wtorek, lipca 14, 2020

Tryptyk grunwaldzki - 01 - oto są dwa nagie miecze...

"Prześwietna Księżno, znakomita a nam wielce miła Małżonko Nasza! Od naszego z Wami rozstania zawsze i nieprzerwanie Stworzyciel nieba i ziemi nas i ludzi naszych miłosierdziem swym i łaskawością darzył i w dobrym zachował zdrowiu" -  chciałbym widzieć tę scenę. Król Władysław II Jagiełło (1386-1434) w swoim namiocie jakiemuś skrybie dyktuje list do małżonki, Anny Cylejskiej (wnuczki wielkiego Kazimierza III). A może tylko czeka, aż ten zmęczy pismo i je ozdobi swoją pieczęcią. Był-że Jagiełło takim erudytą?
Bez względu kto składał słowa jest to list króla do królowej. Zaraz po grunwaldzkiej wiktorii powstały.  Tym listem mamy przedsmak tego, co będzie tworzył JKM Jan III Sobieski (1674-1796) do swej ukochanej Marysieńki (Marii Kazimiery de La Grange d'Arquien). Miła sercu lektura? Nie jest to jakieś obszerne pisanie. Dziś zajęłoby arkusz A-4.
"...we wtorek, w święto Rozesłania apostołów, mistrz krzyżacki z całą swoja potęgą do wojsk naszych się zbliżył, walkę z nami pragnąc rozpocząć, gdy my właśnie słuchaliśmy mszy świętej. Tej do końca pobożnie wysłuchawszy z całym wojskiem naszym, na pole bitwy weszliśmy, gdzie szyki sprawiwszy i rozmieściwszy, jęliśmy sposobić się do boju" - relacja z pierwszej ręki? Bezcenność. Znane są jakieś wcześniejsze listy Ich Królewskich Mści do siebie? Nie spotkałem się z takimi.Tym bardziej cenię sobie ten dokument.
Wiemy na co królowi było odprawianie mszy. Dwóch mszy. Nie o pobożność tu chodziło, ani skruszenie lutego przeciwnika. Jagiełło czekał nadejścia wszystkich chorągwi. Kiedy Krzyżacy po próżnicy stali zakuci w stal JKM odwlekał moment ataku. Wiemy, czym się to skończyło. Ktoś podszepnął wielkiemu mistrzowi Ulrichowi von Jungingenowi, co by posłał heroldów do obozu Jagiełły i jego stryjecznego brata: "...mistrz krzyżacki i marszałek przez swoich heroldów nam i prześwietnemu książęciu Witoldowi, bratu naszemu najdroższemu, dwa miecze śle [...]". To tu znajdujemy ową słynną zdań wymianę, chyba najwierniejsza oryginałowi. Jeden z wysłanników rzekł był: "Wiedzcie królu i Witoldzie, że tej godziny bitwę z wami stoczymy, te zaś miecze wam ku pomocy w darze ofiarowujemy. Pozwólcie więc nam wybrać to właśnie miejsce na bitwę, albo też samo wybierzcie!". Odpada buta, w która nam kazała wierzyć literatura. Nie ma też wzmianki, jakie barwy oni wysłannicy nosili. 
Szerzej ową mowę odnotował Jan Długosz (rocznik 1415). Skąd czerpał szczegóły? Zali tylko z opowieści swego protektora biskupa Zbigniewa z Oleśnicy? Był-że ów u boku Najjaśniejszego Monarchy na słynnym wzgórzu. Oto, jak kronikarz tę mowę oddał: "Najjaśniejszy królu! Wielki mistrz pruski Ulryk posyła tobie i twojemu bratu (pominęli imię Aleksander i tytuł księcia) przez nas tu obecnych posłów dwa miecze, ku pomocy, byś z  nimi i jego wojskami mniej się ociągał i odważniej, niż to okazujesz, walczył a także żebyś się dalej nie chował i pozostając dalej w lasach i gajach, nie odwlekał dalej walki. Jeżeli zaś uważasz, że masz zbyt ciasną przestrzeń od rozwinięcia szeregów, mistrz pruski Ulrych, by cie przynęcić do walki, ustąpi ci, jak daleko chcesz, z równiny, którą zajął swoim wojskiem, albo wreszcie wybierz jakiekolwiek pole bitwy, byś tylko dalej nie odwlekał walki"**. Zdecydowanie obszerniej.
Sam Jagiełło do Anny przekazał, co odpowiedział: "Miecze, któreście nam przysłali, przyjmujemy i w imię Chrystusa, co karki pyszne zgina, walczyć z wami będziemy, lecz miejsca walki wskazać wam ani nie umiemy, ani nie chcemy, bitwę zaś z wami stoczymy w miejscu , które Bóg wszechmogący dać nam raczy". Krótko.
Widać dla Jana Długosza było zbyt krótko, skoro w jego "Kronice..." to już oracja: "Chociaż - rzecze - nie potrzebuję mieczów moich wrogów, bo mam w mym wojsku wystarczającą ich ilość, w imię Boga jednak dla uzyskania większej mocy, opieki i obrony w mej słusznej sprawie przyjmuję te dwa miecze przyniesione przez wrogów pragnących krwi i zguby mojej i mego wojska". Wymienienie święci mogliby stać się ozdoba nie jednego katechizmu. Król się oddaje w ich protekcję. Dalej, według Długosza, miał mówić: "Cofnąłbym wyciągniętą do walki rękę nawet teraz, chociaż wodze, że niebo tymi mieczami, któreście przynieśli, najwyraźniej wróży mi zwycięstwo w walce. Nie pretenduję zaś wcale do wyboru pola bitwy, ale jako przystało chrześcijaninowi i chrześcijańskiemu królowi, zostawiam to Bogu, pragnąc mieć takie miejsce do walki i taki wynik wojny, jak w dniu dzisiejszym wyznaczy mi Boże miłosierdzie i los, ufając, że niebo położy kres zawziętości krzyżackiej tak, że dzięki temu zostaje pokonana- w tej chwili i na przyszłość - ich tak niegodziwa i nie do zniesienia ich pycha". Król zdawał się na niebiańską protekcję. Kończy się owa mowa słowami: "Na polu bowiem, które depczemy, na którym trzeba stoczyć walkę, wspólny i sprawiedliwy  sędzia wojny Mars zetrze i upokorzy zuchwalstwo moich wrogów, co wynosi się aż ponad niebo. Spodziewam się, że w obecnym starciu Bóg przyjdzie z pomocą mnie i mojemu wojsku". Tyle tym razem J. Długosz. 
Król do królowej Anny pisał dalej: "Zaczym bez zwłoki, wojska, jako się rzekło, mając już uszykowane, rozpoczęliśmy bój, w którym wśród niezliczonych ubitych, sami zaś bardzo nieznaczne mając starty (nie dzięki naszej potędze ani wojsk liczebności, lecz jedynie dzięki mocy i dobroci Boga, który oby zawsze nas powodzeniem darzyć raczył), pomienionych wielkiego mistrza i marszałka, Schwratzenburga, i elbląskiego i wielu innych komturów krzyżackich usiekliśmy, innych do ucieczki zmusiliśmy i we własnej osobie ścigać zaczęli". List musiał być sensacją na Wawelu. Goniec (-cowie) gnali ku Krakowi, aby uspokoić Najjaśniejszą Królowę? A potem było głośne nowin czytanie? Czy królowa zamknęła się w swoich komnatach? Umiała-że Anna Cylejska czytać? Nie wiem. Poznawała na pewno szczegóły tej niezwykłej batalii, która sprawiła się między wsiami Grunwald, Łodwigowo-Stębark. Ile dni trwało pokonanie drogi spod Dąbrówna, gdzie król stał z wojskiem, na Wawel? Nie wiem. 
Nie oszczędzał monarcha pewnych brutalnych (na pewno w naszych oczach) szczegółów: "Dwie mile byli ścigani, a uciekając w jeziorach i rzekach, które stały na drodze ich ucieczki, w ogromnej liczbie potonęli, innych zaś zabito, tak iż bardzo niewielu uszło". Z ważnych jeńców wymienia: Konrada VII Białego (Oleśnickiego zwanego Młodszym) i Kazimierza V Szczecińskiego. Obu na swoim monumentalnym obrazie uwiecznił mistrz Jan Matejko. To Konrad pada z koniem w samym centrum obrazu, przed gnającym przed siebie wielkim księciem Witoldem Kiejstutowiczem (Aleksander). Kazimierza widzimy, jak naciera nań Jakub Skarbek z Góry. 


_________________________________
* cytat za Grunwald 550 lat chwały, opracowali J. St. Kopczewski, M. Siuchniński, Państwowe Zakłady Wydawnictw Szkolnych, Warszawa 1961; całość s. 57-59
**  http://staropolska.pl/sredniowiecze/dziejopisarstwo/Dlugosz_02.html (data dostępu 21 V 2020)

Brak komentarzy: