie panem". Marzyło się posiąść pannę profesorównę? Za wysokie progi nawet dla kogoś, kto pieczętował się Leliwą. Taka już przypadłość romantyków: kochać bez wzajemności, bez szansy na bycie ze swoją bogdanką? Tak było wszak i z Adamem Mickiewiczem (patrz: Maryla Wereszczakówna), ale i wiele lat wcześniej innego syna Kresów (tych wileńskich) takie amory dopadły: Tadeusza Kościuszkę (patrz Ludwika Sosnowska).
Na okoliczność urodzin Wieszcza przypominam wiersz znamienity i ważny. Nie tylko w życiu  jego Autora, ale i historii polskiej literatury. "Testament mój". Mało trafny wybór? Że to urodziny, a ja zajeżdżam... testamentem? Taka przewrotność.


Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami,
Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny,
Dziś was rzucam i dalej idę w cień – z duchami –
A jak gdyby tu szczęście było – idę smętny.

Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica
Ani dla mojej lutni, ani dla imienia –
Imię moje tak przeszło jako błyskawica
I będzie jak dźwięk pusty trwać przez pokolenia.

Lecz wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie,
Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode;
A póki okręt walczył – siedziałem na maszcie,
A gdy tonął – z okrętem poszedłem pod wodę…

Ale kiedyś – o smętnych losach zadumany
Mojej biednej ojczyzny – przyzna, kto szlachetny,
Że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany,
Lecz świetnościami dawnych moich przodków świetny.

Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą
I biedne serce moje spalą w aloesie,
I tej, która mi dała to serce, oddadzą –
Tak się matkom wypłaca świat, gdy proch odniesie…

Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb – oraz własną biedę:
Jeżeli będę duchem, to się im pokażę,
Jeżeli Bóg [mię] uwolni od męki – nie przyjdę…

Lecz zaklinam – niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!…

Co do mnie – ja zostawiam maleńką tu drużbę
Tych, co mogli pokochać serce moje dumne;
Znać, że srogą spełniłem, twardą bożą służbę
I zgodziłem się tu mieć – niepłakaną trumnę.

Kto drugi tak bez świata oklasków się zgodzi
Iść… taką obojętność, jak ja, mieć dla świata?
Być sternikiem duchami napełnionej łodzi,
I tak cicho odlecieć, jak duch, gdy odlata?

Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mi żywemu na nic… tylko czoło zdobi;
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna
Aż was, zjadacze chleba – w aniołów przerobi.

 

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.