czwartek, lipca 30, 2020
Wędrówki z Jerzykiem - część I pt. "... a w Radzyniu stoi zamek!"
...a w Radzyniu stoi zamek!
Potężna ruina. Ślad krzyżackiego bytowania na ziemi chełmińskiej. Trudno nie wpaść w stan zachwytu. Nie pierwsza to moja bytność w tym magicznym miejscu. Już się ekscytuję? Bo to naprawdę cudowne i godne odwiedzenia zamczysko. Jeśli mnie ktoś pyta (a pytają!) jak zainteresować dziecko historią, to proszę bardzo. Oto sposobność! Wycieczka. Zabrać potomstwo, znajomych, krewnych i koniecznie odwiedzić Radzyń Chełmiński! Tak wiele lat temu zrobiłem z moim Synem. Teraz zabrałem tam starszego mego wnuka Jerzego (lat 7). Zanim ruszymy ku miejscu przeznaczenia należy odrobić lekcję! Wychodzi ze mnie niepoprawny belfer? Nic to. Tak już ze mną jest.
Przygotowanie do wyjazdu, to nie tylko uzupełnienie paliwa w baku (jeśli korzystamy z własnego transportu samochodowego), zrobienie bułek z serem a może i jajko na twardo, ba! zapas wody. koniecznie sprawdzamy czy zabierany aparat fotograficzny jest naładowany, a karta pamięci pusta. Nastawiamy się przecież na plener historyczno-wakacyjny. I najważniejszy z obowiązków: oglądamy urokliwy, czarno-biały serial TVP: "Samochodzik i templariusze" w reżyserii Huberta Drapelli, z niezapomnianymi kreacjami S. Mikulskiego, E. Szykulskiej, M. Szewczyka, T. Gwiazdowskiego, G. Marzec czy S. Milskiego (w epizodach choćby D. Szaflarska, A. Janowska, J. Tesarz i L. Ordon). Ja tak właśnie zrobiłem. W poniedziałek 13 lipca było serialu oglądanie (najlepiej wszystkich pięciu odcinków), a we wtorek 14 tego miesiąca (w wigilię święta Rozesłania Apostołów) wyjazd.
Przygotowanie do wyjazdu, to nie tylko uzupełnienie paliwa w baku (jeśli korzystamy z własnego transportu samochodowego), zrobienie bułek z serem a może i jajko na twardo, ba! zapas wody. koniecznie sprawdzamy czy zabierany aparat fotograficzny jest naładowany, a karta pamięci pusta. Nastawiamy się przecież na plener historyczno-wakacyjny. I najważniejszy z obowiązków: oglądamy urokliwy, czarno-biały serial TVP: "Samochodzik i templariusze" w reżyserii Huberta Drapelli, z niezapomnianymi kreacjami S. Mikulskiego, E. Szykulskiej, M. Szewczyka, T. Gwiazdowskiego, G. Marzec czy S. Milskiego (w epizodach choćby D. Szaflarska, A. Janowska, J. Tesarz i L. Ordon). Ja tak właśnie zrobiłem. W poniedziałek 13 lipca było serialu oglądanie (najlepiej wszystkich pięciu odcinków), a we wtorek 14 tego miesiąca (w wigilię święta Rozesłania Apostołów) wyjazd.
Plan dość oczywisty: poznać największą ruinę zamku krzyżackiego ziemi chełmińskiej. Ale po obejrzeniu serialu pytania same cisną się na usta: czy uda się nam w dzień upalny zamoczyć stopy w jeziorze, na którym Iwona zatopiła żaglówkę? gdzie stał namiot "Brodacza"? No i kolejna ważność ekspedycji: czy zachowały się znaki, jakie ów wyrył na murach średniowiecznej warowni?
Z Bydgoszczy GPS prowadzi opłotkami. Młody poszukiwacz przygód (czytaj: mój wnuk Jerzyk) już się niecierpliwi. Wygląda. Wypatruje. Niczym pan Maluśkiewicz wieloryba. A zamku jak nie ma, tak nie ma. Już nawet dworuje sobie z dziadka, że tylko pola, bociany i totalne bezzamcze. Przed laty była podróż z papierową mapą i pilotowanie przez mego Syna. I trasa inna: przez Bierzgłowo, Łubiankę, Biskupice, Kończewice, Chełmżę, Papowo Biskupie. Tym razem szlak wytyczono przez Unisław.
Ulga pojawia się w skołatanych zwątpieniem sercach, kiedy wreszcie na zielonej tablicy pojawia się magiczny napis: RADZYŃ CHEŁMIŃSKI. Jaka ulga. Radość za kilometrów kilkanaście, kiedy na horyzoncie pojawia się dzieło murarzy sprzed wieków! "Zamek w Radzyniu [...] był wybitnym osiągnięciem zakonnej architektury militarnej w średniowieczu; jednym z pierwszych «klasycznych» zamków konwentualnych, regularnych. Stanowił trójczłonowe założenie obronne, składające się z zamku wysokiego i dwóch podzamczy" - cytuję Janusza Bieszka*. Pierwsze zaskoczenie, jakie ciśnie się na usta bystrego obserwatora (czytaj: mego wnuka Jerzyka): nie ma jeziora!
Można oczy przecierać ze zdziwienia. niezbyt mocno, bo pozbawimy się przyjemności innych wizualnych doznań. Ogrom ruiny robi wrażenie. Tak, dech zapiera. Nie tylko w siedmiolatku. To samo odczuwałem, kiedy zjawiałem się tu po raz pierwszy latem 2002 r. Tylko, że wtedy nasza (z Synem, obecnie lat 32) peregrynacja dotarła pod Grunwald! Tu plan został zredukowany do poziomu i zainteresowania abiturienta przedszkola. I bez tego były: achy! i ochy!... Cel osiągnąłem: stan zachwycenia w 100 %!
Na szczęście pani w zamku już była świadoma, że może spotkać kolejnego zainteresowanego znakami templariuszy. Mego Wnuka nie trzeba przekonywać do tego, aby mówić. Problemem jest wyłączyć Jego gadulstwo. Stwórca w swej dobroci nie przewidział wyłącznika. Stąd od razu było poinformowanie pani/kasjerki/przewodniczki, że oglądał z dziadkiem (czyli ze mną) film, wszystko wie o panu Tomaszu. No i padło magiczne określenie "Brodacz". Tym, którzy z jakichś powodów serialu nigdy nie widzieli (co wydaje się bardzo dziwne) w tegoż wcielił się J. Tesarz (aktor zmarł 3 stycznia bieżącego roku) i był sprawcą pojawienia się magicznych znaków na ścianach zamczyska. Pani/kasjerka/przewodniczka zastosowała bardzo wychowawczy zabieg: poinformowała, że gdzieś tu (pokazała na okalające mury) i w podziemiach są zachowane owe znaki. Nie odebrała frajdy ich odnalezienia! Ile było zachwytu: jest! jest! Trochę podpowiedziano nam, że jest ściana, na która wdrapał się serialowy pan Tomasz, czyli S. Mikulski.
Podziemia. Chłód. Mrok. Tajemniczość. Rekwizyty, które na szczęście nie będąc eksponatami z epoki mogły trafić w ręce młodego poszukiwacza skarbów! Bardzo szybko Jerzyk przekonał się, jak bardzo niewygodny (czytaj: ciężki) to rynsztunek. Hełm garnczkowy, kapalin, miecz, kusza, maczugi czy dzida wcale do przyjemnych nie należały. Ciekawość jednak brała, aby wypróbować każdy rodzaj. Poczuć się, jak średniowieczny wojownik. Stąd wizyta w podziemiach była dwukrotna. I sesja fotograficzna też.
Zaskoczeniem dla 7-letniego odkrywcy była sala... tortur. Należało w ogóle wyjaśnić, co to takiego owe "tortury" i po co je stosowano. Wyobraźnia Jerzyka jednak nie ogarniała tego, że ktoś mógł chcieć komuś zadać ból tylko dlatego, aby ów zdradził jakąś tajemnicę. Ta prostolinijność dorastającego młodego człowieka jest godna zazdrości. Tak szybko wyzbywamy się jej. Na szczęście nie chciał wiedzieć czemu służył wbity w pień topór.
"Zamek wysoki, zbudowany z cegły i kamiennych fundamentów na planie prawie idealnego kwadratu (52,8x52,1 m), otoczony był szerokim parchamem (12 m) z murem oporowym fosy, szerokiej na 20 m. Mur był wokół zamku. Posiadał cztery skrzydła, kilkukondygnacyjne, podpiwniczone z dziedzińcem i studnią pośrodku oraz na rogach - cztery wysokie (36 m), kwadratowe wieżyczki wysunięte poza lico murów i zwieńczone krenelażem z murowanym stożkiem" - można sięgnąć po ten opis. Co z tego ostało się do XXI w.? I tak uważam, że wiele. Zakładając, że od początku XIX w. trwała rozbiórka murów, budowanie z nich innych gmachów Radzynia Chełmińskiego, to i tak mamy co podziwiać. Przede wszystkim winniśmy jednak wdzięczność ówczesnym mieszkańcom (pod zaborem pruskim była to miejscowość: Rheden), że włączyło się w ich sercach i umysłach myślenie historyczne. Uratowali zamek przed całkowitym rozebraniem. Tak stało się z zamkiem Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy (ówczesny Bromberg) na początku XX w.
Ech te mury! Przy moich 191 cm i skutkach pandemicznego bycia przed ekranem monitora (więcej mnie kilogramowo) zdobycie wież okazało się porażką. Dla mej żony (164 cm) i Jerzego mały pikuś! Chodzi przede wszystkim o zwieńczenie wejść na owe 36 metrów. Tym razem nie spojrzałem na Radzyń i okolice z tej maksymalnej wysokości. A i bez tego kilka stuknięć w sufity zaliczyłem. Na szczęście czapka (a na jej czubku... guzik) ratowała przed oskalpowaniem. Ostrzegam jednak wszystkich, co mego wzrostu są i powyżej pewnej wagi: nie dla was wieże Radzynia! Cieszyłem się, że Wnuk może być i oglądać panoramę korzystając ze swej lornetki!
Kaplica i ruiny refektarza, to miejsce na oddech. Nigdy nie pozbędę się dziecięcego zachwytu jak oni to budowali! Nie było dźwigów i innych technicznych udogodnień, a jednak takie dzieła wyrastały na ziemi chełmińskiej, stworzyły sieć obronną Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie w ziemi chełmińskiej. Bydgoszczaninowi starczy pokonać most na Wiśle w Fordonie, aby stanąć w krainie, która przed wiekami Konrad I Mazowiecki ofiarował Krzyżakom. Swoją drogą ciekawe, gdzie wypalono tyle cegieł? Ilu murarzy, cieśli, dekarzy musiało pracować na planie owego idealnego kwadratu. "...nie jest znana dokładna data rozpoczęcia budowy zamku murowanego. Wydaje się właściwe przyjęcie daty około 1280 roku. Zakończenie budowy nastąpiło około 1329 roku" - czytamy w wykorzystywanej tu monografii. Okazuje się, że historia Radzynia sięga dalej niż krzyżackiej lokacji. "Według Długosza, w 1015 roku w Radzyniu był Bolesław Chrobry, zdążający tędy nad Osę, w której koryto wbijano ponoć dębowe bale dla wytyczenia granic przedkrzyżackiej ziemi chełmińskiej (nazwa pobliskiej wsi Słup ma być pamiątka tamtych wydarzeń" - taką informację znajdujemy w popularnym przed laty przewodniku turystycznym**. A jakże w historię zamku wpisał się rok 1410, ale i działania wojenne Gustawa II Adolfa w 1628, które obróciły zamek w ruinę.
Oczywiście był zakup na zamku! Miecz! I ciągłe wracanie do serialu. Moje pisanie/wspominanie też ociera sie przecież o niego. Bałem się, że czarno-biały film nie przykuje uwagi 7-latka. Mea culpa! - pomyliłem się. Nie dość na tym. Nie skończyło się na pierwszym odcinku. Była całość. Wszystkie pięć! I pozostanie wspomnienie. A dla dziadka (czytaj: dla mnie) spełnienie zadania: zainteresować, pokazać. Na tym nie skończyło się zamkowe oglądanie. W drodze powrotnej było Papowo Biskupie (tak, to tu urodziła się pani Irena Santor, ba! w 1930 r. sporządzono akt urodzenia mego śp. Teścia). oraz Bierzgłowo. Te wizyty zostawiam na kolejny odcinek nowego cyklu pt. "Wędrówki z Jerzykiem....".
________________________
* Bieszk J., Zamki państwa krzyżackiego w Polsce, Bellona, Warszawa 2010, s. 38-39 i d.
** Antkowiak W., Lamparski P., Zamki i strażnice krzyżackie ziemi chełmińskiej, Graffiti BC, Toruń 2000, s. 85
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.